MAGDA
- Zatrzymaj się.- poprosiłam go a on bez słowa
spełnił moją prośbę i zjechał na bok gasząc silnik.
- Harry, dobrze wiesz że cię kocham, przecież to
nie jest twoja wina, mógłbyś na mnie popatrzyć?- odwrócił się i wreszcie na
mnie spojrzał.- Czego się spodziewałeś? Że cię zostawię? Kotku, przechodziliśmy
już przez to, poradzę sobie nie martw się tak. Wyjaśnisz wszystkim co się
stało. Przecież nie mogą sądzić że wszystkich oszukałeś. Udawałbyś przez tyle
czasu ból? Przecież wszyscy dobrze widzieli jak się zachowujesz, co czujesz. –
położyłam moją dłoń na jego kolanie, odpięłam pas i przysunęłam się bliżej
niego po czym go przytuliłam.- Nie ma się czym przejmować, zapomnij o tym,
zajmiemy się tym jak wrócimy, ok?
- Kocham cie. – szepnął mi do ucha zagłębiając
twarz w moich włosach.- Cieszę się że cię mam.
- Od razu lepiej, trzeba było mi powiedzieć
wcześniej a nie męczyć się z tym tyle czasu.
- Bałem się twojej reakcji. Jedziemy?
- Mm.
Teraz to już zapomniałam o tej sytuacji wcześniej,
ale męczy mnie to jak zareaguje jego mama. Nie widziałyśmy się rok, a jeśli
uzna że przeze mnie Harry cierpiał tak długo? Boję się. Bardzo boję.
Harry uśmiechnięty śpiewa już od godziny. To
znaczy nie żeby jego głos mnie denerwował, bo wszyscy wiemy jak on śpiewa ale
ja tu się denerwuję a on taki wesoły.
- Meguś, rozchmurz się trochę, zaśpiewaj ze mną.
- Nie mam ochoty.- Harry ściszył radio i spojrzał
a mnie. Eh, szykuje się rozmowa.
- Kotek, co znowu się stało?
- No bo, co jeśli twoja mama nie będzie chciała
mnie nawet widzieć?
- Masz gorączkę? Ona od rana na nas czeka. Robin
nawet nie poszedł do pracy, żeby się z tobą zobaczyć. Moja mama traktuje cię
jak własną córkę, więc niby dlaczego miałaby nie chcieć cię widzieć?
- Bo przeze mnie cierpiałeś cały rok.
- Meggi, zwariowałaś? To nie twoja wina. Wcześniej
mówiłaś mi to samo a teraz mam to mówić tobie? Kochanie, proszę, nie obwiniaj
się co? Jesteś moim skarbem, kocham cię i mama o tym wie. Ona cię uwielbia-
zaśmiał się pod nosem- Bardziej niż mnie. Tak w ogóle to się uśmiechnij bo mama
nas obserwuje.- co? O czym on mówi. Spojrzałam przez okno i dostrzegłam, że już
nie jedziemy, tylko jesteśmy przed domem Harrego. Jezu, a my jak idioci
siedzieliśmy w samochodzie. Otworzyłam powoli drzwi i ruszyłam w kierunku jego
mamy. To ona pierwsza do mnie podbiegła i przytuliła.
- Meggi, słońce, jak dobrze że wróciłaś.
- Też się cieszę. Harry weź nasze walizki.- powiedziałam
wchodząc do domu. Usiadłyśmy na kanapie.
- Chcesz coś do picia?
- Nie, nie rób sobie kłopotu.
- No dobrze, to mów co tam u was? Jak sobie
radzicie?
- W porządku, staramy się od nowa zbudować to co
mieliśmy.- uśmiechnęłam się do Ann. Do pokoju wpadł Harry ciągnąc za sobą dwie
walizki. Na ramieniu trzymał jeszcze moja torebkę której najwidoczniej
zapomniałam. Ja jak i jego mama zaczęłyśmy się z niego śmiać.
- Bardzo śmieszne, zostawiłyście mnie tam samego z
tym wszystkim, dzięki za pomoc kochanie.- powiedział i ruszył zostawiając jedną
z walizek na dole schodów. Ale spokojnie, wrócił po nią po chwili. Ja się
wciągnęłam w rozmowę z mamą, opowiadałam jej o wszystkim co się u mnie działo,
dlaczego to wszystko się wydarzyło. Po godzinie rozmowy zaproponowałam że
pomogę jej zrobić coś do jedzenia. Weszłyśmy do kuchni gdzie przy stole
siedział Harry. Pocałowałam go w policzek oplatając moje ręce wokół jego szyi.
- Dlaczego sam tu siedzisz?
- Bo mnie olałyście i same sobie plotkowałyście.-
rzucił naburmuszony.
- Oj no nie złość się.- nachyliłam się bardziej i
cmoknęłam jego usta. Ten pociągnął mnie do siebie i posadził na swoich
kolanach.
- Synku nie przy stole.- upomniała nas mama
wchodząca do kuchni.- Później się nią nacieszysz.
- Mamo, rok. Cały rok się nie widzieliśmy, wiesz
ile to jest?- powiedział przytulając mnie mocniej do siebie.
- No już dobra, to wy idźcie na jakiś spacer albo
gdzie tam chcecie a ja zrobię kolację. Gemma ma przyjechać.
- Ale może trzeba ci pomóc.
- Nie nie, mama ma rację. Meggi idziemy się przejść.
– nie miałam nawet czasu żeby zaprotestować bo Harry wyciągnął mnie na
podwórko. Trzymał mocno moją dłoń uśmiechając się sam do siebie.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz, pokażę ci coś.
- Jasne, prowadź mój rycerzu.- Hazz zatrzymał się
jednak i kucnął trochę przede mną.
- Wskakuj.
- No na pewno, zgłupiałeś.
- No wskakuj mała.- to wcale nie takie proste siedzieć
na jego ramionach. Miałam niezły problem z tym żeby tam wyjść. Ludzie się
dziwni na nas patrzyli, choć jestem przekonana że znali Harrego.
Miejsce w które mnie zaprowadził na pewno nie było
miejscem którego się spodziewałam. Byliśmy … gdzie? Nie wiem. Jakiś opuszczony
budynek, żywej duszy w pobliżu nie było. Ale trzeba przyznać, to miejsce ma
swój klimat. Oparliśmy się plecami o mur, który się już w połowie rozpadł.
- To stara stacja kolejowa.- powiedział. No tak, można
się tego było domyślić, przed nami są tory.
- Dlaczego tu mnie przyprowadziłeś?
- Po pierwsze odkąd stałem się rozpoznawany to
tutaj przychodziłem. A dzisiaj też chciałem z tobą być w takim miejscu gdzie
będziemy tylko my i nikt nam przeszkadzał nie będzie.
Pociągnął mnie delikatnie za rękę i położył się na
torach kładąc głowę na moich kolanach. Siedziałam z założonymi na siebie nogami
bawiąc się jego włosami.
- Wiesz że kocham takie chwile.- zaczął Harry-
Kiedy jesteś dla mnie tylko ty, kiedy jesteś tylko moja.
- Masz mnie dla siebie. Zawsze będę należał tylko
do ciebie, bo to właśnie tobie oddałem moje serce.- posłałam mu uśmiech na co
on tez ukazał mi swoje dołeczki. Nachyliłam się nad nim i chwytając jego twarz
w dłonie złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Ale się romantycznie zrobiło.- mruknęłam wprost
do jego ust
- Jeszcze nie. Chodź- wyciągnął do mnie rękę i
pomógł mi wstać. – Wyskakuj na górę.- czy on chce żebym weszła na ten mur?
Zwariował chyba. – No wchodzisz czy nie?
- Wchodzę.- o Boże, przecież to chyba z trzy metry
i jakaś drabinka która wygląda jakby miała zaraz się rozpaść. Podeszłam do niej
i niepewnie i stanęłam na pierwszym szczebelku.
- Meggi, nie będziemy tu wieczność.
Powoli zaczęłam się wdrapywać wyżej. Jezu jak
wysoko. Oddychaj, wdech wydech wdech wydech. Usłyszałam jego śmiech, no zabiję
zaraz! To wcale nie takie proste kiedy znajduję się tak wysoko a ta cholerna
drabina się chwieje. Ściągnijcie mnie stąd!
- Hazz przymknij się.
- Trzęsiesz się jak galaretka.
- Zaraz spadnę i się zabiję, zobaczysz!
- Kotku, nie panikuj, jesteś już prawie na górze.
- Prawie! Prawie, a kura to prawie orzeł wiesz!
Nie mam pojęcia jakim sposobem znalazłam się na
szczycie tego muru. Ale przyznam że opłacało się przeżywać te męki. Widok był
zniewalający. Rzeka, niewielka ale jednak rzeka i słońce gdzieś nad horyzontem
które zaróżowiło niebo. Za rzeką rozciągały się drzewa a dalej niewielkie
wzniesienia, nieduże góry. Po prostu czułam się tak jakbym wcale za plecami nie
miała miasta. A tak właśnie było. Z drugiej strony rozciągała się panorama
Holmes Chapel. Jednak ja wolałam patrzeć na tą przyrodniczą stronę. Nawet nie zauważyłam
że Harry siedzi już obok mnie.
- I co? Teraz bardziej romantycznie?
- Z tobą zawsze jest idealnie.- mruknęłam- Kocham
cię wiesz? Tak bardzo mocno
- Też cię kocham skarbie. Uwielbiam, cenię,
podziwiam, zachwycam się, ubóstwiam- zaczął wyliczać a ja się zaczęłam śmiać.
- Dobra dobra, trzeba się zbierać.
- Już?
- Już. Twoja mama na nas czeka. Wiesz że dawno cię
nie widziała, ja też chcę się zobaczyć z Gemmą.
- Jak chcesz, ale najpierw będziesz musiała stąd
zejść.
- Co? O nie na pewno nie. Ty schodzisz pierwszy żebyś
mógł mnie złapać jak by co.
- Jesteś moja kicią więc spadniesz na cztery
łapy.- tak, bardzo przekonujący argument Haroldzie Ugh, kiedyś mu coś zrobię,
na serio oberwie mu się jak tylko przeżyję.
- Kiedy tak w ogóle wracamy hm?- zapytałam żeby
nie myśleć o tym że wiszę na huśtającej się drabince trzy metry nad ziemią.
- Nie myśl teraz o tym, jesteśmy tu żeby trochę
odpocząć od wszystkiego. Kiedy wrócimy ja będę miał sporo pracy, musimy nagrać
nowe piosenki, więc czeka mnie praca od rana do nocy codziennie.- westchnął a
ja cudem znalazłam się na ziemi.
- Żartujesz? Myślałam że może się gdzieś wyrwiemy,
albo chociaż spędzimy czas w domu razem.
- Wiem skarbie, ale to moja praca. Wiesz o tym.
- Tak jasne. Zresztą mnie pewnie czeka to samo.-
kompletnie zapomniałam o tym że niedługo sama zacznę pracę. Ale to chyba lepsze
perspektywa niż siedzenie całymi dniami samej w domu.
- Ale w sierpniu mamy dwa tygodnie, więc wszystko
ci wynagrodzę.
- No ja myślę
HARRY
Po kilkugodzinnym spacerze wróciliśmy do mojego domu.
Trzymając się za ręce usłyszeliśmy śmiechy dobiegające z salonu. Weszliśmy do
środka gdzie zastaliśmy moją rodzinę siedzącą na kanapie. Ej ej, stop! Gemma ma
chłopaka? Wysoki, brunet, siedział na kanapie obok mojej siostry. Poczułem
mocny uścisk na swojej dłoni. Magda ściskała ją z taką siłą że omal nie
zmiażdżyła mi dłoni.