wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 88

HARRY

Londyn nas ostatnio rozpieszcza. Nie pamiętam kiedy ostatnio było tyle ładnych dni. Wiadomo, czasami było zachmurzone niebo, ale nie padało! Od tygodnia ani raz! To jest naprawdę nadzwyczajne, jak na to deszczowe miasto.
A my z tego w pełni korzystamy.
Podczas gdy reszta naszych przyjaciół płci żeńskiej jakoś bardzo ochoczo chodzi sobie codziennie na siłownię, my z Meg ciągle wychodzimy na jakieś spacery, raz nawet wstąpiliśmy do kina.
A teraz? Staram się nie myśleć o tym że leżę na kolanach mojej pięknej dziewczyny, z głową tuż obok jej intymnego miejsca. Normalnie nawet się przyznam że mam na coś ochotę.
Uhh, ale ona teraz czyta i zakazała nawet się do niej odzywać. Nawiozła z Polski tyle książek, że słabo mi się zrobiło gdy je zobaczyłem.
- Kotkuuuu.- jęknąłem otwierając jedno oko. Przekręciłem się na plecy i podłożyłem pod głowę obie ręce. - Dużo ci jeszcze zostało?
- A co?- nie oderwała wzroku znad książki co mogło oznaczać jedynie tyle że usłyszy co drugie słowo.
- Nie zgłodniałaś? Bo ja bardzo- podniosłem się do pozycji siedzącej. Nie dało się tak leżeć, potrzebowałem czegoś co osłoniłoby mnie przed słońcem. Najlepiej okulary no ale... - Widziałaś moje okulary?
- Nie- pokręciła głową. W jej obecnym stanie nawet gdyby widziała to by mi powiedziała że nie. Strasznie się wciąga w te książki. Zgadała by się chyba z Connie, przynajmniej w tej kwestii. Rozglądnąłem się przepatrując wszystkie rzeczy które leżały na naszym kocu wraz z nami. Chyba jej kapelusz się nada. Wziąłem go, wróciłem do poprzedniej pozycji i przykryłem sobie nim oczy.
- To co? Idziemy coś zjeść?
- Dopiero co przyszliśmy.
- Z godzinę temu.- westchnąłem. Nie to, że źle mi się tu leży. Mamy spokój cisze, słońce pięknie świeci, ale z pustym żołądkiem nie mogę nawet zasnąć! A co niby mam robić kiedy moja dziewczyna czyta? - No Meg, kochanie.
- Naprawdę nie wiem dlaczego jesteś takim marudą. Nie możesz sam? - Właściwie, to dlaczego nie? Skoczę sobie szybko po coś do jedzenia i wrócę na nasz kocyk do Meg.
- Ok, ale jak zagadam się się z jakąś piękną fanka, to się nie zdziw. - podniosłem się na nogi ale znów się pochyliłem. - Może chociaż dostanę całusa? - Uśmiechnęła się podnosząc głowę. Zmarszczyła lekko nos i pocałowała mnie. Hmm no i od razu lepiej. - Zaraz wracam. Chcesz coś? - Pokiwała przecząco głową, znowu zagłębiając się w tej swojej książce.
Tylko co ja mam sobie teraz kupić? Zjadłbym coś dobrego.
Zrobiłem może dwadzieścia kroków i podeszły do mnie trzy dziewczyny. No jak tak będzie moje jedzenie wyglądało to dziękuję bardzo!
- Dasz nam autograf? - Jedna z nich widać wcale się nie wstydzi jak dwie pozostałe. Posłałem im uśmiech i wziąłem od jednej z nich jakiś notatnik.
- Chciałyśmy podejść wcześniej, ale nie chciałyśmy wam przeszkadzać.
- Miło z waszej strony. Ale mogłyście podejść. Meggi i tak czyta. - tym razem wszystkie trzy spuściły wzrok na dół. - Skąd jesteście?
- Z Polski.- No teraz to się wyszczerzyły. No muszę przyznać że przez Magdę traktuję teraz Polki troszkę inaczej. - To prawda że się uczysz Polskiego?
- Mhm, ciężko idzie, ale trochę już umiem. Jeśli chcecie możecie podejść do Meg. Ona zawsze chętnie rozmawia z fankami z Polski. Ja muszę lecieć, ale za chwile wrócę. - odwróciłem się i odszedłem.
Rozdałem jeszcze trochę autografów zanim cokolwiek kupiłem. Sobie zamówiłem coś na ciepło, a Meg wziąłem jakąś drożdżówkę. Założę się że za chwilę będzie umierać z głodu ale i tak się przecież nie ruszy, bo przecież książka. Jak się dorwała do tych polskich to teraz nie może przestać. Powiedziała że nie lubi czytać po angielsku bo za mało w tym uczuć i emocji. No nie do końca rozumiem, ale niech jej będzie.
Kiedy wróciłem do mojej dziewczyny zobaczyłem, że siedzą obok niej te dwie dziewczyny z którymi rozmawiałem. Nie wiem gdzie wywiało trzecią, ale zostały dwie. Uśmiechnąłem się do wszystkich, przywitałem się znowu i usiadłem obok Meggi lekko cmokając ją w usta.
- Kupiłem ci coś do jedzenia.
- Dzięki. - Uniosła jedną brew- Mówiłam że nie chcę. - Prawie się roześmiałem na głos, ale powstrzymywałem się jak mogłem, bo by się pewnie obraziła.
- Czyli nie jesteś głodna?- cicho się jednak zaśmiałem.
- Jestem- odpowiedziała po polsku i wystawiła mi język. - może porozmawiamy sobie w innym języku co kochanie?- no super, tyle że ja ledwo co rozumiem proste słowa, a co dopiero jeśli mam coś mówić?- A my z dziewczynami się z ciebie pośmiejemy.- dodała po chwili przez co wszystkie zaczęły się śmiać. Aha, super, nie zrozumiałem za bardzo o co jej chodzi. To miało być chyba miłe popołudnie w parku na kocyku, a nie znęcanie się nad biednym Harrym co?
- Jasne. Możecie sobie rozmawiać. Ja idę spać. Przez ciebie skarbie, no i trochę przez Lou się nie wyspałem!
- Ej ej ej, to ty się wygadałeś nie ja. Nie moja wina że Louis pół nocy cię męczył żebyś mu powiedział gdzie to jest.- Dziewczyny wydawały się bardzo zainteresowane naszą rozmową i nie mam ochoty przy nich czegokolwiek więcej mówić. Poza tym trochę niegrzecznie z naszej strony że sobie tak rozmawiamy przy nich, kiedy one nie wiedzą o co chodzi.
- Ok, może pogadamy o tym później? - spojrzałem przepraszająco na dziewczyny. - Chce mi się spać. Nadal nie ma moich okularów?
- Skoro zgubiłeś, to pewnie nie. - wywróciła oczami na co dziewczyny się zaśmiały.
- Albo po prostu leżą gdzieś w twojej torebce bez dna. - chwyciłem znowu jej kapelusz i położyłem się na kocu gdzie wszystkie trzy siedziały. Niezbyt było wygodnie leżąc na ziemi, więc wypożyczyłem znowu kalan Meg.
Na początku naprawdę starałem się słuchać co mówią, ale mówiły dużo szybciej niż kiedy rozmawiały ze mną, i biorąc pod uwagę również to że nie za bardzo się skupiałem, nie rozumiałem prawie nic, więc sobie odpuściłem.
Zamiast tego po prostu tak jak mówiłem, poszedłem spać.


Nie byłem jeszcze do końca rozbudzony kiedy wracaliśmy do domu. Meg się ze mnie śmieje odkąd tylko się obudziłem, albo raczej to ona mnie obudziła. Musiały mnie nieźle z tymi laskami obgadać... Trzymałem pod ręką koc, druga zaś rękę Meg.
- Hazz, jesteś pewien że dobrze się czujesz? - Hahaha, bardzo śmieszne.
- Tak, dzięki, jesteś bardzo miła.
- Wiem,wiem. Miło się rozmawiało z tymi twoimi fankami wiesz? Tylko głupio się czułam jak tak się w ciebie wpatrywały jak spałeś na moich kolanach. - zaśmiała się. Zatrzymałem się dosłownie zakręt przed naszym domem i przyciągnąłem ją do siebie.
- Zazdrosna?
- Nie, po prostu dziwnie było jak przyszło ich więcej, a ty sobie spałeś jak gdyby nigdy nic obejmując moje nogi. Poza tym powiedziały mi że słodko wyglądamy na tym zdjęciu co nam Katie zrobiła.
- No bo to prawda. Wyglądamy słodko. - zmarszczyła lekko nos i zaśmiała się cicho. - Tak jak ty teraz- dodałem cicho.- Kocham cię. - Nachyliłem się nad nią i pocałowałem. Miałem gdzieś to że właśnie nasza głupia sąsiadka się na nas gapiła ze swojego ogrodu.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu kiedy się od niej lekko odsuwałem. Przeniosłem też wzrok na panią podglądaczkę, naszą ukochaną sąsiadkę i jej pomachałem. 
- Wiesz że wyglądasz strasznie seksownie kiedy czytasz? Kiedy przygryzasz wargę, i kiedy marszczysz nos, choć nie wiem dlaczego, bo ciągle wpatrujesz się w książkę. I kiedy się uśmiechasz bo właśnie coś przeczytałaś.
- Ciągle wlepiałeś we mnie swój wzrok, więc mogłam się domyślić co ci chodzi po tej twojej główce. -Najpierw cmoknęła mój nos a potem lekko uszczypnęła mnie w tyłek. Hmm podoba mi się to. Skoro na ulicy jest taka śmiała to może jak już będziemy w domu...?
- Jesteś śliczna, co się dziwisz? - zaśmiałem się obejmując ją jedną ręką w pasie.


Zanim weszliśmy do środka już słyszeliśmy podniesione głosy. Przewróciłem oczami i spojrzałem znacząco na Meg.
- Może włamiemy się przez nasz balkon co? Nie będziemy musieli tego słuchać?
- Chętnie, ale wolę wejść drzwiami. - westchnęła.- Ale zaraz zmywamy się do góry.
Jamie, Connie i Katie ubierały właśnie jakieś sportowe buty, z torbami przewieszonymi przez ramię. Chłopcy natomiast stali nad nimi, co wyglądało dość dziwnie. Cała szóstka spojrzała na nas kiedy weszliśmy. Dobrze że mi mucha nie wpadła do buzi kiedy ją miałem otwartą.
- Co jest?- Meg zadała pytanie którego nie powinna zadawać. No to teraz się zacznie.
- Meggi!- krzyknął Zayn- Powiedz im że przesadzają! Nie mogą sobie od tak chodzić same na siłownie gdzie pełno jest facetów którzy chcą je przelecieć!
- Zayn- syknęła Kate.- My tam tylko ćwiczymy!
- Taaa, ale to nie znaczy że oni was nie pożerają wzrokiem!
- Sprowadziliście sobie striptizerki. - warknęła Cons. Zaśmiałem się cicho. Rozmawiałem z nią i stwierdziła że nawet nie gniewa się jakoś bardzo, ale jest trochę zła. Niall w sumie widać bardzo żałuje więc jako tako już mu wybaczyła. Co nie znaczy że mu o tym powie... I zrozum tu kobiety. Sam niestety zobowiązałem się od zachowania wszystkiego dla siebie także, przykro mi Horan, teraz płać za swoje.
- Właśnie!- Jamie się dołączyła. Choć pewnie brała w tym udział od początku.- Nawet nie próbujcie nam zabraniać bo i tak to nic nie da. Wy mogliście? My też możemy.
- To idziemy z wami!
- Zgłupiałeś? Wtedy każdy facet będzie wiedział że mamy chłopaków.
- I dobrze! Mają to wiedzieć do cholery!
- My wychodzimy, wy róbcie co chcecie- Connie odwróciła się i wyszła kręcąc teatralnie tyłkiem. Matko, współczuję chłopakom, serio, nic przyjemnego.

Patrzyliśmy po sobie nie wiedząc co powiedzieć. Zwłaszcza ja i Meg. Staliśmy tam i kompletnie nie wiedzieliśmy co zrobić. No bo co my możemy? Dziewczyny są wściekłe, zresztą tym razem przynajmniej mają o co. Nieźle sobie chłopaki nagrabili.
- Dobra, dość tego, na kanapę, wszyscy! - krzyknęła nagle moja dziewczyna. A ona co znowu?
- Co?
- Już! W tej chwili!- wskazała palcem na drzwi i zmiażdżyła ich spojrzeniem. Ciekawe czy to dotyczy też mnie. No mam nadzieję że nie.
- A ja?
- A ty co? Nie jesteś może facetem? - uniosła brwi podpierając się rękami po bokach. Zaśmiałem się cicho chwytając ją szybko w pasie, zanim mnie odepchnie. Porwałem jej całusa i szepnąłem:
- Komu jak komu, ale tobie chyba nie muszę tego udowadniać co?
- Skoro nie chcesz.- uśmiechnęła się cwaniacko i poszła beze mnie do chłopaków. Stałem tam i gapiłem się w ścianę. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów. Czy ona mi właśnie zaproponowała seks? I czy ja odmówiłem? Kurwa! Odmówiłem!
- Czy wy nie możecie od czasu do czasu użyć mózgu?!- zirytowany krzyk Meggi wyrwał mnie z odrętwienia. Boże, w głowie mi się to nie mieści. Jak ja mogłem nie załapać o co jej chodzi?
Wszedłem do salonu i znowu o mało nie parsknąłem śmiechem. Lou, Liam, Zayn i Niall siedzieli obok siebie ściśnięci na jednej kanapie a Meg chodziła tam i z powrotem tuż przed nimi i wymachiwała przy tym rękami.
- Czy wy myślicie że wszytko wam wolno? Już pomijając to, co zrobiliście, to nawet nie o to im chodzi- włączyłem się gdzieś w połowie jej monologu więc średnio wiedziałem o co chodzi. - proszę bardzo, Zayn, jak przeprosiłeś Katie?
- Emm no normalnie.
- No właśnie! Omal jej nie zdradziłeś i sądzisz że jedno przepraszam wystarczy?
- Bo to jedno.- mruknął pod nosem Louis ale Meggi najwyraźniej usłyszała, bo zmroziła go wzrokiem.
- Człowieku nie znasz Jamie? Weź się trochę bardziej wysil, a nie siedzisz i się załamujesz!
- No właśnie zbyt dobrze ją znam, i wiem, że choćbym nie wiem co zrobił to i tak będzie się gniewać, choćby i jej się to podobało, to i tak się do tego nie przyzna!- Właściwie Jam ma trudny charakter, zresztą ich związek jest trudny. Ciągle się kłócą, potem godzą, potem kłócą, potem godzą, kłócą, godzą, kłócą godzą i tak w kółko. Ok, nam też się zdarza, ale nie dwadzieścia razy dziennie!
Meg głośno wypuściła powietrze i opadła na fotel.
- Nie chodzi o to żebyście błagali je na kolanach i się przed nimi kajali. Niech zobaczą że naprawdę wam przykro, że się staracie. I na Boga, nie zwracajcie uwagi na to że wychodzą!- Wzniosła ręce do góry po czym chyba tylko ja usłyszałem jak sobie mruczy pod nosem - Czy oni nie potrafią niczego sami zrozumieć?- wywróciła oczami i znowu do nich powiedziała: - Robią wam na złość, przestaną jeśli zobaczą, że was to nie obchodzi.
- Tak w ogóle kochanie, dlaczego im pomagasz? - zapytałem siadając na oparciu fotela na którym siedziała. - Gdybym to ja coś spieprzył musiałbym wszytko sam wymyślać.
- A co, może mam tobie pomagać kiedy jestem na ciebie wściekła? - No byłoby o wiele łatwiej, gdyby mówiła mi wtedy o co jej dokładnie chodzi, dlaczego się zachowuje tak, a nie inaczej.
- Właśnie stary, co ty tak właściwie zawsze robisz że Meg od tak ci wybacza? - Co za debil... Horan, błagam, nie osłabiaj mnie. Oni chyba pojęcia nie mają ile ja się muszę wysilać żeby Meg się nie gniewała. Ale przyznajmy sobie szczerze. Tutaj chodzi o coś innego.
- To mój urok osobisty. - wyszczerzyłem się, ale oczywiście oberwało mi się w udo. I po co siadałem na tym fotelu?! I dlaczego do cholery ona mnie zawsze bije?
- A teraz? Czemu nie byłaś zła o te striptizerki. Hazz też miał ciekawe zdjęcia. - Dzięki Liam, serio, jakiś ty pomocny. Zmroziłem go wzrokiem sugerując jedynie że go uduszę
- Mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie.
- No tak, twój wyjazd. - Oboje dobrze wiedzieliśmy że nie chodziło o żaden wyjazd, ale główne o dziecko. Ale i ona i ja, przemilczeliśmy to, posyłając sobie jedynie porozumiewawcze spojrzenie.
___________________________________

Jak się pewnie domyślacie zbliżamy się do końca ;c To nie ostatni rozdział, jeszcze nie. 

Dlatego bardzo was proszę, może tak na koniec, zaczniecie coś bardziej komentować? Jak zaczynałam drugą część to było nieraz ponad 30 kom. (bez moich własnych oczywiście.) A teraz to tak trochę ponad 10 waszych, bo połowa to oczywiście moje odpowiedzi.


Ale i tak was uwielbiam, nawet jeśli nic mi tu nie zostawicie. Bardzo bardzo się cieszę że mogę dla was pisać. Dziękuję ;*

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 87

MEG

Powoli otwarłam drzwi rozglądając się po pokoju. Nie zdziwiłam się zbytnio widząc że jest pusty.
Nie było go.
Jeżeli znowu się schleje i wróci do domu jutro to przyrzekam że go stąd wywalę i będę miała gdzieś to, gdzie się podzieje i co ze sobą zrobi.
Jestem taka głupia. Nie powinnam w ogóle brać pod uwagę tego durnego wyjazdu, nie jeśli to miałoby nas rozdzielić. Ale przecież tyle razy już nas rozdzielano, zawsze do siebie wracaliśmy, teraz też powinno to tak właśnie wyglądać. Harry jest dla mnie najważniejszy, nie mogę poświęcić tego co nas łączy dla jakiegoś głupiego wyjazdu. Wyjazdu który mógłby mi tak wiele dać.

Zbiegłam na dół nie zwracając uwagi na resztę. Po prostu teraz mogłam zrobić jedną rzecz, nic więcej. To było to czego potrzebowałam. Weszłam do kuchni gdzie zastałam Jamie. Popatrzyła na mnie wymownie, co mogło znaczyć jedynie tyle, że było nas słychać. I pewnie wszyscy już sobie snują podejrzenia co do tego o co nam poszło, ale założę się że i tak nikt nie zgadł. Nie sądzę by ktokolwiek z nich się spodziewał że Harry chce mieć dziecko.
- Idziemy z dziewczynami na siłownię, może chcesz iść z nami? Oderwiesz się trochę od tego wszystkiego no i od Harrego.- spojrzałam na nią stawiając mleko na kuchence.
- Same, bez chłopaków?
- Błagam- westchnęła.- Po tym co odstawili? Nie mam zamiaru się do niego odzywać przez najbliższy rok.
- Nie przesadzaj. Trochę ich poniosło. - starałam się ich jakoś usprawiedliwić, choć przyznam, że jeśli to Harry byłby tam z nimi przez cały wieczór, chyba bym go zatłukła. Owszem, ma jedno czy dwa zdjęcia, ale przyznał że ona go zaskoczyła i zaraz potem je wyrzucił, więc mu wierzę. Przynajmniej w tej kwestii się nie pokłóciliśmy.
- Trochę?! Meg, mówisz to tylko dlatego że nie chodzi o twojego chłopaka. Poza tym miałyśmy z dziewczynami wrażenie że też się pokłóciliście.
- Bo tak było.-odparłam wyłączając kipiące mleko. Zalałam sobie kakao w ogromnej szklance. - Tylko że wcale nie poszło o jakieś durne striptizerki.
- Więc o co? W ogóle wkurzacie mnie oboje. Od tygodnia jesteście oboje jacyś dziwni. I żadne z was nie raczy nam powiedzieć o co chodzi.
- Bo to nasza sprawa Jam, i nikogo więcej.
- Ok, jak wolisz, ja do niczego cie nie zmuszam. - usiadła na krześle patrząc na mnie- Ale chyba po to się ma przyjaciółki co? Przecież facetowi nie można o wszystkim mówić, lepiej by ci było, gdybyś komuś się wygadała.
Może i miała rację. Harry najwidoczniej nie miał oporów by opowiedzieć o wszystkim Connie. Chyba ja mogę zdradzić co nieco Jamie.
- To wcale nie jest proste. I naprawdę teraz nie mam na to ochoty. Ale o pewnej sprawie i tak będę wam musiała powiedzieć.
- Co to znowu za sprawa?
- Prawdopodobnie wyjadę na pół roku do Włoch.
- Co?! - pisnęła. - Jak to wyjedziesz?
- Do pracy. Zamiast tutaj, byłabym w Palermo, i uczyła się od najlepszych. Nie masz pojęcia jaka to szansa. Boże, to że w ogóle mam szanse na wyjazd tam jest dla mnie takim wyróżnieniem. To ogromnie ważne i bardzo prestiżowe warsztaty. - Jamie była zszokowana. Ale mimo to, nie zareagowała jak Harry.
- Harry nie chce cię puścić, prawda? - Jedno moje spojrzenie utwierdziło ją w jej przekonaniu. - I wiesz co? Cholera jasna, nie dziwię mu się.
- A myślisz że ja się dziwię? Wkurza mnie jedynie to, że nie potrafi zrozumieć jak to jest dla mnie ważne. Mi też nie jest łatwo puszczać go samego w trasę, kiedy zostawia mnie na kilka miesięcy. Ale cieszę się razem z nim, mimo iż mam ochotę popaść w czystą rozpacz.
- Mi nie musisz mówić. Nie masz pojęcia jak Lou nalega bym się przeprowadziła.
- Tutaj? - uniosłam zaskoczona brwi. Nie wiedziałam że myślą o zamieszkaniu razem. Choć w sumie, to taki związek na odległość nie wychodzi na dobre, mimo że i tak dość często się widują.
- Nie ważne gdzie. Louis po prostu chce żebym się przeprowadziła, pozwiedzał że kupi nam nawet dom.
- A ty nie chcesz bo... ?
- Meg do cholery! Mam tam wszystko, nie mogę od tak wszystkiego rzucić. - nie do końca ją rozumiałam. Ja marzyłam o tym by wyrwać się z Polski, zwłaszcza po tym jak spotkałam Harrego. Ale nie jestem Jamie. Ona ma kochających rodziców, studia. Choć gdyby się uparł, to mogłaby tutaj je skończyć. Ja Bartka też zostawiłam, byle by być z Harrym.
- Wiesz, Jam, czasem trzeba coś poświęcić, by nie stracić kogoś na kim ci zależy. - Cóż za ironia. Gdybym sama kierowała się tą zasadą rzuciłabym wszystko byle tylko zostać z Harrym. Poświęciłabym pracę dla niego.
Tylko nie wiem dlaczego tak trudno mi to zrobić.
- Nie chcę się przeprowadzać. Nie teraz.
- W porządku, to twoja decyzja Jamie.
- Dzięki- podeszła do mnie po to, by się przytulić. Mocno ja objęłam. - Ty też się trzymaj. Harry zrozumie. Choć nie ukrywam, że sama wolałabym żebyś nigdzie nie wyjeżdżała.
- Wiem Jam, a teraz idę do góry. Mam tylko nadzieję że niedługo wróci.
- Daj mu czas. Musi się oswoić z tą myślą, przemyśleć co nieco.
- Tak, masz rację. - uśmiechałam się ściskając w dłoniach moje kakao.
- Zawsze mam.

Dwie godziny później już zupełnie się rozluźniłam. Z głośników, które swoją drogą zamontował mi tu Harry twierdząc że będzie mi się przyjemniej malowało, leciała teraz spokojna muzyka. Moje Playlisty za które również był odpowiedzialny mój kotek, były przeróżne. Wybrałam tą która była najspokojniejsza. Harry ciągle pokazuje mi jakieś nowe piosenki. Poza tym sam coś tam komponuje i daje mi do słuchania. Uwielbiam wszystkie jego piosenki, mimo iż większość nie została udostępniona publicznie, często nawet nikt ich nie słyszał. Czasem są to niedokończone piosenki, czasem całkiem dobre kawałki, które po prostu nie zostały wybrane na ich płytę.
Zapach farb roznosił się po całej pracowni, a moja koszula która i tak była brudna teraz była jeszcze bardziej. Wszędzie rozrzucone pędzle które starałam się trzymać jednak w wodzie, żeby mi nie zaschły dawały uroku temu pomieszczeniu które tak uwielbiałam.
Na płótnie stał przede mną nowiuteńki obraz. Prawe skończony, ale jeszcze zostały najistotniejsze szczegóły. Wiedziałam że mi to pomoże, wyciszę się, uspokoję, zapomnę choć na te chwilę. I tak się stało. Zupełnie wyleciało mi z głowy. Wszystko.
Upiłam ostatni łyk już zimnego kakao i chwyciłam cieniutki pędzelek. Uśmiechnęłam się kreśląc ostatnie poprawki.

Odpięłam powoli guzik koszuli przyglądając się gotowemu obrazowi. Zawiesiłam ją na krześle. Zgasiłam światło i wyszłam wprost do naszej sypialni. Westchnęłam cicho widząc Harrego. Chyba chciał na mnie zaczekać. Miał na sobie ubranie, nawet buty, ale spał zwinięty na kołdrze.
A ja nawet nie słyszałam kiedy wrócił.
Usiadłam obok niego i delikatnie ucałowałam go w policzek. Niech sobie lepiej pośpi, nasza rozmowa może poczekać do rana. Widać długo już tu jest, skoro zdążył zapaść w tak głęboki sen że się nie obudził gdy go rozbierałam. Ściągnęłam z niego buty, skarpetki, bluzę, koszulkę i spodnie. Sama jeszcze skoczyłam pod szybki prysznic i wróciłam do niego. Nie zdziwiłam się że w ciągu dziesięciu minut zdążył się rozkopać. Nakryłam się kołdrą i przytuliłam do niego.
Miło było mieć go przy sobie, nawet jeśli rano miałam znowu uczestniczyć w okropnej rozmowie z nim. Lekko uniosłam kąciki ust przyglądając się jego spokojnej twarzy. Przymknęłam oczy a z moich ust wydobył się jeszcze szept.
- Kocham cię tak bardzo.


Otwarłam oczy czując mocny uścisk na mojej talii. Harry spał przytulony do mojej piersi niemiłosiernie mocno ją ściskając. Wyłożył nogę na moje biodro przez co czułam się jeszcze bardziej unieruchomiona. Ale pod żadnym pozorem nie było mi niewygodnie. Wręcz przeciwnie. Sama miałam wciśniętą nogę między jego uda.
Chyba w porę się obudziłam, bo rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili nie czekając na zaproszenie Katie wcisnęła głowę do naszego pokoju. Jakby nie mogła do końca wejść.
- O mój Boże, zawsze tak śpicie? - uśmiechnęła się szeroko, jednaj wchodząc całym ciałem do środka. Włożyła ręce do tylnej kieszeni dżinsów i wyciągnęła telefon.- Czekaj, zrobię wam zdjęcie.
- Kate, błagam, wyglądam pewnie okropnie.
- Oh, zamknij się, wyglądacie słodko. - wystawiła przed siebie telefon i zrobiła nam nie jedno, a parę zdjęć. - Jak już się uwolnisz sprawdź twittera.- zaśmiała się klikając coś na telefonie. No super, teraz wszyscy zobaczą jak pięknie rano wyglądamy.
- Jak tylko wstanę to cię zatłukę, przysięgam. - poruszyłam się lekko przez co Hazz tez zaczął się kręcić, w rezultacie czego jeszcze bardziej wcisnął twarz w moje piersi. Za to Kate tylko się zaśmiała.
- Jaki on kochany.
- kiedy śpi, owszem. - uśmiechnęłam się uwalniając przynajmniej jedną nogę.
- Tak właściwie przyszłam pogadać, ale to chyba nie najlepszy moment. - wskazała na nas ręką. - Ale powiedz mi tylko czy to prawda.
- Ale co? - byłam trochę zdezorientowana.
- Jamie mi powiedziała, właściwie pewnie wszyscy już wiedzą.
- Proszę, porozmawiajmy później.
- Czyli jednak jedziesz? Meg, nie możesz mnie zostawić. Nie dość że Zayn, chłopaki, to jeszcze ty?- super, po prostu super. Czy znajdzie się choć jedna osoba która pozwoli mi jechać?
- Nic nie jest jeszcze pewne. Porozmawiamy później.
- Ok, w takim razie miłego poranka życzę.- mrugnęła do mnie wskazując na Harrego. Gdyby tylko wiedziała co mnie teraz czeka. Nie sądzę byśmy się jakoś dogadali w tej kwestii.
- Dzięki.


Nie chciałam się uwalniać z jego uścisku. Było tak przyjemnie, że jedyne co mogłam zrobić to przytulić się do niego jeszcze mocniej i zamknąć oczy próbując się tym rozkoszować
- Meg?- wymruczał lekko podnosząc głowę z moich piersi. - Już nie malujesz?
- Chyba zasnąłeś- uśmiechałam się lekko go głaszcząc.- Przecież nie musiałeś na mnie czekać.
- Wiem, ale chciałem. Mam ci wiele do powiedzenia. - Lekko się odsunął, ale nieznacznie, tak że ciągle się obejmowaliśmy. - Wczoraj długo nad tym myślałem i...
- Zaczekaj. Zanim coś powiesz, chce żebyś wiedział że nie podjęłam jeszcze decyzji. Nie wiem czy chce jechać.
- Ale ja wiem, że chcesz, i że powinnaś.
- Co?- nie sądziłam że tak szybko zmieni zdanie, co z nim? Spodziewałam się raczej kolejnej kłótni, ale Harry jak zwykle mnie zaskoczył.
- Tak, Meg, nie chcę być kimś kto zabronił ci jechać. To twoje marzenia, jeśli masz okazję spełniaj je.
- A co z nami? - to pytanie nie należało do najlepszych. Co on chce mi powiedzieć? Nie będę ci stawał na drodze do kariery i daję ci wolność? Nie dzięki!
- Wolałbym żebyś została.- szepnął- Ale to twoja decyzja. Wiesz, co ja o tym myślę. I tak czy inaczej będziemy o nas walczyć. - Chyba nie zdał sobie sprawy z tego że jeszcze bardziej mi to utrudnił. Teraz kiedy się zgodził, to ja mam jeszcze większe wątpliwości.
- Kochanie, tak strasznie cię kocham.
- Ja ciebie też, nie ważne czy pojedziesz czy nie. - ucałował mnie w czoło obejmując trochę mocniej.
- Przepraszam że powiedziałam ci dopiero wczoraj, i że krzyczałam, i byłam wredna.
- Skarbie- zaśmiał się pod nosem.- Wprawdzie nadal jestem zły, bo sama sobie wszytko postanowiłaś, jakbyś chciała mi tylko łaskawie oznajmić że wyjeżdżasz.- zdawałam sobie sprawę z tego że mógł to tak odebrać. Zresztą się nie dziwię skoro wykrzyczałam mu w twarz że jeśli to mnie wybiorą to pojadę.
- Wiem, po prostu chciałabym żebyś był dumny, bo to mnie wybrali. - nie widziałam jego twarzy. Ciągle przytulał się do mojego biustu a ja bawiłam się jego włosami masując skórę jego głowy.
- Meg, czasem jesteś taka... -Przerwał w pół zdania i co najmniej dziesiąty raz dzisiaj się zaśmiał. Pokręcił rozbawiony głową, podnosząc ją i patrząc chwilę na mnie.- Jestem strasznie dumny, ale wcale nie zdziwiony. Wiem jak malujesz, wiem jak radzisz sobie z dziećmi, które uczysz. Wybiorą cię na pewno. - westchnął- I to mnie właśnie martwi.


- Cześć wszystkim. - wpadliśmy do kuchni od razu biorąc się za śniadanie. - Liam, Niall, Emily i Louis siedzieli przy stole każdy jedząc coś zupełnie innego.
- Hej, fajnie spaliście. - uśmiechnął się Liaś puszczając nam oko.
- Co?- Harry odwrócił się od lodówki patrząc na resztę, ja natomiast zignorowałam to że o niczym nie wiedział.
- Katie? - cała czwórka pokiwała tylko głowami. Sama pokręciłam nią z dezaprobata i posłałam rozbawione spojrzenie Harremu.- Sprawdź twittera.
- Znowu zrobili nam zdjęcie jak śpimy? - mruknął nalewając dla mnie kawy. Cóż, sam za nią nie przepadał. Po chwili zaczął dziwnie chichotać. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni. A jemu co znowu? Znowu go olałam i usiadłam razem z resztą pijąc moją kawę.
- Dobrze że nie znaleźli innych. - zmarszczyłam czoło nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Zresztą nie tylko ja bo reszta też nie za bardzo ogarniała.
- Niby jakich?
- Jak to jakich? Mam ci przypomnieć? - Uniósł brew głupio się śmiejąc. Boże, naprawdę chyba powinnam się zastanowić z kim ja chodzę. Mój chłopak powinien pójść do jakiegoś psychiatry chyba. Jakie znowu zdjęcia?
- Meg, ja nic nie chce sugerować ale to chyba jakieś intymne coś.- Louis poruszył brwiami rzucając mi jednoznaczne spojrzenie.
- No wiesz, nasz domek, ostatnia noc. Pozwoliliśmy Debbie iść do domu. - właśnie wtedy dotarł do mnie sens jego słów. Cholera jasna! To faktycznie było coś intymnego. W końcu tam narobił mi parę nagich zdjęć, ale tylko kilka! Reszta jest też dość... nasza. To kojarzy mi się tylko z nami. Na przykład kiedy cykałam zdjęcia Haremu tuż po seksie. Był owinięty w kołdrę, już prawie przysypiał. Ale tylko mu się odwdzięczałam! Ile razy on mi robił zdjęcia? W samej bieliźnie, w jego koszulach, i tylko koszulach, kiedy wychodziłam z łazienki w ręczniku, albo kiedy uparcie podtrzymywałam kołdrę żeby nie zrobił nagiego zdjęcia.
- Hazz! Jeśli w tej chwili się nie zamkniesz to...
- To co? Pokażesz je wszystkim?- Emily zdecydowanie się ożywiła. Zmroziłam ją wzrokiem po czym zrobiłam to samo z moich kochanym chłopakiem.
- Pomijając to że koniecznie musicie mi pokazać te zdjęcia- Louis zmierzył nas oboje wzrokiem.- To jaki znowu wasz domek? I kto to jest Debbie?
- Dobre pytanie. - stwierdził Niall.
- Emmm, Meg?- spanikowany Harry posłał mi znaczące spojrzenie. - To była taka przenośnia.
- Niby co miała znaczyć?
- Jak to co? Nasz domek? Czyli nasze miejsce. Wiesz, na pierwszej randce zabrałam tam Meg.- usiadł zadowolony z siebie przy stole a ja parsknęłam śmiechem. Jakie oryginalne wyjaśnianie...
- Serio? A Debbie? - Horan uniósł brew. Zacisnęłam usta próbując się nie roześmiać.
- Debbie? A to nasza fanka, eemmm ostatnio spotkaliśmy ją w...
- Co ty pierdolisz? - wyrwało się oczywiście Emily.
- No już dobra, powiedz im. - wywróciłam oczami, po czym znacząco na niego spojrzałam. Kiwnęłam głową jeszcze na potwierdzenie.
- Ale wiesz, że już nie będziemy mieli gdzie przed nimi uciec?
- Racja- stwierdziłam to dopiero wtedy. Do tej pory, czyli od ponad dwóch lat, jakoś udawało nam się pozostawić to w tajemnicy. I choć wyjeżdżaliśmy tam tak dużo razy nikt z nich nigdy nie zapytał gdzie byliśmy. - Ale skoro i tak będą teraz nas tym dręczyć, lepiej im powiedzmy.
- Ok, najwyżej kupimy drugi. - mrugnął do mnie.- No więc: Uwaga uwaga! Mamy domek!
- Co? Niby gdzie?
- A bo a wiem? W jakimś lecie- odpowiedziałam szczerząc się do siebie. Przeleciało mi przez głowę tyle momentów które tam spędziliśmy. I faktycznie, były cholernie intymne. 
__________________________________________________

Co tam u was?

Jak wam się podoba? Może tak troszkę komentarzy hmm? 

Rozdział miał być wcześniej, ale wyszło tak, że jest dziś.  Nie jest jakoś szczególnie zachwycający, ale niech już będzie. Kooocham ;*


czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 86

MEG

- Tak, oczywiście, postaram się być- wywróciłam oczami przyglądając się sobie w lustrze.
- Oczywiście twój chłopak też jest zaproszony. - Mam tylko nadzieję że nie z tego powodu że jest sławny. Zresztą wątpię, w mojej branży szczerze mówiąc mnie będą traktowali lepiej niż jego. Ale nic nie mówię. Po prostu piosenkarze jako artyści nie za bardzo pasują do malarstwa, mimo iż my też jesteśmy artystami. Ja z Harrym rozumiem się doskonale, ale nie koniecznie profesor Stinnson, który nie pała do niego szczególną miłością.
- Dziękuję, porozmawiam z nim, ale przypuszczam iż pojawimy się oboje.
- Wspaniale, w sobotę o ósmej trzydzieści. Wtedy przekażemy wszystkim kto z nami pojedzie.
- Uhm, dziękuję za zaproszenie. Będzie nam bardzo miło. - Grzecznie się pożegnałam i odłożyłam telefon na blat obok umywalki.
Spojrzałam na siebie jeszcze raz. Zamoczyłam dłonie w zimnej wodzie i przemyłam twarz. Westchnęłam głęboko przymykając oczy.
Harry...
Nie dość, że w ostatnim czasie dręczyły mnie wspomnienia związane z naszą księżniczką, że rozdrapaliśmy rany które wydawały się już być zagojone, to jeszcze to. Nie wiem co mam robić. Z pewnością muszę powiedzieć o wszystkim Harremu. Ale z drugiej strony, nie chcę żeby przez to coś się z nami stało. Mamy teraz gorszy okres, choć nie byliśmy sobie bliżsi niż teraz chyba nigdy. Zmarłe dziecko połączyło nas na zawsze. Dlatego mogę go zrozumieć. Łatwiej mi przez to przechodzić kiedy wiem, że Harry czuje to samo, że rozumie dlaczego tak to przeżywam. Nie najlepszym pomysłem jest teraz rozłąka, i to na kilka miesięcy. Boję się, że tego nie wytrzymamy. Że będziemy mieć oboje dość.
Spojrzałam na drzwi i upewniłam się że są zamknięte. Usiadłam na ziemi i oparłam się plecami o płytki.
Dlaczego ta decyzja musi być taka trudna? Wiem, że zranię tym Harrego, że jeśli teraz zostawię go tutaj samego nie wyjdzie to na dobre ani jemu ani mi. Ale to niepowtarzalna szansa. Zawsze o czymś takim marzyłam. A teraz? Nie chcę zapłacić za to najwyższej ceny, którą jest Harry.
Najgorsze jest to że wiem jaka będzie jego reakcja.
- Meg?- usłyszałam pukanie do drzwi i wypuściłam z siebie powietrze. Muszę się pozbierać.
- Tak?
- Wszytko ok?- Wiem że Harremu nie jest łatwo. Udaje przede mną że sobie radzi, ale wiem że nie. Dopiero co się pogodziliśmy, poza tym ciągle nie wiemy kto postrzelił Harrego. Nie mogę go zostawić kiedy jesteśmy w takiej sytuacji. On nie czuje się jeszcze całkiem dobrze, musi wyzdrowieć. - Otworzysz?
- Chwilkę.- szybko wstałam i spojrzałam na własne odbicie. Otarłam oczy. Ok, nie widać że płakałam. Przykleiłam na usta uśmiech i podeszłam do drzwi odkluczając je. Zobaczyłam Harrego, bardzo zatroskanego Harrego. Boże, on tak się o mnie martwi.
- Coś nie tak?
- Nie, wszystko w porządku.- zrobiłam krok do przodu i przytuliłam się do niego. Wciągnęłam jego zapach próbując wyrzucić z głowy przymus rozmowy z nim.
- Na pewno? Wolałbym wiedzieć, jeśli gorzej się czujesz.
- Jest dobrze skarbie, nie martw się. - chwyciłam jego rękę która była na mojej talii i złączyłam ją z moją. - Chodźmy na dół. - uśmiechnęłam na tyle naturalnie na ile potrafiłam.
- A mógłbym prosić o całusa?
- To zależy jak poprosisz.- zaśmiałam się spoglądając w jego oczy. Mimo iż to nie był najlepszy dzień, Harry nie powinien się martwić więc chyba mogę na chwilę choć zapomnieć o tym wszystkim. Chcę znów być uśmiechnięta i miła dla wszystkich.
Hazz nachylił się nade mną i złączył nasze usta razem uśmiechając się przy tym.
- Lepiej?- Najwyraźniej nie musiałam wcześniej nic mówić, żeby wiedział że było źle. Kiwnęłam nieznacznie głową posyłając mu uśmiech. - cieszę się.
Wyszliśmy z pokoju kierując się na dół, gdzie słyszałam już głosy, dość głośne głosy.
- Co oni tam robią?
- Nic, siedzą i piją. Przyszli Katie z Zaynem a do Emily przyszedł Gabriel. No i jest jeszcze Chloe i Connie.
- Mam rozumieć że są wszyscy?
- Mniej więcej. - przekrzywił głowę robiąc dziwna minę. - A właśnie! Zaczekaj jeszcze.- odwrócił mnie przodem do siebie. Przyciągnął całkiem blisko i włożył dłonie w tylne kieszenie moich dżinsów. - Zanim tam wejdziemy powiem ci to ja, żeby nie było.- uniosłam pytająco brew patrząc na niego. O co chodzi? - Bo wiesz, ostatnio jak byłyście u Kate, zaprosiliśmy trochę kolegów.
- I to było to? Przecież to... - zaprzeczył potrząsając przecząco głową. Więc jest coś jeszcze.
- To nie wszystko. Niall przyszedł z Connie, więc ona chciała wyjść. Zaproponowałem że ją odwiozę, i to zrobiłem.- trochę się denerwował. - A kiedy wróciłem w domu nie byli już tylko chłopcy- wodził wzrokiem po czymś co było za mną. Albo po prostu nie chciał na mnie patrzeć. - I uprzedzam, nie miałem z tym nic wspólnego- uniósł ręce w geście obronnym. - No przyszło parę dziewczyn. - wbił wzrok w podłogę i odchrząknął- Striptizerek.
- Co? - zamrugałam kilkakrotnie, wpatrując się w mojego chłopaka, i próbowałam się jakoś upewnić czy dobrze usłyszałam.- I mam rozumieć że w pół godziny kiedy odwoziłeś Connie one się nagle zjawiły?
- No wiesz, emmm zeszło mi trochę dłużej.
- Czyżby? Robi się coraz ciekawiej.- mruknęłam to bardziej do siebie niż do niego.- A dlaczego, jeśli mogę spytać?
- Chciałem z kimś porozmawiać. Z chłopakami niezbyt dobrze rozmawiało by się o dzieciach. - wpatrywałam się w niego jak idiotka. On rozmawia o naszych prywatnych sprawach z Connie? Ja nie pisnęłam słówka nikomu, nikt nie wie o tym co teraz się między nami działo, a on wyśpiewał wszytko dziewczynie Horana?
- Aha. - nie chciałam robić mu wyrzutów, choć poczułam się dziwnie z tego powodu.
- Meg, proszę, nie gniewaj się.
- Nie no, w porządku, ok, chodźmy już. - odwróciłam się aby iść dalej, ale zaciśnięta ręka na moim nadgarstku mi nie pozwoliła.
- Nie jesteś zła? Ani nie chcesz zapytać co z tymi striptizerkami?
- A było coś z nimi? - uniosłam znowu brwi. Byłam przekonana że nie, ufam mu i nie sądzę by próbował czegokolwiek na boku. Zaczęłam w to powoli wątpić kiedy się nie odzywał.- Harry?
- Tak, to znaczy nie! Nie, oczywiście że nie! Przynajmniej ja nie.- dodał po chwili znowu wprawiając mnie w konsternację. Czy on właśnie zasugerował że któregoś z chłopaków za bardzo poniosło?
- Co to niby znaczy?
- Że chłopcy byli trochę pijani, a Horan narobił trochę dwuznacznych zdjęć.
- A mówisz mi to ponieważ dziewczyny je znalazły tak?- tego akurat można było się domyślić. Jeśli to są naprawdę dwuznaczne zdjęcia to wyobrażam sobie wściekłość dziewczyn.
- No. Ale ja nic nie zrobiłem, przysięgam.
- No ja myślę, przecież masz dziewczynę. -zaśmiałam się obejmując go delikatne w pasie. Był trochę zdenerwowany, jakby nie do końca mówił prawdę. - Kochanie, uspokój się trochę. Przecież ci wierzę.
Uśmiechnął się delikatnie i znów złączył nasze usta. Lekki pocałunek w usta był tylko dla mnie potwierdzeniem, ze jest ok, a on mówi całkowitą prawdę. Zresztą nie miałam co do tego wątpliwości. Ufam mu na tyle by wiedzieć że nie mam się o co martwić, jeśli chodzi o te sprawy. Chce mieć ze mną dziecko, to chyba świadczy również o wierności.
Wchodząc do pokoju miałam ochotę się roześmiać. Dziewczyny naprawdę się obraziły. Jamie wrzeszczała na Lou, Katie rozmawiała na boku z Zaynem wymachując przy tym rękami, a Chloe i Connie siedziały obok siebie na kanapie i rozmawiały. Zdaje się też, że miały telefon i oglądały, zapewne zdjęcia. Nigdzie natomiast nie widziałam Emily i tego jej Gabriela.
Właściwie to nie wiedziałam co mam zrobić. Nie chcę wcinać się pomiędzy żadną z par. To by było niewporządku. Ścisnęłam mocniej dłoń Harrego i odwróciłam się w jego stronę.
- może jednak wrócimy na górę?
- To chyba dobry pomysł. - uśmiechnął się do mnie.
- Meg! Jak dobrze że jesteś! Czy ty wiesz co oni zrobili?! - O nie, jak Jamie mnie złapała, to już w ogóle stąd się nie uwolnimy.
- No tak.- odpowiedziałam chyba zbyt spokojnie, a przynajmniej Jam oczekiwała bardziej złowrogiej w stosunku do chłopców reakcji.
- Co? Jak to wiesz?
- Harry mi powiedział. - teraz przyciągnęliśmy uwagę wszystkich. No świetnie. Ale mam to gdzieś, wierzę Harremu w tym że nic nie zrobił, kocham go i to jest najważniejsze.
- Co? Lou! Dlaczego Meg wiedziała a my nie?
- Może dlatego że Harrego nawet wtedy nie było! Pojechał sobie z Connie i niewiadomo co tam robił bo go z kilka godzin nie było!- Jamie popatrzyła na mnie współczującym wzrokiem, pewnie myśli że o tym też nie wiem. I naprawdę cieszę się że Harry mi o tym powiedział. To nic że dopiero przed chwila, ale wiedział wcześniej, i teraz nie muszę robić mu awantury ani nic z tych rzeczy. A pewnie gdybym nie wiedziała to bym była do tego zdolna.
- Jamie uspokój się.
- Nie mam zamiaru!
- Uhh, pokażcie mi te zdjęcia. - usiadłam obok dziewczyn, które podały mi telefon. Harry usiadł tuż obok mnie, również zerkając na ekran telefonu.
Pierwsze wyświetliło się zdjęcie Liama. Hmmm no to już wiem o co chodzi dziewczynom. Gdybym zobaczyła TAKIE zdjęcie Harrego to bym się poważnie zastanowiła nad naszym związkiem. Payne klęczał obok kanapy na którym leżała półnaga dziewczyna i zlizywał z niej coś. Nie jestem w stanie określić nawet co to jest. Kątem oka dostrzegłam grymas blondynki. Chloe pewnie nie jest zadowolona. Są ze sobą od niedawna, a on takie coś odwala? Niezbyt ciekawie. Następne kilka przedstawia nadal Liama, tylko że w coraz śmielszych czynach. Kolejne zdjęcie na którym jest Louis. Nosz cholera, nie za dobrze. Rudowłosa dziewczyna na jego kolanach, która całuje go po szyi nie była na pewno miłym widokiem dla Jamie. Na kolejnym Ed z jakąś kolejną półnagą dziewczyną. On ją niesie, trzymając za tyłek a ona ma oplecione nogi wokół jego pasa. Gdzieś w tle Zayn z jakąś laską siedzi na kanapie. Dziewczyny chyba im tego nie wybaczą do końca życia. Parę zdjęć na których chłopcy nie robą nic zakazanego oprócz picia. Śmieją się z czegoś, tyle że na kolanach Liama siedzi dziewczyna którą wcześniej widziałam z Lou. Ok, dalej, dalej dalej. /To koszmarne, zobaczyć swojego chłopaka właśnie na takich zdjęciach. Nie wiem co bym zrobiła, naprawdę. Tylko Horan w miarę niczego nie robił, albo przynajmniej nie na zdjęciach. Było jeszcze kilkadziesiąt podobnych zdjęć. Wprawdzie chłopcy na większości byli po prostu schlani i siedzieli na kanapach oglądając mecz albo po prostu pili wódkę. Tylko na tych pierwszych kilkunastu zdjęciach byli z tymi dziewczynami. W końcu trafiłam na kolejne dziwne zdjęcia. Dziewczyna siedząca na Liamie, Zayn i Lou a wokół nich tańczące dziewczyny, i Harry z jakąś dziewczyną. Zaraz, co kuźwa?! Odwróciłam się w jego stronę, i już widziałam jego przestraszoną minę.
- Nic nie robiłeś hmm?
- Ale Meg, przecież to nic takiego.- zaczął się tak żałośnie tłumaczyć że od razu nie miałam ochoty go słuchać. - Dopiero co wszedłem i po prostu byłem zdziwiony. Podeszła do mnie ta dziewczyna ale po chwili ją odepchnąłem. Przysięgam.- patrzyłam na niego wyczekująco, ale czułam że mówi prawdę. Spojrzałam kolejny raz na zdjęcie. Dziewczyna prężyła się obok niego z dłonią tuż nad linią jego spodni. Jakby chciała wsunąć ją tam gdzie zdecydowanie nie powinna.
- Kochanie- tym razem szepnął do mojego ucha. - Wiesz, że bym cię nie okłamał. Odepchnąłem ją, a potem wszystkie je wyrzuciłem z domu. Wierzysz mi, prawda?- wystarczyło bym spojrzała w jego oczy. Poza tym nie mam ochoty na kolejne kłótnie, wystarczy że sama muszę rozpętać kolejną. Za dużo tego ostatnio.
Oderwałam od niego oczy i spojrzałam na pozostałych. Nie wiem na co oni czekali, aż zacznę się na niego wydzierać? Posłałam Harremu znaczące spojrzenie.
- My idziemy do góry.


- Okruszku? - zawołał za mną kiedy weszłam do naszego pokoju.- Błagam, nie gniewaj się.
- Panie Styles- odwróciłam się do niego z zupełnie poważną miną.- Naprawdę pan sądzi że uwierzyłam jakimś zdjęciom a nie panu?- uśmiechnęłam się a on najwidoczniej odetchnął z ulgą. Zbliżył się do mnie i mnie pocałował. Namiętnie, łapczywie... cudownie.
- Kocham cię. - szepnął- bardzo.
- Ufam ci wiesz? Jeśli mówisz że nic się nie wydarzyło to ci wierzę. - również nie mówiłam zbyt głośno. - I też bardzo cię kocham. - pocałował mnie znowu, wplotłam ręce w jego włosy, a on przybliżył mnie jeszcze bliżej siebie. Uśmiechnęłam się kiedy się oderwaliśmy od siebie. Oparłam czoło o jego i przymknęłam oczy.
- A teraz usiądź. Tym razem ja muszę ci o czymś powiedzieć.
- Coś się stało? - spoważniał przyglądając mi się.
- Tak.- odpowiedziałam stanowczo. Taka była prawda, i tak za chwilę się dowie, więc nie ma co go okłamywać.
- Meggi, nie strasz mnie. Co się dzieje?
- Właśnie o tym chciałam ci powiedzieć, wtedy kiedy pomyślałeś że jestem w ciąży.- wypuściłam powietrze próbując powiedzieć to w miarę spokojnie. Przecież dobrze wiem, że mu się to nie spodoba. - Dostałam pewną propozycję.
- Co? Jaką propozycję? - uniósł zaskoczony brwi patrząc w moje oczy.
- Profesor Stinnson jedzie na takie jakby warsztaty malarskie. Ma tam wykładać przez jakiś czas. Wiesz, będą tam wernisaże, różne spotkania z ciekawymi osobami, również pełno dyskusji, będzie można chodzić na warsztaty, nauczyć się wielu ciekawych rzeczy, poznać sławnych malarzy. To daje ogromne możliwości, można tam zaprezentować własne malarstwo.
- I co w związku z tym? Chcesz tam jechać?
- To byłoby spełnienie marzeń, mogłabym się niesamowicie rozwinąć, poznać nowe techniki malarskie, może udało by mi się zorganizować tam wernisaż moich prac.
- Skoro tak bardzo chcesz, to jedź, mógłbym nawet pojechać tam z tobą. - on nawet nie wie co mówi. Gdyby to było takie proste...
- Jeszcze nawet nie wiem czy mogłabym jechać. Profesor powiedział że chce zabrać kilkoro z nas, i mam spore szanse, ale to nic pewnego, na razie.
- Jesteś świetna, na pewno cię wybierze. - kochany mój, jak dowiesz się pozostałej części to nie będziesz taki szczęśliwy. To nie jest wyjazd na weekend poza Londyn. To coś o wiele większego.
- Bardzo bym chciała, ale jest mały problem.
- Co takiego? - uśmiechnął się do mnie a ja tylko przełknęłam ślinę i przymknęłam oczy. Ciągle nie wiem czy to dobry pomysł. Nie chcę go zostawiać, ale nie mogę się pogodzić z myślą że zmarnowałabym taką szansę.
- Musiałabym wyjechać na pięć miesięcy. - powiedziałam jednym tchem i czekałam na jego reakcję. Kolory odpłynęły z jego twarzy i w jednej chwili mnie puścił.
- Słucham? Pięć miesięcy? Co wy niby będziecie robić przez te pięć miesięcy?! Gdzie to jest?! - wiedziałam że nie będzie zadowolony. Wiem że to długo, bardzo długo. A w naszej obecnej sytuacji nawet nie mogę sobie wyobrazić że rozstajemy się na prawie pół roku. I naprawdę nie dziwię się że tak zareagował. Tylko że mógłby postarać się zrozumieć. Kiedy on powiedział mi o ich trasie starałam się chociaż udawać że się cieszę
- w Palermo na Sycylii.
- Co? Chcesz wyjechać do Włoch na pięć miesięcy?! Zwariowałaś?! - wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam.
- Harry, taka szansa się nigdy nie powtórzy, to tylko pięć miesięcy.
- Tylko?! Chcesz mnie zostawić na pół roku, w dodatku twierdzisz że to tylko pięć miesięcy?! Przecież to cholernie długo!
- I tak jedziesz w trasę. Ja mam wytrzymywać kiedy cie nie ma, ale kiedy ja chcę się rozwinąć, spełnić marzenia to jest źle, tak?!
- Co z tego?! Kiedy między nami jest krucho, i kiedy potrzebuję cię najbardziej ty chcesz wyjechać?
- Nie chcę cię zostawić, skarbie- jęknęłam. - Ale mogę już nigdy nie dostać takiej propozycji.
- Czyli kariera jest ważniejsza od nas? Aha, dobrze wiedzieć.- chodził po pokoju nawet na mnie nie patrząc. Miał zaciśnięte pięści i gdybym go nie znała to pomyślałabym że za chwilę mnie uderzy.
- Nie, nie jest! Ale chcę też zrobić coś dla siebie! Chcę tam jechać, rozumiesz? I jeśli to mnie wybiorą to się zgodzę!- nie wiem dlaczego to powiedziałam, przecież nie podjęłam jeszcze tej decyzji. Harry tym razem spojrzał wprost na mnie, zmroził mnie spojrzeniem.
- Czyli tylko mnie informujesz tak? Oh wybacz kochanie, ale zostawiam cię na pół roku bo jestem pieprzoną egoistką. - zaczął idiotycznie mnie naśladować, właściwie to nie mnie. Mówił jakimś piskliwym głosem wymachując przy tym rękami.- Mogłabyś chociaż zapytać mnie o zdanie!
- Po co? Wiem co o tym sądzisz. Chciałbyś żebym siedziała tylko w domu i czekała z otwartymi ramionami kiedy to ty będziesz jeździł w trasy?! Zapomnij!
- Czy ja ci kiedykolwiek czegoś broniłem? Masz dobrą pracę, przecież nie siedzisz w domu! Ciągle siedzisz w pracowni, malujesz tyle, że czasami nawet nie zdążę ci powiedzieć cholernego dobranoc, bo zasypiam czekając aż skończysz!
- I ty mówisz że chcesz żebym pracowała? Skoro przeszkadza ci to że maluję, to nie mamy nawet o czym rozmawiać.
- Kurwa mać, dobrze wiesz że zawsze namawiałem cię do malowania! Nigdy nic ci nie bronię, chcę tylko żebyś porozmawiała ze mną zanim podejmiesz decyzję, i to tak ważną!
- Podjęłam ją bo nie wyobrażam sobie nie wykorzystać takiej szansy. To tak jakbym ja zabroniła iść ci do Xfactora.
- Nieprawda. Kiedy ja poszedłem do tego programu nie sądziłem nawet że przejdę dalej. A ty masz już tyle, że mogłabyś sobie odpuścić. Jesteś malarką, organizują twoje wystawy, wernisaże, uczysz innych malować, masz tyle w tak młodym wieku.
- To nie znaczy że nie mogę zrobić czegoś więcej. - odwrócił się do mnie tyłem stojąc przy oknie. Wciąż zaciskał pięści. A mi zebrało się na łzy. Skąd ja to cholera wiedziałam? Po prostu czułam że Harry nie będzie chciał żebym jechała. Czułam to, owszem, ale nie spodziewałam się że zareaguje aż tak negatywnie. Po kilku minutach ciszy odwrócił się do mnie przeszywając mnie wzrokiem.
- To dlatego nie chciałaś dziecka? - w tym momencie całe powietrze opuściło moje płuca, i wszystkie łzy jakie we mnie były wypłynęły z moich oczu. Nie mogłam uwierzyć że to powiedział. Dziecko nie miało z tym nic wspólnego. Nic!
- Jak możesz?- wysyczałam patrząc na niego wściekle. - Myślałam że zrozumiałeś że nie jestem gotowa, ale jak widać się myliłam! - zeszłam z łóżka i zamknęłam się w łazience. Zsunęłam się po ścianie i znów zaczęłam płakać. U Katie przeprowadziliśmy naprawdę szczerą rozmowę, wyjaśniliśmy sobie kwestię dziecka, a on mi teraz mówi że przez moją karierę nie chcę być matką? Chyba sobie kurwa kpi!
Przez tydzień bez przerwy o tym myślałam. Byłam na cmentarzu sama, i porozmawiałam tam z pewną kobietą. Mówiła że widziała nas poprzednio. Codziennie przychodzi na cmentarz do swojego męża. Umarł a ona zastała sama bo nie mogli mieć dzieci.
Chciałam powiedzieć Harremu, że mogłabym spróbować, żeby tylko dał mi więcej czasu. Ale skoro on uważa że nie chcę mieć dzieci przez karierę to chyba raczej powinnam się zastanowić, dlaczego z nim jestem.


----------------------------------------------------------- 

Dziękuję za komentarze ;*

Jesteście kochani. I taaak wiem że teraz posypią się hejty bo ich pokłóciłam, ale weźcie pod uwagę to że godzenie jest fajne <3 

... o ile oczywiście ich pogodzę ;D

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 85

MEGGI

- Ok, pora ich obudzić- usłyszałam nad sobą jakieś głosy. Przekręciłam się na drugi bok mrucząc pod nosem żeby się zamknęły, kimkolwiek by te głosy nie były.
- Meg- Boże, kto mnie rusza o tej porze? Zwariowali poważnie, całkowicie zwariowali.
- Magda!
- Idź sobie. - mruknęłam nakrywając się poduszką. Wczoraj chyba jednak wypiłam za dużo alkoholu. Matko, upiłam się.
- Meg, Harry przyjechał. - ktoś zaczął się śmiać, kiedy do mnie dotarł sens słów. Harry przyjechał. Boże! Muszę z nim porozmawiać! Teraz, zaraz natychmiast! Wstałam z łóżka tak szybko że wylądowałam na podłodze owinięta kołdrą.
- Gdzie on jest? - pozbierałam się szybko rozglądając dookoła.
- Nie ma go- Emily miała ze mnie niezły ubaw. O co jej znowu chodzi? Nie rozumie że pilnie potrzebuję rozmowy z własnym chłopakiem? To naprawdę bardzo ważne. Wczoraj wyszłam z domu w takim momencie w jakim za nic nie powinnam wychodzić. Powinnam była się uprzeć i porozmawiać z nim od razu. Myślał że jestem w ciąży, nawet nie chcę myśleć co on sobie już ubzdurał w swojej głowie przez te kilka minut w których myślał że zostanie tatą. Wiem, że Hazz bardzo chce dziecka i to co się wczoraj wydarzyło nie wróży nic dobrego.
- Jak to nie ma?!- zirytowałam się. To dla mnie ważne a ona sobie żartuje, no ja bardzo dziękuję za taką pobudkę.
- Normalnie. Pewnie leży pod stołem w waszym domu zalany w trupa.
- Naprawdę pomagasz, Em. Błagam nie wkurzaj mnie bardziej.- zabrałam z krzesła moje rzeczy i powędrowałam do łazienki. Zimny prysznic powinien mi pomóc, nie mogę zadręczać się Harrym.


Wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik. Pierwsze co to spojrzałam na telefon. Żadnych powiadomień. Mógłby chociaż oddzwonić. Wczoraj nie wytrzymałam i do niego zadzwoniłam. Tyle że on to chyba zignorował bo nawet nie odebrał . Ubrałam się w moje rzeczy które ze sobą wzięłam i wyszłam do kuchni, gdzie siedziały pozostałe dziewczyny.
- Cześć. - rzuciłam krótkie powitanie od razu nalewając sobie kawy do kubka. Przymknęłam oczy upijając trochę.
- Uważajcie bo Meg ciska dziś w każdego piorunami. - zmroziłam Emily wzrokiem. Czy ona musi mnie jeszcze bardziej denerwować? Już wystarczająco boję się rozmowy z Harrym. Ale nie bo Em, musi się z ze mnie pośmiać. Zignorowałam jej uwagę i usiadłam obok Chloe. Właśnie, dziewczyna Liama jest całkiem miła. Miło że z nami wczoraj przyjechała.
Wzięłam sobie kanapkę i zjadałam ją z ogórkiem kiszonym. Po prostu mam ochotę na coś kwaśnego. Za dużo ostatnio jem słodyczy i kalorycznych rzeczy. Z drugiej strony nawet nie wiem ile taki ogórek ma kalorii.
- Ej Meg, a może ty w ciąży jesteś? - odłożyłam głośno kubek z kawą na stół i zamknęłam oczy. Uspokój, się, uspokój się, uspokój się.
- To że mam ochotę na ogórki nie znaczy że jestem w ciąży ok? - wysyczałam w ich kierunku. Uwzięli się na mnie czy co? Może specjalnie zajdę w ciążę żeby ich wszystkich uszczęśliwić?!
- Ale masz jakieś dziwne humorki, i w dodatku to jedzenie. Na pewno nie? - Jamie chyba specjalnie chciała mnie bardziej wkurzyć... Bo niewątpliwie jej się udało.
- Dajcie mi wszyscy spokój z tą ciążą! Nie jestem w ciąży i w najbliższym czasie nie będę, tak trudno zrozumieć?! Mam tego dość! Chyba liczy się też to co ja myślę prawda!- odłożyłam wszystko co miałam w rękach i po prostu stamtąd wyszłam. Poczułam jak łzy powoli zbierają się w moich oczach. Rzuciłam się na łóżko i pozwoliłam by skapywały na pościel. Mam dość, wszystkiego mam dość. Nie poradziłabym sobie z dzieckiem gdybym je miała. Nie umiem sobie poradzić nawet z tym które zginęło. To wszystko moja wina, to ja powinnam umrzeć nie ono.

Nie wiem ile tak leżałam, po prostu zamknęłam oczy i skuliłam się na łóżku. Nie chciałam o tym myśleć. Gdybym była u siebie zamknęłabym się w pracowni i coś namalowała. Cokolwiek, wtedy się odprężam i skupiam tylko na farbach, na tym co tworzę. A tak? Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Przecież to nic takiego. Harry mówił że rozumie, że zaczeka aż ja będę gotowa. I nie byłoby żadnego problemu, tylko że mam wątpliwości co do tego, czy kiedykolwiek będę gotowa.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie ruszyłam się ani o milimetr, nie wydobyłam z siebie żadnego głosu. Nie chcę z nikim o tym rozmawiać. To nie ich sprawa.
Ktoś otworzył powoli drzwi ale byłam odwrócona tyłem do nich więc nawet nie spojrzałam kto to. Materac się ugiął więc pewnie ktoś usiadł. Zamknęłam oczy i próbowałam zdusić w sobie szloch. Ale pozwoliłam by wydostał się z mojego gardła kiedy poczułam męską rękę na moim ramieniu.
- Okruszku- Harry jęknął cicho odwracając mnie do siebie. Bałam się spojrzeć mu w oczy więc ukryłam twarz w jego koszulce przytulając się mocno do jego torsu. Objął mnie ramionami i ucałował mnie w głowę. Podciągnął mnie na swoje kolana i przytulił jeszcze mocniej. Szlochałam cicho nie mogąc się pozbyć guli z mojego gardła.
- Kochanie, ciiiiii, już dobrze. Jestem tu. - kołysał nami lekko ale i tak nic nie pomagało. Nie zasłużyłam na niego. Powinien być z kimś kto mógłby dać mu dziecko. On na to zasługuje, a ja nie mogę tego zrobić, nigdy nie będę gotowa aby znowu zostać matką. Znowu głośniej pociągnęłam nosem i ścisnęłam jego koszulkę.
Cichy głos wydobył się z jego gardła. Zaczął nucić jakąś piosenkę a po chwili ją śpiewał. Nie wiem dlaczego, ale kiedy śpiewał dla mnie, tylko dla mnie czułam się lepiej, zawsze tak było.

Po kilkunastu minutach ustabilizowałam oddech i byłam w stanie coś powiedzieć. Harry nie mówił nic, ciągle śpiewał piosenki które przyszły mu na myśl. Wybierał jednak te spokojne, wolne. Położył nas na łóżku, ale nie zmieniło to faktu że ciągle trzymałam go w ciasnym uścisku.
- Co się stało, skarbie?
- Ja... - co ja mam mu powiedzieć? To wcale nie jest tak proste jak się wydawało. Chciałam z nim porozmawiać od wczoraj, a teraz kiedy mogę to zrobić nie wiem co mam powiedzieć. Znowu kilka łez spłynęło na jego koszulkę.
- Meg, uspokój się, możesz mi wszytko powiedzieć.
- Wiem. Ale to mi nie pomaga. Ja już nie daje sobie rady, rozumiesz? To wszystko jest zbyt trudne. Ty chcesz mieć dziecko, a ja... - znowu cicho zaszlochałam, a on mnie mocniej objął. - ja nie potrafię.
- Kochanie, nie musimy mieć dziecka teraz, przecież cię nie będę zmuszał. Po prostu byłbym bardzo szczęśliwy jeśli byłabyś w ciąży.
- Wiem to. Wiem jak bardzo chcesz zostać ojcem. - zamknęłam oczy.- I nie wiem czy potrafisz mnie zrozumieć. Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa. Nie po tym jak straciłam nasze dziecko. Ja nie powinnam żyć, dlaczego ja przeżyłam a nasza maleńka córeczka nie? To takie niesprawiedliwe, ona powinna żyć. - odważyłam się na niego spojrzeć i od razu tego pożałowałam. Coś ścisnęło mnie w środku kiedy zobaczyłam że ma przymknięte oczy próbując powstrzymać łzy. Nie mogę być taka okrutna, nie mogę zabierać mu daru ojcostwa. A wiem że byłby cudownym tatą. Przecież on kocha dzieci. Powinien mieć przynajmniej jedno.
- Meggi, nie masz pojęcia jak odmieniłaś moje życie kiedy okazało się że żyjesz. Błagam, nie mów nigdy więcej że powinnaś umrzeć. Pomyśl że przeżyłaś po coś. Po to żebyś mogła być matką, żebyś dała komuś życie. - To co mówił wydawało się takie nierealne. Ja miałabym dać komuś życie? Przecież przeze mnie ta mała istotka je straciła.
- Ja je zabrałam naszej córce, Hazz.
- Nie prawda. - przyciągnął mnie do siebie mocniej. - Nie waż się tak myśleć. Nie możesz się obwiniać o jej śmierć. Dobrze wiesz, że gdybyś mogła, oddałabyś za nią własne życie. Ale nie możesz, to nie zależało od ciebie skarbie.
- Nie dam rady- jęknęłam znowu płacząc.- Nie umiem Harry, nie umiem być już matką.
- Meg, umiesz, będziesz wspaniałą matką. Powiedz mi że nie tęsknisz, powiedz, że nie chciałabyś mieć jej przy sobie. Powiedz to, a odpuszczę, obiecuję. - jak on może? Przecież nie mogę tego powiedzieć. Nie mogę...
Wytarłam oczy wierzchem dłoni i na niego spojrzałam. Zrozumiał, zrozumiał wszystko, cały ból jaki czułam, on zrozumiał.
- Widzisz? Chcesz mieć dziecko, chcesz być matką tak samo bardzo jak ja chcę być ojcem. Wiem że za nią tęsknisz, ale nie możesz myśleć że to przez ciebie nie ma jej z nami. To że kiedyś zajdziesz w ciążę nie znaczy że kolejne dziecko umrze. Przeżyje i będzie naszym oczkiem w głowie, obiecuję ci to.
Nie wypuszczał mnie ze swoich ramion przez kolejne kilkanaście minut. Nie wiedziałam co mogłabym jeszcze mu powiedzieć. Nie wiedziałam nawet czy nie miał racji. Może faktycznie powinnam dać komuś życie? Może po to Bóg chciał żebym wróciła, może dlatego pozwolił mi odnaleźć Harrego?
- Skąd się tu właściwie wziąłeś?- zapytałam zdając sobie sprawę z tego że na pewno nie przyjechałby tu sam .
- Jamie zadzwoniła. Mówiła że coś się z tobą dzieje i że muszę jak najszybciej przyjechać, bo one nie wiedzą co robić. Nawet nie wiesz jak mnie nastraszyłaś. Myślałem że coś poważnego się stało.
- Przepraszam- mruknęłam cicho.- Powinnam z tobą porozmawiać o tym wczoraj. Zrozum że się po prostu boję, nie czuję się na silach by teraz być w ciąży.
- Teraz już to wiem. Przepraszam, że tak naciskałem, nie powinienem był tego robić.
- Poza tym to nie najlepszy okres na dziecko. Ty wyjeżdżasz w trasę a ja...
- Ty co? - podniósł głowę wyczekując mojej odpowiedzi. Westchnęłam głęboko. Kolejna trudna rozmowa przed nami. Spuściłam wzrok na podłogę i pokiwałam przeczącą głową.
- Nic takiego, powiem ci potem. - Najchętniej powiedziałabym mu teraz, ale on nie zrozumie. A teraz potrzebuję jego bliskości, potrzebuję się przytulić i od tak z nim pobyć. To zdecydowanie nie jest dobry moment na tą rozmowę.

HARRY

- Dziękuję że chciałeś ze mną tu przyjść. - odezwała się cicho opatulając się bardziej kurtką.
- Kochanie.- objąłem ją dłońmi od tyłu i ułożyłem głowę na jej ramieniu. Oboje wpatrywaliśmy się w nagrobek. Był taki maleńki. Po jej policzkach płynęły łzy. Samemu chciało mi się płakać, ale jakoś jeszcze się trzymałem. Choć po dzisiejszej rozmowie, obydwoje byliśmy w dziwnych nastrojach. - Jesteśmy z tobą maleńka.- szepnałem cicho. Nie mogłem już patrzeć na ten grób. Tyle razy tu przychodziłem, kiedy myślałem że Meg nie żyje. A teraz mam patrzeć jak trzęsie się z rozpaczy i klęczy nad grobem naszego dziecka. Cierpiała, bardzo, i dopiero teraz pozwoliła sobie to pokazać. Przez dwa lata ukrywała to w sobie. Nie wiem jak dawała sobie rade do tej pory. Może dlatego, że gdy myślała że była w śpiączce sądziła że nie była naprawdę w ciąży. Nie wiem, naprawdę. Ale czułem się jakby ktoś ciął moje serce, kiedy patrzyłem jak cierpi.
Ukucnęła przed zimną, marmurową płytą i pogładziła ją ręką. To nasza córka... Ile bym oddał żeby była z nami. Wszytko co mam. Gdy pomyślę o tym wszystkim po prostu mnie coś ściska od środka. Zdławiłem w sobie szloch. Przetarłem twarz dłońmi wypuszczając głośno powietrze. Ukucnąłem obok Meg i objąłem ją delikatnie ramieniem.
- Musimy wracać. - szepnąłem cicho do niej. - Zamarzniesz mi tutaj, a jesteśmy tutaj prawie godzinę.
- Mhm. - otarła łzy i z powrotem spojrzała na nagrobek. Na aniołka który był wykuty, na białe róże, które przynieśliśmy.
- Kochamy cię maleńka. - Wiedziałem że za chwilę wybuchnie płaczem. Odwróciła się do mnie i wpadła w moje ramiona. Przytuliłem ją mocno i głaskałem delikatnie po plecach. Zacisnąłem powieki wmawiając sobie że muszę zachować spokój, muszę być dla niej teraz wsparciem. Kiedy je otworzyłem ujrzałem współczujące spojrzenie jakiejś kobiety. Patrzyła na Meg smutnym wzrokiem. Uśmiechnęła się pokrzepiająco jakby chciała mi przekazać silę. Której niewątpliwie potrzebowałem. Sam nie daję sobie rady, a muszę teraz mieć siłę nie tylko dla siebie, ale i dla Meg. Ona sobie beze mnie nie poradzi.

Zgasiłem silnik uśmiechając się delikatnie. Meggi zasnęła tuż po tym jak odjechałem z parkingu cmentarza. Była wykończona, niech sobie pośpi ile może. Przyda jej się chwila odpoczynku. Obszedłem samochód i delikatnie wziąłem ją na ręce. Wchodząc do domu modliłem się tylko o to by byli cicho.W tym momencie naprawdę żałowałem że zgodziliśmy się aby z nami zamieszkali.
Ale oczywiście to było w ich wykonaniu nie możliwe. Jamie darła się na Lou. I to jak... boże, współczuję mu, poważnie. Emily siedziała na kanapie i śmiała się jak wariatka. Boże, niech się uciszą bo ich pozabijam.
- Zamknijcie się!- krzyknąłem jak najciszej się dało, o ile to w ogóle można było nazwać krzykiem. Ale na szczęście usłyszeli. Jamie od razu podbiegła do nas posyłając mi pytające i przerażone spojrzenie.
- Co jej jest?!
- Powiedziałem, ciszej. - Zdaję sobie sprawę z tego że z pewnością widać po Meg że płakała pół dnia. Ale sam nie jestem w zbyt dobrym nastroju do tłumaczeń. Nikt z nich nie potrafiłby tego odczuć tak jak my.
Odłożyłem ją na nasze łóżko. Ściągnąłem z niej buty i sweter, okryłem kołdrą i pocałowałem lekko w czoło. Nie wiem, czy damy radę to udźwignąć, ale będę się bardzo o to starał.
Wczoraj byłem załamany, bo Meg za nic nie chciała mieć dziecka, ale po dzisiejszym dniu, po tym w jakim stanie widziałem moją dziewczynę, nie potrafię spojrzeć na to tym samym okiem co jeszcze wczoraj. Ona tak bardzo cierpi. Nie mogę jej zmusić do dziecka. Za nic jej tego nie zrobię, mimo iż sam byłbym wniebowzięty.
Zszedłem na dół prosto do kuchni. Chyba muszę się jakoś uspokoić. Nalałem sobie do szklanki zimnej wody i usiadłem przy stole chowając twarz w dłoniach.
Nie dam rady, za nic w życiu nie dam rady...
- Harry.- pierwszy raz słyszę żeby Jamie tak się bała odezwać. Jeszcze przez jakąś minute siedziałem bez ruchu próbując cokolwiek sobie poukładać, ale nie umiałem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem że Jam siedzi przede mną, a nad nią stoi Emily. O nie, nie przejdzie mi przez gardło nic związanego z nasza księżniczką. Nic.
- Co się dzieje? Nie układa wam się? - Gdyby o to chodziło, jakoś bym to przebolał, wiedziałbym że w końcu się pogodzimy i będzie w porządku. Ale to co się dzieje z Meg? Nie wiem co mam zrobić, może powinna porozmawiać z psychologiem? Czuję że nie potrafię jej pomóc we właściwy sposób. A może po prostu miała gorszy dzień i nie powinienem tego tak roztrząsać?
- Nie, jest w porządku. Meggi miała po prostu słabszy dzień.
- Na pewno? Nie chcesz o tym pogadać?
- Nie i bardzo was proszę nie wyciągajcie niczego z Meg, lepiej niech o tym nawet nie myśli.
- Może ona potrzebuje rozmowy z przyjaciółkami? Nie obraź się, ale chłopakowi, nawet własnemu nie zawsze można wszystko powiedzieć. - Tak? W takim razie nie obraźcie się, ale TO NIE WY STRACIŁYŚCIE DZIECKO!!!
- Jeśli będzie chciała, proszę bardzo, mówię tylko że to nie pomoże, Meg potrzebuje kilku dni spokoju. Niczego więcej.


***


Sam załatwiłem jej kilka dni wolnego. Powiedziałem Stinnsonowi że jest chora. Dziewczyny jak zapowiedziały próbowały z nią porozmawiać, ale ona nie pisnęła nawet im słówka. Mówiłem, ale kto by mnie słuchał. Czuła się zdecydowanie lepiej, choć nie tak dobrze jak wcześniej. Chodziła przygnębiona, praktycznie z nikim nie rozmawiała. Po trzech dniach siedzenia w domu znowu wybrała się na cmentarz, powiedziała, że chce tam pójść sama, więc nie nalegałem. Kiedy wróciła czuła się o wiele lepiej. Nawet się uśmiechała. Zeszła nad dół i posiedziała razem z wszystkimi, próbując ukryć to, że widzi dziwne spojrzenia reszty. Z dnia na dzień było lepiej, wracała powoli nasza Meg, moja Meg. Ale mimo to czułem i doskonale widziałem że nie jest taka sama, jakby ciągle coś w sobie dusiła. Przecież powiedziała mi wszystko, szczerze porozmawialiśmy. Nie możliwe by coś ukrywała, a mimo to tak się zachowuje.
_____________________________________ 

Dzięki za te wszystkie komentarze :D Jesteście kochani ;*

Cóż, jeśli pod tym rozdziałem, który pojawił się wcześniej! pojawi się duuużo komentarzy, to rozdział będzie w czwartek ;) Mam nadzieję że się wam choć trochę podobał.