wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 67

Niall

Wróciłem.
I chyba nadeszła pora na to żebym posprzątał to, co zniszczyłem zanim wyjechałem. W domu zostałem nawet do sylwestra, zwyczajnie stchórzyłem i bałem się wrócić wcześniej.
Kocham ją, kocham moją Connie, nie chcę usłyszeć z jej ust tego co pewnie ma zamiar mi powiedzieć. Przecież ona mi nie wybaczy, zresztą sam sobie bym nie wybaczył. A Em? Zrobiłem to nieświadomie, nie wiedziałem że sprawię jej taką przykrość przychodząc do domu z Connie. Nigdy nie chciałem ich zranić, nie miałem pojęcia że wszystko się tak potoczy. Skrzywdziłem je obie i teraz to, że sam cierpię mało się liczy. Ja po prostu nie chcę ich stracić...
Nie wiem nawet co zrobić! Co mam powiedzieć Connie a co Em? Jeśli powiem mojej chyba jeszcze dziewczynie że z Emily zawsze łączyła mnie jakaś więź co jest najszczerszą prawdą to to raczej nie przyczyni się do tego żeby mi wybaczyła. A co jeśli zapyta kogo kocham?
Co mam im powiedzieć?
Wiem że muszę porozmawiać z obiema dziewczynami, przeprosić, wyjaśnić. Potraktowałem je okropnie. A nie chciałem. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Nie spodziewałem się że Ems wybuchnie. A przecież nie mogłem jej wtedy olać, musiałem choć spróbować z nią porozmawiać. Tyle, że zapomniałem o Connie. Dzięki Bogu, że Harry wtedy ją odwiózł. Z tego co wiem, to potem też miał o to spięcie z Meg. Muszę ich też przeprosić, przeze mnie się kłócili.
Cholera, ale namieszałem.

Skrzypiące drzwi. Dzwoneczek. I ten zapach.
Pierwsze miejsce które przyszło mi do głowy. Bo skoro Connie nie było w domu, to musiała być tutaj i mam szczerą nadzieję, że mam rację. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było zbyt wielu ludzi, ledwie parę osób. Siedziała przy tym samym stoliku co zawsze. Przy tym, przy którym ujrzałem ją po raz pierwszy. Tym razem jej włosy upięte były w wysokiego koka. Na nosie miała okulary i pochylała się nad książką. Czułem się dokładnie tak jak wtedy, i tak samo cholernie bałem się podejść. Przełknąłem ślinę i ruszyłem w jej stronę. Lecz zanim zdążyłem to zrobić zobaczyłem że pani za biurkiem kiwa na mnie ręką. Więc co miałem zrobić? Podszedłem do niej.
-Nie mam pojęcia co jej zrobiłeś, ale masz to naprawić- praktycznie warknęła.- Uwielbiam kiedy tu przychodzi, ale wolałam kiedy bywała tu rzadko kiedy byłeś z nią. Bo wtedy była szczęśliwa. A teraz co? Znów siedzi tutaj całymi dniami smutna, zamyślona.
- Wiem- domyśliłem się, przecież ona nie miała nikogo bliskiego prócz mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło to, że kiedy nie było mnie, nie było przy niej nikogo. Powinienem był załatwić to przed świętami, pozwoliłem by spędziła je sama, ze swoją pijaną matką. Boże, co ze mnie za chłopak...
    - I co z tego że wiesz?- od razu się obruszyła- Mówiłam ci kiedyś, że za dużo przyszła żebyś jeszcze ty ją ranił. Jeśli masz zamiar dalej to robić nawet do niej nie podchodź.- pokiwałem niepewnie głową i ruszyłem w kierunku Connie. Tyle, że znowu stanąłem w połowie drogi, kiedy do biblioteki wpadła dziewczyna. Pewnie nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby nie to że była łudząco podobna do Cons i podeszła do jej stolika. Kiedy tylko zobaczyła przypuszczam że siostrę od razu się rozpromieniła.
    Dobra, walić to idę do niej.
- Connie- odchrząknąłem, więc spojrzała na mnie. I nie miała pojęcia jaki ból sprawiła mi jej znikającym uśmiechem.
- Znamy się?- jej siostra uniosła zaskoczona obie brwi, ale Connie to zignorowała.
- Co tu robisz?
- Możemy porozmawiać?- czułem się tak głupio. A jednocześnie błagałem w myślach żeby się zgodziła.
- Mamy o czym?
- Connie, proszę przestań. Przepraszam.
- Po dwóch tygodniach tak po prostu przychodzisz i mówisz głupie przepraszam. Mówiłam ci już. Daj sobie spokój jeśli masz zamiar mnie zranić.
- Przecież wiesz że tego nie chciałem. Wczoraj w nocy wróciłem.
- I co? Byłeś już u Emily?- Była zła, co ja mówię? Była wściekła! A ja jeszcze w życiu nie widziałem żeby ona na kogokolwiek krzyczała, zawsze była miła!
- Ona nie jest moją dziewczyną, ty nią jesteś.
- Że co proszę?!- jej siostra nieźle się zdziwiła, pewnie Connie nie wspominała jej o mnie.
- Gdybyś coś do mnie czuł nie pobiegłbyś wtedy do niej. Niall, to Harry wtedy mnie odwiózł z własnej woli w dodatku. Możesz się cieszyć że masz takiego przyjaciela, przynajmniej jeden normalny, bo tamci chcieli mnie wyrzucić z domu. Prosiłam cie, mówiłam że nie pasuję tam, że nie jestem jak oni. Spójrz na mnie! Co taka brzydka, głupia i przede wszystkim biedna dziewczyna mogłaby od nich chcieć? Zaciągnąłeś mnie do nich a teraz nienawidzą mnie bo skrzywdziłam Em!- płakała. Przeze mnie płakała.
- Skarbie, wiem, ja przepraszam. Nie jesteś brzydka, ani tym bardziej głupia. Jesteś inteligentną, piękną, moją dziewczyną. Kochanie, proszę, wiem że to moja wina, przepraszam. Ale nie chcę cię tracić, jeśli chcesz odejdę z zespołu, zrobię wszystko, ale zostań. Bądź ze mną.- nawet się nie uśmiechnęła, jej twarz nie pokazała mi niczego, co mogłoby wskazywać choć na cień szansy wybaczenia.
Co mam robić?
Zrobiłem to, co jako jedyne przyszło mi do głowy. Uklęknąłem przed nią. Kątem oka zauważyłem jak jej siostra zakrywa usta dłonią, ale akurat miałem ją gdzieś. Teraz czekałem tylko na to co zrobi Connie.
- Wstań idioto.- syknęła w moim kierunku rozglądając się wokoło, ale nikt na nas nie patrzył, oczywiście poza bibliotekarką.
- Wybaczysz mi?
- Horan! Wstań!
- Nie.
- No to sobie klęcz, jakbyś nie zauważył czytam książkę. - odwróciła się i tak po prostu wróciła do czytania. Jej siostra ciągle patrzyła na mnie zdziwiona a ja klęczałem. A co ja miałem zrobić? Kocham ją i nie zrezygnuję z tego co nas łączy.
- Ej, przywal mu albo coś bo będzie tak klęczał cały dzień.- od razu mogłem zauważyć różnice jakie były między nimi. Connie była równie zwariowana co jej siostra, ale zdecydowanie wydawała się być rozważniejsza.
- Niech sobie klęczy.
- No weź, zrób z nim coś.
- Może pójdziemy się przejść? Porozmawiamy na spokojnie- tym razem ja odważyłem się odezwać.
- Ale bez żadnych głupich scen.
- Obiecuję.


Czułem się co najmniej dziwnie idąc tak obok niej. Bo czy to jest normalne że bałem się porozmawiać z własną dziewczyną? Ona też się do mnie nie odzywała, nawet nie spojrzała w moim kierunki. A ja ciągle patrzę na nią.
- Dziękuję że zgodziłaś się ze mną porozmawiać.
- Zgodziłam się na rozmowę, więc mów co masz do powiedzenia.
- Connie, nigdy nie chciałem żebyś cierpiała, nie chciałem cię skrzywdzić. Nie sądziłem że moi przyjaciele się tak zachowają, zawsze są mili dla innych, naprawdę polubiliby cie, tylko ze względu na Emily byli tak zdziwieni że cię przyprowadziłem. Może to i moja wina, bo im nie powiedziałem że mam dziewczynę. Przepraszam kochanie, tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałem żebyś poczuła się gorsza. Jesteś wspaniała, a nawet lepsza od nas wszystkich, ode mnie. Proszę wybacz mi, tak bardzo cię proszę. - Patrzyła w moje oczy, znowu płakała, płakała przeze mnie. To nie fair, ona na to zdecydowanie nie zasłużyła.
- Co do niej czujesz?- bałem się że zada to pytanie, bałem się, bo wiedziałem że nie mogę z czystym sercem odpowiedzieć że nic.
- Nie wiem, sądziłem że już nic, ale …
- A do mnie?- przerwała mi, zawzięcie się we mnie wpatrując. Boże, nie zniosę tego.
- Jesteśmy razem, skarbie, myślisz że byłbym z tobą gdybym nic nie czuł?
- Nie wiem co myśleć. Nie masz pojęcia jak to boli, kiedy wiem, że kochasz inną.
- Ja nie...
- Nie zaprzeczaj Niall, przecież widzę że nie jest ci obojętna. Pamiętasz? Na początku mówiłam ci, że nie chcę czuć się zraniona, mówiłam ci żebyś zostawił mnie wtedy jeśli miałeś zamiar mnie skrzywdzić, ale nie posłuchałeś. A ja tak nie chcę , nie chcę być z tobą jednocześnie ciągle podejrzewając, że w każdej chwili możesz odejść do niej. Więc droga wolna Nialler, możesz być z Emily, ja odpuszczam, nie chcę tak żyć, chce normalnego związku, w którym mnie będziesz kochał, będziesz zawsze kiedy cię będę potrzebować. Może jestem samolubna ale to ja chcę być dla ciebie najważniejsza, chcę byś to mnie kochał i był tego pewny.
- Kocham cię Connie, naprawdę. - chwyciłem jej dłonie w obie ręce, byłem tak zdesperowany. Nie mogę od tak pozwolić jej odejść. Przecież ona jest dla mnie tak ważna. Spuściła wzrok i patrzyła na nasze splecione dłonie. W końcu podniosła go i spojrzała na mnie. Ale ja nie chciałem słuchać tego co miała mi do powiedzenia.
- Dajmy sobie czas. Muszę się zastanowić nad tym czy to ma sens.
- Czyli co? Rozstajemy się, tak?
- Nie, to znaczy, jeśli chcesz...
- Oczywiście że nie.- lekko się uśmiechnąłem. Czyli że jest jeszcze szansa.
- Nie spotykajmy się przez jakiś czas, ty też tego potrzebujesz, powinieneś zastanowić się co czujesz do mnie, a co do Emily.
- Chcę być z tobą.- szepnąłem, ale usłyszała. Podniosłem nieśmiało dłoń i założyłem jej włosy za ucho. O dziwo nie założyła czapki.
- Odezwij się kiedy będziesz pewien że to mnie kochasz. - bez żadnego pożegnania, bez niczego, tak po prostu odeszła. Zabierając ze sobą jedynie moje serce.
A co zrobiłem ja? Kompletnie się załamałem. Myślałem że ta rozmowa jakoś mi pomoże. Nie wiedziałem jak, ale myślałem że jednak pomoże. Co ja mam do cholery jasnej zrobić?



Meggi
Wpadłam do domu, rzuciłam torebkę zaraz obok wejścia i poszłam po prostu do kuchni. Byłam głodna. Ale to oczywiście nie wszytko, bo nadal jestem zła na Harrego, który swoją drogą przyszedł zaraz za mną. Wyciągnęłam z siatki chleb i pomidory, po czym zaczęłam sobie robić kanapki.
- Meg, przestań się mnie czepiać, przecież to nic takiego.- prychnęłam tylko.
- Nic takiego? Po co do ciebie dzwoniła?
- Jak to po co? Bo nie ma nikogo z kim mogłaby porozmawiać po tym co zrobił jej Nialler. - wyrzucił ręce w powietrze jakby to było coś oczywistego. Co mnie obchodzi że nikogo nie ma? Nie musi dzwonić do mojego chłopaka!
- I musi akurat dzwonić do ciebie? Ledwo co wróciliśmy, a ona znowu wszystko między nami rozwala.
- Meg, nie ona wszystko rozwala, tylko ty! Musisz mieć o wszystko pretensje? Zadzwoniła do mnie, porozmawiałem z nią chwilę i to wszystko!
- Chwilę?! Rozmawiałeś z nią ponad pół godziny!
- No i co z tego?- prychnął zirytowany a mną aż wstrząsnęło. Jak do cholery co z tego? Właśnie dużo, dużo z tego wynika!
- Harry, nie wkurwiaj mnie nawet. W ogóle nie rozumiem skąd wytrzasnęła twój numer.- patrzyłam na niego wściekła. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Ledwo wyszliśmy od chłopaków a ta już do niego zadzwoniła. Rozmawiał z nią przez całą drogę do domu. No przepraszam bardzo, ale to chyba odrobinę dziwne, że jak to mówił „tylko ją wtedy odwiózł” a ona nagle ma jego numer!
- Dałem jej go.- tak po prostu to powiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Dał jej swój numer?
- Po co? Przecież ledwo się znacie! Poza tym nie wiem czy wiesz, ale masz dziewczynę!
- Więc o to ci chodzi? Jesteś o nią zazdrosna?- no to dowalił. Wcale nie jestem o nią zazdrosna, po prostu odkąd się pojawiła między nami się nie układa. Cięgle się kłócimy, i to głównie o nią.
- Nie jestem zazdrosna!- wybuchnęłam, po prostu tego już było za wiele.- Tylko nie rozumiem dlaczego jej tak bronisz, nawet nie pomyślałeś o tym jak czuje się przez nią Emily.
- Meg, to nie przez Connie Emily ma złamane serce. To Horan nawalił, choć właściwie on też nic złego nie zrobił. - znowu to samo. Siebie też broni w ten sam sposób. „Nic złego nie zrobiłem”. Powtarza to tak często, że zaczynam wątpić w to czy faktycznie niczego nie zmalował.

_______________________________

Miałam lekki poślizg z rozdziałem ale to dlatego, że żyłam jeszcze sobotą. Muszę się wam pochwalić że miałam osiemnastkę! No w sumie urodziny mam za tydzień, ale impreza była!

 

A jak wam się podobał rozdział? Mam nadzieję że ok. Kocham <3 - Meg. 

 

I najmocniej przepraszam że nie poinformowałam was na twitterze, ale coś się stało i za nic nie mogę się zalogować :( może jeszcze spróbuję jutro ;)

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 66

Harry

- W życiu nie zasnę jeśli będą tak jęczeć przez całą noc.- oburzyła się przewracając na druga stronę, tym razem na plecy. Faktycznie,nie wiem z którego pokoju, ale słychać było, że niektórzy dobrze się bawią.
- Spokojnie kochanie.- położyłem swoje dłonie na jej talii, przyciągnąłem bliżej siebie i ugryzłem lekko skórę na jej ramieniu.- Zawsze możemy zagłuszyć je swoimi.
- oh, przestań. Rano muszę wstać wcześniej, wyszykować wszystkim śniadanie. – odwróciła się do mnie przodem patrząc wprost na moją twarz.
- Jest tu tyle ciotek, babć i wszystkich innych, że na pewno ktoś cie wyręczy. – tym razem pocałowałem ja lekko w nos. Wskazującym palcem zsunąłem ramiączko od jej piżamy.- Kochanie, zabawmy się odrobinę.
- Harry, chcesz się pieprzyć w wigilijną noc?- zdecydowanie Meg stała się dużo bardziej bezpośrednia jeśli chodzi o te sprawy. Wcześniej rozmowa o seksie przyprawiała ją jedynie o rumieńce. Rozmawialiśmy o tym, ale w życiu nie powiedziałaby mi tyle sprośnych rzeczy ile jest w stanie powiedzieć teraz.
- Tak, prawdę mówiąc nigdy wcześniej tego nie robiłem w święta.
- Ja też nie- przyznała.- Co nie zmienia faktu, że to zrobimy.
- Jakoś innym to nie przeszkadza.- warknąłem lekko urażony. Po prostu miałem ochotę na seks, chyba mogę nie? – Jesteśmy u siebie oni nie. To im powinno być jutro rano głupio nie nam, choćby i nas było głośniej słychać.
- W ogóle masz jeszcze na to siłę?- zapytała obejmując mnie w pasie. Ułożyła głowę na mojej klatce piersiowej i wcisnęła prawą nogę między moje nogi, a lewa gdzieś pod nie. – Dwa razy na jeden wieczór to chyba nie mało, nie myślisz?
- Trzeci raz na pewno nie zaszkodzi- ucałowałem jej głowę przymykając oczy. – Poza tym nie robiliśmy tego w łóżku, więc się nie liczy.
- Miałeś orgazm?- podniosła głowę spoglądając na mnie. Miałem i to nie raz.- Więc się liczy.
- Dobra. To chociaż chodźmy posłuchać kto się tak zabawia. – Meg westchnęła ale zaraz podniosła się z łóżka i ruszyła ku drzwiom.
- No idziesz, czy nie?
Wyskoczyłem w łóżka i dołączyłem do Meg. Splotłem nasze dłonie razem i się do niej szeroko uśmiechnąłem. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzy odgłosy były głośniejsze. Ale ich wszystkich wzięło. Bo założę się że to nie tylko jedna para.
- Pewnie gdyby tu był Adam z Gemmą na pewno też by się pieprzyli.- stwierdziłem. Zaśmiałem się sam do siebie, bo przypomniał mi się okres kiedy spałem na kanapie w mieszkaniu Gemmy. Słyszałem ich tyle razy że po kilku nocach miałem już dość.
- Sam najchętniej robiłbyś to pięć razy dziennie. – mruknęła cicho ciągnąc mnie z głąb korytarza.
- Kto tu śpi?- zapytałem kiedy stanęliśmy przed jednymi z drzwi.
- Mój brat. – szepnęła, choć gdyby powiedziała to głośno i tak nikt by nie usłyszał. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie jedna ręką przytrzymując jej plecy. Złączyłem nasze usta razem, przygwożdżając Meg do ściany. Moje dłonie powędrowały pod jej górną część piżamy. Nie miała na sobie stanika, wiec od razu lekko ścisnąłem jej pierś. Jęknęła cicho, i chyba uświadomiła sobie fakt, że stoimy na korytarzu.
- Chyba słyszę też ciocię Eve.- szepnęła wprost do moich ust.
- Czy to… ?- ok., wiadomo że każdy to ze sobą robi, ale czuję się dziwnie, słysząc ich.
- Mhm, Robin i twoja mama. Chodźmy na dół.- wysunęła się z moich objęć i pociągnęła w kierunku schodów.
- Czemu jesteś taki zaskoczony? Jakbyś nie wiedział że uprawiają seks.
- To wiem, ale to zupełnie co innego ich przyłapać. Nawet nie wiesz jak się czułem jak Robin przyłapał mnie.- weszliśmy do kuchni, Meggi od razu wskoczyła na blat, a ja nastawiłem wodę.
- No właśnie, co to za historia, hmm?
- Proszę cię, to było tak upokarzające.- mruknąłem przypominając sobie jakie to było dziwne. – To była pierwsza dziewczyna z którą to zrobiłem. Wtedy nie robiliśmy tego po raz pierwszy, ale to było na początku całego naszego życia seksualnego. Rodziców miało nie być, Gemma wyjechała, więc miałem wolny dom. Zaprosiłem Laurę, no i w końcu wylądowaliśmy w łóżku. Potem wpadł do pokoju Robin, i nie zgadniesz co zrobił?
- Znając Robina pewnie coś głupiego.
- Był zdziwiony, oczywiście nie wiedzieli razem z mamą że już to robimy. Potem zwyczajnie wybuchł śmiechem, a ze mnie żartuje sobie do dzisiaj, przez tą sytuację.
- A co z Laurą?
- Nie chciała przychodzić do mojego domu przez miesiąc, zresztą wcale się nie dziwię. Potem zerwaliśmy. – uśmiechnąłem się do niej podchodząc bliżej. Stanąłem między nogami i położyłem dłonie na jej plecach pod koszulką.
- Ale teraz kocham ciebie. I masz o tym pamiętać wszędzie gdzie jesteś.- opatuliła mnie dłońmi w pasie, po czym przyciągnęła jeszcze bliżej wtulając się w mój tors.- Chcę byś miała pewność co do tego że możesz zawsze na mnie liczyć, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Dosłownie wszystko. Kocham cię… tak bardzo cię kocham.
- Ale ja to wszystko wiem. Kocham cię.
Kiedyś nie wierzyłem w to że kiedykolwiek spotkam ta właściwą osobę. Nie rozumiałem jak można tak kogoś kochać, i choć lubiłem komedie romantyczne, nie wierzyłem w te ckliwe historie. Bo przecież spotykałem tyle dziewczyn, byłem w tylu miejscach, kiedy zostałem sławny nie musiałem nawet nic robić, same podchodziły, rozmawiałem z nimi, flirtowałem, umawiałem się. I choć niektóre z nich byłe przepiękne, to nigdy nie poczułem nic szczególnego. Kiedy poznałem Meg, na lotnisku, w Londynie też nie poczułem się tak jakby mnie Amor kopnął w dupę. Wcale nie. Nawet wtedy nie pomyślałbym że kiedykolwiek będę wiązał z tą dziewczyna przyszłość. Owszem, spodobała mi się. I miałem ochotę ją poznać. Ale z czasem kiedy zacząłem się z nią spotykać, wszystko stanęło na głowie. Nigdy nie czułem czegoś takiego, nie wiedziałem że można tak kochać, w taki sposób. A ona mnie tego nauczyła, sprawiła że wszystko stało się inne. Ja się zmieniłem. A teraz kiedy mam ją przed sobą i wiem że to moja Meg, czuje się tak wspaniale. To nie do uwierzenia, ciągle dla mnie takie abstrakcyjne, to że wszytko jest tak dobrze. Że razem jesteśmy już od ponad dwóch lat. A ja mam wrażenie że było ich o wiele więcej. Bo ten okres przed jej poznaniem jest dla mnie jak najodleglejszy okres w życiu, jakbym patrzył na obraz we mgle. Ona stała się wszystkim, dla niej teraz żyję.

Znowu leżeliśmy w naszym łóżku. Meg była oparta o poduszki, a ja między jej nogami opierałem się o nią, praktycznie leżąc na jej piersiach. Jej dłoń która miała wplecioną w moje włosy, masowała skórę głowy.
- Chyba powinniśmy sobie wyjaśnić parę spraw- zacząłem. Nie chciałem za nic psuć tego co jest między nami, ale co miałem zrobić? Kiedyś musimy to zrobić. Bo te wcześniejsze przeprosiny do końca wiele nie wyjaśniły.
Co z tego że jest trzecia w nocy?
- Wiem. Przepraszam że tak na ciebie wtedy naskoczyłam, ale nie mogłam zrozumieć dlaczego pojechałeś z Connie.
- Przecież ona nie jest winna tego że Niall tak skrzywdził Emily. Meg, ją też skrzywdził, jest teraz jej chłopakiem, jak byś się czuła jakby inna powiedziała mi że mnie kocha a ja poszedłbym za nią?- mam nadzieję że tym razem Meggi zrozumie swój błąd. Nie powinna tak się zachowywać, a jeżeli tego nadal nie widzi to raczej nie dojdziemy do porozumienia.
- Rozumiem kochanie. Po prostu byłam wściekła na Nialla za to co zrobił Em, a ty wtedy jeszcze podszedłeś do nich jak gdyby nigdy nic.
- Bo postawiłem się na ich miejscu. Nie chciałbym żeby moi bliscy w ten sposób przyjęli moją dziewczynę. Ciebie zaakceptowali od razu, pokochali cię. Na początku nawet byłem zazdrosny kiedy tak dobrze dogadywałaś się z Zaynem. – ona i Malik zawsze potrafili się ze sobą dobrze bawić. Nieraz znajdywałem ich gdzieś na osobności, rozmawiających, lub śmiejących się wniebogłosy. Co mogłem sobie pomyśleć?
- Ok, przepraszam jeszcze raz. Wiem, że mogłeś poczuć się urażony czy coś, mogłam nie krzyczeć, nie zaczynać kłótni.
- A ja przepraszam za to, że z tymi całymi przygotowaniami zostawiłem cię samą. Nie powinienem był wtedy wychodzić do tego clubu. No i za te wszystkie rzeczy które wtedy powiedziałem.
- Przepraszam że na ciebie krzyczałam.- uśmiechnęła się kładąc ręce na mojej klatce piersiowej. – To sprawa Nialla, Em i tej Connie. Nie powinniśmy się kłócić przez nich.
- Więc się nie kłóćmy.- zbliżyła się do mnie składając słodziutkiego całusa na moich ustach.
Mam nadzieję, że teraz będzie już wszystko w porządku.

Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać, czułem się taki zmęczony. Fajnie że cała rodzina do nas przyjechała, ale to jest trochę męczące. Meg zerwała się z łóżka przed ósmą, bo stwierdziła, że musi przygotować śniadanie. Miała rację, trzeba było się zająć gośćmi. Dlatego sam wstałem tuż po niej, no może z półgodzinnym opóźnieniem. Ledwo się zwlokłem z łóżka, ale jakoś się zwlokłem. Zszedłem na dół, gdzie jak się okazało nikogo poza Magdą nie było. Czyżby wszyscy spali?
- Hej skarbie.- pocałowałem ja w kącik ust podnosząc delikatnie do góry, posadziłem ją na blacie.
- Cześć kotku.
- Nikt jeszcze nie wstał?- uniosłem zaskoczony brwi, bo czy to nie dziwne, że mama, czy nasze babcie jeszcze śpią?
- No jak widzisz, to jeszcze nie.
Jeszcze raz cmoknąłem ją w usta, po czy zsadziłem ją z blatu. Przygotowywała sałatkę, więc trochę jej pomogłem. Lubię kręcić się po kuchni i coś przygotowywać. Kroiłem ugotowaną marchewkę, kiedy poczułem dłonie Meg oplatające mnie w pasie. Wsadziła ręce pod moją koszulkę i zaczęła gładzić mój tors. To przypadkiem nie zawsze było na odwrót? Bo przecież to zawsze gdy ona coś tam robiła ja jej przeszkadzałem obejmując ją. A tak swoją droga to zabawnie musi teraz wyglądać przyklejona do moich pleców. Odwróciłem się do niej przodem i uniosłem jedną brew. Próbowała ukryć uśmiech ale średnio jej to wychodziło. Stanęła na palcach i zbliżyła się do mojego ucha
- Chciałam cię tylko trochę podotykać.
- Nie mam nic przeciwko kochanie. - szepnąłem równie cicho co ona. Nachyliłem się lekko nad nią z zamiarem jej pocałowania. Delikatnie ucałowałem ją w usta, nie pogłębiając jednak bardziej pocałunku. Oderwałem się od niej nie odsuwając się, lecz pozostając w niedalekiej odległości od jej ust.
- A ja chciałem cię tylko pocałować.- Uśmiechnęła się i skradła mi jeszcze jednego krótkiego całusa.
- Wczoraj jak wiewiórki o orzeszka a dziś jak... hm właściwie nie wiem. - nie jestem pewny czy nie dosłyszałem, ale pewnie tak bo kompletnie nic nie zrozumiałem. Oderwałem się od Meg i spojrzałem na drzwi. Któż by to inny był, oczywiście Robin!
- Jakie wiewiórki?- Meg głośno się zaśmiała a ja pokiwałem tylko z niedowierzaniem głową i wróciłem do krojenia marchewki. A jednak się nie przesłyszałem.
- Widocznie w nocy było ostro, skoro wczoraj się do siebie nie odzywaliście, a dziś się obściskujecie w kuchni.- tak, jasne, w nocy to było ostro, ale nie u nas. - A tak poza tym to ile razy nie wchodziłbym do kuchni to wy tu prawie się gwałcicie.
- Robin, masz po prostu złe wyczucie czasu.
- A ja myślę że wręcz odwrotnie- zaśmiał się siadając przy stole.
- Nie wiem jak mama z tobą wytrzymuje- powiedziała Gemma wchodząc do kuchni w swoim satynowym szlafroczku. Boże, ona nie jest normalna! Jak można tak chodzić, kiedy w domu jest tyle ludzi! No tak, bo ja wcale nie chodzę sobie nago... ale tylko kiedy jestem sam! Albo przy chłopakach, albo Meg.
- Widzę brat, że cię wreszcie ktoś zagonił do roboty! Tak trzymaj Meg.
- No i bardzo dobrze- Robin musiał oczywiście wrzucić swoje trzy grosze.- Niech się młody weźmie za coś pożytecznego. Nie wiem czy wiesz Meg, ale w Holmes Cheapel nigdy nic nie robił w kuchni, tylko kiedy nas nie było. - Meg spojrzała na mnie zdziwiona, ale i jednocześnie rozbawiona. Dobrze wiedziała, że nie znosiłem kiedy on i moja siostra opowiadali jej różne ich zdaniem ciekawe historie o mnie. Ale jednocześnie ja wiedziałem że Meg uwielbiała się ze mnie wtedy nabijać.
- Naprawdę? Przecież tutaj to częściej on gotuje niż ja.- tym razem to Robin i Gemma spojrzeli na mnie zdziwieni. Takie dziwne że umiem coś zrobić i nie przypalić w kuchni?
- Tak, odkryliście nasza tajemnicę, teraz będziecie musieli zginąć!Mhahahaha!- podniosłem na nich nóż i w tym samym momencie do kuchni wszedł Bartek z Julką. Spojrzeli na mnie co najmniej dziwnie.
- Siostra, radziłbym ci się jeszcze zastanowić nad związkiem z nim.
- Spokojnie, popełniamy takie zbrodnie razem. - uśmiechnęła się i puściła do niego oczko.- Tylko Harry nie trzymał się planu! - zbliżyła się do mnie i dodała konspiracyjnym szeptem tak, że i tak wszyscy usłyszeli- Mieliśmy to zrobić w nocy nie teraz!
- Co mieliście robić w nocy?- Jezus, nagle wszyscy się pojawiają w kuchni? Co im się stało? Tym razem przyszedł mój dziadek i babcia uśmiechając się dwuznacznie.
- Nic ważnego- zaczerwieniła się Meg i odeszła trochę ode mnie. No tak, teraz pewnie jeszcze sobie pomyślą że te wszystkie jęki to z naszego pokoju, a my tej nocy akurat byliśmy grzeczni.
Oh, jaki ja jestem biedny mały Styles. 


___________________________________


Gratulacje kochani!

Pobiliście swój rekord! Aż 11 osób zostawiło komentarz! Czuję się tak zaszczycona waszą dobrocią! Dziękuję! 

:( 

 

A tak poważniej ci którzy podzielili się ze mną swoimi przemyśleniami mogą się czuć wyjątkowo bo to wam dedykuję ten rozdział, dziękuję bardzo że jesteście <3 I kocham was. 

 A no i macie jeszcze zapowiedź kolejnego:

...
- Chcę być z tobą.- szepnąłem, ale usłyszała. Podniosłem nieśmiało dłoń i założyłem jej włosy za ucho. O dziwo nie założyła czapki.
- Odezwij się kiedy będziesz pewien że to mnie kochasz. - bez żadnego pożegnania, bez niczego, tak po prostu odeszła. Zabierając ze sobą jedynie moje serce.

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 65

MEG

- Chcę cię w sobie kotku.- wyszeptałam wprost do jego ust. Sama siebie zaskoczyłam. No bo ja? Ta romantyczka która raczej rzadko proponuje seks z własnej inicjatywy, proponuję coś takiego? Może nigdy nic takiego nie mówię bo Harry kochałby się najchętniej bez przerwy. Dlatego muszę mu czasem odmawiać. Ale gdyby tylko był mniej nachalny pod tym względem pewnie sama bym nalegała. A teraz potrzebowałam tego jak nigdy. Potrzebowałam odreagować od tych kłótni, chciałam się z nim kochać. - No ściągaj te spodnie i rób swoje- warknęłam. Prawda, nie robiliśmy tego już tydzień, ale no… chyba się nie spodziewał! Pocałowałam go gwałtownie rozpinając pasek jego spodni. Nie mogłam się zbytnio na tym skupić ale chciałam to zrobić jak najszybciej. W końcu spadły na ziemię pozostawiając go jedynie w bokserkach, których już po chwili również nie miał. Poczułam jego członka na moim udzie. Jest gotowy, świetnie. Zimne dłonie wylądowały na moich udach, a jego usta na mojej szyi.
- Uwielbiam, gdy nosisz sukienki bez pleców.
Przełożył włosy na jedno ramię a drugie obdarowywał pocałunkami. Uniósł moją sukienkę do góry po czym zsunął moje majtki na dół. Widząc że nie może otrzymać sukienki sama ją przytrzymałam natomiast on uniósł mnie lekko do góry i wszedł we mnie swoim członkiem. Jęknęłam głośno kiedy tylko znalazł się w środku. Harry momentalnie złączył nasze usta.
- Ciszej skarbie. Dom jest pełen ludzi. – oblałam się rumieńcem. Zupełnie zapomniałam o wszystkich na dole. Boże co my wyprawiamy? Jednak kiedy Harry zaczął się ruszać znowu jęknęłam. Oplotłam go nogami w pasie przyciskając bliżej do siebie. Po chwili oboje dochodzimy, jednak ciągle ze złączonymi ustami, żeby choć trochę stłumić wydawane przez nas jęki. Harry wyszedł ze mnie odstawiając mnie na ziemię. Ledwo mogę stać, dobrze że on mnie przytrzymuje. Podniósł mnie na ręce i położył na naszym łóżku.
- Wyglądasz tak cholernie seksownie w tej sukience.- Sam wyglądał niesamowicie w kraciastej bordowej koszuli. Hmm.. i tylko koszuli. Podszedł do komody i wyciągnął czyste bokserki zakładając je na siebie. Potem podszedł do spodni i tak samo je na siebie założył. Na końcu znów wrócił do mnie i podniósł jedną moją nogę do góry. Ucałował moją stopę, przez co się zaśmiałam.
- Musimy częściej robić takie szybkie numerki. - Wycałował moje nogi jednocześnie zakładając na mnie czyste majtki.
- Chodźmy na dół. Myślę że już się domyślają co tu robiliśmy.
- Chyba byliśmy cicho- spojrzałam na niego niemal przerażona. Nie chciałam żeby cała nasza rodzina wiedziała że uprawialiśmy seks.
- Oh, kochanie.- Harry objął mnie w pasie kiedy tylko wyszliśmy na korytarz.- Myślisz że oni myślą, że po ponad dwóch latach razem jeszcze tego nie zrobiliśmy?- zalałam się rumieńcem. Cóż, myślę że ma rację. Zresztą jesteśmy dorośli, mieszkamy razem, chyba możemy robić co nam się podoba? Najpierw poszliśmy do kuchni. O matko! Byłam tak zajęta Harrym że teraz nawet nie wiem jak wyglądam! Pewnie cały makijaż mam rozmazany, włosy zniszczone a sukienka pomięta!
- Jak wyglądam?- odwróciłam się do Harrego, ale on uśmiechnął się tylko zawadiacko, i zbliżył do mojego ucha.
- Jakbym cie przed chwilą przeleciał. – zgromiłam go jedynie wzrokiem przez co ten tylko zachichotał. Wolałam nie komentować jego uwagi.
- Pytam poważnie.
- A ja tak odpowiadam. Ślicznie, jak zawsze. – przycisnął mnie do siebie patrząc mi prosto w oczy.- Najchętniej wróciłbym tam do góry i zrobił to znowu.- szepnął zaciskając dłonie na moim tyłku. Pisnęłam cicho i się roześmiałam.
- A wam co?- Harry momentalnie mnie puścił, kiedy Gemma razem z Julką stanęły w progu kuchni. Mój chłopak cmoknął szybko moje usta po czym odwrócił się do siostry i narzeczonej mojego brata.
- No to moje panie, zostawię was same. – uśmiechnął się i po prostu sobie wyszedł. On jest po prostu niemożliwy.
- No to co, już wszystko opanowane?- zaśmiała się Gemma. Popatrzyłam na nią zdziwionym wzrokiem, a one obydwie się tylko zaśmiały.
- Wcześniej ciskaliście w siebie piorunami, a teraz się migdalicie w kuchni.- skomentowała Julka, przez co się zaczerwieniłam. Nie chciałam żeby wiedziały co przed chwila robiliśmy, choć myślę że mimo to się domyślają.
- Chodźmy do reszty, z chęcią zobaczą cie taką… rozweseloną.- zaśmiała się Gemma, a ja spłonęłam rumieńcem. Weszłyśmy do salonu, gdzie wszyscy się z czegoś śmiali. Jednak kiedy pojawiłam się w środku wszystkie oczy spoczęły na mnie. O co chodzi?
Nie lubię być tam, gdzie wiem, że mówili o mnie, lecz nie wiem co.
- ooo, Meg kochanie, chodź do nas, bo nie chcemy żeby tylko Harremu było głupio- powiedziała babcia, przez co o mało się nie udławiłam własną śliną. Czyli słyszeli?! Boże, nie chcę tu zostawać. Niby jesteśmy w naszym domu, jesteśmy parą od dawna i wszyscy wiedzą że to robimy również od dawna,ale cholera jasna! Co innego wiedzieć a co innego słyszeć. Rozejrzałam się za wolnym miejscem, którego nie było. Wprawdzie przy stole było ich mnóstwo, ale teraz wszyscy przenieśli się na kanapy. Harry zajmował fotel, więc podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach. Fotel był bardzo duży więc bez problemu mogłam się oprzeć o Harrego podciągając nogi do klatki piersiowej.
- Spokojnie, rozmawiali o naszym związku.- szepnął mi na ucho Harry. Spojrzałam na niego z ulgą. Widocznie widział moją przerażoną minę. Zresztą jemu też nie uśmiechało się wysłuchiwać żartów na temat naszego seksu przez cały wieczór.
- Czyli nie słyszeli?
- Nie- na szczęście! Zauważyłam że wszyscy nam się przyglądają. Byliśmy aż tak ciekawi? Ugh, dziwnie się czuję.
- Właśnie byłem w trakcie opowiadania wszystkim jak poznałem Harrego. – powiedział mój tata, przez co zrozumiałam z czego się śmiali. To było najgorsze spotkanie z teściami, jakie mogłabym sobie wyobrazić, ale faktycznie, zarazem najśmieszniejsze.
- Wyobraźcie sobie że wtedy Meg zbiegła z góry tylko w jego koszuli! A żebyście widzieli jego minę, jak stał tam z tymi naleśnikami, w dodatku w samych bokserkach.- poczułam że Harry splata nasze palce razem.
- No synu, mam nadzieje że wyrzuciłeś wtedy Harrego z domu.- babcia musiała dorzucić oczywiście swoje trzy grosze.
- Nie, Meggi miała urodziny, więc im darowaliśmy, i zjedliśmy naleśniki które zrobił Harry. – wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem. Sama uśmiechnęłam się pod nosem wspominając tamto zdarzenie.
- To wtedy spłodziliśmy naszą księżniczkę, pamiętasz?- szept Harrego przy moim uchu kompletnie mnie zdekoncentrował. To prawda, to właśnie w moje urodziny zaszłam w ciążę.
- Harry zawsze był dobrym kucharzem- potwierdził wujek.- Gotował nam obiady kiedy Eve była w śpiączce. – racja, czas kiedy ciocia była w śpiączce a ja jeszcze mieszkałam w ich domu nie był najlepszym wspomnieniem jakie miałam.
- Mhm, w dodatku razem z Meg opiekowali się Mają. – dorzucił Bartek. Pamiętam doskonale jak to całą trójką całymi dniami przesiadywali w szpitalu, a my rzeczywiście opiekowaliśmy się Mają.
- Pamiętasz jak robiłeś pierwsze mleko?- zaśmiałam się do Harrego co na jego ustach wywołało uśmiech.- Potem próbowałeś ją uśpić.
- Mhm, udało mi się. – powiedział dumny. Zresztą on zawsze lubił dzieci. A jak lecieliśmy na Malediwy? Kiedy się obudziłam miał na kolanach jakąś dziewczynkę, która powiedziała mi że Harry jest jej przyszłym mężem. Sam zachowuje się jak dziecko więc co się dziwić, że ma z nimi taki kontakt?
- A nie zgadniecie jak ja poznałam Meg.- krzyknęła Gemma na cały salon. Usiłowałam przywołać w pamięci ten moment, kiedy to poznałam Gemmę. To było coś szczególnego? No właśnie chyba nie.
- Przeszkodziłam im w ich pierwszym razie.- parsknęła śmiechem mówiąc to, a ja od razu się zaczerwieniłam. Spojrzałam zaskoczona na Harrego który unosił obie brwi. Też był zdziwiony. Przecież my wtedy byliśmy u góry, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi faktycznie nam przeszkodziła ale przecież zeszliśmy na dół otworzyć. Nie mogła wiedzieć co robiliśmy! No chyba że…
- Powiedziałeś jej?- szepnęłam do Harrego przez co zgromił mnie wzrokiem.
- jasne że nie. Nie mam pojęcia skąd to wie.– Oboje czuliśmy się speszeni. W ogóle to z jakiego powodu my tutaj rozmawiamy o nas?
- A jak wy właściwie się poznaliście?- to pytanie zadał chyba dziadek Harrego. Spojrzeliśmy w jednym momencie na siebie. Przed oczami stanął mi moment kiedy Niall rozrąbał mi telefon na lotnisku. Zayn z Harrym podbiegli do nas, i mówili że się gdzieś spóźnią. Nawet mnie nie zauważyli!
- Na lotnisku.- powiedział cicho Harry. – śpieszyłem się na spotkanie z menagerami, a Niall się gdzieś zapodział. Wracaliśmy wtedy z Hiszpanii. Razem z Zaynem poszliśmy go szukać i okazało się że flirtował sobie z Meg.- wszyscy się zaczęli śmiać. To wcale nie było śmieszne! Telefon mi się rozwalił
- Nawet mnie wtedy nie zauważyłeś!- upomniałam się. – Wrzeszczeliście tylko na Horana, że się spóźnicie.
- Ale jak już zauważyłem to mnie oczarowałaś- uśmiechnął się do mnie. Czułam się tak, jakbyśmy byli sami, jakby teraz wcale nie słuchało nas tyle par uszu. – Odwiozłem ją do domu cioci Eve, no i …
- i zapomniał poprosić o numer- dokończyłam za niego. Posłał mi niemiłe spojrzenie, hmm, chyba nie chciał tego mówić.
- A ty walizki. – odgryzł się.
- kochanie, gdyby nie ta walizka, teraz nie bylibyśmy razem. – powiedziałam przypominając sobie jak wrócił i wtedy zaprosił mnie na naszą pierwszą randkę. Nie mogłam się nie uśmiechać, kiedy mówiliśmy o tych chwilach. To było tak inne od tego co jest teraz. W ogóle Harry bardzo się zmienił, ja zresztą też. Nie tylko w wyglądzie ale zaszła w nas wielka zmiana w sposobie postrzegania świata. Nauczyliśmy się naprawdę wiele przez to co się wydarzyło. Kiedy byliśmy zdani tylko na siebie, kiedy on myślał że ja nie żyję, a ja sama byłam w Paryżu. Ale dzięki tym wszystkim wydarzeniom mamy do siebie większy szacunek, jak i zaufanie. Patrzyłam na uśmiechy naszych babć. Były naprawdę zadowolone, tak samo zresztą jak tata i Anne. Czułam się szczęśliwa z tego powodu, że oni mogli dzięki nam czuć się dumni z nas.
- Tak w ogóle to bardzo ładnie się tutaj urządziliście.
- Mhm, całkiem miła okolica, tylko ten dom trochę za duży dla was.- babcia uśmiechnęła się znacząco. Nie, zaraz zacznie się temat dzieci.
- Myślicie coś o dziecku?- dziadek Harrego? No naprawdę po nim tego bym się w życiu nie spodziewała. Zresztą raczej z niego cichy człowiek. To raczej jego żona nosi spodnie w ich małżeństwie. No chyba, że po tylu już latach to kobieta przejmuje stery w ich domu.
- Nie, na razie raczej nie. – Harry odpowiadając patrzył wprost na mnie. Jakby chciał mnie zapytać co o tym sądzę.
Ale on wiedział.
Nie jestem gotowa na kolejną ciążę. Nie miałam okazji nawet pożegnać się z naszą zmarłą córką, boje się że mogę nie donosić ciąży albo, że nie będę umiała być już matką po tym wszystkim. To nie jest dla mnie łatwy temat. Tamto dziecko było dla nas wielką niespodzianką. Teraz jeśli będziemy mieć dziecko, chciałabym żeby było ono planowane. Chociaż gdyby się okazało że jestem w ciąży na pewno bym z niego nie zrezygnowała.
- A ja tam myślę że powinniście mieć dziecko!- oh, babciu serio myślisz że mam ochotę o tym rozmawiać? Uścisnęłam mocniej dłoń Harrego. Nie chciałam na to odpowiadać.
- Mamo, daj im spokój.- zamiast Harrego odezwał się tata. I dobrze, nie chciałam być niemiła dla babci.- To ich decyzja, nie nasza. – Spojrzała na tatę i się do niego uśmiechnęłam. Naprawdę cieszę się że odzyskaliśmy z nim kontakt. To wiele dla mnie znaczy.
- Spokojnie skarbie- szepnął mi na ucho Hazz. Ucałował mnie w głowę i przyciągnął mocniej do siebie. 
___________________________________

Niespodzianka! Rozdział jest wcześniej bo was po prostu kocham. A wiecie za co? Otóż jest was już 201 osób, które to czytają. Więc wooow, nie spodziewałam się tego nigdy! Ale jestem wam ogromnie wdzięczna :) To co, poświętujemy razem? Proszę o komentarze <3

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 64

Harry
Wyszła z łazienki w krótkich spodenkach od piżamy i w bokserce. Wyglądała ślicznie, seksownie, ale nie była w tej chwili moją Meg. Położyła się po swojej stronie łóżka, nie wierzę że jest na mnie aż tak zła! Nie spaliśmy w ten sposób od nigdy! Przecież ja nie zasnę bez jej ciała! Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze zasypia w moich ramionach. Albo ja ją przytulam od tyłu z ręką spleciona z jej. Lub w jednej z miliona innych pozycji, ale zawsze czułem jej obecność. A teraz? Była tak blisko, lecz dla mnie tak daleko. Westchnąłem wychodząc z łóżka. Mam naprawdę dosyć tej naszej kłótni, zwłaszcza że poszło o coś tak niedorzecznego.
Zszedłem z łóżka, starając się być już w miarę cicho. Meggi albo już spała, albo zwyczajnie udawała. Wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. Zobaczyłem tam mamę. Miałem się już wycofać, ale potknąłem się o coś i mama która odwrócona była do mnie tyłem wpatrywała się w okno, teraz patrzyła na mnie. Speszyłem się trochę. Nie mieszkam już z nią od ładnych paru lat, a mam wrażenie jakbym teraz był u nas w domu, jakbym stał w starej kuchni, i widział moją tak samo piękną mamę. Jest naprawdę ładną kobietą.
- Nie możesz spać?- uśmiechnęła się lekko, ale widziałem że się czymś martwi. Chyba nie mną i Meg?
- Tak jakoś.- mama podeszła do blatu kuchennego odwracając się do mnie tyłem. Zobaczyłem że wyciąga mleko, i szuka czegoś w szafce. Czy ona…? Nie wierzę, przecież tak dawno nie siedziałem w nocy z mamą. Ale ona naprawdę robi nam kakao. Kiedy byłem młodszy często przychodziła do mojego pokoju z kakaem dla mnie i dla niej. Siedziała ze mną i rozmawialiśmy o wszystkim. Teraz posłała mi uśmiech i podała kubek z gorącym napojem w środku.
- Chodź. – nic nie mówiłem, posłuchałem jej. Zaprowadziła nas do salonu, usiedliśmy na kanapie. Spuściłem wzrok, nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Tak dawno się jej nie zwierzałem. Oczywiście dzwoniłem do niej, ale zazwyczaj nie chcąc żeby się martwiła mówiłem że jest ok, nawet jeśli nie było. A teraz nie wiem czy chciałem mówić jej o naszej kłótni.
- Synku, co się dzieje? Pokłóciliście się, tak?
- Mhm. To wszystko jest bez sensu, w ogóle nie wiem z jakiego powodu ta kłótnia.
- Harry, jak to nie wiesz? Stało się coś? Skrzywdziłeś ją jakoś?- nie byłem co do tego pewny. Nie wiem jak ona się czuje. Moim zdaniem nie powinna być zraniona, ale może jednak była?
- Nie, to znaczy… nie wiem, możliwe.
- Opowiesz mi co się stało?- widząc jej uśmiech nie mogłem jej odmówić.- Obiecuję że to zostanie między nami.
- Pokłóciliśmy się o głupotę. Kilka dni temu Niall przyprowadził swoją nową dziewczynę, żebyśmy ja poznali. Tyle że Emily, przyjaciółka Meg od dawna czuła coś do niego. Niall wcześniej pytał mnie co ma zrobić, więc jako jedyny wiedziałem że ma dziewczynę. No więc przywitałem ją również jako jedyny, potem Emily zrobiła Niallowi awanturę a on pobiegł za nią zostawiając Connie.
- Po co mi to wszystko mówisz?- mama wydała się lekko zdezorientowana. Ale musiałem to powiedzieć żeby wiedziała o co mi chodzi.
- Connie chciała wyjść, więc ją odwiozłem. Chciałem jej pomóc, Nialler zostawił ją samą, a ona prawie tam płakała!
- Dobrze zrobiłeś kochanie.- mama pogłaskała mnie po kolanie, uśmiechnąłem się do niej. Miło że choć jedna osoba tak uważa. Wreszcie ktoś mnie zrozumiał. – Ale co to ma do rzeczy?
- Meg jest na mnie wściekła za to że pojechałem za Connie, która zniszczyła to co było pomiędzy Emily i Niallem.
- Ale przecież to nie wina tej Connie.
- Ja to wiem, dlatego kiedy tylko wróciliśmy do domu pokłóciliśmy się, bo Meg uważa, że stanąłem po stronie Connie i odwróciłem się od Emily. Ale przecież ja chciałem tylko pomóc. No właśnie, tylko że potem ja byłem wściekły na Meg i wyszedłem do clubu. Wiem że nie powinienem, ale musiałem odreagować. Kiedy wróciłem powiedziałem parę niemiłych rzeczy Meg no i zostawiłem ją samą z całymi przygotowaniami do świąt. A teraz prawie ze sobą nie rozmawiamy. – mama siedziała przede mną z zamyśloną miną. Sądzę że układała sobie wszystko po kolei.- I czuję się z tym źle, bo są święta, a ta sprawa to jedno głupie nic nie znaczące zdarzenie. Przecież nic nie robiłem z Connie, nie powinna być na mnie zła.
- Wiem, że wydaje ci się to niesprawiedliwe, ale kobiety już takie są. To troszkę niesprawiedliwe, ale myślę że powinieneś pierwszy wyjść z inicjatywą przeprosin. Wiem, chcesz żeby to ona przeprosiła pierwsza, ale Meg jest bardzo upartą kobietą. Zgadzam się z tobą, ale proszę cię synku, przeproś ją.
- Co? Na pewno nie!
- Harry, spójrz na to z innej strony. – Z jakiej strony do cholery? Nie ma mowy, nie będę przepraszał!- Kochanie, to tylko świadczy o tym jak Meggi bardzo cię kocha, ale to chyba doskonale wiesz. Chcesz żeby to co jest między wami przepadło przez głupią kłótnię?- miała rację, nie chciałem- No właśnie. Myślę że możesz przymknąć oko, na to co się stało. Meg jest o ciebie zazdrosna, chce żebyś ją wspierał, a ty przyjmując inne zdanie w sprawie Nialla zostawiłeś ją poniekąd samą. Ona cię potrzebuje kochanie. Porozmawiajcie na spokojnie, powiedz jej co czujesz tak jak mi. Przecież to Meggi, dziewczyna którą tak bardzo kochasz, jestem pewna że cie zrozumie.
- Dzięki mamo. – uśmiechnąłem się odkładając na stolik pusty kubek.- Idź już spać, będziesz jutro zmęczona.
- Nie musisz się o mnie martwić synku.
- Muszę. Ty martwiłaś się o mnie odkąd się urodziłem, a od kiedy się wyprowadziłem, martwisz się jeszcze bardziej.- przytuliłem ją do siebie. Chyba płakała, zresztą na pewno. Nie rozmawialiśmy tak od bardzo dawna.
- kocham cię mamo.
- Wiesz że zawsze będziesz dla mnie tym małym chłopczykiem, który dokarmiał wszystkie koty w okolicy?
- Wiem mamo, ja też nigdy tego nie zapomnę.- pocałowałem ją lekko w czoło. – Dobranoc- szepnąłem więc się odwróciła i ruszyła do góry. Westchnąłem spadając z powrotem na kanapę.
Muszę to sobie dobrze przemyśleć.

***
Z samego rana zadzwoniłem do Lou, złożyłem mu życzenia, i przy okazji usłyszałem kilka niemiłych słów z powodu nocy którą spędziłem poza domem. Wprawdzie nic nie zrobiłem. Mimo tego iż byłem pijany i mimo tego, że co najmniej z dziesięć dziewczyn próbowało swoich sił próbując mnie poderwać. Nie powiem że z nimi nie zatańczyłem, ale to był tylko nic nie znaczący taniec. Kiedy jedna z nich chciała mnie pocałować, ja ją odepchnąłem.
Cały dzień minął mi zadziwiająco szybko. Przed południem, razem z dziećmi ubieraliśmy choinkę. Przynajmniej to mnie trochę rozluźniło, byłem naprawdę zadowolony z tego dnia. W końcu dziś wigilia. Później pozostali zaczęli się zjeżdżać, więc latałem tylko od salonu do drzwi, bo ciągle ktoś dzwonił. Przyjechał tata Meg, Bartek z Julką, Gemma bez Adama, pewnie pojechał do siebie na święta, również moja babcia, dziadek, razem z ciocią Margareth i wujkiem Gregiem. Wieki ich nie widziałem! Przyjechała też ciocia Meg, u której mieszkała kiedy przyjechała do Londynu pierwszy raz. O matko, ale ja ich dawno nie widziałem! Jak Iza wydoroślała! Ma już te swoje szesnaście czy siedemnaście lat. A jak jeszcze zdarzało mi się bywać w ich domu, to była taką dziewczynką, która szalała za One Direction. Pamiętam jak po naszej pierwszej randce pisałem dla niej autograf. A Maja? Ten słodki bobasek ma już trzy latka i jest na prawdę śliczną dziewczynką. Wyrośnie z niej blond włosa piękność.
Wigilia jak to wigilia. Tyle że byłaby sto razy milsza gdybym był z Meg w normalnych relacjach. Jedynie taka różnica, że jedliśmy polskie dania, które byłe, no nie ukrywajmy dziwne. Ale fajnie tak czasem zrobić coś inaczej. W każdym bądź razie, całej mojej rodzinie smakowało.
Po wszystkim chciałem jakoś się odkupić Meggi, za to że jej nie pomagałem wcześniej, i zaczem sprzątać stół. Jednak idąc do kuchni się zatrzymałem. Usłyszałem ich rozmowę. Nie chciałem podsłuchiwać no ale… dobra chciałem.
- Jest źle babciu. Pokłóciliśmy się. – Meggi nie miała zbyt przyjemnego głosu. Wiedziałem że jej babcia zauważyła co się dzieje. Wprawdzie próbowaliśmy zachowywać się normalnie, ale bez tych czułych gestów i przebywania w swoim pobliżu widać było że nie zachowujemy się jak to my.
- Cała nasza rodzina siedzi w salonie, a ja uśmiecham się do wszystkich udając wielkie szczęście.- wiedziałem że czuje się nieszczęśliwa. I to przeze mnie. Mama miała rację.
- O co poszło? – zapytała tym razem moja babcia? ile ich tam jest?
- O bzdurę. Ale to dziwne, bo naprawdę rzadko jest tak, żebyśmy się do siebie prawie nie odzywali. - Przez ta całą sytuacje z Niallem wszystko się popsuło. A było naprawdę w porządku.
- Sceny zazdrości? Bo chyba Harry cię nie zdradził?- zaśmiała się tym razem ciocia Eve. Ją akurat znam bardzo dobrze, w końcu Meggi u nich mieszkała kiedy nasz związek dopiero się kształtował, kiedy jeszcze nie byłem pewny tego co czuję do Meg.
- Nie, oczywiście że nie.- odetchnąłem. Chociaż tyle. Ufa mi. - Tak naprawdę to ja zaczęłam kłótnię. Bo stanął po stronie jakieś obcej dziewczyny a naszą przyjaciółkę olał. Rozumiecie? I nadal nie wiem po co to zrobił. Przecież to niedorzeczne.
- Kochanie, zastanów się nad tym co uważasz za złe postępowanie. Zrobił coś złego spawając po jej stronie? Przecież każdy ma prawo do własnego zdania. – uśmiechnąłem się do siebie kiedy usłyszałem głos mamy. Nie brzmiało to jak wypominanie tego Meg, a w życiu! Mama nie ujawniła się z tym że wie o co chodzi- Nie chcę stawać po niczyjej stronie, ale znasz go jak nikt inny, może spróbuj postawić się na jego miejscu? Albo po prostu zastanów się dlaczego to zrobił.
- Ale to nie takie proste.- westchnęła ciężko a gdzieś w tle usłyszałem ciche chichoty. No na prawdę bardzo zabawne! Zwłaszcza że to był śmiech mojej babci i babci Meggi. To się dobrały!
- To że się kochacie i jesteście razem wcale nie oznacza że będzie łatwo. Dopiero zaczynacie wspólne życie. Zamieszkaliście razem, teraz dopiero zaczną się problemy, ale jestem wręcz przekonana że im podołacie. Poza tym szkoda by było tracić takiego przystojniaka z naszej rodziny.
- Dzięki babciu.- ta kobieta jest niesamowita. Znowu wszystkie się zaśmiały, co nie zmienia faktu że ja się speszyłem! Ugh, nie raz doświadczyłem dziwnych uwag babci, i nie chcę ani jednej więcej! Dobra, chyba pora to przerwać. Kiedy upewniłem się że to już koniec, wszedłem uśmiechnięty do środka pomieszczenia. Cholera Hazz, to nie był dobry pomysł! Natychmiastowa ewakuacja.! Wszystkie patrzyły na mnie jakoś dziwnie. Babcia lustrowała mnie zamyślonym wzrokiem, ciocia i babcia Meg głupio się uśmiechały, a mama posyłała mi uspokajające spojrzenie. Tylko co mi teraz z niego? Czułem się tak cholernie zakłopotany!
- Emmm… Meg, trzeba zaprowadzić dzieci do pokoi, chcą już spać. – To ona szykowała pokoje więc sam nie mógłbym tego zrobić.
- Już idę, pokaże im. – bała się na mnie spojrzeć. A ja? Czułem się jak jakiś piętnastolatek wśród tych wszystkich spojrzeń. To było niesamowicie niezręczne. Meggi minęła mnie w drzwiach a ja zlustrowałem ją wzrokiem mimo tego iż wiedziałem że wszyscy w pomieszczeniu mnie obserwują.
Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc ich bezczelne uśmieszki. Poza tym jak mógłbym nie patrzeć na nią kiedy wygląda tak zabójczo w tej sukience?!
- No co?- zwróciłem się do nich nie czując już skrępowania.- W końcu jesteśmy razem.
- No właśnie Harry. Więc nie stój tak, idź z nią. – babcia puściła mi oczko i wygoniła z kuchni. Wszedłem za nią do salonu. Postanowiłem iść z nią do góry więc wziąłem na ręce śpiącą Maję. Mała przylgnęła do mojego ciała oplatując mnie rękami na szyi. Wyglądała przeuroczo. Nie odzywaliśmy się do siebie wchodząc na górę. Czułam się tak okropnie niezręcznie. Zwłaszcza że ciocia wchodziła tam z nami.
- Nawet nie było kiedy wam podziękować. Miło że zaprosiliście nas wszystkich na święta- odezwała się ciocia patrząc na mnie i Meg. Spojrzałem na nią ukradkiem, uśmiechała się. Weszliśmy do pierwszego z pokoi. Położyłem Maję na łóżku o lekko ją okryłem. Ciocię zaprowadziliśmy do innego pokoju żeby mogła tam położyć Victora i Zuzię.
- Nie ma za co dziękować, naprawdę.
- oj jest, całą rodzinę żeście zwołali.
- Hmm… no ta się jakoś złożyło. Nie wiedzieliśmy czy jechać do mojej mamy czy do Polski więc tak wyszło.- odezwałem się przybliżając do Meg. Położyłem moją dłoń na jej talii. Musiałem to zrobić, choć ani ja ani ona się tego nie spodziewaliśmy. Ciocia uśmiechnęła się patrząc na nas.
- Naprawdę do siebie pasujecie, wyglądacie razem ślicznie.
- To może my cie zostawimy- Bez żadnego słowa pociągnąłem ją na korytarz. Miałem dość tej sytuacji, więc wciągnąłem ją do naszej sypialni.
- Nie chcę już się tak czuć- westchnąłem.- Nie odzywasz się do mnie a ja czuję się jak ostatni idiota. Są święta, a my się kłócimy. Zachowujemy się jak dzieci. – Jestem chyba w stanie odpuścić choć czuję że chciałbym usłyszeć od niej przeprosiny.
- Masz rację- Meg przymknęła oczy.- Nie mogę wytrzymać bez twojego dotyku, czułych słówek i głupich żartów.- oplotła mnie rękami w pasie i przytuliła się do mojego torsu. Moje ręce ulokowałem na jej plecach delikatnie je głaszcząc.- Przepraszam kochanie- szepnęła.- Nie powinnam była się tak wściekać. Jednak chcę żebyś mi to wyjaśnił, dobrze?- spojrzała w moje oczy. Uśmiechnąłem się.
- Jasne, ale to może potem. Chodźmy na dół, bo one wszystkie uschną z ciekawości. – Meg zdziwiona na mnie spojrzała. – No nie mów że nie są ciekawe co tu robimy.
- Zostawmy ich jeszcze chwilę w niepewności.- Chwyciła moją koszulę i przyciągnęła do siebie. Sama oparła się o ścianę i zadziornie się uśmiechnęła.

___________________________________

 twitter

 

Hej kochane :) No więc trochę dłużej zeszło z rozdziałem niż przypuszczałam, ale kolejny będzie niedługo, jeśli się postaracie i skomentujecie oczywiście :P 

No i się pogodzili, ale zostało jeszcze sobie co nieco wyjaśnić. Kto wie co z tego wyniknie?

A w razie jakichś pytań zapraszam na aska

 

No więc, coś się schrzaniło w "następnym rozdziale" więc to co powinno znajdować się odrobinę wyżej  po prawej stronie dodaję tutaj:
W rozdziale 65:  

…  Pisnęłam cicho i się roześmiałam.
- A wam co?- Harry momentalnie mnie puścił, kiedy Gemma razem z Julką stanęły w 
progu kuchni. Mój chłopak cmoknął szybko moje usta po czym odwrócił się do siostry i narzeczonej mojego brata.
- No to moje panie, zostawię was same. – uśmiechnął się i po prostu sobie wyszedł. On jest po prostu niemożliwy.
- No to co, już wszystko opanowane?- zaśmiała się Gemma. Popatrzyłam na nią zdziwionym wzrokiem, a one obydwie się tylko zaśmiały.
- Wcześniej ciskaliście w siebie piorunami, a teraz...

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 63

Niall
Byłem rozdarty.
Zamknąłem się u siebie w pokoju i nie wpuszczałem nikogo. Zresztą nikt ze mną nie gadał. Przecież tak skrzywdziłem Emily. Ale przecież my nie byliśmy razem! Kogo ty oszukujesz Horan? Zawsze coś nas do siebie ciągnęło. Mimo tego że byłem w Irlandii, u moich rodziców, że powinienem teraz siedzieć na dole i podjadać to co przygotowuje mama, ja siedzę jak jakiś idiota i jestem załamany. Bo co ja im zrobiłem? Emily jest pewnie na mnie wściekła. A moja Connie? Zostawiłem ją zupełnie samą w Londynie. Nawet do niej nie poszedłem. Boże co ze mnie za chłopak. Powinienem ją zabrać ze sobą do Mullinger. Co to za święta z pijaną matką w zimnym i brudnym domu? W dodatku pewnie już mnie znienawidziła. Obiecałem że przyjmą ją dobrze, żeby się nie bała bo będę przy niej cały czas. I nie dość że nikt prócz Harrego się nawet z nią nie przywitał, to w dodatku ja pobiegłem za Em. Connie słyszała jak ona mówi że mnie kocha. Jak ona się musiała poczuć. Zostawiłem ją tam zupełnie samą. A przyrzekłem że jej nie skrzywdzę. Nie zasługuję na nią, powinna mnie zostawić. A ja powinienem biec do niej zarazo tym jak tylko porozmawiałem z Em. No pomijając ten szczegół że nie porozmawiałem, bo Emily nie chciała mnie widzieć. Podobno to Harry odwiózł Connie. Jeśli to był on to muszę mu podziękować. Gdyby nie on to… nie wiem, już byłbym martwy. Co ja pieprzę! I tak jestem! Jeśli nie Emily, to moja własna dziewczyna mnie zamorduje. Boże, przecez ona tak cierpiała. Jest tam teraz zupełnie sama. Musze do niej zadzwonić. Po prostu muszę. Wybrałem numer i wpatrywałem się w komórkę jak idiota. Bałem się. Po prostu bałem się że powie mi że nie chce mnie więcej widzieć. A przecież ja nie zniosę jeśli stracę z nią kontakt. To ona podniosła mnie po tym jak byłem przybity kontaktami z chłopakami. To dzięki niej znowu się uśmiecham. Bez tego małego zmarzlucha nic nie będzie takie samo.
I to wszystko tylko i wyłącznie moja wina.
Ale co miałem zrobić? Nie przyprowadzać Connie do domu? Przecież byliśmy razem już od ponad miesiąca. Dla mnie i Connie tylko miesiąca. Bo po takim okresie ja już jej zafundowałem takie coś.
- Słucham?- jej cichy głos zadźwięczał mi w uszach. Przełknąłem głośno ślinę. Co ja mam jej powiedzieć?
- Cześć Connie.- w moich myślach latało milion słów, a ja nie potrafiłem sklecić jednego zdania. Niemal widziałem ten ból wymalowany na jej twarzy. Ten którego ja jestem przyczyną.- Przepraszam.
- Jesteśmy razem, a ciebie stać tylko na telefon kilka dni po tym wszystkim? Uprzedzałeś że dawno nie byłeś w związku, ale nie sadziłam że będziesz do tego zdolny.- przymknąłem oczy widząc jej twarz. Daję słowo że zmarszczyła nos robiąc tą cholernie słodką minę.
- Przepraszam, ja musiałem sobie to przemyśleć.
- Co przemyśleć? Niall! Musiałeś się zastanowić czy kochasz mnie czy ją? Jesteśmy razem i odpowiedź powinna być dla ciebie oczywista. A skoro się jeszcze wahasz, to dla mnie wszystko jest jasne. Nie będę z kimś kto ciągle kocha inną.
- Connie, słońce, nie chcę cie stracić. Jesteś dla mnie…
- Gdybym była dla ciebie ważna nie pobiegłbyś do niej.- przerwała mi, aja usłyszałem że powstrzymuje się od płaczu. Była taka dzielna. Choć nie musiała, miało prawo do gniewu, płaczu krzyku. A mimo to stara się być spokojna.- Nie zostawiłbyś mnie samej.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam.- tak właściwie jeśli ktoś tutaj miał płakać to właśnie ja. – Wiesz, że nie chciałem cię zranić. To wszystko nie miało tak wyglądać. Gdybym tylko mógł cofnąć czas…
- Ale nie możesz.- chyba chciała zachować nade mną przewagę ciągle mi przerywając.
- Wiem. I bardzo tego żałuję. Proszę, nie skreślaj nas. Pozwól mi być przy tobie, nie skrzywdzę cie już. Obiecuję.
- Ostatnim razem tez obiecywałeś! I co?
- Skarbie, wiem. Przepraszam. Jestem dupkiem…
- Racja, jesteś.
- Proszę, daj mi tą szansę, przyjdę do ciebie kiedy tylko będę z powrotem w Londynie. Kotku..- westchnąłem kiedy nie usłyszałem odpowiedzi. Czyli że nie ma już szansy?
- Wesołych świąt Niall.
- Ale…
Zwyczajnie wszystko spierdoliłem.
Co do Emily to wcale nie jest lepiej, a nawet gorzej, bo Connie chociaż ze mną rozmawia. A Em? Ja przecież nie chciałem jej zranić, nigdy nie chciałem. Jest dla mnie bardzo ważna, zawsze była. Dlatego właśnie wtedy za nią pobiegłem, wiedziałem że muszę jej wyjaśnić, przeprosić.
Bo by6łem ślepy przez tyle czasu.
Niby wiedziałem że coś tam jest, że między nami jest inaczej niż między znajomymi, ale nigdy fizycznie nie przekroczyliśmy tej granicy.
Wpadłem do tamtego pokoju zupełnie zapominając o Connie którą zostawiłem samą z chłopakami. Kiedy tylko Em wykrzyczała mi wszystko w twarz, poczułem że tracę grunt pod nogami.
Kocha mnie, Emily mnie kocha.
- Emily- szepnąłem cicho widząc ją leżącą na łóżku. Meggi ją obejmowała a Katie głaskała po plecach. Skrzywiłem się kiedy zobaczyłem jak cierpi, przeze mnie.
- Wyjdź.- Kate od razu stanęła w jej obronie, podeszłą do mnie i popatrzyła prosto w oczy.- Tyle czasu nie obchodziło cie to jak ona się czuje, i nagle ci się o tym przypomniało? Teraz zostaw ją w spokoju.
- Ale Kate…
- Nie Niall, tylko ją ranisz.
- Musze z nią porozmawiać.
- Nie teraz.- bezceremonialnie wypchnęła mnie za drzwi zostawiając w kompletnym osłupieniu trzasnęła drzwiami.
Cholera.


Harry
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Skrzywiłem się od razu kiedy przypomniałem sobie co się wydarzyło. Chyba troszeczkę przesadziłem. Taaa, a nawet nie tylko troszeczkę. Skrzywiłem się od razu kiedy przypomniałem sobie powód mojego picia.
Meg.
Wszystko wskazuje na to że te święta nie będą należeć do najpiękniejszych w moim życiu. Zresztą kiedy ja ostatnio spędziłem miłe święta? Rok temu w Holmes, u mamy. Byłem załamany, bo wtedy myślałem jeszcze że Meg nie żyje. Więc to nie było zbyt miłe kiedy spędzałem święta z mamą, zamiast z Meg i naszą córeczką. Bo przecież to nie tak miało wyglądać.
Dwa lata temu również bez Meggi, wtedy wyjechała, kiedy dowiedziała się że jest w ciąży, a ja nie miałem pojęcia gdzie jej szukać. Więc w tym roku miałem prawdziwa nadzieję że będzie to wyglądało inaczej, lepiej.
Podniosłem się i zobaczyłem naszą sypialnię. Huh, mimo że byłem schlany, pamiętam co powiedziałem Meg. I nie było to zbyt miłe.
Ale chwila moment. Babcia ma dziś przyjechać!
Wcisnąłem na siebie czarne spodnie dresowe i pierwszą lepszą koszulkę. Zszedłem na dół, prosto do kuchni, bo wiedziałem że jest tam Meg. Kiedy tylko mnie zobaczyła odwróciła się do mnie tyłem.
Płakała.
Usilnie próbowała zetrzeć z policzków łzy, bym tylko tego nie zobaczył. I normalnie podszedłbym do niej i przytulił, przeprosił za swoje zachowanie ale nie mogłem. Nie miałem za co przepraszać i tym razem tego nie zrobię.
Westchnąłem widząc ją w takim stanie. Nigdy nie lubiła kiedy patrzyłem jak płacze. Zawsze zamykała się gdzieś albo znikała z domu kiedy miała zły dzień. Najczęściej malowała. Tyle ze teraz nie ma na to czasu bo już jutro wigilia, więc wszyscy się do nas zjadą.
- Kiedy będzie babcia?
- Ma być za około godzinę. I miło by było gdybyś załatwił jakąś choinkę.
- Mhm.- mruknąłem coś niezrozumiałego i wyszedłem stamtąd. Wisiała między nami jakaś czarna chmura, nie umiałem z nią normalnie rozmawiać. Często się kłóciliśmy ale zawsze jedno z nas nie wytrzymywało dłużej ciągnąc tego nieodzywania się do siebie. Wtedy kiedy na siebie patrzyliśmy od razu ją przytulałem i nawzajem się przepraszaliśmy. Więc co do cholery jasnej teraz się dzieje?
Wyszedłem do góry, wziąłem szybki prysznic i zbiegłem na dół. Spojrzałem w jej kierunku, nie było jej już w kuchni. No trudno, i tak pewnie by się do mnie nie odezwała.
Wyruszyłem na poszukiwania choinki.

Kiedy wróciłem byłem cholernie zły na siebie. Powinienem był to załatwić wcześniej a nie na ostatnia chwilę szukać choinki. Wprawdzie na szczęście ją znalazłem, tyle że trwało to ponad dwie godziny. Wcale sie nie zdziwiłem, kiedy przed naszym domem zobaczyłem samochód. Chociaż jednak chyba się zdziwiłem. Czy oni nie przylecieli przypadkiem samolotem?
Po kolejnych dziesięciu minutach, kiedy próbowałem wyciągnąć choinkę z samochodu, postawiłem ją w garażu i tak zostawiłem. Wyciągnąłem jeszcze zakupy które Meggi kazała mi zrobić, i ruszyłem do domu. Niesamowicie się zdziwiłem kiedy zobaczyłem wtedy w sklepie że Meg do mnie dzwoni. Już myślałem że może coś się w naszych relacjach poprawiło, ale ona tylko wyrecytowała co mam kupić i się rozłączyła. Dlatego też nie jestem przekonany co do tego czy wszystko kupiłem. Wszedłem do domu od progu słysząc już że naprawdę dużo ich tutaj przyjechało. W środku zobaczyłem babcię Meg, jej ciocię, wujka no i ich dzieci, które miałem okazję poznać w Polsce. Mały Victor podbiegł do mnie i przytulił się do moich nóg.
- Cześć mały.- odłożyłem zakupy na ziemie i wziąłem go na ręce.
- Przywiozłem ze sobą klocki, pobawimy się?
- Pewnie, ale może później. Poza tym to ktoś tu chyba nauczył się ładnie mówić.- uśmiechnąłem się, zauważając że Victor wymawia już sz i r. Ostatnim razem kiedy byliśmy w Polsce jeszcze nie umiał.
- No, dużo ćwiczyłem z mamą.
- No to świetnie. Później pójdziemy zbudować zamek, ok.?
- Taak! To ja teraz pójdę pomóc cioci Magdzie piec ciasteczka.
Odstawiłem go na ziemię i spojrzałem na wszystkich. Przywitałem się z każdym, a kiedy podszedłem do babci, uśmiechnąłem się szeroko. Ta kobieta była cudowną osobą, Meg bardzo ją kochała, była dla niej jak matka, bo jej własna rzadko się nią tak naprawdę opiekowała.
Poszedłem do kuchni, a za mną babcia. Meg faktycznie piekła ciasteczka. Victor razem z Zuzią, jego młodsza siostrą stali na krzesłach i wybijali w cieście różne wzory. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ciekawe jak to by było jakbyśmy mieli dzieci. Ale nie to mnie zaskoczyło, obok Meg, w jej fartuszku stała moja mama. Z kolei Meg miała na sobie mój fartuszek. Była taka uśmiechnięta, naprawdę cieszyła się że spędzimy te święta w tak dużym gronie.
- Meg.- powiedziałem cicho, wiedziałem że ona nawet nie chce na mnie patrzeć, zresztą jej mina mówiła sama za siebie. Uśmiech od razu zszedł z jej twarzy kiedy zobaczyła mnie. Spuściłem wzrok na zakupy, nie chcąc dłużej patrzeć na jej smutek. Jednak nie uszło w tym wszystkim mojej uwadze wymiana spojrzeń między babcią i mamą.
Zauważyły że coś jest nie tak.
I miały rację.
- Nie wiem, czy wszystko kupiłem, jak będziesz czegoś potrzebować to pojadę jeszcze raz.- powiedziałem udając że nic nie widziałem. Bo po co mówić, wtedy musiałbym tłumaczyć o co chodzi, a na to nie mam najmniejszej ochoty.
- Jasne.
- Mamo, co ty tutaj robisz?- odwróciłem się do niej wreszcie. Posłała mi uśmiech po czym rozłożyła ręce. Przytuliłem się do niej. Przymknąłem oczy wdychając zapach który kojarzył mi się z domem.
Zapach mamy.
- Przyjechaliśmy wcześniej.
- Z Robinem?
- Tak, tak.- odsunęła mnie od siebie na długość ramion. Posłała mi pocieszający wzrok, jakby dobrze wiedziała jak się czuję? Może wiedziała, a końcu to moja matka
_______________________________________

Jeśli przeczytałeś, proszę skomentuj.