niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 62

 Magda

Nie wrócił.
Całą noc czekałam. A on nie wrócił.
Nad ranem, kiedy była już chyba ósma, usłyszałam huk na dole, od razu zerwałam się z łóżka.
Ja naprawdę myślałam że to Harry.
Coraz bardziej zaczynałam się martwić. Nie wrócił przez całą noc. To do niego na prawdę niepodobne, przecież nigdy tak nie znikał! Tak samo jak nigdy się tak nie kłóciliśmy...
Na dole zastałam Patrishię. Nie miała przyjść więc się lekko zdziwiłam, ale za nic nie chciałam dać po sobie poznać że to nie na nią czekam.
- Harry do mnie dzwonił, żebym dziś też przyszła. A drzwi były otwarte.
- Mhm, w porządku.- mruknęłam nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.- Zacznij od parteru, jak skończysz, to daj znać, powiem ci które pokoje na górze trzeba wyszykować dla gości.
- Ok, to ja się biorę do roboty.
Paty poszła do salonu, a ja udałam się do kuchni. Nie mogłam nic przełknąć. Jedyne na co się wysiliłam to kawa. Musiałam się jakoś postawić na nogi po prawie nieprzespanej nocy. Mimo tego że jestem na niego wściekła za wczorajszą kłótnię, to boje się o niego. A jak coś mu się stało? Przecież ja sobie tego nie wybaczę.
Poza tym martwię się też o Emily. Wczoraj nawet nie chciała widzieć Nialla. Była na niego wściekła. W końcu wyrzuciła z siebie wszystko co w niej siedziało. A ja byłam wściekłą na niego. Jak mógł jej coś takiego zrobić? Oczywiście chciał jej wyjaśnić to wszystko,ale ona za nic nie chciała nawet na niego patrzeć.

Niedługo po tym jak wróciłam z zakupów, odwiedzili mnie praktycznie wszyscy. Z tym wyjątkiem że nie było z nimi ani Em ani Nialla. Zaprosiłam ich do środka, czując się jednocześnie głupio z tego powodu, że nie było Harrego.
- Jak ona się czuje?- zapytałam Katie, kiedy zostałyśmy same w kuchni. Spojrzała na mnie smutno. Nie jest dobrze.
- A jak może się czuć? Dobrze wiesz, że ciągle wierzyła w to że będą razem. Właściwie to wyleciała rano do Polski. Może tam trochę odreaguje.
- Tyle że to wszystko zniszczyło jej święta.
- Chyba nie tylko jej.- Kate spojrzała na mnie w sposób jakby wiedziała o wszystkim. O tym, że Harrego nie ma, że mnie zostawił na dzień przed świętami i Bóg wie gdzie jest.
- Gidze jest Harry?- właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Mój chłopak zniknął wczoraj wieczorem i ciągle go nie ma. Ignoruje moje telefony, nie odpisuje. Chyba poważnie go zraniłam. Klapnęłam na kuchenne krzesło i rozpłakałam się jak dziecko.
- Nie wiem. – Kate do mnie podeszła i przytuliła do siebie.- Katie, on wczoraj wieczorem wyszedł i nie wrócił rozumiesz? Boję się o niego.
- Jak to wyszedł? Pokłóciliście się?
- I to jeszcze jak.
- Magda, spokojnie. Za chwilę wróci i będzie dobrze. Przecież cię kocha.-
Kocha mnie.
Wierzę w to, naprawdę a wręcz wiem to na pewno, tylko że ja tak jakby nie wiem, co mam zrobić. Nie mam pojęcia gdzie on może być. Ciągle nawiedzają mnie czarne scenariusze. A co jak coś mu się stało? Może powinnam obdzwonić szpitale? Boję się o niego.
- Chciałam ci życzyć wesołych świąt. Wyjeżdżamy jutro rano z Zaynem do Polski.
- Ja tobie też. Mam nadzieję że w końcu wasi rodzice zaakceptują wasz związek. – uśmiechnęłam się do niej. Wiem że się denerwuje wizyta Zayna u jej rodziców. To też nie jest proste, na szczęście tata z Harrym się lubią. Robin i Anne chyba też mnie lubią. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie.
- Chodźmy do chłopców.
- Meggi. Wesołych świąt! – krzyknął Louis. Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.- Jamie kazała cię pozdrowić, i przekazać że przeprasza że ci nie powiedziała wcześniej o nas.- szepnął mi do ucha a ja się uśmiechnęłam. Przecież się na nią już nie gniewam.
- Dzięki Lou, no i oczywiście gdybym jutro zapomniała zadzwonić to sto lat na urodziny. Wytrzymajcie mi tylko ze sobą z Jamie.
- Postaram się.
Spojrzałam na nich wszystkich. Powinnam dziękować Bogu za takich przyjaciół. Jestem tak ogromnie wdzięczna za nich.
- No Meg, życz od nas wszystkiego najlepszego Harremu, na pewno się pogodzicie, jeszcze dzisiaj. – Tym razem to Liam do mnie podszedł i przytulił.
- Jedziesz do Wolverhampton?
- Mhm, dawno nie byłem w domu. Louis też jedzie do siebie, a potem leci do Paryża. Zayn z Katie do Polski. Więc pewnie zobaczymy się dopiero na sylwestra co?
- Na to wygląda. No to wesołych świąt. My już ci nie będziemy przeszkadzać.

Po południu zadzwoniła babcia, informując mnie że będą dzisiaj wieczorem. A ja? Już po prostu nie miałam sił, na to żeby zastanawiać się co z Harrym. Siedziałam w kuchni nad potrawami na jutrzejszą wigilię. Teraz to byłam już na niego wściekła! Jak mógł mnie tak zostawić z tym wszystkim samą?

Trzaśnięcie drzwi.

Teraz to na pewno jest on. Wychyliłam głowę żeby widzieć kto przyszedł i po prostu się przeraziłam. Początkowo zasłoniłam dłonią usta ze zdziwienia. On był, on cholera jasna...! Był zalany w cztery dupy! Ledwo stał na nogach. Przytrzymywał się prawą dłonią o ścianę a drugą usiłował zdjąć buty. Nie widziałam go w takim stanie od naprawdę bardzo dawna.
- Harry?- drżącym głosem mimo woli wypowiedziałam jego imię. Po prostu nie mogłam uwierzyć że doprowadził się do takiego stanu. Podniósł głowę patrząc prosto w moje oczy. Nie wyrażały niczego, po prostu patrzył na mnie jakbym nic dla niego nie znaczyła. A najgorsze było to, że kiedy tylko zorientował się co robi oderwał ode mnie wzrok. Wyprostował się i lekko chwiejnym wzrokiem przeszedł zupełnie obojętnie obok mnie. Chciał iść na górę ale mu na to nie pozwolę. Nie ma nawet mowy żeby mnie tak traktował.
- Co ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęłam co spowodowało że się zatrzymał. Odwrócił się do mnie i prychnął wciskając ręce do kieszeni. Ja natomiast założyłam ręce pod piersiami patrząc wprost na niego.- Nie było cię cały noc! Martwiłam się o ciebie! Gdzie byłeś?
- Więc?- uniósł obie brwi do góry jakby to, że go o to pytam było jakieś dziwne. Mam ochotę wyrzucić go przez okno! Gdyby tylko był odrobinę lżejszy
- Zachowałeś się jak rozpieszczony, egoistyczny dupek! Zostawiłeś mnie tutaj samą nie tylko na całą noc, ale też na cały dzień! Musiałam wszystko robić sama!
- Mogłabyś tak nie wrzeszczeć?- potarł palcami skronie zamykając swoje oczy.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Słuchałbym gdybyś nie krzyczała.
- Jesteś upity!- mimowolnie krzyknęłam znowu. Po prostu jego zachowanie wyprowadzało mnie z równowagi.
- No i co? Chyba mogę się od czasu do czasu napić?- od razu przed oczami stanęła mi ta sytuacja sprzed dwóch lat. To też było w grudniu na kilka dni przed świętami. Wtedy kiedy ja mieszkałam w Polsce, kiedy Kasia była w śpiączce. Wybudziła się, więc przyjechałam. A co zastałam? Mojego chłopaka upitego, całującego jakąś inna dziewczynę. Pamiętam to jak Louis go musiał odciągać od niej bo miał ochotę po prostu ją przelecieć. Nie zdradził mnie, racja, ale to nie znaczy, że nie bolało. To po tym obiecał mi, że nie będzie już nigdy tyle pił. Wiadomo, jakieś tam piwo z chłopcami, lub czasem trochę więcej. Ale to było w domu. Nigdy już nie wyszedł do clubu ani żadnego baru żeby się schlać.
Nigdy do wczoraj.
- Cholera jasna, są święta! Za kilka godzin ma przylecieć moja rodzina z Polski, a ty wyglądasz jak jakiś menel!
- Menel?- znowu prychnął podchodząc bliżej mnie- To tylko i wyłącznie twoja wina.- syknął w moim kierunku. Co się z nim dzieje?
- Chyba sobie żartujesz!
- A gdzieżbym śmiał. Jestem pijany ale mówię śmiertelnie poważnie. Przez ciebie wczoraj wyszedłem, przez ciebie teraz śmierdzę wódką, i to przez ciebie wczoraj się pokłóciliśmy.- uśmiechnął się głupkowato podchodząc bliżej mnie. – No co? Taka jest prawda! Boli co?- był bezczelny, był odrażający.
I faktycznie bolało.
Uderzyłam go w policzek, głowa mu się odruchowo przekrzywiła w prawą stronę.
- Wynoś się.- tym razem to ja zmierzyłam go zimnym wzrokiem. Naprawdę chciało mi się płakać ale z wszystkich sił starałam się zatrzymać łzy. Nie chciałam przy nim się rozklejać, nie chciałam być słabsza od niego. Jednak po domu rozniósł się tylko jego donośny śmiech.
- Nie kpij sobie kochanie. Zapłaciłem za ten dom nie mało i nie mam zamiaru się stąd ruszać. - nie wierzę że posunął się do tego stopnia aby wypominać mi to, że on sam kupił dom. Sam zaproponował żebym się tu wprowadziła, poza tym częściej ja płacę rachunki i robię zakupy niż on.
- Gdyby nie to że wieczorem ma się pojawić tutaj babcia zwyczajnie bym się wyniosła. To nie ty posprzątałeś cały dom, i nie ty przygotowałeś jutrzejszą wigilię!
- To twoja rodzina więc sobie rób co chcesz.
- Do tej pory to była nasza rodzina, ale chyba już nie dla ciebie. – szepnęłam tym razem nie ukrywając smutku jaki mi sprawił swoimi słowami. Bo przecież bardzo lubił moją babcię, ciocię i wujka z Londynu zresztą też. Zwyczajnie chciał bym poczuła się źle. I mu się to jak najbardziej udało.
- A teraz wybacz skarbie, ale pójdę się położyć, bo nie jestem w najlepszej formie. A chyba oboje nie chcemy żeby zobaczyli mnie w tym stanie?
Nie odezwałam się już do niego. Po prostu nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Mimo iż miałam mu tak dużo do wygarnięcia, nie chciałam już tego robić. Bo wiedziałam że on wcale nie zamierza być miły w stosunku do mnie, a co dopiero mnie przepraszać. Odwrócił się do mnie tyłem po czym wyszedł po tych cholernych schodach. A ja stałam i patrzyłam jak znika na górze. Było mi przykro. Bo myślałam że święta będą przyjemnym czasem kiedy razem będziemy ubierać choinkę śpiewając świąteczne piosenki. Że to będzie cudowny czas. A tymczasem nic nie zapowiada się na to żeby było dobrze. Widział jak się czuję, czułam jego zimny wzrok na sobie. I mimo to nie zrobił nic. Po prostu wyszedł. Najnormalniej w świecie sobie wyszedł! Mój Harry podszedłby do mnie widząc że się nie uśmiecham i siedziałby ze mną dopóki bym się nie uśmiechnęła. A tymczasem to właśnie z jego powodu tego uśmiechu nie było. Sądziłam że to wszystko będzie wyglądało inaczej. Przecież jeszcze kilka dni temu było dobrze. Było naprawdę dobrze, wróciliśmy z naszego domku, tam zresztą też spędziliśmy wspaniałe chwile.
Westchnęłam zamykając oczy. To będzie prawdziwa porażka.
Ruszyłam do kuchni, próbując jakoś zapomnieć o tym co tu się przed chwilą wydarzało, rozmyślałam nad tym co powinnam jeszcze zrobić. Było tego całkiem sporo.
Zatrzymałam się w półkroku.
Nie mamy choinki.
Zapomniałam o choince!
Wściekłam się na niego jeszcze bardziej. Nie dość, że miał mi pomóc w ogarnięciu domu czego nie zrobił to właśnie on miał załatwić choinkę. A co zrobił? Nic! Przecież ja o tej porze nie pstryknę palcami i nie wyczaruje sobie zielonego drzewa. Kupiłam nawet bombki i wszystkie potrzebne ozdoby. A nie mam choinki.
Gdybym wiedziała w jakich relacjach będziemy nigdy bym się nie zgodziła na święta u nas w domu. On pojechałby do Holmes Cheapel, a ja do babci, do Polski. Nie byłoby żadnego problemu. Choć prawda była inna. Chciałam spędzić z nim te święta.
Nasze pierwsze wspólne.
_______________________________________ 

Komentujcie !!! 

Chciałabym po prostu wiedzieć co sądzicie o tym co się teraz między nimi dzieje. Czekam z niecierpliwością! Ruszcie się wy moje lenie i piszcie!

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 61

Harry
Jezusie drogi, kto to jest? Miała podarte ubranie, włosy tłuste rozczochrane, nieładne. A jej twarz? Odstraszała wszystkim co miała! Nie wspominając już o tym że jest pijana.
- Zachciało ci się jakichś fagasów sprowadzać?! Od zawsze wiedziałam że będziesz dziwką! W tej chwili spierdalaj do domu!- nie mogłem wykrztusić słowa. Czyżby to była jej matka? Zamachnęła się na nią i plasnęła ją w policzek. O tego już za wiele! Najpierw ją obraża, a teraz bije? Matko z kim ona żyje?
- Harry idź do domu, proszę.
- Nie.- warknąłem szybko. Bo mam niby patrzeć na to jak ona ją traktuje? Wyminąłem dziewczynę i podszedłem do jej matki.- Niech ją pani jeszcze raz tknie, a naprawdę przestanę być miły.- chyba nie pomogłem bo jej matka wyśmiała mi się w twarz po czym znowu ją uderzyła. Brawo za refleks Styles! Na szczęście za trzecim razem mnie nie zawiódł bo kiedy chciała uderzyć córkę zdążyłem chwycić ja za nadgarstek.- jeszcze raz to pani zrobi, a dzwonie na policję. Wie pani ile się siedzi za znęcanie się nad dziećmi?- chyba wreszcie zaczęła myśleć bo przynajmniej na mnie spojrzała.- Nie chce pani wiedzieć, więc proszę ją zostawić, bo kolejnym razem nie będę patrzył na to czy jest pani kobietą czy nie i oddam pani.- Puściłem jej nadgarstek i szybkim ruchem przesunąłem w drzwiach. Chwyciłem za to lekko Connie i pociągnąłem w głąb domu. Na szczęście jej matka zostawiła nas w spokoju.
Zaprowadziła nas do jej pokoju. O dziwo miała stamtąd wejście do własnej łazienki więc tam poszedłem żeby zatamować jakoś krew która leciała jej z nosa. Płakała teraz jeszcze bardziej, a kiedy już ją opatrzyłem nie wiedziałem już kompletnie co mam ze sobą zrobić.
- Przepraszam że musiałeś być świadkiem tego.
- Chyba zwariowałaś! To nie ty powinnaś przepraszać.- podszedłem do niej i mimo tego że znam ją od godziny to ją mocno przytuliłem do swojej klatki piersiowej. Na początku myślałem że mnie odepchnie ale ona przycisnęła się mocno do mnie zamykając przy tym ciągle łzawiące oczy. Delikatnie pogłaskałem ją po plecach.
- Będzie dobrze.
- Dobrze?- prychnęła. Jest załamana ale chyba jej stan emocjonalny powoli zamienia się we wściekłość.- Obiecał mi że mnie nie zrani! Dobrze wiedział że jestem wrażliwa, że nie chcę znowu cierpieć! Powiedział że nie dopuści do tego. A co robi? Przy pierwszej lepszej okazji leci do innej!
- Conns- spojrzała na mnie zdziwiona tą odmianą jej imienia. Nawet nie jestem pewny czy taka istnieje.- Emily i Nialla zawsze łączyły nieodgadnione relacje.
- Gówno mnie to obchodzi! Mówiłam że nie chcę tam iść! Teraz wszyscy mnie tam nienawidzą bo zraniłam Em. Ona go kocha Harry.- usiadła na łóżku ponownie wybuchając płaczem.
- Hej, po prostu wszyscy byli zaskoczeni. Wszystko się ułoży. Poza tym z tego co widzę jesteś bardzo fajną dziewczyną więc nie wszyscy cię nienawidzą bo ja cię lubię.- uśmiechnąłem się przez co ona na mnie spojrzała. No wreszcie! Chyba mis się udało.
- Dziękuję Harry, jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem.
- E tam, bez przesady. Mówię tylko prawdę.
- Jako jedyny się ze mną normalnie przywitałeś, poza tym to ty chciałeś żebym w ogóle przyszła.
- Bo inni o tobie nie wiedzieli.- wtrąciłem się.
- To nie ma znaczenia. Bezinteresownie mnie odwiozłeś a teraz jesteś tutaj zamiast jak wszyscy przy Em i mnie wspierasz. A znamy się ledwo ponad godzinę.- Byłem z siebie dumny, przecież nie mogłem pozwolić żeby została sama.
- To nic takiego, a z Niallem to ja się rozmówię jeszcze. Przyjdzie tu jeszcze do ciebie na kolanach. Zobaczysz, będzie ok. A teraz poproszę twój telefon.-spojrzała na mnie zdziwiona ale wyjęła swój telefon podając mi go. Zapisałem jej te dziewięć bezcennych cyferek i oddałem.
- To mój numer. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować nie krępuj się wal śmiało.
- Dzięki Harry. A co do tego co się tutaj wydarzyło, mogłoby to pozostać między nami?- spojrzała w moje oczy. Jej były brązowe, bardziej niż Zayna czy Liama. Taka słodka czekoladka.
- Niall o tym wie?- byłem ciekaw czy on kiedykolwiek zauważył jak jej jest ciężko. Bo od tak dołożył jej tylko więcej zmartwień.
- Wie że ona pije. Ale nigdy jej tu nie spotkał. Nie mów mu o tym, proszę.
- Nie ma sprawy, ja nic nie widziałem.
- Ok, jeszcze raz wielkie dzięki.
- Pójdę już, a ty uważaj na siebie.
- Jasne, do zobaczenia.
- Na razie.- pomachałem jej wychodząc i zniknąłem za drzwiami. Z domu na szczęście wyszedłem niezauważony.

Jadąc do domu chłopaków zastanawiałem się nad tym co tam zastanę. Szczerze powiedziawszy to mam wielką nadzieję, że Horan już pojechał do Connie. No przecież to w końcu jego dziewczyna! A przecież w takiej sytuacji powinno się być właśnie przy niej a nie przy innej. Skoro czuje jeszcze coś do Emily to mógł się nie wiązać z Conns, jest głupim idiotą! Bo cholera jasna, rani je obie!
Wchodząc do domu od razu zostałem obrzucony nienawistnymi spojrzeniami, oczywiście głównie przez dziewczyny. O co im chodzi? No bo chyba nie o to że odwiozłem Connie? Pomogłem dziewczynie kiedy wszyscy się odwrócili i to było takie niepoprawne? No przepraszam bardzo ale przesadzają, i to stanowczo. Na kanapie dostrzegłem Meg która patrzyła na mnie co najmniej jakbym ją zdradził. Nosz cholera jasna!
- Ooo, jak miło że po mnie wróciłeś.- odezwała się, jakże miłym tonem. Nie mam zamiaru się jej tłumaczyć. Nic nie zrobiłem, prócz pomocy Connie. Po prostu wstała z tej kanapy, podeszła do mnie i stanęła obok. Aha?
- Jedziemy?

To były jej ostatnie słowa. Przez całą drogę milczała jak zaklęta. Ja zresztą nie byłem lepszy. Ale za cholerę nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć. Widzę że jest na mnie zła, choć nie ma o co, więc dobrze wiem, że co bym nie powiedział to rozpoczęłoby tylko kłótnię. A ja wole przeczekać choć chwilę, póki ona trochę nie ochłonie. Patrzyła uparcie w boczną szybę. Nawet nie zdążyłem wjechać do garażu a ta wybiegła z samochodu jak strzała, pomijając to że trzasnęła na zakończenie drzwiami. Niech mnie nawet nie wkurza! Nie ma o co się złościć, a Meg przesadza.
Wszedłem do domu przez garaż. Na całym parterze panowały egipskie ciemności. Czyli że jest u góry. I co ja mam zrobić? Gdy tam pójdę będzie źle ale kiedy zostanę na dole będzie jeszcze gorzej. Pieprzyć to, idę tam.
Stała przy łóżku w dżinsach i staniku. Przebierała się w piżamę.
- Meg.- chciałem jakoś normalnie zacząć rozmowę, na spokojnie sobie wszystko wyjaśnić, bo przecież nie ma sensu żeby była na mnie zła o nic. Tylko że ona nawet nie zareagowała.
- Meg- podniosłem głos o ton wyżej, łudząc się głupio że może za poprzednim razem mnie nie dosłyszała, tyle że tym razem jej reakcja się nie zmieniła. Ignorowała mnie. Ściągnęła dżinsy i założyła spodenki, oczywiście od piżamy.
- Meggi!- gwałtownie się do mnie odwróciła. Dobra, przynajmniej coś zrobiła, choć nie tego chciałem.
- No co?!
- Może porozmawiamy?- co w mojej propozycji było złego? Przecież chciałem załagodzić sytuację, a ona tylko się jeszcze bardziej rozgniewała. No super.
- O czym ty jasna cholera chcesz rozmawiać?! Zostawiłeś mnie tam i pojechałeś niewiadomo gdzie z pożal się Boże dziewczyną Horana!- Chyba się przesłyszałem. Przesadziła, nawet jej nie zna, nie musi jej od razu obrażać!
- Słucham?
- Jak mogłeś w ogóle to zrobić! Dobrze wiesz że Emily go kocha! A ty tak po prostu sobie do nich podszedłeś przywitałeś się i co jeszcze? Może zróbmy jej tron w naszym domu za zniszczenie Em życia!
- Nie przesadzasz?! Ona nie jest niczemu winna!
- Gówno mnie to obchodzi! Nie chodzi mi nawet o nią tylko o twoje zachowanie. Jesteś skończonym dupkiem!
- Ja jestem dupkiem?! Tylko ją odwiozłem, nie zdradziłem cię z nią ani nie zrobiłem niczego o co miałabyś się złościć. To takie straszne?! Byłem po prostu miły, nie mogłem?!
- No właśnie chodzi o to że nie!
- Czy ty się słyszysz? Zachowujesz się jak rozhisteryzowana gówniara! - miałem już dość tej kłótni. To co mi zarzucała było niepoważne, i po prostu głupie.- Mam prawo robić co zechce.
- Ale jesteś moim chłopakiem! I co?! Zostawiłeś mnie tam, i pojechałeś z tą idiotką!
- Nie zachowuj się jak dziecko i jej nie obrażaj.- przesadza, naprawdę przesadza. Skąd może wiedzieć jaka jest Connie? Jak może ją osądzać nie wiedząc o niej nic? Poza tym zarzucanie mi czegoś co w ogóle nie powinno być czymś złym jest nie w porządku.
- Jeszcze jej bronisz?! Nie spodziewałam się ze…
- Że co?! Że pomogę dziewczynie od której wszyscy się odwrócili?! No wow, przyłapałaś mnie, pomogłem! I nie zarzucaj mi że jestem nie w porządku wobec ciebie, bo nic złego nie zrobiłem.- odwróciłem się i chciałem po prostu stamtąd wyjść, po co miałem tam zostawać i nadal się kłócić kiedy ona nic nie rozumiała?
- Nie wychodź!- wrzasnęła więc automatycznie się zatrzymałem, ale nawet się nie odwróciłem.- Emily jest naszą przyjaciółką, wszyscy zostali aby ją wspierać, a ty nawet nie zapytałeś jak się czuje.- Meggi też nie zapytała jak czuje się Connie i co z tego? Nie robię jej wyrzutów z byle powodu.
- Jesteś niesprawiedliwa. Zawsze to ja jestem tym złym, ja przepraszam, ja jestem winny naszych kłótni. Tylko że tym razem nie licz na przeprosiny, bo nie mam za co przepraszać. Nie zrobiłem nic złego.- mówiąc to patrzyłem w jej oczy. Mógłbym wszystko znieść ale nie niesprawiedliwy osąd. Zwłaszcza że to Meg go wydała. Po prostu już nawet nie czkałem na jej odpowiedź, tylko trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z pokoju.
Nie potrafiłem wysiedzieć w domu. Musiałem wyjść, po prostu byłem wściekły! Już naprawdę dawno się aż tak nie pokłóciliśmy. Wiadomo zdarzają się kłótnie kiedy Meg nie odzywa się do mnie przez pół dnia ale potem ja ją przytulam, szepczę we włosy ciche przepraszam i jest ok. Ale teraz nie mam najmniejszego zamiaru przepraszać.

Owiało mnie chłodne powietrze od razu kiedy wyszedłem z domu. Nie mam zamiaru tam wracać przez najbliższe kilka godzin. I w dupie mam wszystko inne i wszystkich.
Pierdolę to. Idę się napić.

__________________________________

ask 

Rozdział jest o wiele wcześniej niż planowałam go dodać, ale z racji że wzięliście się za komentowanie jest dziś. Nwm czy wam się to spodoba, w każdym razie tak jest i zero narzekań mi tu proszę! Koooocham <33

P.S. Byłoby miło gdybyście ten rozdział też tak skomentowali :) 

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 60

Harry
- Nie ma mowy! Zabierz to ode mnie!- śmiałem się wniebogłosy patrząc na nią. Jak wcześniej leżała rozwalona na łóżku i cóż, zupełnie naga, tak teraz przykryła się po szyję kocem, bo nie chce żebym jej robił zdjęcia.
- Kochanie, przecież nikt ich nie zobaczy, są tylko do mojej kolekcji.- pokiwałem brwiami na co się zaśmiała. Usiadła na łóżku, przez co koc się jej zsunął z górnej części ciała, chciałem cyknąć jej taką fotkę, ale zdążyła się zakryć ręką więc w efekcie końcowym wyszło zdjęcie z zakrytymi piersiami.
- Tylko że ta twoja kolekcja jest już dosyć pokaźna.
- Po protu lubię robić ci zdjęcia.
- Akurat kiedy jestem naga. Co jeśli ktoś znajdzie te zdjęcia?
- Przesadzasz, poza tym tylko na kilku jesteś zupełnie naga.- uśmiechnąłem się i zrobiłem jej kolejne zdjęcie. Ona wstała i okryła się prześcieradłem. Wyglądała tak cudownie, seksownie. Zaczerwienione jeszcze policzki, błyszczące oczy i poczochrane włosy. No i kolejne zdjęcie.
- Harry, przestań. - jęknęła kiedy podeszła do walizki, wyjęła czystą bieliznę, a właściwie to tylko majtki i je na siebie wsunęła. I szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia w jaki sposób to zrobiła ciągle mając na sobie prześcieradło. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
- Ty też mógłbyś się ubrać, albo mam lepszy pomysł, teraz ja ci porobię zdjęcia.
Stanęła przede mną i rzuciła się na mnie z zamiarem zabrania mi aparatu, tyle że jej się trochę nie udało. Za to ja zrobiłem jej cudownie piękne zdjęcie w majtkach i mojej koszuli, którą zdążyła wcześniej na siebie jedynie zarzucić.

***

Cholera.
Oczywiście musiałem coś zrobić, bo jakżeby inaczej?
Mój palec boli jakbym go sobie uciął, a nie jak ledwo przecięty nożem. Włożyłem go do buzi, odruchowo, odkręciłem zimną wodę i włożyłem pod nią zranionego palca wskazującego.
Chciej tu być dobrym chłopakiem i ugotuj swojej dziewczynie obiad nie kalecząc się przy tym. Lubię gotować, nie jest to dla mnie żaden problem, tylko gdy wpada ci do domu stado małp, to już nie jest takie proste jak w pojedynkę.
- No no no, ładny fartuszek Styles.- Zayn nie szczędził sobie komplementów. Mój piękny fartuch, który był Meg, to znaczy było na nim narysowane ciało kobiety, hmmm w bieliźnie. Tak, to właśnie ja go jej kupiłem. Tylko wtedy nie przewidziałem, że to ja będę częściej go nosił niż ona. Właściwie to ja miałem taki sam, tylko że z ciałem faceta. Ale dziwnym trafem nosiła go Meg, o ile w ogóle go zakładała.
- Śmiej się śmiej, a żarcie będziesz chciał dostać.- posłałem mu kpiący uśmieszek. Do kuchni wparował Lou, którego jeszcze nie widziałem. Postawił na wysepce dwa czteropaki piwa i wyszczerzył się do nas. Nie odwzajemniłem jego uśmiechu, wręcz odwróciłem wzrok od niego. Ciekawe czy chłopaki wiedzą że jest z Jamie.
- No Hazz, dzwoń do swojej laski i wyślij ją do nas, dziewczyny na nią czekają.
- Zgłupiałeś? Ugotowałem dla niej obiad! I ma się zmarnować?
- Serio myślisz że się zmarnuje?- Liaś uniósł obie brwi do góry. Zaśmiałem się z nich. Bo ja tu się staram dla mojej dziewczyny, i ma tego nie zobaczyć? Niedoczekanie moje! I w porę drzwi do domu się otworzyły i z przedpokoju dobiegł nas głos Meg.
- Już jestem!
Zayn posłał mi zbolałe spojrzenie. Trudno Malik, dziś się nie upijesz. Meggi weszła do kuchni, trochę zaskoczona obecnością chłopców.
- Cześć, nie wiedziałam że przyjdziecie.- podeszłą do mnie i cmoknęła mnie lekko w usta. Oczywiście standardowo włączyła ekspres. Kawa musi być! Obrzuciła wszystkich zdziwionym spojrzeniem, po czym wścibiła mi swój wścibski paluch do sosu!
- No ej! - Oblizała go i jeszcze bezczelnie stwierdziła, że jest za słony! Pff, za słony!
- Rozumiem że przeszkodziłam w waszych męskich sprawach- wykonała cudzysłów w powietrzu podśmiewając się trochę pod nosem. Czyżby ona sugerowała że jesteśmy nie męscy co za tym idzie nasze sprawy też są mało męskie?
- Tak jakby.- mruknął Horan. Nonono czyli że Nialler ma ochotę zaszaleć?
- Przykro mi ale Harroldzik nigdzie się nie ruszy, ani też z wami niczego nie wypije, bo z tego co widzę nie zrobił tego co mu mówiłam.- cholera jasna! Chłopcy wybuchnęli śmiechem, a ja jak to ja wpadłem w głębokie zamyślenie dotyczące tego co miałem zrobić. Ok, żartuję, miałem posprzątać przed świętami, no i skombinować choinkę.
- Zrobiłem kolację.- uśmiechnąłem się próbując załagodzić swoją sytuacje. Chłopaki nie wyrabiali już ze śmiechu. O co im znowu chodzi?
- Styles, ale się wkopałeś. Widać kto rządzi w tym domu.- Dzięki Liam, naprawdę czuje się teraz takim stuprocentowym facetem!
- Oj tam, przymknij się.- mruknąłem do Liama.- Bo wiesz, kochanie, ja zająłem się częścią kulinarną. Rozplanowałem nam jutrzejszy dzień i stwierdziłem że wszystko zdążymy.
- Tak? Harry, trzeba posprzątać cały dom, zacząć już coś przygotowywać w kuchni, poza tym musimy jechać na zakupy, przyszykować wszystkim pokoje. I ty myślisz że zdążymy zrobić wszystko jutro?- Meg wyraźnie nie byłą zadowolona. Ale co miałem jej powiedzieć?
- Zadzwonię po Patrishię. Przyjdzie i posprząta, a my zajmiemy się resztą.
- Zamknij się już, wkurzasz mnie.- stwierdziła nakładając sobie na talerz to co przyrządziłem. Widziałem te głupie uśmieszki chłopaków. No co? Oni nie wiedzą jak to jest, bo ciągle wszyscy mieszają razem. To ja jako pierwszy z Meg się usamodzielniłem. Mamy własny dom, Gemma już się przeprowadziła oficjalnie do Adama, i teraz żyjemy sobie razem z Meg w naszym domu. A oni myślą sobie że wszystko idzie nam z górki. Wiadomo, uwielbiam z nią być, uwielbiam nasze wspólne wieczory, kiedy razem możemy usiąść z kakaem na tarasie i po prostu porozmawiać. Mamy spokój, mamy siebie. Ale nie mogę też powiedzieć, że nie mamy kryzysów, Meg się o wszystko wkurza! Zostawiłem karton po mleku w lodówce, to nie pozbierałem swoich rzeczy, to narozlewałem wodę w łazience, to nie odkładam nic na swoje miejsce. Nosz kurwicy można dostać!
- To może pojedziemy chociaż do nas?- zapytał Zayn. Oby się zgodziła!
- Na to chyba mogę ci pozwolić kochanie- mrugnęła do mnie i klepnęła mnie w tyłek, po czym wyszła z kuchni.- Za 20 minut będę na dole!- krzyknęła jeszcze, na co wywróciłem oczami. Jak mogła tak mnie potraktować przy chłopakach? Zważając na to że teraz będą mieli temat do naśmiewania się ze mnie przy każdej okazji nie uśmiecha mi się tego słuchać.
- Styles, widzę że trafiłeś pod pantofel.
- Teraz się poważnie muszę zastanowić nad tą naszą przeprowadzką- stwierdził sobie Malik. Ok? Czy tylko ja nie wiem o co chodzi? Popatrzyłem po kolei na chłopaków, ale oni zdawali się być tym wcale nie zaskoczeni.
- Kto się przeprowadza?- tsa, widzę że moje pytanie też wydało im się głupie.
- Zayn i Katie.- uniosłem obie brwi w zaskoczeniu. Hmm, nie wiedziałem.
- Kupiłem mieszkanie. – uśmiechnął się. Cholera czy ja muszę dowiadywać się o wszystkim ostatni?
- Teraz może mi jeszcze powiecie że o Jamie i Lou też wiecie- fuknąłem oburzony. Jak na zawołanie wszyscy popatrzyli się na Lou. Oh, czyli jednak nie wiedzieli.
- Mieliśmy zamiar wam dzisiaj powiedzieć.- Louis spojrzał na mnie szukając pomocy. No na pewno! Mógł powiedzieć prawdę, a nie. – Hazz, nie chciałem zapeszać. Poza tym ten nasz związek nie był taki pewny żeby o nim wszystkim mówić.
- Nie wszystkim tylko mi. Jesteśmy chyba przyjaciółmi nie?
- Jesteśmy, więc przestań zachowywać się jak obrażona baba i daj spokój!
- Ja mam dać spokój?! Gdybym się wtedy nie obudził nie wiedziałbym do teraz!
- Jamie nie chciała wam mówić! I tak twierdziła że to się rozpadnie, więc co miałem robić?- uhhh, Tomlinson mnie wkurza! Nie mógł normalnie powiedzieć o tym co go z nią łączy? Przecież wiadomo że bym nikomu nie powiedział. Już nawet się nie odezwałem. Miałem dość. W dobrej chwili Meg zeszła na dół patrząc dziwnie po naszych twarzach. I nie wiem jak to zrobiła ale bezbłędnie zgadała o co poszło.
- Harry daj spokój, Louis na pewno teraz będzie zdawał ci relacje z tego co tam robią po nocach, nic nie stracisz, prawda Tommo?- zdziwiony posłałem jej jedynie spojrzenie „co ty gadasz?” zresztą chłopcy nie mieli innych min niż moja.- A jak nie, to Jamie powie wszystko mi, a ja przekażę tobie, może być? Zresztą damski punkt widzenia pewnie będzie ciekawszy, więc sądzę że ci to pasuje. A teraz w drogę panowie.- podeszła do mnie tak po prostu splotła nasze palce razem i pociągnęła do wyjścia. Tyle że ja się nawet nie ruszyłem.
- No co tak patrzycie? Chodźcie już!

Gdzieś po drodze zapodział nam się Horan. Stwierdził że musi coś załatwić. Tak, i wcale tą sprawa nie jest Connie! W żadnym wypadku!
- I wtedy oni bezczelnie podali mi mięso! A przecież wiedzieli że w piątek go nie jemy!- Kate opowiadała dziewczynom historię kiedy to była z Zaynem w Bradford. Nie słuchałem jej,a le wiem, ze dobrze że Zayna nie ma w tym pomieszczeniu. W każdym bądź razie leżę sobie na wygodnych kolanach Meg z zamkniętymi oczami i prawie tu przysypiam. Czuję jednak jej delikatne ruchy kiedy owija sobie jeden z loków na palec i się nim bawi.
- Byłam wściekła! A wiecie co zrobił Zayn? Po prostu wziął sobie to i zjadł! Nawet słowem się nie odezwał! Myślałam że mu coś tam zrobię przy jego rodzicach, no ale przecież jestem tam miłą i przyjacielską Kate! No i co z tego skoro i tak…
Zdziwiony tym że wszyscy ucichli otworzyłem powoli oczy. Rażące światło znalazło się w moich oczach. Po chwili jednak ujrzałem powód tej ciszy. Faktycznie, Horan miał rację, jest ładna. Ubrana w jasno różową prezentowała ise całkiem dobrze. Włosy związane w warkocza przełożonego przez ramię idealnie do niej pasowały. Tylko jedno trzeba było przyznać, była bardzo zdenerwowana. Ściskała rękę Horana zapewne tak mocno, że palce mu się połamały. No ok, może nie aż tak, ale na pewno mocno.
- To jest Connie, moja dziewczyna.- cisza jaka zapanowała była cholernie nie do zniesienia. A jak dopiero musiała się czuć ona. Bo szczerze mówiąc gdyby nie wiedział, byłbym bardzo zaskoczony tym że nasz Nialler ma dziewczynę. Tyle że ja wiedziałem, a obiecałem pomóc Horanowi, więc to zrobię. Podniosłem się z kolan Meg, no przecież ta cała Connie nam się tu zaraz rozpłacze.
- Ty cholera masz dziewczynę?!- wybuchnął Louis. Ta, i kto to mówi! Bo przecież pan Tommo wcale ni ukrywał że jest z Jamie. Nie, a gdzie tam!
- Jak widać.- dobra, wstałem z kanapy i ruszyłem w ich kierunku. Wyciągnąłem do niej rękę serdecznie się uśmiechając.
- Jestem Harry.- uścisnęła ją naprawdę lekko, przy okazji się przy tym czerwieniąc. No to się mu trafiła nieśmiała sztuka.
- Nie wierzę że naprawdę to zrobiłeś.- usłyszałem za sobą gdzieś głos Emily. Tak samo jak ja wstała z miejsca i podeszła do Horana. Osz cholera, tego się nie spodziewałem. Szczerze powiedziawszy to myślałem że Em i Nialla już kompletnie nic nie łączy. Zresztą ich kiedykolwiek cokolwiek łączyło?
- Jak mogłeś?! Nienawidzę cię, tak bardzo nienawidzę!- krzyknęła głośno, naprawdę głośno.
- Ale o co ci chodzi Em?- no to teraz bystrością to ty się Niall nie popisałeś.
- Ty się jeszcze pytasz?! Nie widać było że cię kocham?! Tak cholera, kocham cię! I co? Ty masz to oczywiście w dupie! To po jaką cholerę dawałeś mi przez cały czas nadzieję? PO co?! Chciałeś żebym cierpiała? Chciałeś złamać mi serce?! Proszę bardzo, udało ci się!- Emily nie cackała się , tylko po prostu walnęła go z liścia. Hmmm… a ja stałem zaraz obok i przyglądałem się temu wszystkiemu. Oczywiście potem cała zapłakana wybiegła z pokoju, zapewne do innego pokoju. Meg pierwsza wyszła z odrętwienia i pierwsze co zrobiła to posłała mi zabijający wzrok. Ale czemu? Potem wybiegła za Em. W jej ślady poszła Katie, a zaraz za nią pobiegł Niall, nawet nie oglądając się za Connie. No właśnie, Connie. Stała nadal w tym samym miejscu, tyle że zostaliśmy w pomieszczeniu tylko my, w sensie że chłopaki i ona. Popatrzyła na każdego z nas zupełnie zdezorientowana. Z jej oczu w każdej chwili gotowy był wypłynąć strumień łez. I wcale nie zdziwiłbym się gdyby tak było.
- To może ja już pójdę. – szepnęła cicho i spuściła głowę na dół. Chyba żaden z nas nie miał na tyle odwagi by poprosić by została. I chyba tak samo żaden nie wiedział czy to byłby dobry pomysł. Bo przecież ona chyba też poczuła się głupio nie? Nim zdążyłem zauważyć Connie po prostu zwyczajnie się odwróciła i ruszyła do drzwi. Sam nie wiedziałem co robię, kiedy postanowiłem że ją zatrzymam.
- Connie!- krzyknąłem za nią wybiegając przed dom. Usłyszawszy swoje imię zatrzymała się i odwróciła. Po jej policzkach zdążyły spłynąć już łzy. Cholera, co ten Horan narobił.
- Masz czym wrócić?- zapytałem stając przed nią. Wiedziałem że nie ma. Na pewno przyjechała tu z Horanem.- Odwiozę cię- zaoferowałem zanim zdążyła coś powiedzieć.
- Nie trzeba, pojadę autobusem.- no na pewno puszczę zapłakaną dziewczynę autobusem.
- Nie żartuj, chodź.- wskazałem na mój samochód idąc w jego kierunku, a zaraz po mnie ruszyła Connie.

Nie wiedziałem co robić. Do tej pory ignorowałem ciche pochlipywanie dziewczyny. Wpatrzona w okno nawet nie zamierzała odwrócić się w moją stronę. A ja cholera jasna co mam niby zrobić? To Horan zawalił, ja mam ją pocieszać? No przepraszam bardzo, ale to chyba robota kobiet nie? Wrażliwe, współczujące, dają dobre rady. Więc co tutaj robię ja? W tej sytuacji wszystkie dziewczyny stanęły po stronie Emily. Tyle że to nie ok wobec Connie. Bo czemu ta dziewczyna jest niby winna? Poznała Nialla, są razem od kilku tygodni. Z tego co mówił Horan to nawet nie chciała nas poznawać, bo się bała. To jeszcze gorze4j, bo z tego co widać miała rację! No bo kiedy przyszła sobie cała roztrzęsiona i zdenerwowana do naszego domu nikt nie przyjął jej miło. W dodatku własny chłopak pobiegł za inną. I tu najbardziej jest mi wstyd za Meg! Ok., może i tego się nie spodziewała, ale ona jest życzliwa z reguły dla wszystkich. Więc dlaczego znowu posłała mi zabójcze spojrzenie, kiedy przywitałem się z Connie? Podałem jej tylko rękę! To nic nie znaczy! No chyba że chodziło jej o coś innego to ja już nie wiem. Kobieca logika jest beznadziejna i nie do rozwikłania.
- Emmm, Connie, gdzie to dokładnie jest?- zapytałem cicho. No ale przecież musiałem wiedzieć! Nie chciałem wpędzać ją w kolejne zakłopotanie. Zauważyłem już że dziewczyna nie lubi kiedy ktoś patrzy na jej łzy. Choćby dlatego że wstrzymała je dopóki nie znalazła się w samochodzie. Potem przypuszczam że nie chciała płakać, ale już nie wytrzymała. Teraz zaczęła nerwowo wycierać oczy, jakbym wcześniej wcale nie słyszał że płacze!
- Już niedaleko, jeden zakręt i jesteśmy.
Wskazała na dom, szary brudny. Byłem lekko zaskoczony ale nie dałem tego po sobie poznać. Nie chcę żeby jej się zrobiło jeszcze bardziej przykro. Wysiadłem razem z nią z samochodu i nawet nie czekając na jej pozwolenie ruszyłem z nią do środka. Co mam ją może jeszcze zostawić? Jak ktoś będzie w domu to ją zostawię, ale samej nie pozwolę zostać. Zrobi sobie coś jeszcze a ja potem będę ją miał na sumieniu co?
- Dzięki – mruknęła cicho wyciągając klucz z torebki. Odwróciła się do mnie i spojrzała na moją postać.- Chyba powinieneś już iść.
- jeśli chcesz, zostanę z tobą.
- Wybacz ale wolałabym…
- Co ty sobie kurwa suko myślisz?!- drzwi do domu raptownie się otworzyły a ja aż podskoczyłem ze zdziwienia.
__________________________________________________

Cześć !

Mam nadzieję że wam się spodobało, i mam nadzieję że mi spodobają się wasze komentarze! :)

Dzięki za te pod 59 rozdziałem, ale cóż, mam jednak wrażenie że stać was na więcej! Ja pisze taki rozdział z dwie godziny, a wam się nie chce zostawić komentarza, który zajmie wam może minutę. Proszę, jeśli wam się podoba doceńcie to, i zostawcie komentarz. :) 

Poza tym dziękuję wam ża jesteście i czytacie, kocham was <33

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 59

Meg
Czuję się odrobinę winna za dzisiejszy dzień. Nie twierdzę oczywiście że na lodowisku było jakoś źle, czy coś. Bo Harremu nawet po tym jak już zdecydował się na puszczenie barierki się spodobało. I mimo że zrobił to na dziesięć minut przed zamknięciem, udało mu się jako tako nauczyć jeździć. Oczywiście pomińmy już to ile razy wylądował na lodzie.
A teraz leży sobie w łózko bo odrobinę zachorował. Ma lekką gorączkę, kaszel i katar, ale to chyba tylko przeziębienie. Po prostu aż się człowiek cieszy jak widzi okrytego pod samą szyję kołdrą, takiego sobie faceta. Jakby się cofnął w czasie jakieś piętnaście lat i mamusia latała tylko dookoła niego poprawiając mu podusię i przynosząc rosołek. Teraz zdaje się ja miałam przejąć tę rolę.
Właśnie wróciłam ze sklepu, gdzie kupiłam temu marudzie jakieś lekarstwa. Weszłam do domu, postawiłam zakupy na blacie w kuchni, wzięłam co mi potrzebne i poszłam do niego. Leżał rozwalony na całym łóżku i oglądał telewizor.
- Widzę że ci lepiej.
- Tyłek boli mnie jak cholera. Kopiłaś jakieś tabletki przeciwbólowe?
- Kupiłam, masz.- podałam mu wodę i tabletki na gardło i przeciwbólowe. Połknął wszystko na szczęście nie jęcząc że nie może bo gardło boli. Usiadłam obok niego przykładając rękę do jego czoła. Było gorące, ale nie aż tak bardzo.
- Gorączka ci spadła. Może wrócimy jutro do Londynu? Tam pójdziesz normalnie do lekarza, przepisze ci jakiś antybiotyk czy coś?- położyłam się obok niego, na co od razu zareagował. Przytulił się do moich piersi układając na nich głowę. Sięgnęłam po jego dłoń splatając ją z moją.
- Nie, przejdzie mi do jutra, dziś poleżę w łóżku i będzie ok.
Już nawet nie chciało mi się z nim kłócić. Zresztą mi też nie chciało się wracać już jutro do Londynu. Ten domek jest takim oderwaniem się od życia. Tutaj tak naprawdę jesteśmy tylko my. Nikt nie wie że my to my. I żaden z naszych znajomych nie ma pojęcia o istnieniu tego domku. W sumie rzeczy to nie wiem dlaczego, mogliby przecież tutaj przyjechać. Chyba że Harry chce zostawić to w tajemnicy.
- Co ze świętami?- no właśnie, nawet o tym jeszcze nie myślałam. Co my będziemy robić w święta? Z pewnością spędzimy je razem, ale gdzie to już zupełnie inna sprawa. Ja to naprawdę najchętniej zostałabym w domu, tylko z Harrym, ale to raczej nie będzie możliwe.
- Nie wiem. A gdzie chciałbyś jechać?
- Chcę być z tobą, nie ważne gdzie. Mama zapraszała nas do siebie, jak ostatnio z nią rozmawiałem.
- Babcia tez dzwoniła. Mówiła żebyśmy przylecieli do Polski choć na parę dni, poza tym jest też tata, nie chcę żeby sam spędzał święta.
- No i co my zrobimy hmm?- Harry objął mnie trochę mocniej. Pocałowałam go w czubek głowy jak to zawsze on miał w zwyczaju.
- Na razie wyzdrowiej, potem zobaczymy.
W sumie rzeczy to nie będzie takie proste zorganizować się na święta. Jak to niby wszystko połączyć? Chcielibyśmy spędzić choć chwilę z każdym, ale takie latanie z miejsca na miejsce będzie miało w ogóle sens?
Harry powoli zasypiał, zresztą było już późno, niech się biedak wyśpi, cały poobijany. Zaśmiałam się sama do siebie przypominając sobie jego niektóre pozycje po przewróceniu. Przecież ten facet wyglądał jak dziecko! Ale takie cholernie kochane, mój mały chłopczyk. Położyłam sobie na kolanach laptop, i postanowiłam zadzwonić do Jamie albo Jasona. Tak dawno z nimi nie rozmawiałam. A szkoda.
- Louis!?- ja pierdziele kurwa mać. Co do jasnej cholery robi Lou, nasz Tommo, w pokoju Jamie? Mogłabym się jeszcze pomylić, i zadzwonić do niego przez przypadek. Ale sprawdziłam dokładnie, dzwonię do Jam, i doskonale rozpoznaję te jaskrawożółte zasłony w oknie. To musi być pokój Jam.
- co ty tam robisz?- nie mogłabym nie być zdziwiona. Louis Tomlinson, dokładnie ten sam, który z początku mówił że Jamie jest wredna i nie da się z nią normalnie rozmawiać jest sobie u niej… w Paryżu!
- Cześć Meggi.- wyszczerzył się do kamery, a ja nadal wgapiałam się w niego ciągle myśląc że to jakiś głupi żart.
- Chyba boję się pytać, co robisz u Jamie.- po chwili doznałam jeszcze większego szoku. Moja przyjaciółka tak po prostu najnaturalniej w świecie podeszłą uśmiechnięta do niego i usiadła na jego kolanach. Ten cmoknął ją w policzek. No przecież to normalne nie jest. O co tutaj chodzi, bo nie rozumiem?
- No bo wiesz, tak jakby jesteśmy razem- odezwała się Jamie. Mój świat legł w gruzach. Bo ja się bardzo cieszę, naprawdę, tylko że dlaczego nikt mi o niczym nie powiedział? Wolałabym mieć świadomość tego że moi przyjaciele są ze sobą szczęśliwi, a nie że ukrywali się przed nami w Paryżu! No halo!
- Wy- zmrużyłam oczy patrząc na dwójkę w ekranie laptopa.- Niech was tylko zobaczę a tak skopię wam dupy, że nie będziecie na nich mogli usiąść jak Harry!- dobra, mogłam sobie to porównanie z moim kochaniem darować. Spojrzeli na siebie zdziwieni, a ja trochę się zmieszałam. Bo to zabrzmiało zupełnie tak, jakbym skopała Harrego po jego seksownym tyłeczku.
- A co z tym ma wspólnego Hazz?- Lou uniósł jedną brew na co ja się zaśmiałam.
- A nic, trochę się rozchorował, bo byliśmy na lodowisku.- chyba by mnie zabił gdybym powiedziała że nie umie jeździć. Przecież jak dzisiaj patrzyłam jak się biedak męczy żeby powiedzieć o tym mi, to mało ze śmiechu nie padłam. I jak jeszcze upierał się przy tym że za nic nie wejdzie na lód.
- A teraz powiedzie mi ile to już trwa.- znowu zmierzyłam ich wzrokiem na co Jam się zarumieniła. Czy to nie przypadkiem właśnie ona mówiła o tym jak to nie da się uwięzić w związku? Owszem, lubiła zawsze facetów, ale cholera na jedną noc! Lou nie nadaje się do takiego związku. Ja naprawdę nie wiem, jak oni sobie razem poradzą. Jestem niesamowicie zaskoczona, bo ona nigdy nie była osobą którą podejrzewałabym o jakiegokolwiek chłopaka, a co dopiero żeby to jeszcze był Tommo!
- Kilka tygodni, chyba trzy.
- I nie znalazłaś ani chwili żeby mi o tym powiedzieć?!
- Jakoś tak wyszło.
- Dobra, jak ja zajdę w ciąże i urodzę dziecko, to dowiecie się dopiero jak dostaniecie zaproszenie na chrzciny.- udałam zupełnie obojętną. Poczułam że Harry się rusza, więc chyba się budził. Położyłam dłoń na jego policzku i go lekko głaskałam.
- Jesteś w ciąży?- o Jezu, a ci znowu wymyślają sobie niestworzone historie. No jasne że jestem w ciąży! Z poduszką pod bluzką!
- Tak Jam, jestem, ale nie mówcie Harremu bo mam zamiar uciec.- spojrzeli na mnie jak na wariatkę, no ale przecież sami wymyślili sobie że jestem w ciąży. – Po prostu przykro mi że nam nie powiedzieliście.- spojrzałam odruchowo na Harrego. Był taki niewinny kiedy spał, jego rysy twarzy nie były tak ostro zarysowane, były łagodne jak u niemowlaka, gładka skóra rozpływała się pod wpływem mojego dotyku na jego policzku. Na chwilę zapomniałam nawet że patrzą na mnie Lou z Jam.
- Gdzie wy w ogóle jesteście co?- zapytał Lou patrząc to na mnie to na Harrego. Właściwie to chyba widzieli oni jedynie jego loki, bo kamerka już go nie chwytała. Powiedzieć im? Ten dom jest naszym prywatnym miejscem, wiem o nim tylko ja i on. Nikt, ani żaden z naszych przyjaciół, ani Gemma, Bartek czy nasi rodzice. To był nasz azyl, w którym mogliśmy się schować zawsze kiedy chcieliśmy uciec przed światem.
- Wyjechaliśmy na romantyczny weekend.- uśmiechnęłam się puszczając do nich oczko.
- Nooooo to już wiem co będziecie robić w nocy- zaśmiała się Jamie.
- Z pewnością, zwłaszcza że Harry mi tu umiera na bolący tyłek.
- W każdym razie, żeby jednak nie wyszły z tego jakieś chrzciny.- zaśmiał się Lou na co znowu mój wzrok powędrował na Stylesa. Miał otwarte oczy i wpatrywał się w ekran laptopa. Hmmmm, ciekawe czy jego szok na widok pary siedzącej sobie po drugiej stronie tej rozmowy był większy od mojego.
- Tommo?- zapytał nienaturalnie zachrypniętym głosem. Był jeszcze bardziej zachrypnięty od tej zwykłej, kojącej dla uszu chrypki mojego chłopaka. Harry nie wyglądał dobrze. Był blady, i nie wiem czy to z powodu choroby czy z widoku jaki zastał. Jednak czułam że jego ciało jest rozpalone.
- Emmmm… cześć Hazz.- widać było po Tomlinsonie że się zmieszał. No tak, jego najlepszy przyjaciel właśnie odkrył jego ukrywany związek. I naprawdę nie chciałabym być teraz na miejscu Harrego. Wiem co czuje, właściwie Jamie też mi nic nie powiedziała. Ale ona akurat nigdy nie była skora do zwierzeń. Przyzwyczaiłam się że nic mi nie mówi. Ale Louis? On i Harry mówili sobie o wszystkim. Zawsze.
- Co ty do cholery robisz u Jamie?- Harry podniósł się do pozycji siedzącej równając się ze mną. Wpatrywał się w nich z tak nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wiedziałam jedynie tyle że był wściekły.
- Jesteśmy razem.- ku mojemu zaskoczeniu nie powiedział tego Lou a Jam. Nikt się nie odzywał, a to że rozmawialiśmy przez Skypa a nie normalnie potęgowało jeszcze bardziej napięcie unoszące się w powietrzu. Odwróciłam głowę patrząc na Harrego który zmrużonymi oczami wpatrywał się w dwójkę siedzącą w pokoju Jamie w tak dobrze znanym mi mieszkaniu.
- Nie wierzę że mi nie powiedziałeś.- praktycznie szepnął Harry. Odszukałam jego dłoń i uścisnęłam ją. Chciałam żeby wiedział że we wszystkim go wspieram. Nawet jeśli będąc wściekłym na nich robił źle.- Jak długo to trwa, co? Miesiąc, dwa? A ty nie zdążyłeś mi nic powiedzieć. O mnie z Meg wiesz wszystko, od samego początku naszego związku. Wiedziałeś nawet kiedy się pieprzyliśmy! A teraz ona tak po prostu sobie siedzi na twoich kolanach?! Świetna mi przyjaźń! Dobrze wiesz że nie mam nic przeciwko, lubię cię Jam, serio, ale nie rozumiem po co się ukrywacie. Cholera no! To wcale nie jest zabawne! Zawiodłem się BooBear, myślałem że mówimy sobie o takich rzeczach, widać myliłem się. A teraz wybacz, ale chcę spędzić czas z moją dziewczyną.- spojrzał przelotnie na mnie. – I zostajemy tu do końca tygodnia.- Jednym ruchem zatrzasnął laptopa i wyskoczył z łóżka puszczając moją dłoń. Zachwiał się delikatnie i usiadł z powrotem.
Zastygł.
Rozumiem, jest wściekły na Lou, ale przesadził. To nic takiego znowu, nie powinien być tak zły, Lou na pewno by mu powiedział, może nie był gotowy, albo Jamie go poprosiła o dyskrecję? Powinien dać im coś powiedzieć a nie tak od razu krytykować ich zachowanie. Korzystając z tego że Harry siedział plecami do mnie wyjęłam z kieszeni telefon, i wystukałam na klawiaturze kilka słów, po czym wysłałam do Lou.

Pogadam z nim, nie martwcie się, porozmawiacie na spokojnie
jak wrócimy do Londynu.”

Przesunęłam się na łóżku zbliżając się do niego. Położyłam dłoń na jego plecach lekko go głaszcząc. Nawet nie drgnął.
- Czuję się jak idiota- powiedział nie patrząc na mnie.
- Nie jesteś idiotą. Po prostu zabolało cię to że ci nie powiedział. Ale kochanie, może miał do tego powody, powinieneś z nim porozmawiać.
- Nie ma mowy.- wstał zrywając się z łóżka. – on jakoś nie śpieszył się z rozmawianiem ze mną! To nie fair! Jesteśmy przyjaciółmi! Mówię mu o wszystkim, a on nie powiedział mi o tym że jest z Jamie Bóg wie od kiedy!- wymachiwał rękami na wszystkie strony. Był zawiedziony. Zresztą nie dziwię mu się, poniekąd ma rację i prawo do tego by się tak czuć. Może nie wiem na czym tak do końca polegała ich relacja, ale Lou chyba miał prawo do nie mówienia o wszystkim Harremu?
- kochanie, spokojnie, może Jamie poprosiła go żeby nic nie mówił. Gdybym ja ciebie o coś takiego poprosiła pewnie byś posłuchał, prawda?
- To nie to samo! Ty jesteś moją Meg!- spojrzał na mnie z taką bezradnością, podeszłam do niego i go przytuliłam. Objął mnie w talii i schował głowę w zagłębieniu pomiędzy moją szyją i głową.- Ciebie kocham, a on… po prostu czuję się oszukany. Kiedy my zaczęliśmy się spotykać, wiedział wszystko.
- Harry, tylko że to było grubo ponad dwa lata temu, mieszkaliście razem i wszystko było zupełnie inne.
- Ale to nie zmienia faktu że mógł mi powiedzieć. Dobrze wie, że lubię Jamie, i ciesze się że są razem, więc nie wiem o co im chodzi.- odsunęłam się od niego trochę i spojrzałam w jego oczy. Były faktycznie jakieś takie smutne. W dodatku gorączka którą czułam na jego czole wcale nie wróżyła nic dobrego. Nie wiem czy to dobry pomysł zostawać tutaj dłużej.
- Może powinniśmy wrócić, Harry jesteś chory, powinieneś pójść do lekarza.
- Nie ma mowy, zostajemy tutaj i nie chcę słyszeć sprzeciwów.- westchnęłam wiedząc że faktycznie dalsze kłótnie z nim nie miały sensu. I tak postawiłby na swoim.
- No dobrze, ty zmykaj do łóżka, a ja idę zrobić ci jakąś herbatę.
- Wolałbym pójść najpierw pod prysznic, jestem cały spocony od tego leżenia. A ty kochanie idziesz ze mną. Wszystko mnie boli i nie mam siły na mycie się sam.- gdzieś na tej jego schorowanej twarzy dojrzałam się cwaniackiego uśmieszku.
- Nawet kiedy jesteś chory myślisz tylko o seksie, opanuj się skarbie.- klepnęłam go w tyłek wychodząc z pokoju, po czym odwróciłam się w drzwiach i przesłałam mu całusa.
________________________________

No i jak? Podoba się? No mam nadzieję i czekam na komentarze! <33 

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 58

Harry
Na początku nawet nie zauważyłem że zasnęła. Mówiłem jak do ściany. No ale co mam poradzić. Wiem że była zmęczona. Ja dziś leniłem się przez cały dzień, ona już z rana była w pracy. Ale mogę być z niej tylko dumny bo pracuje w czymś co kocha. To jest najważniejsze, żeby praca była również pasją. Spała tak słodko, ale pewnie później będą ją potwornie boleć plecy. Zjechałem na stację benzynową i wyszedłem z samochodu. Otworzyłem drzwi ze strony Meg i zniżyłem jej fotel do pozycji leżącej. Podłożyłem jej pod głowę poduszkę i przykryłem kocem. Było naprawdę zimno. Zamknąłem ją w środku, na wypadek gdyby ktoś miał mi ją ukraść. Kupiłem sobie kawę, która była naprawdę mało smaczna i ruszyłem dalej.
Gdzie jedziemy? Do naszego domku. Skoro go już mamy, to trzeba to wykorzystać. A ostatnio byliśmy tam razem dwa lata temu, a nawet więcej.

Dojechaliśmy, a ona nadal śpi. Zgasiłem silnik, i powoli, naprawdę delikatnie wziąłem ją na ręce. Dość długą chwilę męczyłem się z kluczem, żeby jakoś otworzyć drzwi. Ale kiedy już to zrobiłem bylem z siebie dumny. Dobra, to może nie jakiś nie wiadomo jaki wyczyn, ale halo! Miałem na rękach śpiącą dziewczynę! Zaniosłem ją do naszej sypialni i położyłem na łóżku. Tak się zastanawiam, czy ona będzie już spała do rana? Dopiero po dziewiątej ale to bardzo możliwe.
- Harry- chyba otwiera oczy, jakoś tak dziwnie, bo się nie budzi.- Chodź do mnie.- z uśmiechem podszedłem do niej, położyłem się obok i ją mocno przytuliłem. Zamknąłem oczy, i mimowolnie się uśmiechnąłem bo jej włosy w których ukrytą miałem twarz trochę mnie drażniły.

Meggi
Jeszcze zanim zdążyłam otworzyć oczy poczułam mocny uścisk. Byłam przekonana że to Harry. I nie myliłam się, był przytulony do moich pleców. Ale chwila moment. To nie nasz pokój. Dopiero po chwili dotarło do mnie że mieliśmy gdzieś jechać. Gdzie on mnie wywiózł? Rozejrzałam się po pokoju i zdałam sobie sprawę z tego że znam to miejsce. Jesteśmy w naszym domku?
- Przestań się wiercić- jęk Harrego wydobył się z jego ust. Na złość mu pokręciłam się jeszcze bardziej.
- Meg.- znowu jęknął. Hmmm, chyba zapomniał sobie że nie jesteśmy jak zwykle w naszej sypialni. I chyba nie był zbytnio wyspany, bo jeszcze nawet nie otworzył oczu. Nie mogłam powstrzymać się przed popatrzeniem się na jego klatkę piersiową. Unosiła się i opadała. I trzeba przyznać mu to że chyba ostatnio ćwiczył. Przybliżyłam się do niego i zaczęłam smyrać palcami po jego brzuchu. Westchnął kiedy zorientował się co robię. Wodziłam dłońmi coraz niżej, a kiedy dotarłam do jego bokserek zsunęłam lekko je na dół, jednak niczego nie odsłaniając.
- Mogę wiedzieć co ty robisz?- spojrzałam na niego, miał już otwarte oczy jednak ja to zignorowałam. Ściągnęłam bokserki do końca.
- Jeśli ci się nie podoba mogę przestać.
- Nie przestawaj.
Lubię dawać mu przyjemność. Bo chyba na tym to polega. Żeby zaspokajać swojego chłopaka. Nie musi mi się zawsze odwdzięczać, po prostu chciałam to dla niego zrobić i zrobiłam. Jest dla mnie wszystkim, a jeśli to dla niego aż tak duża przyjemność to nie widzę problemu w dawaniu mu jej.
- Kocham cię- wypowiedział gdzieś pomiędzy jękami. Kiedy już skończyłam zbliżyłam się do jego ust, aby złożyć na nich pocałunek.
- Też cię kocham.- uśmiechnęłam się po czym z niego zeszłam. Byłam w samej bieliźnie, pewnie rozebrał mnie wczoraj. Wzięłam butelkę wody do ręki i oparłam się o komodę która stała w pokoju. Obserwowałam Harrego który z zamkniętymi oczami dochodził do siebie. Jego ciało jest takie perfekcyjne, napięte wciąż mięśnie wyglądają cudownie. Leżał tam taki zupełnie bezbronny, obezwładniony moim dotykiem. A ja mogłam być dumna z tego co z nim zrobiłam. To zajebiste uczucie kiedy wiem, że to właśnie ja, dwa razy mniejsza od niego dziewczyna doprowadzam go do takiego stanu. Kiedy w końcu otworzył oczy obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- Jesteś niesamowita.- jego oddech był wciąż nie równy, więc to co powiedział lekko wychrypiał.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się sama do siebie. Harry założył ręce za głowę i patrzył teraz na mnie.
- Mogę ci się odwdzięczyć?
- Możesz, ale wieczorem kochanie, teraz idziemy na dół, zrobimy śniadanie i wychodzimy się gdzieś przejść, co ty na to?- odłożyłam wodę na komodę i podeszłam do jednej z dwóch walizek. Otworzyłam fioletową myśląc że są w niej moje rzeczy ale się pomyliłam. W tej walizce były ręczniki, kosmetyki, buty i inne potrzebne rzeczy. Czyli że w drugiej są zarówno moje jak i jego rzeczy? Kiedy ją otworzyłam przekonałam się że miałam rację. Wyjęłam z niej czarne dżinsy i zaczęłam na siebie wkładać.
- Mogłaś zostać tak jak byłaś.- wyszczerzył się w cwaniackim uśmieszku ciągle nie zmieniając pozycji.
- Za to ty mógłbyś się ubrać.- leżał tam taki… nieubrany. Hahaha, i cholernie pociągający, po prostu rzucić się na niego i wycałować.
- Skoro to ci tak przeszkadza, to czemu się tak na mnie gapisz?
- Bo jesteś moim chłopakiem?
- No i co?- jeszcze bardziej się wyszczerzył
- To że mnie pociągasz.
- Ja? Niemożliwe!- podniosłam jego koszulę z walizki, zgniotłam ją i rzuciłam w niego ale złapał ją w locie- Dziękuję kochanie, miałem zamiar waśnie ją założyć.- wstał podszedł do mnie i objął lekko w pasie.- I mam nadzieję że nigdy nie przestanę.
- Co nie przestaniesz?- odwróciłam się do niego przodem a on cmoknął mnie w usta.
- Pociągać cię.
Z uśmiechem na ustach zniknął za drzwiami do łazienki. Zaśmiałam się z tego głupka. Mogę sobie śmiało powiedzieć że nigdy nie przestanie mnie pociągać. Jest mój, i to właśnie ta świadomość sprawia, że czuję się taka doceniona. Wiem że każdy skrawek jego ciała należy do mnie. Że to ja mogę go dotykać i tylko dzięki mnie czuje się tak jak się czuje. To tak cholernie zajebiste uczucie, że nikt inny nie potrafi doprowadzić go do takiego stanu.
Kiedy znalazłam się w kuchni sądziłam że pewnie nic w lodówce nie będzie. Ale się zdziwiłam kiedy zobaczyłam jej wnętrze wypchane przeróżnymi pysznościami.
- Emmm… przepraszam, ja już będę wychodzić.- o mój boże, ale się przestraszyłam. Debbie stała z butelką wody w drzwiach kuchni.
- o matko, Debbie, zawału przez ciebie dostanę. – zaśmiałam się- Co tu robisz?
- Harry do mnie zadzwonił, że przyjeżdżacie. No i poprosił żebym zrobiła zakupy, więc przy okazji chciałam podlać kwiatki.
- No śmiało, znasz ten dom lepiej niż ja. Byłam tutaj ledwie parę razy.
- Może zrobię wam śniadanie?
- Nie, no coś ty. Nie jesteś naszą służącą. Zresztą Harry ma ręce, niech nam zrobi. A ty chodź do salonu, pogadamy.- poszłyśmy usiąść na kanapie. Debbie chyba była zaskoczona, że chcę z nią rozmawiać, w końcu praktycznie się nie znamy.
- to co tam u ciebie? Nie sprawia ci problemu pilnowanie domu?
- To praca idealna. Zajrzę tutaj parę razy w miesiącu, a wy nie płacicie mało. Więc lepiej być nie mogło.
- Świetnie.
- A no i chciałam przeprosić cię za to co powiedziałam jak byłaś tutaj ostatnim razem. Nie wiedziałam że ty jesteś Meg. A wiesz, wtedy to był temat numer jeden. Bo niby żyłaś niby nie. I nikt nie wiedział o co chodzi.
-No tak, w dodatku byłam pokłócona z Harrym- nie lubię o tym wspominać. Nie lubię myśleć o chwilach kiedy nie byłam z Harrym. On jest dla mnie wszystkim, nie wyobrażam sobie życia bez niego.
- kochanie?! Gdzie jest śniadanie?!- Harry krzyknął zdaje się z kuchni, a kiedy wyszedł do nas lekko się chyba zdziwił widokiem Debbie.
- O cześć Debbie, pewnie przyniosłaś zakupy.
- Tak dokładnie, ale teraz nie będę już przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz- uśmiechnęłam się do niej ale ona i tak wyszła. Zamknęłam za nią drzwi i wróciłam do kuchni. Stał tam mój jakże kochany chłopak, z założonymi rękami i zmrużonymi oczami. A temu o co znowu chodzi?
- Gdzie moje śniadanie?
- Zrób sobie, i mi też- uśmiechnęłam się przeszłam obok niego i klepnęłam go lekko w tyłek.
- Ale… ja myślałem, że ty poszłaś zrobić nam śniadanie.
- Kochanie, nie marudź tylko grzecznie i ładnie bierz się do roboty.

Harry
Wyglądała pięknie. Miała na sobie szarą kurtkę, bordowy szalik przez który w ogóle nie było jej widać i czarną czapkę zaciągniętą na głowę. Na rękach Czerne rękawiczki, więc trzymałem jej rękawiczkę zamiast dłoni. Zdecydowaliśmy że pójdziemy na spacer. Całkiem niedaleko nas było małe miasteczko. Było tam strasznie przytulnie. Na środku rynku było wielkie lodowisko. Dookoła były jakieś sklepy, takie typowe miasteczko.
- Pięknie tutaj co nie?
- Mmmm, przypomnij mi dlaczego nie byliśmy tutaj ostatnim razem?
- Bo zamknąłeś mnie w sypialni i nie wypuszczałeś?
- Bardzo możliwe. Chyba dziś też tak zrobię.- uśmiechnąłem się do niej. Swoją drogą perspektywa dwudziestoczterogodzinnego pobytu w sypialni i to z moim prywatnym ósmym cudem świata jakim jest Meg, stałą się bardzo kusząca.
- Idziemy do księgarni?
- Jeśli chcesz.- ja w księgarni nie mam czego szukać, ale za to Meg bardzo lubi książki. Tylko nie ma zbyt dużo czasu na czytanie ich.
Od razu zaczęła brać co drugą książkę na półce i je oglądała.
A ja zacząłem się zastanawiać nad tą tajemniczą dziewczyną Horana. Przypomniała mi się bo Niall mówił że poznał ją w bibliotece. Ciekawy jestem jaka jest ta Connie. Dobrze by było żeby zaprzyjaźniła się z dziewczynami bo Niall coś tam mówił że nie ma zbyt wielu znajomych.
- Idziesz?- gdybym jej stamtąd nie wyciągnął prawdopodobnie nie wyszłaby stamtąd jeszcze bardzo długo. Kupiła sobie kilka książek i była tym tak podekscytowana, że już nie mogłem tego słuchać.
- Kochanie, mogłabyś już przestać gadać o tych książkach?
- Dobra, już nie będę się dziś odzywać.
- Ej, nie o to mi chodziło. Wiesz, ze kocham jak tak dużo mówisz, ale jednak nie mogę z tego zbyt wiele zrozumieć.- obrzuciła mnie tylko spojrzeniem nr5. Ok, wymyśliłęm teraz ten numer, ale ono po prostu mówiło żebym sobie dał spokój z tłumaczeniami, bo i tak jest obrażona. Westchnąłem teatralnie i przyciągnąłem ją do siebie chwytając za jej talię.
- Przepraszam ok? Mówisz bardzo ciekawe rzeczy, to ja jestem głupkiem, który nie interesuje się literaturą.- cmoknąłem ją lekko w usta i chwyciłem mocno za rękę- Kocham cię mała.
- Już w porządku. Może pójdziemy na to lodowisko, co?-
Zatkało mnie.
Totalnie zatkało. No bo co ja mam jej powiedzieć? Że ja, dwudziestoletni facet, nigdy nie jeździłem na łyżwach?! Wyśmieje mnie, na pewno wyśmieje. Ale to nie moja wina, że akurat kiedy wszystkie dzieci z mojej klasy w podstawówce uczyły się jeździć ja miałem złamaną nogę. Głupia Gemma i jej pomysły! Dobra, to był mój pomysł żeby złapać tego ptaka.
- Harry, idziemy?
- Może lepiej nie, wiesz, nie jest zbyt ciepło, przeziębisz się jeszcze.
- Oh, daj spokój! Uwielbiam łyżwy! Proszę, chodźmy tam.- widząc jej uśmiech nie mogłem się nie zgodzić. Ale jak ja mam się wymigać od wejścia na to lodowisko? Ona niech sobie idzie, ale ja? Nie mam najmniejszego zamiaru! Oczywistym jest że jak tylko wejdę na lód nawet ślepy się zorientuje że nie umiem jeździć! Spojrzałem na nią zakłopotany, i co ja mam powiedzieć?
- Ale Meg, bo wiesz… emmm, no ten, bo ja… jakby to powiedzieć… no…- posłała mi spojrzenie mówiąc abym kontynuował wypowiedź. Ale za cholerę nie mogłem tego przyznać.
- Naprawdę?- spojrzała na mnie z niedowierzaniem, kiedy ja zakłopotany spoglądałem na jeżdżących po lodowisku ludzi. I nie dopatrzyłem się nikogo kto byłby w podobnej sytuacji co ja.- Nie umiesz jeździć?- domyśliła się, no pięknie. Teraz to możesz sobie w dupę wsadzić wyjaśnienia Styles. Już nie jestes facetem w jej oczach.
Ale ten w spodniach mówi co innego. Dobra, ta część męskości niech pozostanie nienaruszona.
- No tak jakoś wyszło, że nie.- powiedziałem cicho czekając na jej reakcję. Wiedziałem, po prostu wiedziałem. Kiedy zaczęła się ze mnie cicho śmiać, spuściłem moje zaczerwienione policzki na dół.
- Kotku, to nic takiego, nauczysz się- poczułem jej drobne ręce oplatające moje ciało. Podniosłem lekko głowę do góry i ujrzałem jej rozradowane oczy wpatrzone we mnie- A ja ci w tym pomogę.
Ok, przyznałem się do braku umiejętności łyżwiarstwa, ale żeby się uczyć? O nie nie nie. Za stary na to jestem. Nie ma mowy, nie wejdę tam za żadne skarby świata.
- Kochanie, przepraszam, ale wolałbym…
- Idziemy.- pociągnęła mnie za rękę do budynku w którym wypożyczali łyżwy. Nim się zorientowałem ona wypożyczyła je już nam obojgu. No przecież ja nawet nie wiem jak to się zakłada!
- Meg, proszę, ja tam nie wyjdę.
- Nie bądź dzieckiem, zobaczysz będzie fajnie.
- Nie jestem dzieckiem- warknąłem.- Po prostu nie mam ochoty tam iść.
- Gwarantuję że ci się spodoba, zobaczysz, będziesz zadowolony.
- Meggi, słońce, błagam, nie każ mi tego robić.- jęknąłem kiedy stanąłem na nogach. Boże, ja się w tym czymś zaraz przewrócę! Ścisnąłem mocno jej rękę, na co znowu się zaśmiała.
- Pamiętasz jak uczyłeś mnie pływać? Zaufałam ci wtedy, teraz ty zaufaj mi.
- Ale…- już chciałem zaprotestować. Przecież to wcale nie będzie fajne!
- Obiecuję, że ci to w nocy wynagrodzę, może być?- cholera. Takie przekonanie już bardziej działa na moje zmysły. Bo jak można odmówić takiej dziewczynie jak Meg?

Połowa, ba! Wszyscy faceci tutaj ślinią się na jej widok!
A ona patrzy tylko na jednego niezdarę, którego niezgrabne ruchy wywołują tylko śmiech u pozostałych łyżwiarzy.


____________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam :/

Naprawdę mi przykro że tyle musieliście czekać na ten rozdział zwłaszcza że był gotowy już przed świętami. Ale wreszcie odzyskałam komputer i mam nadzieję że wybaczycie mi ta małą nieobecność! :) 

No więc, z racji że miałam z niezależnych ode mnie powodów przerwę w pisaniu, mam teraz "nową wenę"! Co przekłada się oczywiście na rozdziały :D Nie obiecuję że będą jakoś superczęsto ale postaram się dodawać w miarę regularnie :) 

Jestem wam naprawdę wdzięczna za wszystko, bo kiedy zobaczyłam że tyle was przybyło to aż mi szczęka spadła do ziemi. Już 187 osób to czyta! Poza tym nie wiem czy zauważyliście ale jest ponad 69 000 wyświetleń! No nie wiem ale w związku z tą liczba chyba powinnam dodawać więcej rozdziałów +18. Co wy na to?