środa, 30 października 2013

Rozdział 50 !



  Harry
Wiecie co jest prawdziwym wyzwaniem?
Po czymś takim z Meg, czymś co zrobiliśmy na masce samochodu siedzenie za kierownicą i nie gapienie się jednocześnie na głupio uśmiechającą się dziewczynę siedzącą obok jest na prawdę trudno wykonalne. Całą swoja uwagę starałem się skupić na drodze, jednak dłoń Meg, która ciągle pozostawała na moim kolanie skutecznie mi to uniemożliwiała. Zdjąłem lewą dłoń z kierownicy i położyłem ją na jej dłoni lekko ją ściskając.
- Uwielbiam cię wiesz?- uśmiechnąłem się odwracając na moment głowę w jej stronę. Ona się uśmiechnęła ukazując mi rząd białych zębów.
- Wiem.
- Chłopcy mówili że jutro do nas wpadną. Podobno Kate i Em chciały do ciebie przyjść.
- Tak? Właściwie to dawno się z nimi nie widziałam. No to kochanie trzeba w domu posprzątać, bo ciągle wszędzie jest jeden wielki syf.- wiedziała że mi się to nie spodoba, i tylko i wyłącznie dlatego to powiedziała. A najgorsze jest to że miała całkowitą rację. Bo kto lubi sprzątać?
- Mhm, ok, pomogę ci.- zdziwiła się, ja zresztą też. Pomogę? Boże, przecież ja nienawidzę sprzątać, to najgorsze co może być! I sam się sobie dziwię, dlaczego sam wyszedłem z propozycją pomocy. Może w nadziei na jakieś miłe podziękowanie?
Wjechałem do naszego garażu i oboje wyszliśmy z samochodu.
- Ej no! Pomóż mi!- no tak, Meggi wzięła dzisiaj sporo rzeczy z swojej pracowni, nie wiem po co jej to wszystko, nie pytajcie. Wystarczy mi  że się dziś nasłuchałem o jakichś tam technikach malarskich.
- No już już.
Wrzuciłem wszystko do jej pokoju, w którym trzymała swoje wszystkie obrazy, i te przyrządy do malowania. Serio, ja myślałem że potrzebne są tylko pędzle farby i jakiś tam materiał do malowania. A tu się okazuje że ma dziesięć rodzajów farb, mnóstwo pędzli, jakieś podobrazia, oprócz tego specjalne faktury do malowania farbami akrylowymi, akwarelowymi. Czasem jeszcze bierze się za szkicowanie, więc pląta się tu sporo ołówków, no i
węgiel. Tak, węgiel. Otóż dowiedziałem się że jest taki do rysowania.
Rozdzwonił się jej telefon. Oczywiście! Bo jakże my byśmy mogli mieć chwile dla siebie! Dobra, przed chwilą uprawialiśmy zajebisty seks, wycofuję wszystkie narzekania, i marudzenia.
- Słucham? Tak? Jasne że możesz. Kiedy? No tak, tylko że wyprowadziłam się stamtąd. Tak, już się tak nie ciesz. Mmm, tak jak mówiłeś. Dzięki. Paa.

Założyłem ręce opierając się o framugę w drzwiach kuchni. Meggi siedziała na blacie machając nogami w powietrzu. Wyglądała naprawdę ślicznie. Zresztą co tu się dziwić, od zawsze była piękna. Stałem tam, i gapiłem się na nią jak jakiś idiota. Ale jest moja dziewczyną, mam do tego prawo, a nawet bym powiedział że to przywilej! Bo kto by nie chciał patrzeć na mojego małego aniołka, który wygląda jak bogini?
- Kto dzwonił?
- Tata.- zmarszczyłem brwi. Mój jakże dobry dzisiejszy humor nieco się zniszczył. Nie byłem przekonany co do tego, że znów możemy mu w pełni zaufać. Od kiedy go poznałem wydawał się w porządku, ale stracił w moich oczach, kiedy tak bardzo skrzywdził Meg. A ona tak po prostu mu od razu wybaczyła. Wiadomo, to jej ojciec, ale po tym co zrobił nie zasłużył sobie na to co ona mu daje.
- Harry. Kocham go i to się nie zmieni. Popełnił błąd, ale każdy zasługuje na drugą szansę. Ty tez ją dostałeś.- podszedłem do niej i stanąłem pomiędzy jej nogami. Położyłem dłonie na jej biodrach i spojrzałem w jej piękne szare oczy. W tym świetle nie było widać za bardzo niebieskiej barwy.
- Ja się o ciebie po prostu martwię, nie chcę abyś znowu cierpiała przez tego człowieka.- Wiem. Rozmawialiśmy na ten temat. I wtedy skutecznie zatkała mi buzię kiedy powiedziała że wybaczyła mi tak samo jak jemu. I niestety ale musiałem przyznać jej rację.
- To jest mój ojciec. Zrobił co zrobił bo chciał mnie chronić. Wytłumaczył mi wszystko, przeprosił. Dlaczego miałabym mu nie wierzyć? Gdyby mnie nie kochał nie przyjeżdżałby dla mnie do Londynu. Przypominam ci tylko, że niedawno to ty mi się tłumaczyłeś w ten sam sposób. Mówiłeś o moim bezpieczeństwie. Tata myślał o tym samym pozwalając na to bym była w Paryżu. Bał się o mnie. Więc proszę, bądź miły ok?
- Jasne słońce, dla ciebie wszystko.- cmoknąłem ją w usta i uśmiechnąłem się odrywając od jej twarzy. Skrzywdziłem ja tak samo, tyle samo łez wylała przez niego ile przeze mnie. Więc moje prawo do osądzania go praktycznie nie istnieje.
- Więc przygotuj się na to że jutro do nas wpadnie.- uśmiechnęła się niewinnie i zeskoczyła z blatu, odwróciła się będąc w drzwiach i przesłała mi buziaka.
- Idę do łazienki.
Nie wiem czy to było zaproszenie czy nie ale ja to zinterpretowałem po swojemu i ruszyłem tam za nią.

Niall
Skoro już wiem gdzie mieszka Connie, to może by to jakoś wykorzystać?
Nie wiedziałem czy dobrze robię, czy nie będzie jej to przeszkadzało, ale do niej poszedłem.
Lecz kiedy stanąłem przed jej domem, zawahałem się nim podszedłem pod same drzwi. Co jeśli otworzy mi ktoś kogo nie będę się spodziewał. Przecież nie wiem nawet z kim ona tam mieszka.
Gdzieś w środku bardzo się obawiałem otworzenia drzwi, lecz kiedy to się stało ujrzałem Connie. I kamień spadł mi z serca powodując że się uniosło.
- Niall? Co tu robisz?- była zaskoczona moim widokiem. A co, myślała może że będę do niej przychodził do biblioteki licząc że tam będzie? Swoją drogą tak właśnie robiłem przez ostatnie tygodnie więc…
- Przyszedłem do ciebie.
- Domyśliłam się, ale wolałabym żebyś wcześniej mnie uprzedził.
- A co jeśli chciałem ci zrobić niespodziankę?
- W takim razie ci się udała bo kompletnie się ciebie nie spodziewałam. – podeszła bliżej i pocałowała mnie w policzek.- Tak w ogóle to cześć mój blondynku.
- Twój blondynek?- uniosłem obie brwi ku górze przez co ona się zaczerwieniła. Chyba nigdy nie przejdzie jej to zawstydzanie.
- Może zaczekasz, a ja się przebiorę?
- Jasne, mogę wejść?
- Emmm, to nie najlepszy pomysł.
- Hej, Connie, mówiłem ci że nie zamierzam przestać się do ciebie odzywać bo mieszkasz jak mieszkasz. Mam to głęboko gdzieś. – uśmiechnąłem się i wepchnąłem do środka. No cóż, pięknie to tam nie było. Już od pierwszych sekund czułem zapach alkoholu. Wszędzie było brudno, i naprawdę warunki mieszkalne nie były zachwycające.
Lecz kiedy weszliśmy do jej pokoju poczułem jaką taką ulgę. Connie zabrała kilka rzeczy i udała się do łazienki.
- Nikogo oprócz nas nie ma?
- Nie.- odkrzyknęła.
Miałem zatem czas żeby odrobinę się rozejrzeć. Pomieszczenie różniło się od pozostałej części domu. Było przyjemne, i można było tutaj spędzać czas nie czując się jak w obskurnej kamienicy. Wiadomo, nie każdy ma pieniądze, ale bez przesady. Ten dom się wali.
Kiedy wyszła z łazienki wyglądała naprawdę  ślicznie. Od razu poprawił mi się humor kiedy tylko zobaczyłem jej roześmianą twarz. I kiedy widziałem ją taką lubiłem ją tak najbardziej.
- No to co, ubieraj kurtkę i wychodzimy.
- A mogę wiedzieć gdzie?
- Sam tego jeszcze nie wiem.
Nie miałem pojęcia gdzie pójść, ale mogłem iść wszędzie, chodziło mi o spędzanie czasu z nią. A przebywanie tutaj nie za bardzo uśmiechało się zarówno mi jak i jej. PO pierwsze nie czułem się tutaj zbyt komfortowo, a po drugie nie chciałbym spotkać jak na razie jej matki. Poza tym nie jestem przekonany co do tego czy sama Connie czułaby się dobrze tutaj w moim towarzystwie.
Więc postanowiłem, że wybierzemy się w jakieś neutralne miejsce.
Kiedy wyszedłem z domu, ona wyszła za mną, zrównała się ze mną i mocno chwyciła moją dłoń. Że jak?
Ona? Ta nieśmiała Connie którą znam? To ta sama dziewczyna która czerwieni się pięćdziesiąt razy dziennie? Sama z siebie po prostu splotła nasze ręce razem. Co dziwniejsze w żadem sposób mi to nie przeszkadzało. Czułem się… dobrze. Prawda, spotykamy się już dość długo, i gdyby się tak zastanowić to te nasze spotkania można by nazwać randkami. I chyba nawet zaczynam traktować ją jak moją potencjalnie przyszłą dziewczynę. I sam jestem zaskoczony że to złączenie dłoni spowodowało to, że doszedłem do takich wniosków.
Connie mi się podoba.

- Co chcesz?
- A co mogę chcieć?- zapytała uśmiechając się.- Gorącą czekoladę.-
Tym razem zaśmiałem się ja. Przecież ten zmarzluch kocha wszystko co gorące, a że ja jestem gorący więc… haha, Horan jakiś ty zabawny. O Jezu, o czym ja myślę?
W małej kawiarence do której bardzo chciała wstąpić było nawet ciepło i naprawdę uwierzcie mi, że nie rozumiem dlaczego Connie ciągle siedzi w kurtce. Kiedy wróciłem do stolika z czekoladą zastałem ją tam skuloną na krześle.
- Aż tak ci zimno?
- Troszeczkę.- mruknęła znów ukazując mi swoje dołeczki. Coś mi się wydaje że za często wspominam o jej uśmiechu. Ale jak tu o nim nie myśleć kiedy gdy tyko go widzę aż sam mam ochotę się uśmiechać?
- Więc, może powiesz mi coś o sobie? Nigdy cię o to nie pytałem bo nie chciałem się narzucać ani nic, ale chciałbym wiedzieć o tobie coś więcej.
- Niall, chodzi ci o to gdzie mieszkam?- zaskoczyło mnie to że wypowiadała się o tym bez żadnego zażenowania, co nie było w jej stylu.
- Też. Chodzi mi o wszystko.
Wypuściła głośno powietrze i przymknęła oczy. Dzisiaj wyglądała jakoś tak inaczej. Może dlatego że swoją grzywkę spięła do góry? Może, ale w każdym razie tak też jej było ślicznie.
- Co tu dużo mówić. Nigdy nie spotkało mnie nic co mogłabym zaliczyć do szczęśliwych chwil w moim życiu- po tym zdaniu już byłem przerażony.- Kiedy miałam pięć lat mój tata nas zostawił, mnie, mamę i moją trzyletnią siostrę. Mama wpadła w nałóg, piła, paliła, ćpała. A ja chowałam Courtney w moim małym pokoju i próbowałam uspokoić kiedy mama wszystko co było w domu niszczyła, krzyczała. Po prostu wpadała w szał. Na szczęście sąsiedzi szybko się zorientowali co się dzieje i trafiłyśmy do domu dziecka. Byłam mała, potrzebowałam kogoś kto mnie pokocha, zrozumie. A okazało się że była tam pani która wszystkie dzieci takie jak my miała w dupie. Courtney ciągle pytała o mamę a ja nie wiedziałam co mówić, sama nie rozumiałam co się działo. Rok temu wyszłam stamtąd, nie miałam nic, żadnych pieniędzy, niczego. Więc wróciłam do naszego domu. I zastałam tam mamę pieprząca się z jakimś facetem. Dom wyglądał jak wygląda teraz. I żyję sobie z moją mamą, a kiedy jest pijana czyli prawie zawsze zamykam się po prostu w pokoju i czytam książki. Dlatego ciągle jestem w bibliotece. Wolę siedzieć w ciepłym miejscu gdzie mogę zwierzyć się pani bibliotekarce. Nie marznę w naszym szarym, brudnym domu bo mama znowu nie zapłaciła za ogrzewanie i prąd. Ale najczęściej i tak  płacę ja. Staram się dorobić czasem pracując gdzieś jako kelnerka. Ale i tak nigdzie nie mogę znaleźć jakiejś stałej pracy.
- I nie masz kompletnie nikogo kto mógłby ci pomóc?
- Niall, ty jesteś jedyną osobą która od wieków się mną zainteresowała. Moimi znajomymi w domu dziecka były dziewczyny które proponowały mi pracę prostytutki. Mówiły że przecież trzeba jakoś zarabiać, że jak nie ma się wyjścia to trzeba robić wszystko. Ale ja nie chciałam, wolę już mieszkać z mamą niż sprzedawać swoje ciało i godność.
- Connie, tak cholernie mi przykro.- podszedłem do niej i po prostu ją przytuliłem.- przepraszam że zapytałem, nie chciałem żebyś płakała.- uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Otarłem jej łzy i przytuliłem do mojego torsu.- Może wyjdźmy stąd co?
- Dobrze.
Zrobiło mi się tak cholernie głupio. Ja ciągle mówię sobie że jestem nieszczęśliwy, że wszyscy mnie olewają, że nie mam już nikogo. A tak naprawdę to mam tak dużo. Mam rodzinę, którą swoją drogą ostatnio zaniedbałem. Mam przyjaciół, wprawdzie, ostatnio zajmują się swoimi sprawami ale są. I mam ciepły dom, masę jedzenia i miliony fanów. A Connie? Jest sama, zupełnie sama, teraz ma tylko mnie.
____________________________________

Dobry wieczór wszystkim! Otóż wysiedziałam się 3h w kościele i natchnęło mnie na dodanie rozdziału. Miał być wcześniej w nagrodę za wasze świetne pomysły, ale tak jakoś wyszło że jest dzisiaj. I to że jest, nie oznacza, że nie możecie nic dodawać w WASZEJ zakładce! Proszę o własne zdanie, i obiecuję odpowiedzieć na każdy pomysł! Przy okazji możecie dowiedzieć się czegoś ciekawego o blogu...

 

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 49


Harry
Siedziałem na kanapie u chłopców, jak to dziwnie brzmi, przecież ten dom był tak długo moim. Znam tu każdy zakamarek. Przeżyłem tutaj tyle fajnych chwil. Cholera, nadal coś ciśnie mnie w żołądku na myśl, że mieszkam już sam, no z Meggi, no i z Gemmą. Dobra może nie sam, ale TO NIE TO SAMO! Z chłopakami było inaczej, a teraz mam po prostu tak sobie zakończyć ten rozdział? To wcale nie takie proste. Uwielbiam mieć Meg tylko dla siebie, ale te męskie wieczory, ba! Noce! Chwila bez babskiego oka była czasem jak zbawienie. Wiadomo, mogę wpaść tutaj kiedy chcę, ale to nigdy nie będzie tuż jak za czasów kiedy jeden z tych pokoi na górze będzie mój. Śmiało mogę powiedzieć że nie zapomnę ich do końca życia, ale nadeszła pora żeby zakończyć ten okres w moim życiu. Trzeba było się z tym pożegnać i tyle.
- Dobra, ja się będę zbierał.- wstałem z kanapy zerkając na zegarek. Było dopiero po szóstej, ale jak się spóźnię to Meg mnie zabije. Przecież ona nie znosi gdy ktoś się spóźnia, a już zwłaszcza kiedy robię to ja.
- A gdzie ty się tak śpieszysz co?
- Muszę jechać po Meggi.
- Teraz jak znowu jesteście razem to znowu nie masz spokoju- zaśmiał się Louis. Wywróciłem oczami ubierając buty. Lubiłem nie mieć spokoju z powodu Meg.
- Wolę mieć Meg, niż spokój. No to do zobaczenia, wpadnijcie do nas kiedyś.
- Noo, dziewczyny chciały jechać do Meg, więc pewnie się kiedyś u was pokażemy.- jak to brzmi. U was. Serio do mnie do nie dociera że mam dom z Meg, że mieszkamy sami. Nasz dom. Cholera, ja mam dom, mam dziewczynę i nasz dom. To takie dorosłe, aż się dumny poczułem, z samego siebie. Jestem wielkim szczęściarzem, bo ją mam, bo mam wszystko czego mi trzeba.

Śpiewałem sobie stając na światłach. Kiwałem głową na boki zadowolony z tego że jestem sporo przed czasem. Będę musiał na nią czekać ale lepsze to niż się spóźnić. Jeszcze tylko jedna ulica i jestem.
Zaparkowałem na parkingu i wyszedłem z samochodu opierając się o maskę z przodu. Miałem zamiar tak czekać ale na całe szczęście spostrzegłem grupkę dzieci niedaleko mnie. Nie to nie to co myślicie, nie jestem pedofilem. Bo te dzieci nic by mnie nie obchodziły gdyby nie to, że z budynku w ich kierunku szła moja Meggi. Najwidoczniej to właśnie jej grupa, z którą ma zajęcia. Poza tym, nawet w tym wielkim swetrze wyglądała pięknie. Jej zgrabne nogi wydały mi się tak zniewalające w tamtym momencie. Każdy mięsień który napinał się podczas każdego kroku, był tak widoczny, że aż pociągający.
Szczęśliwy że nie zanudzę się tu na śmierć przez te dwadzieścia minut ruszyłem w ich kierunku. Meggi położyła swoją torebkę na ławce i zaczęła coś mówić do dzieci. Stała tyłem do mnie, więc oczywistym jest że mnie nie widziała. Dzieci zauważyły mnie wcześniej ale kładąc palec na ustach dałem im do zrozumienia żeby nie zdradzały mojej obecności. Widać to wyrozumiałe małe człowieczki, bo tylko się uśmiechnęły i pokazały palcem na ustach że będą cicho. Na szczęście zanim Meg zdziwiona ich gestem zdążyła się odwrócić ja byłem już przy niej. Podszedłem bliżej i zakryłem jej oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to- szepnąłem jej do ucha lekko je przygryzając. Wiedziałem że mnie pozna. Bo kto by nie poznał głosu własnego chłopaka? Ok., może ta która gonie ma ale… ok., nie ważne.
- Harry, co tutaj robisz?
- Miałem przyjechać- odpowiedziałem zdejmując ręce z jej oczu i zamiast tego kładąc je na jej biodrach. Chciałbym wsunąc je dalej, pod spód, ale miałem świadomość tego gdzie jesteśmy. Mimo to przyciągnąłem ją do siebie tak, że jej plecy przylegały do mojego torsu.
- Hazz, jestem w pracy, dzieci patrzą- szepnęła odsuwając się ode mnie.
- Cześć, jestem Harry- powiedziałem głośniej na co większość mi odpowiedziała. Rozejrzałem się dookoła. Hmmm, te dzieci nie mają więcej niż dziesięć lat, a już tak malują? Wooow, ciekawe czy Meg się gdzieś uczyła tego co umie. Nigdy jej o to nie pytałem. Chyba za mało się nią interesuję. Powinienem zapytać o to już dawno, ale jak widać jestem egoistą wpatrzonym w swój tyłek. Ok., to może trochę złe porównanie, bo jedyny tyłek w który mógłbym się wpatrzyć należy do Meggi. Hazz! O czym ty człowieku myślisz? Jesteś otoczony przez dzieci, opanuj się trochę. Nawet nie zauważyłem kiedy jedna z dziewczynek podbiegła do mnie ciągnąc mnie za rękę do swojego miejsca gdzie wcześniej siedziała.
- Choć zobaczyć co namalowałam!
- Już idę, idę. Co malujecie?
- Drzewa.- spojrzałem na pędzel który trzymała do góry nogami. Na malowaniu to ja się nie znam ale pędzel trzyma się chyba tymi miękkimi włoskami w stronę kartki i to tym się maluje nie? A ta dziewczynka trzymała go na odwrót stukając twarda końcówką w swoje dzieło zostawiając na nim kolorowe kropki. Spojrzałem na resztę dzieci. Wszystkie robiły tak samo.
- To puentylizm.- powiedziała Meggi, zdaje się że do mnie. Tylko że gdyby to mi coś mówiło było odrobinę milej. Bo co to do cholery znaczy? To płeny coś tam
- Co?
- Technika puentylizmu. Wywodzi się z neoimpresjonizmu zapoczątkowanego pod koniec dziewiętnastego wieku. Buduje się kompozycję właśnie przez nakładanie na płótno gęsto rozmieszczonych kropek lub kresek końcem pędzla. W ten sposób kształtuje się formę obrazu, a patrząc na taki obraz z odpowiedniego oddalenia te kropki zlewają się tworząc obraz. To takie rozwinięcie dywizjonizmu.- patrzyłem na nią zszokowany. I właśnie zdałem sobie sprawę, że nie doceniałem, tego co robi Meg. Myślałem że całe to jej malowanie polegało na tym że nachodzi ją wena, bierze pędzel do ręki i maluje. A teraz kiedy stała przede mną cała uradowana, pełna pasji opowiadała o jakiejś technice zdziwiłem się. Nie spodziewałem się, że będzie w stanie wyrecytować mi całą historię sztuki i powiedzieć na czym polega każda technika. Poza tym nie zrozumiałem połowy tego co powiedziała. Ale przecież ja, inteligentny pan Styles, nie mogę się do tego przyznać prawda? Dobra, i tak wiem że ona wie, że ja nie wiem.
- Wow, ja nie mam pojęcia o czym mówiłaś, ale wow.
- Wiesz, pomyślałam, że skoro jest ładna pogoda, to wykorzystam to, a jesienne drzewa świetnie się nadają do puentylizmu.- była taka uradowania. Nie wiedziałem że ta praca daje jej tyle radości. Te dzieci są dla niej czymś czego potrzebuje w ciągu dnia.
- Czyli że po prostu robi się kropeczki końcem pędzla, tak?- zapytałem przyglądając się prawie skończonemu obrazkowi jakiegoś chłopca.
- Teoretycznie tak.- poczułem jak splata nasze dłonie razem. Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem.- Ale praktycznie to wcale nie takie proste.
- Proszę pani, a kim jest ten pan?- zapytał jakiś chłopczyk wskazując palcem na mnie. Zaśmiałem się widząc jego skrzywioną twarz. Nie podobało mu się, że trzymam Meg za rękę. Rozumiem, całowanie dla dzieci jest rzeczą obrzydliwą, ale żeby trzymanie za ręce?!
- To jest mrówa. Moja mróweczka.-
- Tak tak, a wasza kochana pani to słonik. Mówiła wam że bardzo lubi kiedy tak się do niej mówi?- spojrzałem kątem oka na Meggi która zadowolona z tego nie była.
- Naprawdę?- zapytała jakaś dziewczynka w kręconych włosach. Od razu gdy na nią spojrzałem, spodobała mi się. Miała je zaplecione w dwa warkocze ale i tak loczki wydostawały się z każdej strony. No bo przecież mała kopia mnie, mimo iż moim dzieckiem nie była, musiała być świetną osobą, prawda?
- Jak się nazywasz?- zapytałem kucając obok dziewczynki.
- Lorie. Tak na mnie mówi mama. A ty jesteś strasznie dużą mrówą.- powiedziała dotykając moich loków.- I masz takie włosy jak ja.- uśmiechnęła się. A nie mówiłem. Lorie, to cudowna dziewczynka! Magda do nas podeszła i oparła się o moje plecy, bo ja kucałem obok mojego sobowtóra.
- Lorie, skończyłaś obrazek?
- Tak pani słonik.- wohoho, coś mi się wydaje, że będę miał w domu naprawdę przewalone.
- Mmm, proszę pani słonik, chyba już pora kończyć zajęcia prawda?- zapytałem wstając i patrząc na Meg. Przeczesała ręką włosy odgarniając je z czoła. Spojrzała na zegarek i ku mojemu zadowoleniu chyba faktycznie zgodziła się na koniec zajęć, co oznaczało początek czasu tylko dla naszej dwójki. I to mi się podoba.
- Pan mrówa będzie miał w domu karę.- szepnęła kiedy znalazła się obok mnie. Hmmm, jak będzie to taka kara o jakiej myślę to ja naprawdę bardzo chętnie!- No dobrze, sprzątajcie już za sobą, obrazki zostawcie mi tutaj ok?
Dzieci zabrały się za zbieranie swoich rzeczy a ja przyciągnąłem Meggi do siebie i lekko pocałowałem.- Tak w ogóle to cześć kochanie.
- Teraz to kochanie, a przed chwilą słoń co?- odepchnęła mnie od siebie.- nie zapominaj gdzie jesteśmy. Zostań z nimi , ja musze odnieść obrazy do środka, dobrze?
- Jasne.

Jej ręka przesuwała się coraz wyżej, a ja coraz bardziej starałem się nie zwracać na to uwagi i coraz bardziej mi to nie wychodziło. W końcu spojrzałem na jej rozbawioną minę wymownym spojrzeniem.
- Przestań.- warknąłem. Nie znosiłem kiedy rozpraszała mnie w czasie jazdy. To że wykorzystywała swoją seksowność było po prostu nie fair. Robi to naprawdę często! Po prostu chyba czerpie z tego niesamowitą przyjemność.
Oczywiście nie przestała tylko przesunęła rękę wyżej zatrzymując ją tuż przy moim kroczu.
- Słońce, proszę, w domu ok.?- spojrzałem na nią na co ta się zaśmiała. Chyba nie do końca  o to jej chodziło no ale taką sytuację trzeba wykorzystać.
- A co, jeśli mam na ciebie ochotę teraz?- zapytała posyłając mi jedno z jej niegrzecznych spojrzeń.
- W takim razie bierz mnie teraz …- szepnąłem zatrzymując się na poboczu. No a co, może mam nie skorzystać? Co to to nie, jestem gotowy w każdej chwili, w każdym miejscu, jeśli tylko Meg tego chce. A z tego co zdążyłem zauważyć chce tego teraz, więc do roboty!
-Zjedź gdzieś dalej od drogi.
-Chcesz mnie zgwałcić?- zapytałem z powrotem odpalając silnik. W samochodzie rozniósł się jej donośny śmiech.
-A kto by nie chciał.
Kiedy znalazłem wreszcie jakąś leśna drogą w którą skręciłem Meggi zdążyła już ściągnąć ze mnie koszulę. Nie wiem jak to zrobiła, nie wiem jak jej się to udało, ale byłem już prawie nagi, no ok., miałem na sobie spodnie. Przerzuciła nogę przeze mnie siadając na mnie okrakiem. Usłyszeliśmy klakson, na który przypadkiem nacisnęła swoim tyłkiem.
- Ups- wplotła palce w moje włosy i cmoknęła mój nos. Wsunąłem ręce pod jej koszulkę gładząc delikatnie jej biodra. Przesuwałem je wyżej, kiedy ta złączyła nasze usta razem. Pocałunek w jakim zatonęliśmy, uhhh co tu dużo mówić, był nie z tej ziemi. Nie odrywała się od moich ust jakby się przykleiła. A kiedy już to zrobiła to powodując że zostałem tak zupełnie zdezorientowany wyszła z samochodu. Właściwie to mnie potem z niego wyciągnęła. Przycisnąłem ją do samochodu, jest taka drobna. Czuję się jakbym był odpowiedzialny za tą krucha istotkę. Sprawia, że czuję się przy niej taki wielki. Nawet kiedy nasze dłonie są ze sobą złączone. Jej ręka jest prawie dwa razy mniejsza od mojej. Cała ona sprawia że czuję się wyjątkowo, kiedy wiem, że tylko mnie wpuszcza do swojego świata, że tylko ja znam ja taką, jaka jest naprawdę. Bo taka jest rzeczywistość. Ludzie w nas nie widzą nas. Dziwne i pokręcone ale prawdziwe. Ktoś mniej, a ktoś więcej, ale każdy udaje przed innymi kogoś innego. A żeby komuś pokazać tą prawdziwą stronę, ten ktoś musi na to zasłużyć. Meggi mnie zna jak nikt, bo pozwoliłem żeby odkryła wszystko co skrywałem, bo nie wstydziłem się niczego, bo byłem sobą zawsze kiedy ona była ze mną. Bo przy niej wciąż jestem sobą.
A ona przy mnie.
Czasem czuję że nie zasłużyłem na to co mnie z nią łączy, że nie jestem godzien iść przez życie u jej boku. I wtedy myślę, doceniaj to kogo masz i wyobraź sobie choć chwilę ze świadomością że jej nie ma. Przeżyłem rok będąc pewnym że ona nie wróci.
A teraz jest ze mną.
I sam już nie wiem komu mam dziękować za to że wróciła. Jak mam pokazać jak bardzo ją kocham, i jak cholernie mocno wyryła swoje imię w moim sercu. Już nikt, nigdy go nie wymaże, bo mój skarb, moja Meg zawsze już w nim pozostanie. Mimo iż nie zachowałem się jak na mężczyznę przystało, mimo iż śmierdziało ode mnie tchórzostwem, mimo iż jestem totalnym palantem który skrzywdził tą, która go kocha. Mimo tego, ona wciąż trwa przy mnie. Jest tutaj i uszczęśliwia mnie w każdej chwili kiedy możemy być razem. Tylko i wyłącznie swoją obecnością wprawia mnie w stan, którego przed jej poznaniem nie czułem. Bo ona mą miłością jest, moim życiem i światłem, które prowadzi do szczęścia. 
 ____________________________________________
  ask

Ogłaszam wam wszystkim że dostajecie karę!

Tak, tak dobrze przeczytaliście K A R Ę !!!

Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta. Pod ostatnim rozdziałem komentarzy było nie za wiele :/ Ale nie jestem aż tak okrutna, żeby zawieszać bloga, lub odciągnąć dodanie rozdziału. Po prostu czekam na wasze pomysły. Jeśli mi się w TEJ zakładce nic nie pojawi, to obiecuję kolejny rozdział w listopadzie! 

A jak mi tu zabłyśniecie kreatywnością, to uwierzcie mi, potrafię to docenić. Tak tylko powiem, że 50 rozdział czeka sobie... gotowy... napisany... w całości... i chce żeby tylko go przeczytać...

No ale to już będzie zależało od was, w który weekend go dodam. Może ten? Kto wie, kto wie...

Także wiecie, czekam na wasze pomysły ;)

 

I dziękuje bardzo tym, którzy jednak skomentowali poprzedni rozdział.