czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 6

O co tu do cholery chodzi? Co to było? Dlaczego Zayn nazwał się Zaynuś i dlaczego zachowuje się jakby mnie znał? Dla mnie to zdecydowanie za dużo pytań. W dodatku stoję gdzieś w jakimś pomieszczeniu. I nie wiem co mam zrobić. Usłyszałam ciche pochlipywanie. Rozejrzałam się po garderobie? Dostrzegłam loczka siedzącego pod ścianą. Miał twarz ukrytą w dłoniach i płakał. Cały się trząsł, nie mogłam tak na niego patrzeć, było mi go tak bardzo szkoda. Chciałam do niego podejść i mocno przytulic, ale chyba nie wypada.
- Chcę być sam.- usłyszałam jego głos.
- Przepraszam.- powiedziałam i odwróciłam się w kierunku wyjścia. Nie rozumiem po co Zayn mnie tu wepchnął, musze jak najszybciej się stąd wydostać. Nie chcę tu być, nie chcę znowu cierpieć, przecież on mnie nie zna, nie wie kim jestem a jego widok wbija mi tylko w serce nóż.
- Zaczekaj.- kiedy znowu na niego popatrzyłam miał podniesioną głowę i z niedowierzaniem się mi przyglądał.
- Mmmmeggi? Boże to ty?- zapytał patrząc na mnie. Wstał i od razu opadł powrotem. Nie miał siły nawet wstać. Chciałam mu pomóc, był cały zapłakany, chciałam go przytulic tak jak dawniej ale nie umiałam, on nie był mój.
- Powiedz że to ty, błagam.- wydukał cicho jednak do mnie podchodząc. Jego delikatna, trzęsąca się dłoń dotknęła mojego policzka i założyła kosmyk włosów za ucho.
- Ale Harry jaka ja? Nie znam cię.
- Moja Meggi.- wyszeptał cicho
- Ale ja nie jestem twoja.- wyszeptałam spuszczając wzrok. Dlaczego czuję się jak w moim śnie?
- Meggi, nie rób mi tego proszę. Nie jesteś Meg? Nie jesteś moją mała Meg?! Mam dość ! Mam cholernie dość! Wiesz co!? Zabije się. To życie jest do dupy! Ja już nie potrafię tak żyć! W dodatku właśnie sobie ciebie wyobraziłem! Mam zwidy! Widzę cię to znaczy że pewnie chcesz żebym do ciebie dołączył. Zaczekaj kochanie, znajdę tylko jakieś lekarstwa, alkoholu tu dużo, zaraz u ciebie będę.- nie rozumiałam nic z tego co on mówił. Nie rozumiałam nawet tego co ja tu robię. On zaczął chodzić po pokoju, podszedł do barku i wyjął jakąś butelkę. Dobrze usłyszałam i on chce Se pozbawić życia?
- Hej, spokojnie. Ja istnieję. Tylko cię nie znam, to znaczy nie osobiście.
- Co ty mówisz?! Znasz mnie! To ja! Przecież byłaś moja!- wykrzyczał puszczając przy tym butelkę która się rozbiła i cała zawartość wylała się na podłogę a ja skuliłam się trochę. Zachowywał się dziwnie, bałam się go trochę choć wiedziałam że nic mi nie zrobi.- Jesteś moja.- dodał już odrobinę ciszej, widząc moją reakcję.
- Przepraszam, ale o co tu chodzi?! Co ja tu robię, co ty do mnie mówisz? – to z pewnością jest sen! Na pewno nie dzieje się to naprawdę.- Chcę stąd wyjść i to teraz!
Nie czekając dłużej wybiegłam z tej przeklętej garderoby. I po co mi to było? Po co zgodziłam się na ten koncert? Biegłam korytarzem i na szczęście po drodze trafiłam na tylne wyjście. Wybiegłam na zewnątrz i odetchnęłam świerzym powietrzem. Co to kurwa było? Nie rozumiem nic a nic, zupełnie się pogubiłam w tym wszystkim. Dlaczego Zayn mnie poznał? Co ja mówię! On mnie nie poznał, skąd miałby mnie znać? Ale z jakiegoś powodu musiał mnie wziąć za kulisy. Może pomylił mnie z kimś innym? Tak to na pewno to. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Połowy z tego co do mnie mówił nie zrozumiałam. I jeszcze bezczelnie mnie wepchnął do garderoby Harrego. Ta rozmowa kosztowała mnie bardzo dużo. Nie mogłam patrzeć na niego. Był zraniony. Z tego co pamiętam, yh z tego co mi się śniło. Jak to głupio brzmi! Więc z tego co mi się śniło, to on rzadko schodził ze sceny. W dodatku miałam nieodparte wrażenie że mi się przygląda. Ale to na pewno nie byłam ja. Bo niby czemu miałby na mnie patrzeć. To nie jest głupi sen w którym staje się księżniczką i odjeżdżam na białym koniu razem z moim rycerzem. To jest realistyczny świat, w prawdziwym życiu nie zdarzają się takie historie, takie miłości.
Mój telefon zaczął mnie już denerwować. Głupia melodyjka ciągle dzwoniła, a ja nie miałam ochoty odbierać tego cholernego telefonu. W końcu po kilkusetnym razie wcisnęłam zieloną słuchawkę przykładając nerwowo telefon do ucha.
- Słucham?
- Meg? No nareszcie!- wrzasnęła Jam. Eh, zapomniałam o niej, została na koncercie sama. Była pewnie tak samo skołowana jak ja. W końcu nie wiadomo dlaczego Zayn wyciągnął mnie na scenę po czym poprowadził za kulisy. Po co w ogóle ja się dałam tam zaprowadzić? Mogłam od razu mu się wyrwać i teraz nie miałabym problemów z właściwym zinterpretowaniem tej sytuacji.
- Meggi?! Jesteś tam?
- Mhm, jestem.- mruknęłam cicho.
- Gdzie ty jesteś?
- Musiałam się przejść. Przepraszam.- powiedziałam na co Jamie nie wiem dlaczego zareagowała śmiechem. Jezu, nie ogarniam tej dziewczyny.
- Takich bajek mi nie wciskaj!
- Na serio spaceruję sobie po parku.- rozejrzałam się. Byłam w moim miejscu o którym nikt nie wiedział. Mały skrawek zieleni. Trzeba przecisnąć się przez gąszcz drzew, żeby tu trafić, ale nie jest trudno. Swoją drogą nie mam pojęcia dlaczego nikt nie zna tego miejsca.
- Meg! Malik cię porwał za kulisy! Krzyknął ze sceny twoje imię! Co ty odpierdzielasz?! Mów mi gdzie jesteś!
- No mówię że w parku.
- I co? Może jeszcze powiesz mi że sama?
- No sama.
- Magda!
- Jamie nie wiem po co on mnie tam zabrał, poszłam sobie zaraz stamtąd.
- Skąd znał twoje imię?
- Nie mam pojęcia Jam, może po prostu takie powiedział i akurat trafiła na mnie?- zapytałam. No tak, wcześniej nie wzięłam pod uwagę tej opcji, ale tak też mogło być.
- Eh, jak chcesz. Wracasz do domu?
- Mhm, pa
- Nie myśl sobie że ci odpuszczę, nie poddam się tak łatwo.
- Jamie, ale ja nie mam czego ci więcej mówić. Sama nie wiem o co chodzi.
- Pogadamy jutro u ciebie.
- Proszę cię daj spokój.- dlaczego ona na zwykłe słowa w ogóle nie śmieszne reaguje śmiechem. Znowu roześmiała mi się tak głośno że musiałam odsunąć telefon od ucha.
- Znasz mnie już chyba wystarczająco długo że by wiedzieć że nie dam ci spokoju.
- Dasz dasz, pa.- nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłam się.
Westchnęłam wrzucając telefon do kieszeni. Położyłam się na trawie i zamknęłam oczy. Chciałabym móc zrozumieć co tu się dzieje. Bo aktualnie nie rozumiem nic a nic. Najpierw Zayn potem Harry. Obydwaj mówili do mnie jak w mojej śpiączce. To że znali moje imię było już dziwne. A cała reszta? Eh, nawet nie chce teraz o tym Myślec. Zresztą miałam nieodparte wrażenie że Harry od pewnego momentu na koncercie wciąż się na mnie patrzył. I znowu pytanie dlaczego?

Otworzyłam oczy. Ukazały mi się miliony światełek na niebie. Rozgwieżdżone niebo jest tak cholernie piękne.
A swoją drogą to nawet taki smutny i dziwny Harry jest bardzo przystojny. Ale dość, nie będę już o nim myśleć. Nie znam go, nigdy nie poznam bliżej więc po co się angażować. Po co wyobrażać sobie to czego nigdy między nami nie będzie? Dlatego to koniec, nie będę zaprzątać sobie głowy tym czymś.

***


Czuję się jak wariat. Nie rozumiem co się stało. Znowu widziałem ducha? Nie, gdybym zobaczył moją Meggi nie zachowywała by się tak w stosunku do mnie. Więc kim ona była? Przecież nie możliwe żeby była kimś innym, przecież widziałem że to Meg, chyba wzrok mnie nie mylił. Tylko że ona ciągle powtarzała że mnie nie zna. Otarłem moje łzy. Cholera, znowu beczę, co ja dzieckiem jestem? Miałem się pozbierać! Jestem na siebie taki zły, ostatnio udało mi się przekonać chociaż moich bliskich do tego że czuję się już dobrze, ale wcale nie czuję się dobrze. Po prostu udaję przed nimi w miarę normalnego chłopaka. Ludzie mam już dwadzieścia lat! A zachowuje się jak jakiś dzieciak, rozklejam się co chwilę i ciągle żyję przeszłością.
Odetchnąłem świeżym powietrzem. Zrobiło się już ciemno, ciągle słyszę chłopców śpiewających na koncercie na którym też powinienem być. Ale nie umiem, zwłaszcza jeśli widzi się ducha swojej dziewczyny która już nie żyje. A może to jednak faktycznie nie był jej duch? Ale jeśli nie był to niby jak się znalazła w mojej garderobie? Przecież nikt fanek nie wpuszcza za kulisy. A może to była Meggi? Może ona żyje? Szybko pozbyłem się tej myśli, to nie możliwe.
Znalazłem się w jakimś parku. Nie mam pojęcia gdzie jestem, nie znam Paryża. Mimo późnej pory było tutaj dużo ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na idiotę. A może znowu mi się to tylko wydaje? Może oni wcale nie zwracają na mnie uwagi? Jaki ja jestem głupi. Przeciskałem się przez jakieś gąszcze drzew. Uparcie szukałem jakiegoś miejsca gdzie mógłbym pobyć sam, zupełnie sam, bez tych ludzi, bez wszystkich którzy mnie nie potrafią zrozumieć. Powiedzmy sobie szczerze, nikt tego nie potrafi, sam czasem mam problemy z tym żeby siebie zrozumieć. Znalazłem się na jakiejś polance. Cholera! Nawet w takim miejscu ktoś musi być? Na trawie siedziała jakaś dziewczyna. Już miałem się odwracać kiedy dostrzegłem w niej Meggi. Jak na ducha coś często się pokazuje.
_______________________________

 No i jak? Może być? Jak mi nie skomentujecie tego rozdziału to kolejnego nie dodaje! Tak, dobrze myślicie, to szantaż!

ask
gg 43034576 
tt   @Meggi__Styles

 

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 5


Życie płynie do przodu. Nie zwraca uwagi na ludzi krzyczących „stop, zatrzymaj się, my chcemy odpocząć!”. Ja płynę razem z nim. Czasem chciałabym się zatrzymać, przemyśleć wszystko. Ale kiedy zbiera mi się na przemyślenia jak teraz, w moją głowę wkradają się loki, brązowe loki. Umieszczone na czubku głowy przeuroczego pana z pięknym uśmiechem i pięknymi oczami.
Niedługo zaczynają się wakacje. Jest już czternastego czerwca. Co się nowego wydarzyło? Więc do moich teczek trafiło kilkanaście nowych rysunków, trochę też pomalowałam farbami. Jason z Jamie wyciągnęli mnie parę razy do klubu. Nie wiem jak to zrobili, na początku to był szantaż, ale potem zaciągnęli mnie siła. No fajni przyjaciele nie?
- Meggiiiiiiiiiiiiiiiii!!!- usłyszałam trzask drzwi wejściowych.- No hej mała, co tam robisz? Mam dla ciebie ogromną niespodziankę! Na pewno ci się spodoba choć pewnie nie będziesz chciała iść, ale obiecuję ze będzie  fajnie. Zresztą nie tak łatwo było zdobyć te bilety. Więc spróbuj mi tylko odmówić a pogadamy inaczej. Nie zrobisz mi tego prawda?- Wspominałam o tym że Jamie się buzia nie zamyka. Kiedy z nią gdzieś idę przeważnie nie mam szansy dojścia do głosu.
- Ej ej ej! Spokojnie! Ja nawet nie wiem o co ci chodzi!
- No bo wiesz jak ja kocham koncerty! No i nie uwierzysz ale tutaj, dzisiaj jest koncert One Direction! Rozumiesz? No i wspaniała ja zdobyłam nam bilety, więc szybko się przebieraj i wychodzimy.
- Co! Nie nie nie, ja nie idę na żaden koncert. To nie dla mnie, zwłaszcza jeżeli gra One Direction.
- Niby czemu? Ja jestem ich największą fanką! I w ogóle to Nialler jest taki że normalnie orgazmu można dostać na sam widok.
- Jamie, ty wariatko, nie możesz iść z Jasonem?
- Ty wiesz co to One Direction? Raczej on nie będzie chciał pójść.
- A ja mam chcieć tak?
- no weź Meg, rzadko kiedy gdziekolwiek wychodzisz, zrób to dla mnie!- propozycja Jamie mnie niesamowicie zaskoczyła. Nie wiem czy chcę w ogóle tam pójść i znowu go zobaczyć. Powoli zaczynam wychodzić na prostą. Po ostatnim spotkaniu z nim, które trwało kilka sekund przeżywałam to przez prawie miesiąc i nawet nadal przeżywam więc co będzie teraz?
- Meggi, no proszę.- Jam klęknęła przede mną na kolana. Zdecydowanie nie potrafię być asertywna.
- No ok, pójdę.
- no to lec zrób coś z włosami a ja ci pogrzebię w szafie.- poruszyła brwiami i wepchnęła mnie do łazienki. W co ja się dałam wpakować? Tego to ja już na pewno nie przeżyję. Wzięłam szybki prysznic, wyprostowałam włosy i zaczęłam się malować kiedy Jamie wpadła do łazienki z ubraniami w ręce.
- Uuu, ale z ciebie laska, wszyscy chłopcy będą twoi. Zobaczysz, tak zamieszasz im w głowie gdy cię zobaczą że zwariują na twoim punkcie. Tylko z dala mi od blondasa!- stałam przed nią w samej bieliźnie i się tylko śmiałam. Ta usiadła sobie na wannie i obserwowała to co robię. Założę się ze gdyby nie ona, nie pozbierała bym się tak po tym wszystkim.
Stanęłyśmy przed wejściem na halę gdzie stało jakieś milion dziewczyn. Jezu, na co ja się dałam namówić?
- No rusz się, Jason ma tu znajomego ochroniarza więc wkręciłam nas gdzieś z przodu. Chyba czwarty rząd.
- Serio?
- Mhm, będzie świetnie, zobaczysz. – no nie wiem czemu ale w to wątpię. Jamie chwyciła mnie za rękę żebyśmy się nie rozdzieliły i pchałyśmy się do przodu. Jakoś, uwierzcie nie wiem jak dopchałyśmy się prawie pod samą scenę.
- No i super, teraz czekamy na nich. Powinno się za chwilę zacząć.- powiedziała Jam uśmiechając się szeroko. W ogóle to nie zgadniecie co ja mam na sobie. Niebieską sukienkę bez ramiączek. Rozumiecie? Ja tak dawno nie miałam na sobie sukienki. Pominę może fakt że Jamie prawie na hama wcisnęła ją na mnie, no ale liczy się to że mam ja aktualnie na sobie.  W całej Sali zgasły światła. Nagle jedno zaświeciło się na scenie. Wyskoczyli chłopaki witając się ze wszystkimi. Dziewczyny zaczęły piszczeć, oczywiście wliczając w to Jamie. Ja  nie dałam się ponieść takim emocjom. Moje były zupełnie inne. Stałam tam jak zahipnotyzowana wpatrując się w Harrego. Był inny. Blady, chudszy, jakiś taki smutny, nie uśmiechnął się ani raz, nawet na chwilę. Coś się pewnie musiało stać.
Usłyszałam muzykę do moments. Dziewczyny zaczęły piszczeć i krzyczeć „Jesteśmy z tobą Harry!” Dlaczego? Kiedy nadeszła jego kolej o dziwo na całej Sali zapanowała cisza. Jakim sposobem udało się to zrobić? Harry stanął na środku zamknął oczy i zaśpiewał swoją solówkę. Kiedy otworzył oczy rozległ się z powrotem pisk i krzyk, on lekko uśmiechnął się i pomachał do widowni. Po kilku piosenkach stanął jak wryty wpatrując się we mnie? Pewnie wydawało mi się to ale miałam wrażenie że on patrzy na mnie. Ale niby dlaczego miałby patrzeć właśnie na mnie? Wyobrażam sobie zdecydowanie za dużo! Ja też stałam tam, nieruchomo. Może dlatego rzuciłam mu się w oczy bo inne dziewczyny tylko piszczały i skakały. Po chwili odwrócił wzrok, podszedł do Zayna, powiedział coś do niego i zszedł ze sceny? O co tu chodzi? Bo trochę nie rozumiem… To już przesada, nie umiem patrzeć dłużej na nich, zbyt dużo wspomnień.
- źle się czuję Jam, wrócę już do domu.

***
Jak ja bym teraz chciał być w domu, położyć się do mojego łóżka i po prostu nic nie robić. Ale niestety muszę być w trasie. Nie chcę zawieść przynajmniej chłopaków. Wiem że by mnie udusili gdybym odszedł, ale ja nie chcę już śpiewać. Nie sprawia mi to w ogóle przyjemności, ale za każdym razem kiedy wspomniałem coś o odejściu z zespołu, nie byli za bardzo zadowoleni. Paryż. Tutaj aktualnie się znajduję. Wybiegliśmy na scenę. Znowu to samo, tłum rozwrzeszczanych fanek. Paul się uparł że zaśpiewamy moments, a tak go prosiłem żeby tego nie robił. Nie umiem tego śpiewać, myślę wtedy tylko o niej. Nadeszła kolej na mnie. Usłyszałem że fanki cichną. Nie krzyczały wtedy, nie śpiewały razem z nami. Wiedziałem że chcą mi okazać że są w ten sposób ze mną, ze też tak bardzo za nią tęsknią. Zamknąłem oczy i powoli wypłynęły ze mnie słowa piosenki. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas do tamtej nocy. Już nie daję rady, nie wytrzymuję psychicznie.  Ale w pewnej chwili mój świat zawirował. To ona, to Meg. Stanąłem na środku sceny nieruchomo. Wpatrywałem się w dziewczynę przekonany że to moja Meggi. Przecież wygląda tak samo, no może ma inny kolor włosów, ale to tyle. Wszędzie bym ją poznał, to musi być ona. Widziałem nawet ze sceny, nawet pośród tylu innych dziewczyn jej oczy. Nikt takich nie ma, nikt. A ona? Stała tam i również na mnie patrzyła. Nieruchomo, jak ja. Otrząsnąłem się i podszedłem do Malika.

***

- Mam chyba omamy bo w czwartym rzędzie siedzi Meggi, zaśpiewaj za mnie, ja schodzę.
Usłyszałam głos Harrego przy moim uchu. Co on pieprzy? Z nim jest coraz gorzej, zaczynam się poważnie bać. Chłopcy posłali mi pytające spojrzenia ale co miałem im powiedzieć? Że naszemu przyjacielowi wydaje się że widzi swoją zmarłą dziewczynę? Musimy mu jakoś pomóc. Mój wzrok sam powędrował do czwartego rzędu. Od razu zobaczyłem ognistowłosą dziewczynę. Naprawdę jest łudząco podobna do Meggi. Nie, to niemożliwe, przecież to nie może być ona. Nie wierze. Przyglądałem się jej przez kolejne dwie piosenki i każda kolejna sekunda utwierdzała mnie w przekonaniu że to ona. Ale w pewnym momencie zobaczyłem że szepta coś do swojej chyba znajomej, odwraca się i odchodzi. Co teraz cholera? Nie wiem czy to naprawdę ona, przecież Meg nie żyje. Ale zaraz zniknie, już jej nie zobaczymy. Jezu wezmą mnie za wariata ale co mi tam.
- Meggi! – krzyknąłem do mikrofonu przerywając tym samym piosenkę. Chłopcy patrzą na mnie jak na debila, zresztą nie tylko oni bo cała sala. Ale najważniejsze że ona się zatrzymała i odwróciła patrząc na mnie. Tak, teraz jestem pewien. To Meg. Poprosiłem żeby dziewczyny się rozsunęły. Zeskoczyłem ze sceny i podszedłem w jej kierunku. Ona odsunęła się razem z resztą, ale na szczęście miałem do niej jeszcze jako taki dostęp. Chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Spojrzałem najpierw w oczy dziewczynie i to wystarczyło abym upewnił się jeszcze bardziej. To nasza Meggi, na sto procent. Nic z tego nie rozumiem ale nie mogę już jej wyciągnąć. Wszyscy przyglądali się sytuacji. Schyliłem się nad jej uchem. Była niesamowicie przestraszona.
- Meg?- szepnąłem bardzo cicho ale dziewczyna usłyszała bo spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.- Nazywasz się Meggi?- szepnąłem jeszcze raz. Tym razem skinęła lekko głową, więc bez zastanowienia pociągnąłem ją za rękę, podsadziłem na scenę. Kiedy znalazła się na niej chłopaki patrzyli na nas z rozdziawionymi buziom. Bez słowa pociągnąłem ją za kulisy. Dziewczyna szła bardzo zszokowana. Nie rozumiem co się dzieje.
- To naprawdę ty? Meggi? Nasza Meg?- powiedziałem ze łzami w oczach. Ona patrzyła na mnie dalej niedowierzając.
- Co? Jak to wasza? – przecież widzę że to ona, o co chodzi? Nie pamięta mnie?
- No nasza. Magda Małecka, tak?
- Yyy, no tak, ale ja nic nie rozumiem. Zostaw mnie, chcę iść do domu.
- Ja też nie rozumiem. – odpowiedziałem i mocno ją przytuliłem.- Przecież to ja, Zayn, twój Zaynuś.- szepnąłem do niej i wtedy poczułem mocny uścisk z jej strony.
- Tto naprawdę ty?- zapytała trzęsącym się głosem. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- To ja, Meggi, wiesz jak my tęskniliśmy? Ale to nie teraz, idź do niego.
- Do kogo? Nie znam cię! Gdzie jest wyjście?
- Do Harrego.
- po co?- nadal nie rozumiem. Jak to po co?
- Meggi, on cię tak potrzebuje, nie wiesz co on przeszedł, co nadal przechodzi.
- Ale ja nic nie rozumiem. Chce stąd wyjść, proszę, daj mi spokój.
- Proszę idź do niego.- poprosiłem i sam pociągnąłem ją w kierunku jego garderoby. Po prostu otworzyłem drzwi i wepchnąłem tam zdezorientowaną dziewczynę.
Czy tylko ja nie wiem o co tu chodzi? Meggi mnie poznała, gdy tylko powiedziałem Zaynuś. Wiedziałem że to zadziała, bo to była jedyna osoba która mnie tak nazywała. Ale dlaczego nas nie poznała, dlaczego nie chciała iść do Harrego? Przecież on tylko na to czekał. Chyba jako jedyny z nas wszystkich nie uwierzył jeszcze tak do końca w jej odejście. 
___________________________________


ask
gg 43034576 
tt   @Meggi__Styles

wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 4

Wpadłem do domu jak burza. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na kosmitę. Wcale im się nie dziwię. Nie miałem tyle energii od bardzo dawna.  Tak właściwie to nie mam pojęcia czy właśnie ukazał mi się duch Meg, ale chyba tak. Jezu, zwariowałem. Nie mogę uwierzyć w to że ją widziałem, ale nie mogłem się pomylić, to była ona, na pewno. Te oczy rozpoznałbym wszędzie. W ręce ściskałem bransoletkę którą zostawiła. W dodatku powiedziała „żegnaj Harry”. I co to niby ma znaczyć? Nie rozumiem nic, zupełnie nic. Nie wiem co mam myśleć. A jeśli to była prawdziwa Meg, moja kochana Meggi? Ale przecież doskonale pamiętam ten dzień. Najgorszy w moim życiu. Zaraz po tym kiedy dowiedziałem się że ona nie żyje.

Chodziłem z kąta w kąt. Nie potrafiłem usiedzieć na miejscu. Denerwowałem się jak nigdy. Dowiedziałem się już że jest w Polsce, że to tam ją zabrali. Nie chciałem sobie wyobrażać nawet co oni jej robili. Tak chciałem wtedy już ją mieć z powrotem, ale czekałem na jakąkolwiek wiadomość od jej rodziców. To oni ciągle nadzorowali śledztwo w Polsce. Chciałem tam jechać, ale Lou mi nie pozwolił, zresztą pewnie denerwowałbym się jeszcze bardziej.
- Harry! Uspokój się! Znajdzie się!- krzyknął Zayn a ja tylko zmierzyłem go wzrokiem.
- Wiem, musi się znaleźć. – w tym momencie zadzwonił mój telefon. Rzuciłem się na niego od razu. Kiedy tylko zobaczyłem że dzwoni Bartek odebrałem od razu.
- Co z nią?
- Harry…
- Znaleźliście ją?
- Tak, znaleźliśmy- nie pasowało mi coś w jego tonie. Może dlatego że starał się nie płakać.
- To wspaniale! A co z dzieckiem? Wszystko w porządku?
- Harry. Ona… Meggi, ona… przykro mi.- wyszeptał cicho a ja upadłem na kanapę. Nie potrafiłem ustać na nogach.
- Bartek, powiedz że ona żyje, że czeka na mnie a to tylko głupi żart- w tym momencie jej brat wybuchł płaczem a mi zaczęły spływać po policzkach łzy.
- Meggi nie żyje.
Upuściłem telefon na ziemię sam wpatrując się w ścianę. Zayn zaczął coś do mnie krzyczeć ale ja nie słuchałem. W mojej głowie odbijało się tylko jedno zdanie. Meggi nie żyje. To było okropne. Powoli dochodziła do mnie prawda. Moja dziewczyna nie żyje. Maja kochana. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie umiałem inaczej. Wstałem i zacząłem rozwalać wszystko co napotkałem na swojej drodze.
- Harry!- Zayn mocno mnie trzymał a ja wyrywałem się na wszystko strony. Krzyczałem tak głośno że pewnie słyszeli mnie w połowie Londynu.
- Harry! Uspokój się! Co się dzieje?
Upadłem na ziemię chowając twarz w dłoniach. Skuliłem się i płakałem, cały czas płakałem. Malik usiadł obok i objął mnie ramieniem.
- Co się stało?
- Zayn… ona nie żyje.
Kilka dni później stałem nad jej grobem. Byłem nie do życia. Nie rozmawiałem z nikim od kilku dni, z wyjątkiem Bartka, którego przekonałem żeby jej grób był w Londynie. Przyjechali wszyscy. Wszyscy składali kondolencje jej rodzicom. Do mnie podeszła tylko jej babcia, która była zapłakana, cała zapłakana, jak ja. Mocno mnie przytuliła.
- Wiem jak mocno ją kochałeś, ale musimy nauczyć się żyć bez niej.
- Ale ja nie umiem, ja chcę być z nią.
- Nie możesz tego zrobić, ale ona ciągle jest z tobą.- powiedziała do mnie i sobie poszła. Było tak dużo ludzi, a ja ciągle stałem i wpatrywałem się w jej nagrobek. Jak ją zasypują pod ziemią. Miałem ochotę tam wskoczyć razem z nią, ale chłopcy mnie trzymali. Pewnie gdyby nie to to bym upadł. Patrzyłem jak trumna znika pod ziemią. A kiedy myślałem o tym że ona tam jest, że jej ciało zostało bez życia. Boże co ja ci zrobiłem? Za co to wszystko? Cały się trzęsłem, nie wierzyłem w to że jej już nie ma, że odeszła i zabrała ze sobą maleńką księżniczkę.
Zwątpienie. Kłębiło się we mnie zwątpienie. We wszystko, w życie, w jego sens, w Boga, a nawet w miłość. Mimo tego że czułem że ona mnie kocha, że ja nadal kocham ją całym sercem, to nie pomagało. Czułem się coraz gorzej, coraz bardziej samotny, opuszczony, przez najważniejszą osobę w moim życiu.
Zostałem sam. Pogrzeb skończył się kilka godzin temu a ja stoję tu sam. Stoję i nadal patrzę na jej nagrobek. Obwiniałem się. Uważałem że to moja wina, że to przeze mnie ona nie żyje. Bo wtedy kiedy ją porwali ja sobie smacznie spałem, nie obroniłem, nawet nie próbowałem.
- Dlaczego? Dlaczego odeszłaś? Kochanie, wróć do mnie, proszę. Ja bez ciebie nie mogę, nie umiem. Przepraszam, wiem że to moja wina, że to przeze mnie, ale wróć. Słońce moje, nie umiem żyć, wszystko straciło blask, nic nie ma sensu. Nie zostawiaj mnie, proszę. Kocham cię.

Spojrzałem na nasze zdjęcie zawieszone na ścianie. Uśmiechnąłem się widząc ją taką roześmianą. Ja przytulony do jej brzucha. Chyba wtedy z nim rozmawiałem a ona śmiała się trzymając w rękach nutellę którą wyjadała łyżką. Wstałem i zdecydowałem że muszę do niej iść. Zszedłem na dół uśmiechnięty. Rzadko się to zdarzało więc wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Siedzieli nadal w salonie oglądając film.
- Co oglądacie?- postanowiłem że będę próbował zachowywać się normalnie. Przed nimi będę udawał że wszystko już jest ok. Nie chcę żeby już się o mnie zamartwiali.
- Jakiś teleturniej. Gdzie wcześniej byłeś?- zapytał Liam więc się uśmiechnąłem. Gdzie byłem? Spotkać się z duchem Meggi. Jak bym im o tym powiedział wzięliby mnie chyba za kompletnego wariata. Ale dzięki temu że ją zobaczyłem czuję się lepiej. Mam wrażenie że chciała mi pokazać żebym wziął się w garść. I dla niej postaram się to zrobić.
- Na spacerze.
- Aha, stało się tam coś?- tym razem Zayn- Bo zachowujesz się tak jakoś inaczej.
- Nie, nic się nie stało. A teraz przepraszam ale muszę wyjść.
- Harry, nie rób nic głupiego.- poprosiła Emily. Westchnąłem. Oni nadal myślą że chcę sobie coś zrobić.
- Spokojnie, nie mam zamiaru. Idę do Meggi.- powiedziałem już ciszej i wyszedłem z domu. Tę drogę znalem już na pamięć. Minąłem bramę cmentarza i skierowałem się na jej grób. Położyłem na nim jedną czerwoną różę. Usiadłem przed grobem i wpatrywałem się w napis wyryty na marmurowej płycie. Moje policzki robiły się mokre.
- Cześć kochanie- szepnąłem- Widziałem cię dzisiaj wiesz, sam nie wiem czy to byłaś ty ale ta bransoletka. Nie wiem co mam myśleć. Postanowiłem dziś że będę się starał trochę pozbierać. Chłopcy mają rację, minął już rok odkąd cię nie ma. Ale to wcale nie oznacza że zapomniałem, bo ciebie będę zawsze pamiętał, ciebie i naszą córkę. Kocham was. Czuję się trochę lepiej chociaż ciągle tęsknię, chciałbym cię mieć przy sobie, chciałbym żebyś była za mną, żebyśmy byli szczęśliwi jak kiedyś. Wiem że to nie możliwe, ale proszę opiekujcie się mną. Wiem, to ja powinienem opiekować się wami, ale nie umiałem. Dlatego skarbie, bądź ze mną w każdej chwili, bądźcie przy mnie a obiecuję że postaram się wziąć w garść. Nie opuszczajcie mnie.


***
Rzuciłam się na hotelowe łóżko. Rozpłakałam się na dobre. Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. A ja głupia myślałam że mi przejdzie. A ja go tak cholernie mocno kocham, tak chciałabym być z nim, obok niego, przytulic go, poczuć po prostu jego obecność.
Rano obudziłam się wcześnie, nie mogłam spać. Wstałam i udałam się do łazienki. Jak już się ogarnęłam to zrobiłam sobie płatki siedząc przy wysepce w kuchni je jadłam. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Halo.
- Cześć Magda, co tam? Kiedy wracasz?- usłyszałam głos Jasona.
- Daj mi ją!- usłyszałam krzyk Jamie w tle. Po chwili przełączyli chyba na głośnomówiący.
- w porządku, wracam dziś wieczorem.
-  Świetnie! To my do ciebie wpadniemy!.
- Wiecie co, będę dopiero wieczorem, dosyć późno wiec może wpadajcie jutro.
- Dobra dobra, będziemy jutro. Trzymasz się jakoś?
- Mhm, daję radę. To do zobaczenia!-
- Pa!-0 usłyszałam dwa głosy na raz i się rozłączyłam.
Dobrze że mam dwójkę moich wariatów przy sobie, dobrze że są. Tutaj w Londynie nie mam już nikogo, w Polsce też nie. Teraz Paryż jest moim domem, tam czuję się lepiej. Po prostu żyję tam jako nowa osoba, nie będę się przejmować tym wszystkim. Kocham Harrego. Nie wiem jak to jest możliwe. Przecież w gruncie rzeczy on mi się tylko przyśnił, więc jak to możliwe? Nie wiem. Ale to jest pewne. Kocham go nadal. On jest moim życiem, moim natchnieniem, moją pasją. Żyję bo wiem, że on żyje. I to mi wystarcza. Na pewno jest szczęśliwy z jakąś inną dziewczyną. To boli, bardzo boli, ale cieszę się że chociaż on zazna odrobinę szczęścia.
Jestem posiadaczką około miliona rysunków Harrego. Ale przecież milion pierwszy nie zaszkodzi prawda? Dlatego właśnie teraz siedząc w samolocie rysuję jego portret. Z pamięci, nie potrzebuję zdjęć. Znam każdą część jego ciała, pamiętam wszystko. Ciekawe czy ktokolwiek by mi uwierzył gdybym mu o tym powiedziała? Wątpię. Mi samej ciężko ogarnąć to wszystko a co dopiero komukolwiek innemu? Trudno jest sobie wyobrazić, że podchodzi ktoś do ciebie i mówi: „Cześć kocham cię. Tylko widzę cię po raz pierwszy i po raz pierwszy z tobą rozmawiam. Ale przyśniłeś mi się więc to na pewno nie zwykłe zauroczenie.” Za nic w życiu bym nie uwierzyła w takie słowa. Więc zachowuję to tylko dla siebie i nikt nigdy się o tym nie dowie. Ja nauczę się z tym żyć i wszystko będzie w porządku.
Przypięłam rysunek do ogromnej tablicy korkowej. Tam miałam już bardzo dużo rysunków Harrego i chłopaków. Lubiłam go rysować. Podeszłam do okna i spojrzałam na Paryż. Był taki piękny. Właściwie to jest środek nocy a ja niedawno weszłam do mojego mieszkania. Zobaczyłam jedną spływająca po szybie kroplę, potem drugą i trzecią, a potem serię kolejnych z których zrodził się deszcz. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Opierając się o kafelki zamknęłam oczy i co widziałam? Ile my namiętnych chwil spędziliśmy w takich miejscach. Nasza łazienka była chyba jedynym pomieszczeniem w domu gdzie mieliśmy choć namiastkę prywatności. Zawsze to tam spędzaliśmy wspólne poranki. Ja starałam się wcisnąć w moje spodnie co nie było łatwe z tym wielkim brzuchem a on się ze mnie śmiał. Ile razy paradował tam nago kiedy akurat ktoś sobie wszedł do środka. Jak to był któryś z chłopców traktowaliśmy to normalnie ale jak weszła jakaś dziewczyna to Styles piszczał jak baba zakrywając się mną najczęściej. Jak by nie mógł zrobić tego rękami? Czy to kiedykolwiek wyjdzie z mojej głowy? Ja mam już tego dosyć. Tych wspomnień jest za dużo i nie umiem pozbyć się ich wszystkich.
Wyszłam spod prysznica wycierając moje włosy. Nie przewidziałam jednak tego że jest tak ślisko i potknęłam się. Upadłam na ziemię przy okazji rozbijając moje ulubione perfumy. Wstałam i spojrzałam na rękę która cholernie mnie bolała. Była cała czerwona a tak gdzieś powyżej nadgarstka strasznie mnie piekło. Włożyłam ją pod zimną wodę przez co syknęłam z bólu. Wyciągnęłam apteczkę i jakoś to sobie opatrzyłam co nie było łatwe. Tylko ja mogłam sobie zrobić coś takiego. No co za niezdara ze mnie! Wytarłam krew która była na podłodze i wreszcie położyłam się do łóżka. Ten dzień był naprawdę bardzo męczący, zwłaszcza że w ciągu mojego pobytu w Londynie widziałam Jego. Miałam zamiar zapomnieć a to co było w mojej głowie nasiliło się jeszcze bardziej. Potrzebuję jego bliskości, opiekuńczości, wsparcia… miłości.

____________________________

I jak? Mam nadzieję że się wam podoba ;) W każdym razie kocham was, dopiero 4 rozdział dodaje a jest już ponad 1000 wyświetleń. Dziękuję :p

Komentujcie


gg 43034576 
tt   @Meggi__Styles

Jeśli chce ktoś być informowany niech zostawi swój twitter lub gg