sobota, 31 maja 2014

Rozdział 83

HARRY

- Tak, tak, na pewno wpadniemy niedługo- promiennie się uśmiechnęła i jeszcze raz się uściskały. Objąłem ją w pasie, kiedy mama po raz setny podeszła do mnie i pocałowała w policzek. Pogłaskała lekko po policzku i uśmiechnęła. Prychnąłem zirytowany, ale kiedy ujrzałem jej zaszklone oczy stwierdziłem, że zachowuję się niewłaściwie. W ogóle kiedy ostatnio byłem w domu? Naprawdę wypadałoby pojechać tam.
- Trzymajcie się, zadzwonię niedługo. - pomachała nam jeszcze wsiadając do samochodu Robina. Kiedy tylko zniknęli nam z oczu, Meggi wskoczyła na mnie, zaplatając nogi na moich biodrach. Cmoknęła mnie w usta i zupełnie roześmiana oparła głowę na moim ramieniu.
- Wiesz, że gdyby nie było nikogo w domu, skończylibyśmy to co zaczęliśmy wcześniej?- zachichotała szczypiąc mnie delikatnie w tyłek.
- Zdajesz sobie sprawę z tego że jestem skłonny ich wszystkich wywalić?
- Nie zrobisz tego.
- Żebyś się nie zdziwiła.- otworzyła nam drzwi i weszliśmy do środka, właściwie to ja wszedłem. Postawiłem ją na nogach i przycisnąłem do ściany. Złączyłem nasze usta w pocałunku, który był odrobinę łapczywy. Dobra był cholernie namiętny i na pewno prowadziłby do czegoś więcej. Tylko jest mały problem. Nie mieszkamy teraz sami.
- Ekhm.- Liam oczywiście nie mógł sobie wybrać bardziej odpowiedniejszego momentu! Jezus, czy ja tak wiele od nich wymagam? Chcę sobie pobyć z własną dziewczyną sam na sam w naszym własnym domu!! Nie żebym miał coś przeciwko ich mieszkaniu tutaj, to nawet całkiem fajne, czujemy się jak kiedyś, ale, kurde nie można nawet się pocałować bo od razu ci przerywają. - Wy tak zawsze się zachowywaliście kiedy mieszkaliście tu sami? - Oj, chłopie, nie chcesz wiedzieć co bym jej teraz robił, gdybyśmy byli sami.
- Nie- Meg się roześmiała, zapewne mając na myśli to co ja mam. - Przeważnie robimy ciekawsze rzeczy.
- Yhyym dobra, nie chce wiedzieć. - zaczął ubierać buty, nie wiem po co. Pewnie wychodzi. - Tylko pamiętajcie że my tu jesteśmy.
- Co za różnica?- uniosłem brwi głupkowato się uśmiechając. Moja dłoń zjechała z talii Meggi na jej tyłek. Ścisnąłem lekko pośladek, przez co Meg znowu zachichotała.
- Ja wychodzę. Miło by było, gdybym nie zastał was na kanapie w salonie w dziwnej sytuacji.
- Do Chloe? - Meg dźgnęła go w żebra ciągle się śmiejąc. Ma dziś naprawdę dobry humor.
- Tak, a co?
- Cóż, mieliśmy cię za tego najbardziej rozsądnego.- stwierdziłem. -Pożyczyć ci gumek?
- Kto powiedział że ich nie mam?- uniósł dłonie do góry zupełnie zdziwiony moim pytaniem.
- Ja, dosłownie przed chwilą.- przewróciłem oczami.- mógłbyś czasem słuchać co mówię.
- Nie widzę sensu, skoro i tak nie mówisz nic pożytecznego.
- Tak, tak, wmawiaj sobie to dalej. Po prostu moje wypowiedzi są za inteligentne jak dla ciebie i je ignorujesz bo nic nie rozumiesz. - pokiwałem głową w bezradnym geście. Cóż, ja mogę poradzić, na to, że on mnie nie rozumie. Zaproponowałem mu darmowe gumki. To nie jak te które kiedyś dostałem od mamy, to zresztą było całkiem ciekawe. Boże, myślałem że się spalę ze wstydu. Kiedy mnie pierwszy raz z Robinem przyłapali, kilka dni później odbyłem dziwną rozmowę z mamą. Dała mi prezerwatywy i poprosiła żebym się zabezpieczał i był odpowiedzialny. Boże, to było okropne. Muszę sobie gdzieś zapisać, że jak odkryję że moje dzieci mają za sobą pierwszy raz żeby nie dawać im nic takiego.
- Hazz, wcale nie dlatego nikt cię nie słucha. Ale będę tak miły i pozwolę ci myśleć że jesteś inteligentny.
- Jesteście powaleni. - Meg pokręciła tylko głową, wyplątała się z moich objęć i poszła sobie do środka.



- Nie zasypiaj.- szepnąłem cicho do jej ucha. Otworzyła oczy i na mnie spojrzała. Chwyciła moją dłoń, która gładziłem jej ramię i zaczęła się nią bawić. Leżeliśmy na kanapie, w salonie. Ona z wyłożonymi nogami na mnie, a ja bokiem, tak że mogłem ja obserwować. Nie była to dla mnie zbyt wygodna pozycja, trochę źle mi się oddychało przez moje żebra
- Przecież nie śpię.
- Jeszcze nie.- cmoknąłem jej policzek.- Co będziemy dziś robić?
- Naprawdę źle ci tutaj?
- Wiesz że nie.
- Więc siedź cicho i nie narzekaj. - puściła moją dłoń i owinęła swoje ręce wokół mojej talii. Przytuliła się przyciskając twarz do mojego torsu. Z zamkniętymi oczami dodała:- Gdzie właściwie wszystkich wywiało?
- Mam to gdzieś.- zaśmiałem się obejmując ją ramionami. - Wydaje mi się że powinienem ci wystarczać.
- Ale nie robisz nic żebym czuła się zaspokojona. Dlatego czuję potrzebę przebywania z kimś jeszcze.
- A ja czuje potrzebę lepszego spożytkowania tego czasu. I w tym planie właśnie ty jesteś moim głównym celem.- zaśmiałem się lekko muskając jej ramiona ustami
- Kochanie- westchnęła teatralnie. - Żartowałam- zaśmiała się kiedy moje ręce wylądowały pod jej bluzką.
- Ja nie.- nie zwracając uwagi na jej protesty wsunąłem dłoń pod jej bluzkę umieszczając ją na jej piersi. Wywróciła oczami ale nie zabrała mojej ręki, ani nic takiego. - Mogę go ściągnąć? - zawisłem nad nią wpatrując się z głupim uśmieszkiem w jej oczy. - Prooszę.
- Ugh! Dobra, ale bluzka zostaje! Nie chcę czuć się jak Gemma, kiedy ją złapaliśmy z Adamem. - uniosła się na rękach co pozwoliło mi bez problemu zdjąć z niej stanik. Zaśmiałem się cicho kiedy rzucałem go na ziemię tuż obok kanapy. Nie minęła sekunda a moja dłoń lekko masowała jej prawą pierś.
- Mówił ci ktoś kiedyś że jesteś nienormalny?
- Nienormalny to bym był gdybym tego nie zrobił. Poza tym nie słyszałaś że masaż piersi zwiększa ich objętość? - teraz już parsknęła śmiechem, a ja razem z nią.
- Przyznaj się, brałeś coś. - zmrużyła oczy przypatrując m się bardzo uważnie. W zamian za to przenikliwe spojrzenie mocniej ścisnąłem jej pierś przez co cicho jęknęła.
- Myszko, to czysta prawda.
- Oh już niech ci będzie. Powiedzmy że wierzę.
- A wracając do Gemmy. Dzwoniła dziś do mnie.- powiedziałem opierając głowę na jej ramieniu. - Mówiła żebyśmy do nich wpadli.
- Dziś? Nie ma mowy. Jestem zbyt leniwa.
- Ty? Wiesz, że gdybyś była smerfem, to byłabyś pracusiem a nie smerfetką prawda?
- A ty? Niby którym smerfem byś był?- otworzyła jedno oko patrząc a mnie. Matkooo jakie ona ma piękne oczy. Zresztą dziś wyglądała cudownie. Jakby sobie przykleiła uśmiech do twarzy. Tyle że jej uśmiech był naturalny, piękny.
- Ja? Oczywiście że osiłkiem. - zrobiłem naburmuszoną minę kiedy się roześmiała. Tak po prostu, w twarz. Jak ona może?
- Kotku, ty byłbyś najwyżej marudą, albo nie, ciamajdą, ooo albo śpiochem, tak, byłbyś śpiochem.
- Dzięki kochanie, naprawdę jesteś bardzo miła.
- Cóż, wolałbyś żebym skłamała?- uniosła brwi uśmiechając się nieznacznie.
- Tak, w tym przypadku zdecydowanie tak.
Nawet nie wiem kiedy wylądowała nade mną. Po prostu przełożyła nogę, i usiadła na mnie rozkrokiem. Nachyliła się tuż nad moją twarzą i delikatnie pocałowała w usta. Uśmiechnąłem się do niej, i założyłem włosy które na mnie odpadały za ucho.
- Dobrze się czujesz?- spytała marszcząc czoło.
- W jakim sensie?
- W normalnym. Bolą cię jeszcze żebra, noga, nadgarstek? W ogóle kiedy masz jakąś kontrolę czy coś takiego?
- W przyszłym tygodniu. Okruszku, nie musisz się tak o mnie martwić.
- Wiesz, że będę. - przytuliła się do mnie zamykając oczy. Ucałowałem czubek jej głowy, poza tym głaskałem ją próbując jakoś uspokoić. Nie chcę żeby przejmowała się mną.
- Muszę ci coś powiedzieć.- szepnęła bardzo cicho bez cienia uśmiechu. Gdzie on się podział? Od rana świeciła ząbkami, a teraz spoważniała?
- Coś się stało?
- Tak, właściwie to nie.- odwróciła się tak że leżała znów obok mnie. I nawet na mnie nie patrzyła tylko w sufit. Co tu się dzieje do cholery?- Nie wiem- jęknęła zrezygnowana nadal mnie ignorując.- Wiem to już od jakiegoś czasu, powinnam była ci wcześniej powiedzieć.- przerwała po to by wreszcie na mnie spojrzeć.
- Meg? - zapytałem ostrożnie.- Ty jesteś w ciąży? - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nie spodziewała się że się domyślę? - Od kiedy wiesz?! - praktycznie krzyknąłem, ale to ze szczęścia. Będziemy mieć dziecko! Boże! Będę ojcem, znowu będę ojcem!
- Ale ja nie...
- Mam nadzieję że nie robicie tego co myślę że robicie. - głos Liama rozniósł się po pomieszczeniu więc oderwałem się od dziewczyny i spojrzałem na niego. Ale jego nie było. Ten czubek boi się wejść do środka.
- Spokojnie Li, możesz wejść.
Kiedy zobaczyliśmy że nie wchodzi sam a z jakąś blondynką, wstaliśmy oboje na nogi. Chyba wypadałoby się przywitać z tą laską Liama. Z tego co wiem, tylko my jej jeszcze nie poznaliśmy.
- No więc, to jest Chloe. - kiwnąłem do niej głową natomiast Meg się oczywiście przywitała inaczej. Podeszła do niej i się lekko przytuliła. - kochanie, a to właśnie Harry i Meg. - Kochanie...? To on z nią już tak całkiem serio i na poważnie?
- miło mi.- Magda była zdenerwowana, a ja szczerzyłem się jak idiota. Miło że chce nam ją przedstawić, ale przerwał nam bardzo ważną rozmowę. Meggi posłała mi dziwne spojrzenie. O co jej chodzi? Przecież wie, że chcę tego dziecka?
- Meg?!- krzyk Emily oczywiście musiał nam przerwać, niech jeszcze wszyscy się tu zlecą. Cholera! Muszę porozmawiać na osobności z moją dziewczyną. Powiedziała mi właśnie że będę ojcem, to wymaga jakiejś odpowiedzi z mojej strony, a nie wiem czy ona chce wszystkim powiedzieć tak od razu.
Em zbiegła po schodach i wpadła do salonu, gdize byliśmy my. Spojrzała na Liama z Chloe przelotnie i skupiła swój wzrok na Meg.
- Dzwoniła Katie, jedziemy do niej, a Zayn tu za chwilę przyjedzie. - oświadczyła nam, a właściwie jej. Naprawdę dawno nie widziałem swojej dziewczyny ta bardzo zdenerwowanej. Znów złapała ze mną kontakt wzrokowy. Co się dzieje? - Ugh, wiem że wolałabyś spędzić wieczór z Harrym, ale niestety ta noc należy się nam.
- Ale ja...
- Nie ma żadnego ale. Meg, proszę cię, dawno nie miałyśmy babskiego wieczoru.
- Ja tylko muszę pogadać z Harrym.- powiedziała patrząc na nią błagalnie. - To ważne.
- Pogadacie sobie jutro. Teraz idziemy. - naprawdę zaczynam się martwić. Ona się nie cieszy? Właściwie to mówiła że nie chce teraz dziecka, ale byłem pewien tego że jeśli nam się zdarzy takie coś, i okaże się kiedyś że jednak jest w ciąży to będzie się cieszyć, jak ja.
- Chloe? Jedziesz z nami?- Em była zadowolona, nawet bardzo. Natomiast Chloe była ewidentnie zdziwiona i trochę przestraszona? Spojrzała pytająco na Liama.
- Jeśli chcecie to mogę jechać. - Emily uśmiechnęła się do niej po czym chwyciła ręce dziewczyn i pociągnęła je za sobą. Meg szepnęła coś do niej i podeszła do mnie szybko. Nachyliła się nade mną i cmoknęła mnie w usta.
- Skarbie, nie jestem w ciąży. - szepnęła do mojego ucha a ja zesztywniałem. Coo? Ale jak to nie jest? Ja się tak cieszyłem, Boże, przez te kilka minut zdążyłem już przyzwyczaić się nawet do tej dziwnej myśli że będę mieć dziecko. A teraz od tak znowu mi mówi że nie jest w ciąży. Cały zesztywniałem i wbiłem wzrok w jeden głupi punkt. Nie mogłem w to uwierzyć. Po co to zrobiła? Po co pozwoliła mi myśleć że mogę być tatą. - Chciałam powiedzieć ci coś innego.
- Co takiego?! - zwróciłem uwagę wszystkich, ale miałem ich gdzieś. Byłem wpatrzony w jej oczy, oczy które patrzyły na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Harry... - skrzywiła się widząc jak mnie to zabolało. Bo zabolało.
- Idź już. Dziewczyny czekają. - nie chciała, wiedziałem że nie chciała. Ale odwróciła się i wyszła.


MEG

Skąd mogłam wiedzieć?
Boże, chciałam mu powiedzieć coś zupełnie innego, ale wyszło oczywiście jak wyszło. Harry sam sobie dopowiedział że jestem w ciąży. A po ostatniej rozmowie z nim o tym, wiedziałam że się ucieszy. On chciał tego dziecka. A ja? Powiedziałam mu że nie jestem w ciąży, i nie chcę teraz być. No i z tego wszystkiego jeszcze on nadal nie wie o tym co chciałam mu powiedzieć. A z tego to on zadowolony też nie będzie.
- Meg, co jest?- ja prowadziłam, głównie z tego powodu, że Emily nie ma samochodu.
- W porządku- wymusiłam uśmiech próbując powstrzymać łzy. Mam nadzieję że nie jest na mnie zły, nie wytrzymałabym tego. Gdyby nie Liam z Chloe, mogłabym mu powiedzieć od razu, a tak? Widziałam jego uśmiech, radość.i to wszytko zniszczyłam. Ale co miałam mu powiedzieć? Nie jestem w ciąży, nic na to nie poradzę. 
- Meggi, o co chodziło Harremu?
- O nic Em, nic ważnego. - To było ważne. Cholernie ważne.
- Meggi. Nie przejmuj się. Zapomnij dziś o tym, proszę cię. - Emily pogłaskała mnie po ramieniu, co szczerze mówiąc niewiele pomogło. Chcę żeby to on mnie przytulił.
- Jasne. - znów się uśmiechnęłam, ale nawet Chloe która mnie nie znała, zauważyła pewnie że nie jest prawdziwy. 
___________________________________

Przepraszam że tak późno, nie mam kompletnie teraz czasu :( Wybaczycie co? Koocham was bardzo i gdybym mogła dodawałabym nawet codziennie. Postaram się napisać coś niedługo i dodam jakoś na początku przyszłego tygodnia Możemy umówić się na wtorek? To tak w ramach wynagrodzenia <3

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 82

LOUIS

Byłem zły że dałem się tak wrobić. Bo co to niby ma znaczyć że to Jamie prowadzi? Boże, mój biedny samochód. Nie to że moja dziewczyna źle prowadzi, ale ona jest tak nieuważna, że po prostu czasem boję się z nią wsiadać do auta.
Jam do mnie znowu przyleciała, a ja znowu namawiam ją do przeprowadzki. I nie jest to łatwe. Ona za nic nie daje się przekonać.
- Lou, uspokój się. Najwyżej lekko się gdzieś zarysuje czy coś- powiedziała to tak poważnie, że byłem skłonny jej uwierzyć. I uwierzyłem. Ale gdy parsknęła śmiechem jednak sobie odpuściłem.
- Jamie błagam cię. Uważaj! - krzyknąłem widząc psa który przebiegł nam drogę. Na szczęście wyhamowała po czym posłała mi rozbawione spojrzenie.
- Kochany mój, albo się uspokoisz albo wylatujesz z samochodu a ja znajdę sobie kogoś przystojniejszego zamiast ciebie i to z nim pójdę na randkę.
- Już dobra- prychnąłem wywracając oczami i odwróciłem się do okna.
- Lou, przestań się obrażać.
- Nie obrażam się. - założyłem ręce na piersiach. Ona tylko pokręciła głową nadal się śmiejąc i już się nie odezwała. Teraz to już w ogóle nie wiem co robić. Nie lubię kiedy ona się obraża, a obraża się często, zresztą ja mam podobnie. Cały nasz związek opiera się tylko i wyłącznie na ciągłych kłótniach. Ciągle się o coś sprzeczamy ale to nie znaczy ze jest źle. To dla nas całkiem fajne, nie jest przynajmniej nudno. Na przykład u Harrego i Meg to by się nie sprawdziło. Od świąt żyli jakby naszym związkiem i obojgu im nie wyszło to na dobre. Oni nie umieją żyć bez siebie, muszą być pogodzeni i tworzyć tą okropnie słodką parkę. Ja chyba bym tak nie umiał. Wolę się posprzeczać z Jamie, zresztą ona też nie preferuje tych wszystkich romantycznych rzeczy, choć lubi jak od czasu do czasu zabiorę ją w jakieś miejsce gdzie możemy sobie pobyć tylko we dwójkę
- Jesteśmy. - wyskoczyła z auta zatrzymując się przed nim gdzie zaczekała na mnie. Spojrzałem na widok przed nami i zaparło mi dech w piersiach. Nie wiem jakim cudem mnie na to namówiła ale byłem podekscytowany. Przede mną był z pozoru zwykły most. Ale on nie był zwykły. Po chwili zobaczyliśmy jak ktoś spycha z niego dwójkę osób. Spojrzałem na Jamie, jej oczy były szeroko otwarte i pełne podekscytowania.
- Gotowa? - wyciągnąłem do niej dłoń na co energicznie pokiwała głową.
Nawet mi teraz nie mówcie że mamy się tam wspiąć. Ale chyba wychodzi na to że tak.


Patrzyłem wściekły na Jam, kiedy jakiś obcy facet obmacywał ją zakładając jej te wszystkie zapięcia i liny zabezpieczające. Czy tu nie ma pracujących kobiet? A ona tak sobie z uśmiechem patrzy jak on trzyma łapy między jej nogami zapinając coś tam na jej udach. Teraz kiedy nasz pierwszy raz mamy za sobą, jestem o nią jeszcze bardziej zazdrosny. Może nie aż tak bardzo, ale cholera, jestem obok! Czy nikt mnie nie widzi?
Odwróciłem głowę żeby tylko tam nie patrzeć bo przecież gdybym o tym wspomniał to znowu by się na mnie wydarła albo coś. Rozejrzałem się dookoła skupiając wzrok na wszystkim tylko nie na niej. Goście którzy tu pracują krzątają się gdzieś przy sprzęcie, inni sprawdzają czy liny są dobrze pozapinane. Jakaś para jakieś dziesięć metrów od nas też przygotowuje się do skoku. Mmm ładna ta blondyneczka. Ale spokojnie, mam swoją Jamie, na którą teraz wolę nie patrzeć.
O kurwa.
Podbiegłem do Jam i nie zwracając uwagi na instruktora pociągnąłem ją do siebie. Nachyliłem się nad jej uchem i odwróciłem w kierunku tamtej pary.
- To Liam czy mam zwidy?- Jamie natychmiast popatrzyła na parę. Liam obejmował dziewczynę w pasie a ona śmiała się z czegoś i wymachiwała przy tym rękami. Odwróciła się do niego i lekko cmoknęła go w usta. Uniosłem zaskoczony brwi. On tak serio z tą laską? Niby wszyscy mówili że kogoś tam ma i w ogóle ale nie sądziłem że kogoś z kom jest już na poważnie! No dobra, trudno stwierdzić czy to na poważnie czy też nie, ale cholera! To żeśmy go złapali.
Puściłem Jamie i ruszyłem w jego kierunku ale zanim zdążyłem zrobić pierwszy krok poczułem szarpnięcie. Co do cholery? Odwróciłem się i napotkałem zdziwione spojrzenie mojej dziewczyny.
- A ty dokąd? Daj im spokój.
- Nie wierzę że nie chcesz skorzystać z takiej okazji.- przecież dobrze ją znałem. Miała na to taką samą ochotę jak ja. Przewróciła oczami i ruszyła ciągnąc mnie za sobą.
Ten ciołek nawet nas nie zauważył. Podeszliśmy do niego trzymając się za ręce i z głupkowatymi uśmieszkami stanęliśmy za jego plecami. Postukałem go trzy razy w ramię, a kiedy się wreszcie odwrócił zrobił taką minę że oboje parsknęliśmy śmieche3m.
- mogliśmy mu zrobić zdjęcie.- szepnęła Jam na co na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Liam!- mój entuzjazm był jeszcze większy niż zazwyczaj. - Co za niespodzianka.- Blondyneczka trochę spłoszona wychyliła się za niego i stanęła obok, za to Payne objął ją ramieniem w pasie.
- miło mi poznać, jestem Jamie.- moja dziewczyna wystawiła rękę do blondynki która niepewnie ją uścisnęła.
- Chloe- przedstawiła się cicho. Posłałem Liamowi znaczące spojrzenie
- Louis- sam też się przedstawiłem, podając jej rękę. - Macie zamiar skakać?
- Tak, po to tu przyjechaliśmy- zdziwiłem się że to nie nasz przyjaciel nam odpowiada tylko jego towarzyszka. - A wy?
- Tak tak, Jamie mnie wyciągnęła. - ścisnąłem mocniej dłoń dziewczyny, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Nic nie mówiłeś że jedziecie dzisiaj na bungie- Liam wreszcie odzyskał głos ale widzą nasze spojrzenia mówiące że sobie chyba jaja robi się zamknął. Bo serio? On się pyta czemu nie powiedzieliśmy że tu przyjeżdżamy. On nie powiedział że się spotyka z Chloe!
- Wiesz, Jamie wpadła na to dziś rano, więc się wybraliśmy, a ty? Czemu się nie pochwaliłeś dziewczyną co? Poza tym mogłeś powiedzieć że się tu wybieracie pojechalibyśmy z wami. - nie owijałem w bawełnę. Staliśmy przez chwilę czekając na odpowiedź Liama, ale się nie doczekaliśmy. Rozdzwonił się jego telefon. Odebrał szybko
- Tak, tak, to ja. Tak. Co? Kiedy to się stało? Ktoś jest ranny? Tak, zaraz będziemy, Louis Tomlinson też, nie musi pan dzwonić. - odłożył telefon i popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
- Co się stało?- Jamie pierwsza zapytała, ale wszyscy czekaliśmy na odpowiedź.
- Był pożar.- Liam popatrzył wprost na mnie. - u nas w domu. - dodał i teraz chyba ja miałem niezbyt ciekawą minę.
- Co?- pisnęła Jamie nie dowierzając w to co się stało. Przetarłem twarz odgarniając z czoła włosy.
- Jedziemy.- zarządziłem. Ciągnąc Jam za rękę spojrzałem na nich zdziwiony, bo się nawet nie ruszyli- No co? Jedziemy!


LIAM

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nasz dom jest spalony. Pełno strażaków biega dookoła i dogasza jeszcze gdzieniegdzie płomienie. Popatrzyłem na Lou i po prostu tam stałem. Nie wiedziałem kompletnie co mamy robić.
Poza tym była ze mną Chloe. Nie miałem jak jej odwieźć, musiałem jak najszybciej przyjechac tutaj. Nawet nie wiem kiedy, ale Louis już gadał z jakimś strażakiem. Nie podchodziłem, czekałem aż sam przyjdzie. Chloe podeszła do mnie i przytuliła mnie w pasie. Wiem, że chciała mi dodać trochę otuchy ale kiedy patrzyłem na to co zostało po naszym domu to robiło mi się słabo.

- Niewiele rzeczy udało się uratować, wszytko prawie się spaliło. - powiedział Louis siedząc na krawężniku. Stałem przed nim razem z dziewczyną, a obok Tommo siedziała Jamie obejmując go w pasie. - Nie wiedzą co było przyczyną. Powiedzieli mi tylko że musimy sobie znaleźć jakieś miejsce do spania.
- Szukamy jakiegoś hotelu?
- Jest pierwsza w nocy, gdzie niby mielibyśmy iść?
- Nie wiem.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Może jedźmy do Stylesów, i tak są w Polsce. Przecież masz klucze. - Wiem, że Harry dał Lou klucze „jakby co”. I to właśnie chyba było nasze „jakby co”
- Gdzie w ogóle jest Horan?- Lou uniósł niespodziewanie ręce w górę podnosząc się do postawy stojącej. - Dzwoń do Harrego, ja dzwonię do Nialla.
Mam tylko nadzieję że nie śpią. Tam chyba jest w dodatku godzina do przodu więc pewnie śpią. Boże, no ile można? To już chyba z dziesiąty sygnał. No wreszcie.
- Halo?
- Meg?- trochę się zdziwiłem że to ona odebrała- Jak dobrze że odebrałaś. Mamy problem- westchnąłem.
- Co się stało? - krzyknęła nieco głośniej i w tle usłyszałem jakieś głosy. Pewnie Harry.- oh, uspokój się, Hazz- warknęła na niego.- Przepraszam, co się dzieje Liam?
- Był pożar. Nie mamy za bardzo gdzie spać. Możemy iść do was na noc?
- Co? Jaki pożar?
- U nas w domu.
- Jak to się stało? Byliście w środku?!
- Nie, nikogo nie było. Na razie nic nie wiemy. Po prostu dzwonię żeby was prosić o jedną noc u was w domu.
- Jasne Liam, nawet nie musicie pytać. Jutro wracamy to nam wszytko powiecie.
- Ok, dzięki.

HARRY

Nigdy więcej.
Jezu, to chyba najgorsza podróż samolotem w całym moim życiu. Nie mogłem się wygodnie ułożyć, wszytko mnie jakoś tak bolało. Nie było to zbyt przyjemne, zwłaszcza że do tego głowa nie dawała mi spokoju.
Właśnie odesłałem babkę która, chciała nas poczęstować jakimś tam jedzeniem. Nie przełknę nic. Zupełnie. Nie mam bladego pojęcia dlaczego aż tak źle się czuję. A najdziwniejsze jest to, że upił mnie ojciec mojej dziewczyny. Jezu, nie pamiętam nawet co ja mu nagadałem. Oby nic dziwnego. Meg śpi na moich kolanach. Ona też jest wykończona, zresztą te dni nie należały do zbytnio spokojnych.

Po godzinie staliśmy już na lotnisku, próbując się ukryć przed wszystkimi. Ale się nam nie udało. Musiałem zadzwonić po naszych ochroniarzy, żeby pomogli nam wyjść. To chore, nawet nie można normalnie wrócić do domu.
- Lepiej się czujesz? - Meg złapała moją dłoń pociągając ją do siebie. Spojrzała na mnie mimo iż miałem na sobie ciemne okulary przez które miała ograniczony dostęp do moich oczu.
- Tak skarbie, o wiele lepiej.- Czuję się chujowo, ale ona niekoniecznie musi się o tym dowiedzieć.
- Nie mogę się doczekać aż będziemy w domu.
- A ja niekoniecznie, wiesz, że teraz mieszka z nami parę dodatkowych osób.- nie to że mi się to nie podobało. Zwyczajnie przywykłem do tego że mieszkamy razem, sami. Miło posiedzieć razem z resztą, pogadać, spotkać się, ale to już co innego być razem dwadzieścia cztery na dobę.
- Hazz, dom się spalił, co mieli zrobić, iść do hotelu?
- Wiem wiem, przecież nic nie mówię.

***

MEG

- Przestań się kręcić!- krzyknęłam dodatkowo wybuchając śmiechem po raz tysięczny. Jest najbardziej niecierpliwym człowiekiem na świecie.
- Ale nie wytrzymam dłużej!
- To już twój problem, jeszcze chwila, i kończę.
- Meg- jęknął przymykając oczy. Na żaden ruch więcej mu nie pozwoliłam. - Boże, siedzę już tu z trzy godziny.
- Kochanie, siedzisz tak jakieś czterdzieści minut.- parsknęłam śmiechem. Widziałam że też ma na to ochotę. Ale chyba bym go teraz ukatrupiła gdyby to zrobił. Spojrzałam na płótno. Było już prawie skończone, ale jeszcze zostało dopracować szczegóły. Rzadko zdarzało mi się malować portrety. Owszem, uwielbiam je szkicować i tych Harrego mam już mnóstwo. Ale jeszcze nigdy go nie namalowałam. A teraz? Mogłam skupić się na wszystkim, i chciałam by każdy detal był dopracowany. Spojrzałam na oczy, w których tak bardzo starałam się podkreślić tą jego specyficzną zieleń. Mocno zarysowana linia szczęki, i specjalnie kazałam mu poszarpać włosy tak, by opadały mu na czoło jak kiedyś. Tak też było na moim obrazie. Usta wykrzywione w uśmiechu. Tym który tak uwielbiam, tym który tworzy te piękne dołeczki. Tak ciężko było mi je uchwycić na obrazie, bo przecież nie zrobię kropki udając że to dołeczek? Jest lekko zarumieniony, i wygląda bardzo uroczo, będzie zły o to że nie uchwyciłam jego męskości, ale dla mnie najpiękniejszy jest ten uroczy Harry. Bo to oblicze pokazuje tylko przede mną.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogę być nago.- westchnął po raz kolejny a jedyne co mogłam zrobić ja to policzenie do dziesięciu. To zdążyło nie uspokoić na tyle by na niego nie nawrzeszczeć. Chociaż to też było słodkie.
- To portret, nie akt. - powiedziałam sucho nie za bardzo skupiając się na tym co mówi, bo starałam się oddać idealną linię ust. I nie było to proste. Nie chodzi o sztukę malowania ust, ale o to, że cholernie mnie to rozpraszało. Mam ochotę go pocałować, od tak, po prostu.
- Taki głupi nie jestem, potrafię to rozróżnić. Ale wiesz ile kasy dostałabyś za mnie nagiego? - poruszył brwiami uśmiechając się jeszcze szerzej
- Bo kupiłaby go jedna z twoich fanek.
- No i co? Przynajmniej było by to wiarygodne, skoro jesteś moją dziewczyną że oddałaś prawdziwe proporcje. - jego ramiona zaczęły się trząść, z powodu śmiechu oczywiście.
- Nie ruszaj się- syknęłam. - Nie o to chodzi, po prostu chcę żeby ludzie kupowali moje obrazy, bo są dobre a nie dlatego że ty na nich jesteś, czy też dlatego, że jestem twoją dziewczyną. - spojrzałam na niego, kiedy maczałam pędzel w farbie. Uśmiechnęłam się zawadiacko i dodałam – Ale wiesz, specjalnie namalowałabym ci mniejszego- wystawiłam mu język.
- Nie zrobiłabyś tego.
- Owszem, zrobię to. Nawet nie musisz mi pozować, wiem jak wyglądasz nago. - w jednej chwili podniósł się i naparł na mnie swoim ciałem przygniatając mnie do ściany będącej za nami. Jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie podobnie jak moja. Chwycił oba moje nadgarstki i przyparł do ściany nad moją głową.
- Nadal jesteś tego taka pewna?
- Tak- odrzekłam cicho chichotając. Puścił moją lewą dłoń i ułożył swoją na moim policzku.
- Udusisz mnie jeśli teraz cię pocałuję? Wykracza to poza komunikat: Nie ruszaj się!
- Jak byś nie zauważył to już nie siedzisz tam gdzie ci kazałam.- nachylił się i delikatnie mnie pocałował. Nawet nie wiem kiedy przerodziło się to w coś bardziej namiętnego. Jego dłoń uwolniła mój nadgarstek i powędrowała na mój brzuch, gdzieś pod jego koszulą którą używałam do malowania. Skoro swoją miałam już wolną to wplotłam ją w jego loki, hmmm nie wiem co z nimi zrobił ale nie przypominały dawnych loków. Ok, może teraz kiedy kazałam mu się uczesać po staremu trochę tak, ale normalnie? Czesze się inaczej, układa je do góry, albo jakoś tak na bok i są jakby prostsze.
- Co się stało z twoimi lokami co?
- Już nie jestem tamtym Harrym. - szepnął w moje usta z na wpół przymkniętymi oczami.
- Dla mnie jesteś. Ciągle ten sam.- Powieki same opadły kiedy zszedł na obojczyk.- Ten, w którym się zakochałam. - Uniósł dłonie do góry rozpinając jeden guzik, potem drugi, trzeci. Ohhh, mógłby to robić szybciej.
- Teraz rozumiem dlaczego czasem rozrywasz mi koszule. - mruknął znów złączając nasze usta razem. Zauważyłam kolorowy ślad na jego torsie, z pewnością to od mojej dłoni z farby. W momencie kiedy rozpiął ostatni guzik wymsknęłam się z jego ramion i chwyciłam więcej farby na dłonie. Nawet się nie zorientował kiedy miał odciśnięte na sobie dwie ręce. Roześmiał się i uczynił dokładnie to samo. Nie zamierzałam mu się sprzeciwiać. A niech mnie nawet całą wymaluje. Zsunęłam koszulę z ramion i opadła na ziemie, kiedy Harry chwycił moje biodra i położył mnie na ziemi. Zanim jednak usiał na moich biodrach, odpiął pasek i ściągnął spodnie.
- Dawaj ten stanik, ten biały nie pasuje nam do kolorków- jego ostry to n rozbawił jego samego bo po chwili śmiał się całując moje piersi. Rzecz jasna wystarczyła chwila i stały się one niebieskie. Przyciągnęłam go do siebie całując jego usta po raz setny tego wieczoru.- Myślisz że najbardziej męskiej części ciebie zaszkodzi trochę koloru z moich rąk?- wyszeptałam seksownie zagryzając wargę i unosząc jedną brew.
- Choćby miał zostać pomarańczowy czy zielony na zawsze, nie odmówię. - przewrócił się na plecy ciągnąc mnie za sobą.
- Ej, młody, co wy tam tyle robicie? - stukanie w drzwi się nasiliło. Zastygłam będąc w trakcie zdejmowania z niego bokserek. Cholerny Louis.
- Odwal się, jesteśmy u siebie- warknął Styles całując z powrotem moją szyję.
- Mhm, przyjechała twoja mama. - słyszałam śmiech Tomlinsona który już się oddalał od drzwi. Westchnęłam i odwróciłam głowę z powrotem do Harrego. Jego wzrok był tak zawiedziony, że sama stałam się zła, ale i nie powiem że mnie to nie rozśmieszyło.
- No to teraz skarbie, powiedz mi jak my się umyjemy. - schował głowę w zagłębieniu między moją szyją i ramieniem próbując ukryć swój śmiech. 
__________________________________________

Obiecany na piątek, mimo iż miałam zamiar dodać wcześniej nie udało mi się go skończyć. Teraz jednak, dodaję jeszcze w nocy, żeby nie było ;) Mam nadzieję że nie był taki zły, uhh ok, piszcie co sądzicie! Kocham ;*

Aaaaaa i jeszcze muszę dodać iż baardzo dziękuję dziewczynie która dodała pomysł z namalowaniem Harrego w "Waszych pomysłach". jak widać czasem zdarzy mi się coś z tego wykorzystać więc jeśli macie jakiś pomysł piszcie! 

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 81

MEG

- Naprawdę chcesz jeszcze jednego?- Hania zjadła już chyba cztery gałki lodów. Co chwilę podbiegała do Harrego żeby kupił jej jeszcze jedną. A on biedny, nie potrafił jej odmówić. Nie tylko dlatego że nie potrafił tego powiedzieć po polsku, ale mała chyba jest na to za słodka.
- Tak, Harry, kupisz mi , prawda? - nie wiem, czy zrozumiał słowa jakimi posłużyła się dziewczynka, ale zdecydowanie wiedział o co jej chodzi.
- Mała, już nie możesz, będzie cię bolało gardło.- tym razem Wiktoria stanowczo zabroniła jej więcej lodów. Chyba już była przyzwyczajona do tego wszystkiego. My chcieliśmy dać małej wszystko co mogliśmy, a ona wiedziała że tak nie można.
- Ale dlaczego?! Ja chce jeszcze loda!
- Musimy już wracać, mama prosiła żebyśmy były przed siódmą.
- W porządku, więc wracamy. - złapałam Harrego za rękę i pociągnęłam do samochodu. On jak i Zayn nie mieli pojęcia o czym rozmawiamy, choć może Hazz wyłapał parę słówek. Ostatnio stał się bardzo chętny na naukę polskiego. Naprawdę nie wiem co mu odbiło.

Wracaliśmy sami, Wiktorię i Hanię mieli odwieźć pozostali. My mieliśmy jeszcze jechać do babci na kolację bo jutro już wracamy. Ja prowadziłam. Mimo że Harry chciał nie pozwoliłam mu jechać samochodem, nie tylko ze względu na to że lekarz mu zabronił, ale na Boga! On nie umie jeździć przecież zgodnie z ruchem prawostronnym! Do babci mamy bliżej, bo na wycieczce byliśmy za Krakowem, więc choć tyle. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Harry zachowuje się tak cicho. To do niego przecież niepodobne!
- Harry, co z tobą?
- Hm?- odwrócił się w moją stronę marszcząc czoło. No to już wiem czemu się nie odzywał, był w kompletnie innym świecie.
- Pytałam co z tobą? Źle się czujesz?
- Nie, nie wszytko w porządku.
- Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze. Boli cię coś? Jeśli tak, powiedz mi, bo i tak się martwię. - był blady i miał lekko podkrążone oczy.
- Przecież wiesz że cięgle boli. - przewrócił oczami znów odwracając się do okna- Nie bez powodu nie chcieli mnie wypuścić ze szpitala- tą część już wyszeptał, ale usłyszałam, i nie byłam z tego powodu zadowolona.
- jak to? Nie pozwolili ci wyjść?
- pozwolili Meg, uspokój się. - ułożył dłoń na mojej, która spoczywała na skrzyni biegów. - Po prostu chcieli zostawić mnie tam na dłużej.
Boże, teraz to już w ogóle czuję się winna. Przecież on przyjechał tutaj da mnie. Musiał wytrzymać w samolocie całe dwie godziny, w dodatku zwaliło się na niego tyle rzeczy. Nie miał chwili by odpocząć odkąd przyjechał.
- Skarbie, wiesz, że nie musimy jechać, prawda? Pojedziemy do mieszkania Bartka, położysz się, odpoczniesz przed jutrzejszym lotem.
- Meg, daj spokój, wytrzymam. - nie patrzył na mnie. A to oznaczało tylko jedno. Musiało go naprawdę boleć.
- Dość tego! Zawracam. - spojrzałam w lusterko by sprawdzić czy mam wolne i chciałam po prostu zawrócić.
- Ej! Kotku! Co ty wyprawiasz?!
- Jak to co? Chyba widzę jak się czujesz, musisz odpocząć.
- Już przecież dojeżdżamy, odpocznę sobie u twojej babci.
- No dobra, ale pójdziesz się położyć, tak? Obiecujesz?- wiem że muszę to na nim wymusić. On inaczej nie posłucha i będzie siedział przy stole udając że wszytko w porządku. Jest tak cholernie uparty i dumny. Czy uraziło by to jego męską dumę gdyby przyznał przed innymi że jest osłabiony? Został postrzelony do kurwy nędzy! Jeszcze przez niego przeklinam. . .
- Tak, jasne, obiecuję.


- Teraz możesz powiedzieć. Nie ma oni twojego ojca, ani babci, ani ludzi których nie znasz. - stwierdziła ciocia podając mi szklankę z herbatą. Siedziałam razem z nią i z Julką na tarasie w ich domu. Harrego i Bartka porwał tata razem z wujkiem. Babcia nie czuła się dziś zbyt dobrze więc już poszła spać.
- Ale co powiedzieć?- nie wiedziałam o co im chodzi. Co niby miałam im powiedzieć?
- No jak to co? Co z Harrym? Przez ostatni tydzień chodziłaś jak struta, w ogóle od twojego przyjazdu coś jest nie tak prawda?
- Dlaczego zawsze gdy tu jestem, gadamy o mnie i o Harrym? - wywróciłam oczami upijając łyk herbaty. Natomiast ciocia piła sobie piwko. Niby Redd's ale jakieś tam procenty ma. Julka tez nie piła, ze względu na ciążę.
- Bo tylko kiedy tu jesteś możemy o tym z tobą porozmawiać.
- No już dobra- poddałam się. I tak musiałabym im wszystko wyśpiewać. - O co konkretnie chodzi?
- Cała ta strzelanina. - odparła Julka opierając się o ścianę. Nie wiem dlaczego siedziała na ziemi, na kocu, ale na ziemi.
- Sam niewiele pamięta. Po prostu dostawał groźby, no i ktoś go postrzelił. Nie wiadomo kto to był. W ogóle sama z tego mało rozumiem. - westchnęłam obejmując kubek dłońmi. - zresztą martwię się o niego. Przecież widzę jak źle się czuje. Ciągle bolą go żebra, zresztą nie tylko one. Ale on jak zawsze udaje że jest ok. Tak niemiłosiernie mnie wkurza.
- Ej, spokojnie kochana. Będzie dobrze. - ciocia się do mnie uśmiechnęła lekko się przysuwając.
- To może zostańcie tutaj dłużej- zaproponowała Julka.
- Harry nie za bardzo tego chce. Wiem, że wolałby wrócić do domu. Zresztą dzisiaj tak się na niego wkurzyłam że Boże drogi- westchnęłam znowu. Po prostu irytuje mnie jego zachowanie. Jak może ignorować siebie byle bym tylko ja była szczęśliwa? Przecież tak nie można, jeśli lekarz kazał mu zostać w szpitalu powinien to zrobić.
- Dlaczego znowu?
- Bo się dowiedziałam że nie pozwolili mu wyjść ze szpitala, tylko on sobie tak chciał, więc wyszedł.
- Uparty jest.- Julka się lekko zaśmiała. Żeby jeszcze wiedziały jak bardzo uparty.
- Tak, zdecydowanie.
- A tak w ogóle to nie widzieliście się miesiąc. - ciocia poruszyła brwiami. - A Harry pewnie ma zabronione jak na razie te sprawy co?- czułam że się zarumieniłam.
- Z tego co wiem, to lekarz mu kategorycznie zabronił się przemęczać w żaden sposób, pod co podchodzi tez seks. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ale to przecież nie znaczy że Harry go słucha. W końcu to Harry.
- Czyli wy nie...?
- To wcale nie oznacza że Hazz się do tego stosuje- zaśmiałam się widząc ich miny. Przecież wiadomo było, że mój kochany chłopak nie wytrzyma po takiej przerwie. Co tam że jest cały posiniaczony. Zresztą tak się zastanawiam dlaczego on ma tyle obrażeń? Przecież chyba od postrzelenia nie ma się stłuczonych żeber, skręconej nogi, nadgarstka.
- Zaraz zaraz, niby kiedy to zrobiliście? Przecież nie na weselu prawda? A wczoraj byliśmy z wami i nic nie słyszeliśmy- Julia zmrużyła oczy a ja się szczerze roześmiałam.
- Znaleźliśmy chwilę.- puściłam jej oczko. - A tak poza tym to wypytujecie tak mnie a co z tobą co Julka? Przyznam że nie chcę słuchać o łóżkowych sprawach mojego brata. - to tak jakbym słuchała o seksie moich rodziców. Wiesz że to robią, ok, ale kiedy już ich słyszysz, przyłapiesz, słuchasz o tym, to już nie to samo. To najzwyczajniej w świecie ohydne. - No ale dobra, mów jak tam noc poślubna. Nie było was do wieczora!
- O nie nie nie, nic nie powiem! To będzie naszą tajemnicą.
- No co ty, powiedz chociaż jak było!- uwielbiam ciocię serio. Jest ode mnie niewiele starsza, dlatego tak dobrze się z nią dogadujemy.
- Nieziemsko, romantycznie, po prostu cudownie.- a się rozmarzyła. - I wciąż nie mogę uwierzyć że jest moim mężem. I spodziewamy się dziecka.
- Ja tez nie! Mam bratową! I będę ciocią. To po prostu niewyobrażalne- zaśmiałam się przytulając się do Julki.
- No no, trochę szybko poszło. - zaśmiała się Julka
- Wy z Harrym w sumie chodzicie ze sobą dłużej. - podsumowała ciocia uśmiechając się znacząco.
- Boże, ale się wszyscy uwzięliście. Już nawet Harry zaczął o tym gadać- przypomniałam sobie nasza rozmowę i ugryzłam się w język trochę za późno. Nie chcę o tym rozmawiać ani z ciocią a ni nawet z Julią. - Chodźmy sprawdzić co oni tam robią. - zmieniłam temat natychmiast wstając. Zignorowałam spojrzenia jakie przesłały sobie moje towarzyszki i ruszyłam do środka.

- Tato- jęknęłam patrząc na mojego chłopaka- coś ty mu zrobił?
- No co? Musieliśmy przetestować chłopaka.- wzruszył ramionami próbując ukryć swój uśmieszek. Razem z wujkiem mieli niezły ubaw. Zresztą co się dziwić. Byłam zła, ale samej chciało mi się z tego śmiać. Harry był całkowicie zalany. Praktycznie spał już na stole, co chwilę się podnosząc i mamrocząc coś tam pod nosem. Bartek nie był lepszy. Też się upił, ale nie aż tak!
- Przetestować? Jestem z nim od trzech lat!
- No właśnie! I jeszcze nigdy nie napił się z teściem- dodał wujek którego zgromiłam wzrokiem.
- Boże nawet nie chcę wiedzieć co on wam nagadał.- Jak jest pijany to potrafi wygadać wiele rzeczy. Widząc znaczące uśmieszki dwóch stojących przede mną facetów nie mogłam uwierzyć że to mój ojciec! Zresztą oczywistym było że powiedział im coś głupiego.
Przetarłam twarz dłońmi i parsknęłam śmiechem patrząc na niego. Uniósł głowę mrużąc śmiesznie oczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wzrok spoczął na mnie.
- Co daliście mu do picia? I dlaczego wy jesteście trzeźwi?
- Nie jesteśmy, po prostu mój przyszły zięć ma głowę słabą jak cholera. - tata nie krył już rozbawienia.- Ale za to dowiedzieliśmy się paru interesujących rzeczy.
- Tato, błagam cię. On gada od rzeczy.
- Dlaczego nie powiedzieliście że się staracie o dziecko?
- Co robimy?!- to już większej głupoty nie mógł palnąć. - Nie planujemy teraz żadnego dziecka! Boże, co za idiota. Pomóżcie mi go zanieść do samochodu. - teraz to już w ogóle byłam wściekła. Przecież nie dość że się spił jak świnia to jeszcze naopowiadał im nie wiadomo co! Zresztą on nie może pić! Jest po operacji, w ogóle nie powinien spożywać alkoholu.
Podeszłam do niego i lekko trzepnęłam go w ramię. Podniósł się znowu ale jego oczy chyba nie mogły wyłapać kto przed nim stoi.
- Hazz, wstawaj, jedziemy do domu.- szepnęłam próbując go podnieść.
- Meg?- wymamrotał. - A pojedziemy do domku nad jeziorem? Dawno tam nie byliśmy – chyba nie zauważył że nie jesteśmy tu sami. Poza tym ledwo co zrozumiałam co do mnie mówi. O tym domku wiem tylko ja i on. I z tego co wiem nikt więcej miał się nie dowiedzieć. - Pamiętasz tą ostatnią noc w jezi...- zamknęłam mu usta dłonią czując na nas zaciekawione spojrzenia innych. Dobrze wiedziałam co chce powiedzieć. To nie było ostatnio ale jak tam raz byliśmy to zaciągnął mnie do jeziora i pływaliśmy sobie. Niby nic szczególnego tyle że to było nocą i byliśmy zupełnie nadzy. Nie jestem przekonana czy tata powinien się o tym dowiedzieć.
- Pomożecie mi czy nie?- powiedziałam lekko zawstydzona i chwyciłam go lekko pod pachą i pociągnęłam do góry. Zachwiał się ale tata go złapał. Wlekliśmy go powoli do samochodu.
- Jak mogłeś go tak upić? Przecież wiesz, że niedawno wyszedł ze szpitala.
- O tym zapomniałem- zmarszczył czoło. - Ale nie gniewaj się. Na pewno nie na niego. Harry nie chciał pić, ale głupio mu było odmówić. Sam przyznam że go namawiałem.-
Wpakowaliśmy go do samochodu, nachyliłam się nad nim i zapięłam mu pas. Jest już pierwsza w nocy, może chociaż zaśnie.
- Meg, gdzie idziesz, zostań ze mną. Przecież już nie raz w samochodzie się... - muszę jak najszybciej stąd jechać. Znowu zatkałam mu usta dłonią. Mam tylko nadzieję że tata nie wie co on chciał mi powiedzieć. Samochód jakoś stał się miejscem gdzie kilkakrotnie się kochaliśmy. Nie byłoby dobrze gdyby wygadał się o tym przy tacie! Jaki ojciec chciałby słuchać o przygodach seksualnych własnej córki? Zamknęłam drzwi i wypuszczając głośno powietrze odwróciłam się od taty.
- Dzięki za upicie mi chłopaka- westchnęłam. - Do zobaczenia.- lekko się do niego przytuliłam i ucałowałam w policzek.


Wściekłość i złość na płeć przeciwną gdzieś uleciała kiedy patrzyłam na śpiącego Harrego. Z głową pochyloną na dół wyglądał tak śmiesznie że nie potrafiłam się przestać uśmiechać. Boże, naprawdę dawno nie widziałam go aż tak schlanego. Ocknął się i podniósł do góry głowę, zamrugał kilkakrotnie oczami i odchylił głowę opierając ją o zagłówek. Otworzył usta i cicho pochrapywał.
Cholera jasna.
Oczywiście coś musiało się jeszcze wydarzyć. Drogi są puste więc pozwoliłam sobie jechać trochę szybciej niż zezwalają na to znaki ale żeby od razu policja? Zjechałam na bok i kiedy zobaczyłam młodego funkcjonariusza zapaliła się nade mną chyba żaróweczka. Wpadłam na pewien pomysł. Oczywiście gdyby nie było ze mną Harrego byłoby o wiele łatwiej. Mimo to naciągnęłam trochę bluzkę na dół i podciągnęłam spódnicę w górę. Spojrzałam w lusterko i upewniłam się że nie jestem rozmazana ani nic z tych rzeczy. Policjant podszedł do samochodu więc otworzyłam okno nachylając się nieznacznie jednak uwydatniając jak się da piersi. Boże, oby się udało.
- Dobry wieczór!- czy on jest ślepy i nie widzi że Hazz śpi? Ryknął to tak głośno że mój chłopak wręcz podskoczył. Spojrzał na rozbawionego jego widokiem policjanta potem na mnie.
- Co się dzieje? - wymamrotał
- Dobry wieczór- uśmiechnęłam się uwodzicielko jak tylko potrafiłam, ale Harry na prawdę psuł całkowicie moje zamiary.
- Śpieszy wam się gdzieś?- zapytał odwzajemniając mój uśmiech- Przekroczyła pani prędkość prawie o 50 km/h
- Oh, naprawdę? Są tak puste drogi, nawet nie zauważyłam że aż tak szybko jadę.
- No cóż, niestety, poproszę o dowód rejestracyjny i prawo jazdy.
- Harry- szturchnęłam go, zmieniając język na angielski- Wyciągnij ze schowka dokumenty.
- Uhm, ok.- otworzył go i zaczął w nim szukać dokumentów których oczywiście nie miałam przy sobie. Mądry Bartek nie pomyślał o tym żeby mi je dać. Oczywiście prawo jazdy mam ale dokumenty od samochodu? Nie mam pojęcia gdzie są.
- Czy ja was skądś nie znam? - pewnie po tym się skapnął że rozmawiałam z Harrym po angielsku. Zresztą samo imię Harry daje do myślenia, jeśli jest się w Polsce.
- Możliwe. Magda Małecka, miło poznać- wyciągnęłam do niego dłoń. Uścisnął ją mrużąc oczy.
- A on?- wskazał na chłopaka nadal szukającego dokumentów.
- To Harry. Harry Styles.- uśmiechnęłam się znacząco.- One Direction. Mówi to coś panu? -
- A tak, oczywiście! Moja siostra ciągle o nich gada. Nie wiedziałem że jeden z nich jest w Polsce.
- Jak widać jest. Może chce pan autograf dla siostry? - Sięgnęłam po moją torebkę, w której miałam portfel a w nim parę autografów. Noszę je od pewnego czasu. Często spotykam gdzieś fanki a one wręcz błagają mnie o follow od Harrego na twitterze, albo o przekazanie mu czegoś. Ja w zamian daję niektórym jego autograf.
- Dziękuję- był zdziwiony widziałam to, kiedy brał karteczkę z podpisem Harrego.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się po czym odwróciłam w stronę Harrego- Kochanie, znalazłeś ?- znowu przerzuciłam się na angolski.
- Nie nie, nie trzeba. - powiedział spoglądając na mój biust. Nie lubiłam tego, ale jak ma mnie puścić to nie mogę narzekać. Teraz to już ewidentnie się tam wgapiał. Zachichotałam cicho. Dobrze że Hazz jest tak pijany, bo inaczej ten policjant już byłby w tarapatach. - Możecie jechać. Miłej nocy życzę.
- Dziękuję. Dobranoc- zamknęłam szybę i odwróciłam się do Harrego. - Nie szukaj już, nic tam nie ma. - Nie mogłam się dłużej powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
Chciałam z nim dziś porozmawiać, nie chcę przed nim nic ukrywać ale przecież w takim stanie to sobie mogę mówić, ale chyba do ściany. Jutro pewnie też będzie nieprzytomny, a samolot mamy o dziesiątej! Nie mam pojęcia jak on wstanie tak wcześnie. Spojrzałam na zegarek i głęboko westchnęłam. Już po drugiej. Zanim dojedziemy i dowlekę go do łóżka będzie grubo po trzeciej. Cudownie.
Mój telefon się rozdzwonił. Spojrzałam na niego, ale nic się nie wyświetlało. Pacnęłam się w czoło. Naprawdę trudno po melodii stwierdzić czyj telefon dzwoni? Zatrzymałam się na poboczu i sięgnęłam do kieszeni chłopaka, który sobie już słodko spał.
Liam?
Po co dzwoni o tej porze?
- Hallo?
- Meg? Jak dobrze że odebrałaś. Mamy problem. 
______________________________________________

Rozdział obiecany na piątek jest ;) 

Ogrooomnie wam dziękuję za komentarze! Zwłaszcza w "Waszych pomysłach". Piszcie dalej, podoba mi się to!! No i w ogóle fajnie mi się na nie odpisuje. Kocham ;* 

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 80

Wiecie że mamy rocznicę bloga? To już 2 lata!!!


MEG

- Uśmiech- Hania wyszczerzyła się do aparatu kiedy wisiała na jednej z gałęzi. Poczułam że ktoś łapie mnie w pasie ale zdążyłam wcześniej cyknąć jeszcze zdjęcie. Harry przerzucił mnie sobie przez ramię więc co mi pozostało? Roześmiałam się głośno i wyciągnęłam przed siebie aparat i zrobiłam nam zdjęcie. W sumie to Harrego niewiele było widać bo tylko jego włosy ale co tam.
- Mogę wiedzieć co ty robisz?
- Wiem że to uwielbiasz. Bezkarne gapienie się na mój tyłek. Mmmm to musi być cholernie przyjemne. - potrząsnął mną trochę i klepnął lewą ręką w tyłek. Prawą miał na zgięciu moich kolan gdzie mnie przytrzymywał.
- Gdzie ty mnie wleczesz?
- Na koc. Chcę cię zgwałcić.- wiem e się szeroko uśmiechał mimo iż jedyne co widziałam to jego plecy a na nich czarna koszulka.
- Super pomysł. Już raz mnie to spotkało więc co za różnica. Jeden raz w tą czy w tą?- nie minęła sekunda a odstawił mnie na ziemię. Nie wiem czy byłam bardziej zła za to że mi o tym przypomniał czy bardziej zawstydzona. Naprawdę miło że tak się mną przejął ale to nic nie zmieni. Ten gnój już mi to zrobił i teraz siedzi za kratkami. A ja jakoś muszę z tym żyć. Zresztą Hazz też przeszedł swoje. Widział to i to wcale nie było dla niego proste.
- Przepraszam. Nie powinienem ci o tym przypominać. - przytulił mnie do siebie kolejny raz lekko całując w czubek głowy. - Wiem że ci było ciężko, i dziękuję że mnie do siebie po tym dopuściłaś.- mocniejszy uścisk jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył. Jednak po chwili odsunął się trochę i z dłońmi na mojej talii spojrzał na moją twarz, właściwie to w oczy.- Dobrze się czujesz?
- Tak, jest ok. - wzięłam jego prawą rękę i splotłam ją ze moją. Pociągnął mnie w zupełnie innym kierunku z którego przyszliśmy. Właściwie to nie wiem kiedy i jak ale Hazz wyciągnął Wiktorię i Hanię na wycieczkę. Zabrali się z nami też Zayn i Katie no i Emily. Naprawdę nie wiem co ona chce zrobić, ale chyba nie możemy zostawić reszty od tak sobie.
- Wolniej- przybliżył mnie delikatnie do siebie. Oczywiście zapomniałam że on idzie z jedną kulą i skręconą kostką. Posłałam mu uśmiech.
- Podobało ci się na ślubie? Wiem, że przeze mnie byłaś trochę ograniczona, ale mimo to chyba dobrze się bawiłaś co?
- Jakie znowu ograniczenie?- prychnęłam. - Przecież wiesz że się o ciebie martwię.
- Nie takie było pytanie.- widać Harry miał wyśmienity humor. Złapał mnie w talii i nawet nie wiem kiedy odwrócił przodem do siebie.- nie masz o co. Jest dobrze, trochę poboli potem przejdzie. - cmoknął mnie lekko w nos. - A teraz może powiesz mi jak się bawiłaś co?
- Całkiem nieźle, nawet udało mi się z tobą zatańczyć.- zaśmiałam się.- A tobie założyć podwiązkę, dodajmy że nie mi.
- Oj tam, długo jeszcze będzie na mnie o to zła?
- Przecież nie jestem zła.
- No ja myślę- tym razem sam prychnął- Sama mogłaś złapać welon, miałbym więcej zabawy zakładając ją tobie. - po prostu zaczął się śmiać, samej mi się udzieliło, zresztą nie mogłam się nie śmiać. Wyobraziłam sobie Harrego wkładającego mi głowę pod sukienkę przy wszystkich. Na pewno nie wyglądałoby to tak jak z tą dziewczyną, która jak tylko mogła starała się zakryć.
- Wiesz, że na naszym ślubie będę ci ją ściągał? Tak, zdecydowanie chcę to zrobić, musimy wprowadzić niektóre polskie tradycje. - nie chcę nic mówić, ale on zdecydowanie za często wspomina o ślubie. Nie to że ja nie chcę, ale... nie chcę. Kocham go i to bardzo, ale nie jestem gotowa na małżeństwo. Po prostu to za wcześnie, nawet jak na nas.
- Zanim to się stanie minie jeszcze sporo czasu.
- Dlaczego?- znów to zrobił, odwróciła mnie kładąc ręce na mojej talii, i spojrzał na moją twarz mrużąc oczy.
- Wiesz co o tym sądzę, na pewno nie chcę ślubu teraz, nie po tym co teraz przechodziliśmy.- nie byłam pewna czy zrozumiał o co mi chodzi. Przez jego twarz przebiegło lekkie rozczarowanie. Przecież nie powiedziałam że za niego nie wyjdę, tylko że nie teraz. Chyba jest różnica, nie?
Odwrócił się ode mnie i wskazał na niewielkie molo. Pociągnął mnie w jego kierunku. Odłożył kulę na ziemię po czym sam na niej usiadł, wystawił nogi do przodu i oparł się na rękach z tyłu. Sama usiadłam obok niego. Odwrócił głowę w moją stronę, aja w jego.
- Czy ty dałaś mi właśnie do zrozumienia, że gdybym teraz wyciągnął pierścionek powiedziałabyś nie?
- Oh, proszę cie, nie zaczynaj. Przecież wiesz, że jestem twoja bez tego. - patrzył na mnie w skupieniu, co nawiasem mówiąc było do niego mało podobne po czym zupełnie nie wime dlaczego się roześmiał. To już bardziej do niego podobne. p[okręcił zrezygnowany głową i złapał za moją dłoń.
- Moja własna dziewczyna właśnie dała mi kosza. Nie wierzę. - teraz patrzył już przed siebie, na jezioro, na wodę. Sama się w nią zapatrzyłam. Właściwie to nie wiem co ja tu robię. Obok chłopaka, który jest mój, tak cudownego. Cholera, to po prostu niemożliwe. Czasem mam wrażenie, że gdy się obudzę znowu ktoś powie, że wszytko było snem. A ja go tak kocham, jak nikogo. Nie potrafiłabym już teraz bez niego żyć. A gdyby on wtedy po tym postrzale... nie przejdzie mi to przez myśli. Nie! Harry żyje, jest obok mnie, wszytko jest w jak najlepszym porządku. - Chciałbym mieć dziecko.
- Co? - otrząsnęłam się z własnych myśli i zmarszczyłam brwi. On od tak się uśmiechnął i zmienił pozycję lekko się poprawiając. Ugiął swoje nogi i objął kolana rękami lekko się garbiąc. - Co?- powtórzyłam nadal nie mogąc uwierzyć w to co powiedział.
- Nie patrz tak na mnie.
- Ale kochanie, przecież wiesz co o tym myślę. - byłam zmieszana, nie spodziewałam się, cholera, w ogóle pod żadnym pozorem bym się nie spodziewałam że on z czymś takim wyskoczy.
- To, że ty nie chcesz, nie znaczy że ja nie chciałbym go mieć. Poczułem się ojcem kiedy byłaś w ciąży. Gdyby mała się urodziła miałaby już roczek. Miałbym córkę. Nie mogę patrzeć na dzieci w parku, na ojców których mijam na ulicy ze swoimi dziećmi bo ciągle o tym myślę, o tym że mogłaby być teraz z nami, że właśnie uczyłaby się mówić „tato”.- zaniemówiłam. Nie sądziłam że on może odczuwać to w ten sposób. Że aż tak za nią tęskni. Wiem, że był szczęśliwy kiedy się dowiedział o ciąży, wiem że bardzo chciał tego dziecka. Bał się, ale nie mógł się doczekać tego, aż mała będzie już na świecie.
Jedyne co mogłam zrobić to wpatrywać się w niego. Nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Ja też tęsknie, ale nie w ten sposób. Dla mnie to coś innego, mnie boli to że jej nie mam, nie chcę kolejnego dziecka bo się boję, nie jestem na nie gotowa.
Podniosłam się lekko i usiadłam na jego kolanach okrakiem przodem do niego. Objęłam jego twarz w dłonie po czym po prostu się w niego wtuliłam. Schowałam głowę w jego ramieniu i przycisnęłam go do siebie.
- Obiecuję ci – szepnęłam.- Będziemy mieć dziecko. Obiecuję.- jego ręce wylądowały na moich plecach. Pogładził je lekko i ucałował mnie w głowę.- Proszę, zrozum tylko że nie potrafię teraz. To zbyt trudne, ja nie umiem pogodzić się nawet z tym że dopuściłam do śmierci naszej córki. - nie umiałam już zahamować łez. Powoli ściekały po moich policzkach, a ja ciągle byłam wtulona w jego tors. Chwycił mnie za biodra i podciągnął lekko do góry sadzając bokiem na jego kolanach. Oparłam się o niego i chwyciłam w dłonie jego rękę.
- Rozumiem okruszku, doskonale rozumiem.- również nie mówił zbyt głośno.- kocham cię, bardzo. Chciałbym mieć dziecko, ale zaczekam. Wiem że to nieodpowiedni moment, ale chcę żebyś wiedziała, że w razie czego jestem gotowy.
- Dobrze skarbie. Też cie bardzo kocham. -
Przymknęłam oczy. Nie sądziłam że z tego wyniknie tak poważna rozmowa. Od jakiegoś czasu słyszę tylko i wyłącznie, że powinniśmy mieć dziecko. Babcia, ciocia, a teraz nawet Harry.
Jestem zaskoczona, ale nie mogę ukryć że jestem zadowolona. To miłe, że Harry uważa nasz związek za tak poważny, aby planować dziecko. Tamta ciąża zaskoczyła nas bardzo, dlatego wolałabym aby kolejna była jak najbardziej planowana. Oczywiście mamy warunki na wychowanie, ale dziecku należy poświęcić mnóstwo czasu. Ktoś przy nim musi ciągle być. Hazz wyjedzie w trasę a ja? Mam siedzieć całymi dniami w domu? Sama? Pracuję tu niedługo, mimo iż bardzo satysfakcjonuje mnie ta praca, nie sądzę że gdybym odeszła na jakiś czas z powodu dziecka czy przyjęliby mnie z powrotem. Z pewnością nie. A nie chcę jej stracić. Jest dla mnie wymarzona.
Poza tym jest jeszcze jedna sprawa. On chce mieć dziecko, a nawet nie wyjaśnił mi tego co się działo. Przecież ja nic z tego wszystkiego nie wiem. Nie wiem jak doszło do tego całego wypadku, nie wiem nic o groźbach. A on unika tego jak może. Nie rozumiem, nie chce mi powiedzieć? Przecież mam prawo wiedzieć, to jego zasrany obowiązek żeby mi opowiedzieć o tym wszystkim.
- Hazz, jak doszło do tego wszystkiego?
- W jakim sensie? - odwrócił do mnie głowę zakładając wolną ręką moje włosy za ucho. Drugą zaś trzymałam ja, bawiąc się jego palcami.
- co się wtedy stało? Kiedy cię postrzelono?
- Meg, ja sam niewiele pamiętam. - przymknął oczy ewidentnie próbując znowu wymigać się od wyjaśnień. Ale nie tym razem, kochanie...
- Nie ważne, chcę wiedzieć co pamiętasz.
- Wracałem ze spotkania z menagerem. Podjechałem pod dom, ale brama garażowa nie chciała się otworzyć, chyba zepsuł nam się pilot. Wyszedłem i chciałem otworzyć ja sobie ręcznie. Wtedy nie wiem skąd, nie pamiętam, pojawił się jakiś facet. Powiedział coś do mnie i po prostu strzelił. Tyle.
- A co z tymi wszystkimi groźbami? Harry! Dlaczego nie zareagowałeś. Mogłeś powiedzieć policji, choćby chłopakom.
- Nie chciałem ich martwić. - spuścił głowę na dół i wyrwał mi lekko rękę z moich dłoni, po czym objął mnie przyciskając do siebie.
- Przecież to nasi przyjaciel, pomogliby ci jakoś. Poza tym ile razy kiedy rozmawialiśmy pytam czy wszytko w porządku. Myślałeś że nie zauważę. Wiedziałam że coś się dzieje, ale ty za każdym razem zapewniałeś mnie że to nic, że jesteś zmęczony. W dodatku zarzekałeś się że gdyby coś się dizało to byś mi powiedział. - kiedy dowiedziałam się o tym wszystkim myślałam o tym ciągle, zwłaszcza że wszyscy zabronili mi wracać do niego. Wtedy przeanalizowałam wszystkie nasze rozmowy, już wiedziałam dlaczego tak dziwnie się zachowywał.
- Przepraszam kochanie, naprawdę. Tylko, że ja się bałem.
- Bałeś się? Czego? Właśnie dlatego powinieneś komuś powiedzieć.
- Nie bałem się o siebie Meg.- ukrył twarz w moich włosach. - Bałem się o ciebie.
- A pomyślałeś choć przez chwilę co ja poczuję kiedy się o tym dowiem? Myślisz że miło mi było czekać dniami i nocami na telefon od któregokolwiek z chłopaków, żeby powiedział mi jak się czujesz? A co jeśli byś nie przeżył? Pomyślałeś choć chwilę o mnie? - znowu to samo. Łzy.
Czułam że w gardle rośnie mi gula, przełknęłam głośno ślinę pociągając jednocześnie nosem. I wtedy zdałam sobie w ogóle sprawę z ego że siedzę na Harrym, opieram się o niego. A on przecież jest cały obolały. Boże, powinnam na niego uważać, a nie przysparzać mu bólu. Zeskoczyłam z jego kolan krzywiąc się lekko. Chyba pomyślał że to nie z tego powodu zeszłam. Usiadłam zaraz przed nim po turecku i przyciągnęłam ponownie jego dłonie do siebie. Kciukiem zaczęłam jeździć po ich wewnętrznej stronie.
- Przeprasza, dlaczego nie powiedziałeś że cię boli?
- Potrzebowałaś się przytulić a ja chyba od tego jestem, prawda?
- Harry, robisz dokładnie to samo. Nie znoszę kiedy przedkładasz mnie nad siebie. Ja teraz nie jestem ważna, chcę tylko byś ty wyzdrowiał.
- Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. - nachylił się nade mną zawieszając się nad ustami. -Zawsze.- Pocałował mnie tak bardzo czule. Delikatność w pocałunkach to jest jedna z cech które w nas lubię. Owszem, często całujemy się natarczywie, szybko, namiętnie, ale to te czułe są kwintesencją miłości. Tej której oddajemy się właśnie teraz.
- Skoro sobie już tak wszytko wywlekamy- Trochę jakby bał się na mnie spojrzeć. Spuścił wzrok na swoje dłonie. - To przepraszam że tak nalegałem z Connie. Po prostu to świetna dziewczyna, sądziłem że się szybko zaprzyjaźnicie. Przepraszam.
- W porządku. Skoro Em ją polubiła, to ja chyba też mogę spróbować co?- nie będzie z tym łatwo ale spróbuję, dla niego. Wreszcie normalnie się zaśmiał, naturalnie.
- Nie to że polubiła, ale rozmawiały ze sobą, to już coś.
- Jesteś pewien że to nie była kłótnia czy coś takiego?- teraz to już naprawdę się śmiał.
- Uwierz mi, byłem przy tym i widziałem. Normalnie rozmawiały i w dodatku chyba wyśmiewały Horana.
- może Em lepiej się czuje przez tego kolesia co się z nim spotyka. Zresztą nie mogę uwierzyć że go nie poznałam. - pokręciłam głową zrezygnowana.
- Liam go poznał, podobno jest całkiem spoko. Poza tym Payne też kogoś tam ma, ale na razie jej nie przyprowadzi do nas.
- Dlaczego?- byłam zawiedziona. Chciałabym poznać wybranków moich przyjaciół. To nie fair, powinni mi ich przedstawić.
- No już dobra, okruszku. Nie jest ci trochę zimno od tego siedzenia?
Faktycznie, było trochę zimno, ale nie aż tak bardzo. Mogłabym to wytrzymać dłużej gdybyśmy mogli zostać tu tylko we dwójkę. Potrzebne nam są takie szczere rozmowy, zwłaszcza teraz. To by nam pomogło wrócić do tego co mieliśmy. Lub po prostu zbudować coś nowego. Musimy sobie od nowa zaufać, wszytko naprawić i być ze sobą ciągle. Kocham Harrego i cieszę się że jest tu ze mną. Dobrze że wyjaśnił mi wreszcie to co miał wyjaśnić i choć wiem że to nie wszytko cieszę się że porozmawialiśmy sobie tak szczerze. Ale teraz chyba pora bym to ja się wzięła za powiedzenie mu o pewnych rzeczach. Sama jestem tym zaskoczona, ale muszę mu powiedzieć. Przecież nie postawię go przed faktem dokonanym, prawda? 
________________________________________

Nie mogę w to uwierzyć. Minęły 2 lata. 

Ledwo się wyrobiłam z tym rozdziałem ale jest. Nie jest jakiś super, ale chociaż coś. Przepraszam, ale teraz nie mam kompletnie czasu :/ Postaram się pośpieszyć, ale nawet nie zaczęłam 81. 

w każdym bądź razie dziękuję z całego serca za wszystko. Za komentarze, wejścia, i za ostatnie aktywności w  "Waszych pomysłach". kocham was i bardzoooooo dziękuję za te 2 lata ze mną.

Długo już wytrzymaliście więc chyba niedługo pora kończyć co? 

<3