sobota, 29 marca 2014

Rozdział 74

HARRY

Najpierw poczułem niesamowity ból w klatce piersiowej, a zaraz po tym oślepiające mnie światło. W życiu nie spodziewałbym się że powieki mogą boleć, ale nie potrafiłem ich unieść, jakby były przyklejone do rzęs, a mnie kosztowało to nie lada wysiłku. Było ciemno, a spodziewałem się oślepiającej bieli. Bo chyba powinienem być w szpitalu? Dobra, chyba jednak w nim jestem. To łóżko jest strasznie niewygodne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zaczerpnąłem powietrza. Jęknąłem głośno nie spodziewając się takiego bólu. O Jezu, co to miało być? No i chyba wiem czemu jest tak ciemno, noc, po prostu jest noc. Na kanapie leży Katie z Zaynem, mają przy mnie dyżury czy jak? I co ja mam teraz zrobić? Obudzić ich czy co? Jezus, chyba jestem w jakimś szoku. Bo tak serio o czym ja myślę?
W ogóle nie pomyślałem co z Meg. Matko, co się się z nią teraz dzieje? Mam nadzieję że jest bezpieczna. Nie wiem co bym zrobił gdyby tak nie było.
Akurat zobaczyłem pielęgniarkę przechodzącą obok mojej sali.
-Przepraszam- powiedziałem cicho, ale chwała Bogu bo mnie usłyszała. Spojrzała zdziwiona w moja stronę po czym weszła do sali.
- Dawno się pan wybudził? Należało niezwłocznie zawołać lekarza!
- Mogłaby pani ciszej, moi przyjaciele śpią?
- Ależ oczywiście, przepraszam.- spojrzała na mnie skruszona. Oh super, czyli już wiem że mam tutaj specjalne traktowanie. A to pewnie tylko dlatego że ktoś z moich bliskich rzucił ordynatorowi małą sumkę. Pewnie chcieli żeby się mną należycie zajęto. Tyle że ja tego nie potrzebuję.
- Co mi jest?
- Został pan postrzelony, pana życie było zagrożone, ale uratowaliśmy sytuację. Operacja przebiegła bez zbędnych komplikacji. A teraz muszę zawołać lekarza prowadzącego. On udzieli panu więcej informacji. - No świetnie, tyle że nie powie mi czy Meg jest w Londynie. Kobieta wyszła, by po chwili wrócić z facetem zdaje się że po czterdziestce. Wszedł uśmiechnięty do środka. Chciałem się odrobinę podnieść żeby usiąść, ale nie za bardzo mogłem. Cholernie mnie bolało.
- Niech pan nie wstaje- widząc moje zamiary lekarz mnie powstrzymał. - Wiem że jest pan młody i w pełni sił, ale nie tym razem.
- Kiedy będę mógł wyjść?
- Wyjść? Jest pan po poważnej operacji, nie można tak z dnia na dzień opuszczać szpitala.
- Ale ja muszę – westchnąłem.
- A to niby dlaczego?
- Lecę do Polski na ten weekend.
- Cóż, to najwidoczniej nie jest jakaś bardzo ważna sprawa, bynajmniej nie ważniejsza od pańskiego zdrowia.
- Meg jest od wszystkiego ważniejsza- warknąłem.- Chcę wyjść do piątku, tyle mogę tu być.
- Widzę, że uparty z pana człowiek. Zobaczymy jak się będzie pan czuł. Przecież nie mogę pana wypuścić do domu, kiedy wiem, że nawet nie stanie pan na własnych nogach, jest pan słaby po operacji. - byłem zły, przecież ja musiałem jechać na to wesele!
- Nie zgadzam się!- wydarłem się prosto w twarz temu lekarzowi. A na początku wydawał się być taki miły.
- Harry?- widać Zayna obudziły moje krzyki. Przetarł oczy, podniósł się z kanapy. ?No nawet kanapę tutaj mają! To dziwne, poważnie dziwne.
- Bez obrazy ale wygląda pan jak siedem nieszczęść. Ledwo pan oddycha, każde zaczerpnięcie powietrza sprawia ból, wiem o tym. Poza tym jeszcze pan nie wie o wstrząsie mózgu i skręconej prawej nodze, stłuczonych żebrach. Może mieć pan lekkie problemy z oddychaniem, wyjęliśmy kulę, zrobiliśmy co trzeba, ale skutki tego będzie pan czuł przez najbliższe kilka tygodni. Pana organizm jest osłabiony, nie może pan wyjść od tak sobie. - on też coraz bardziej się denerwował. - Przynajmniej ja na to nie pozwolę.
- Harry, dlaczego chcesz wychodzić?
- Jak to dlaczego?!- krzyknąłem tak głośno na ile pozwalały mi moje obolałe płuca. Katie się również przez to obudziła.- Meg mnie potrzebuje! Nie mogę leżeć tutaj kiedy ona jest... no właśnie gdzie jest Meggi?- spojrzałem pytająco na Zayna a on był zmieszany, nie wiedział co ma powiedzieć! Niech mi tylko nie mówi że ją tu sprowadzili. Bo jeśli tak to ich pozabijam! Naprawdę to zrobię!
- Spokojnie, nic jej nie jest- odezwała się Kate.- jest w Polsce.
- Na szczęście.- Odetchnąłem z ulgą.
- Harry, ona jest bezpieczna, nic jej nie grozi, powinieneś zostać w szpitalu.- najpierw lekarz teraz Zayn! No pięknie!
- Nigdzie nie zostaję! Muszę być na tym ślubie! Obiecałem jej rozumiesz?- Wszyscy teraz patrzyli na mnie jakby czegoś jeszcze wyczekiwali. A co ja miałem jeszcze im powiedzieć? Widzą jak kocham moją dziewczynę, i nie pozwolę na to żeby coś jej się stało. Mój oddech przyśpieszył co wzmogło ból w żebrach. Co z nimi nie tak?
- Hazz, uspokój się. - oddychałem szybko, zbyt szybko bo czułem że ból w klatce piersiowej się nasila. Opadłem na poduszkę
- Widzi pan? Nawet ta rozmowa jest jak na razie zbyt męcząca. Proszę odpocząć, porozmawiamy rano. - po prostu sobie wyszedł a we mnie się gotowało. Bo jakim prawem on chce mnie tutaj zatrzymać? Ja muszę być przy Meg, muszę.
- Harry, proszę zostań choć kilka dni- szepnęła Kate.- Wisz jak ona się o ciebie martwi? Wydzwania do nas co chwilę i ciągle pyta czy się nie wybudziłeś. Zrób to dla niej, wiesz że dobrze się tu tobą zaopiekują, a Meg tego chce, nie darowała by ci gdybyś od tak sobie wyszedł. - patrzyła na mnie błagalnie i niemalże mnie przekonała. Ale nie mogłem nie być na tym cholernym ślubie! I nie pozwolę na to żeby zatrzymał mnie głupi lekarz!
- A tak poza tym to jak się czujesz?- w porę Zayn, jakie wyczucie. Nie mam ochoty na nic, poza snem, lub byciem sam na sam ze swoimi myślami.
- W porządku, trochę poboli ale przestanie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo nas przestraszyłeś. Co ty sobie myślał?! Jesteśmy przyjaciółmi czy nie? Jak mogłeś nam nie powiedzieć?- cholera, i się zaczęło. A to oznacza tylko jedno Wiedzą, oni wiedzą wszystko. Pewnie znaleźli te wszystkie groźby które dostałem. Co prawda pierwszą zignorowałem, ale po drugiej zacząłem wierzyć że to nie tylko głupi żart.
- Nie mogłem wam powiedzieć. I nie będę o tym rozmawiał, a teraz przepraszam ale jestem strasznie zmęczony.
Odwróciłem się tylko tyłem. Nie wiedziałem tak naprawdę co miałbym im tłumaczyć. Nie zrozumieli by, gdybym powiedział że to wszystko dla Meg. Stwierdziliby że to było niepotrzebne, bo jakoś by ochronili by i mnie i ją. Ale ja w to nie wierzę.

Kiedy obudziłem się po raz drugi ból wcale nie zmalał. Czułem się potwornie. Ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Przynajmniej nie przy chłopakach.
- Cześć Hazz- Lou się nawet nie uśmiechnął, Boże co z nim się dzieje?
- Hej, co z tobą?
- Z nim? To ty leżysz ledwo żywy, i to z twojej głupoty! Popieprzyło cię do końca! Myślisz że Meggi by sobie poradziła gdybyś zginął, gdybyś zostawił ją samą?! Ona cię potrzebuje, my też debilu jeden!- nawet nie zauważyłem że Cons jest w sali zanim się nie odezwała i nie zaczęła na mnie wydzierać. A ja popatrzyłem na wszystkich jeszcze bardziej zdziwiony. Connie jest tutaj z Niallem, czy po prostu przyszła do mnie? Boże, gdyby Meg ją tu zobaczyła jeszcze bardziej by się wściekła.
- Trzeba było iść z tym na policję, zrobić cokolwiek, zamiast czekać na to aż cię postrzelą!
- Nie czekałem na to. Chciałem tylko żeby Meg nic się nie stało. - odparłem pewny siebie patrząc na nich wszystkich. Był tu wprawdzie tylko Louis, Connie i Liam, ale i tak ciągle na mnie krzyczeli, a moja głowa pękała mi od środka.
- Ty skończony idioto! Ona teraz umiera ze strachu! Nawet nie wiesz jak się o ciebie boi! - wiem, doskonale wiem jak ona się czuje. Wiem że się boi. I właśnie dlatego nic jej nie powiedziałem, bo dokładnie tak czułaby się przez ten cały czas gdyby wiedziała.
- Przestańcie się na niego drzeć. Harry, dlaczego nam nie powiedziałeś?- zapytał tak po prostu Liam, a ja już kompletnie zgłupiałem.
- Liam, ja ją kocham rozumiesz? Po prostu kocham, tak jak nikt inny, i nie pozwolę żeby jej cokolwiek groziło. Mam w dupie to co stanie się mi, zrobiłbym to drugi raz, byleby tylko ona była bezpieczna.
- Jesteś nadopiekuńczy Styles! Nie możesz dla niej wszystkiego ryzykować, narażać swojego życia! Chroń ją, ale w inny sposób! Przecież byśmy pomogli, Harry, pomyśl czasem.
- Co z tego że byście wiedzieli? On i tak by mi to zrobił, nie rozumiecie? On chciał mnie zabić. - zamknęli się, cóż za sukces. Wyraźnie zresztą usłyszałem to co mi wtedy powiedział. „ Skoro ja nie mogę, ty tez nie będziesz jej miał”. Może jestem głupkiem, ale on mówił o Meg. On chciał Meg, a ja nie mogłem na to pozwolić. Dał mi to zrozumienia może nie wprost, ale wiem, że o to chodziło.
- Wiesz kto to był?- Connie wręcz pisnęła. Spojrzała na mnie zdziwiona i przerażona.
- Nie. - czy ja wyglądam aż tak źle? Bo czuję się odrobinę niezręcznie. Już wolałem te ich krzyki od tych gówno dających współczujących spojrzeń. Wiem, jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, ale ja potrzebuję Meg, a nie mogę pozwolić na to żeby tu była. Nie mogę. Po prostu chciałbym aby chwyciła moją dłoń. I jestem zły na siebie za to że pozwoliłem na to żebyśmy oboje zachowywali się na tyle głupio by się kłócić przed jej wyjazdem. Ale wtedy byłem zawalony pracą, poza tym wiedziałem że nie mogę zostawić Connie, potrzebowała kogoś, potrzebowała przyjaciela, mnie.
Mam tylko nadzieję że nie zawiodłem Meg tak bardzo jak myślę.
- Za chwilę ma tu być twoja mama z Robinem. Reszta czeka na korytarzu, pozwolili wejść tylko trzem osobom.
- Dobrze, dzięki że jesteście. - uśmiechnąłem się słabo. To będzie ciężki, długi dzień. Bo chyba nie będę miał nawet chwili dla samego siebie. Chwili na to żeby zadzwonić do Meg.


Connie

Od początku wiedziałam że cholernie mocno ją kocha.
Ale nie sądziłam że aż tak. Nie raz opowiadał mi o niej, rozklejał się bo nie układało im się. I to przeze mnie. Może gdyby ona nie wyjechała, może by do tego nie doszło? Mówiłam mu o wszystkim, naprawdę staliśmy się przez ten czas sobie bliscy. Ale nie inaczej niż przyjaciele. Wiem, że jemu zależy na Meg, że kocha ją ponad wszystko. Wiem to. I wiem że ja mam Nialla, wiem że go kocham.
Spotykaliśmy się często, może i wykorzystywałam jego dobroć i to że jest taki pomocny, ale potrzebowałam kogoś, a on sam zaproponował że mi pomoże, zapewnił że mogę na niego liczyć. Nie mogłam rozmawiać z Niallem o nim samym, siostra już wróciła do domu dziecka. Za dwa miesiące kończy osiemnaście lat, a ja nie wiem co mam z tym zrobić. Potrzebuję pracy, lepszej niż mała sumka jaką oferuje mi mój szef w kawiarence w której jestem kelnerką. Ledwo mi starcza na to na co mamie brakuje. A jak Courtney wróci to co ja zrobię? Muszę się nią przecież zaopiekować. Harry niejednokrotnie oferował mi pomoc pieniężną, ale ja nie mogę. Wiem że oni wszyscy mają kupę kasy, dlatego między innymi czuję się tak niezręcznie. Kiedy tylko Niall zadzwonił i powiedział że Harry jest w szpitalu musiałam przyjechać. I jestem na niego tak bardzo wściekła. Ja opowiadałam mu o moich problemach a on? Owszem, mówił co się dzieje między nim a Meg, prosił o rady, ale nie wspomniał o tym wszystkim.
Boże, gdyby cokolwiek mu się stało. Jestem pewna że Magda obwiniłaby mnie. Wiem że uważa że to ja jestem powodem ich kłótni. Harry nie musiał mi o tym mówić, sama się domyśliłam. Dlatego starałam się nie dzwonić do niego prawie w ogóle, on sam przychodził do mnie, potrzebował wsparcia, więc co? Miałam go wyrzucić?

Teraz spojrzałam na niego. Nie wiem jak można tak kochać. Tak by leżąc w szpitalu po postrzale i ciężkiej operacji myśleć jedynie o niej. O tym, żeby była bezpieczna, kiedy on mógłby zaryzykować po raz kolejny swoje życie.
Tak bardzo bym chciała żeby mnie ktoś tak kochał. Wystarczyło by żeby Niall kochał mnie normalnie, bez gotowości poświęcenia siebie za mnie. Ale on nie kocha mnie nawet w ten sposób. Nie jestem przekonana czy on w ogóle coś czuje. Widzę przecież że jest zauroczony Emily.
Tak bardzo chciałbym żeby była głupią, zapatrzoną w siebie idiotką. Byłoby mi o wiele łatwiej jej nienawidzić. Ale Em okazała się być miłą, pogodną dziewczyną. Stara się wszystkich pocieszyć, kiedy ja siedzę załamana na krześle i boję się odezwać do kogokolwiek, bo wiem że nikt mnie tu nie chce. Ale nie zostawię Harrego, wiem, że on siedziałby przy mnie gdybym to ja tam leżała zamiast niego.

- Moglibyście przywieźć mojego laptopa z domu?- zgaduje że zwraca się do Liama i Lou. Przecież ja nawet nie wiem gdzie on mieszka.
- Jasne. Chcesz żebyśmy kogoś poprosili?
- Jak ktoś chce niech wchodzi, nie będą stać na korytarzu. Poza tym nie musicie sterczeć tu wszyscy jedźcie do domu, odpocznijcie.

Kiedy wyszłam na korytarz od razy połowa z nich uniosła głowy. Spojrzeli na mnie pytająco. Co ja miałam im powiedzieć? Nie wiedziałam co chcą usłyszeć. Oprócz tych co wcześniej widziałam siedziała tam jeszcze zdaje się że mama Harrego i jego ojczym. To naprawdę śliczna kobieta, ale była bardzo zdenerwowana. Podbiegła niemalże do mnie i wyczekująco spojrzała jakbym miała jej powiedzieć cudowną wiadomość. Zamiast tego powiedziałam tylko:
- Obudził się.
- I jak się czuje?
- Może pani do niego wejdzie?
- Aa, no tak, jasne, dziękuję.

Nie wiedziałam co mam robić. Chciałam tu być, przy Harrym, ale wiedziałam że nikt mnie nie chce. Ale ja przecież nie będę słuchać innych prawda? Zresztą, to że są ode nie lepsi niczemu nie dowodzi. Mam takie samo prawo do siedzenia tutaj jak oni. I nie zrezygnuję z tego od tak. Nialler gdzieś się zapodział, zresztą sam nie wie chyba jak ma się wobec mnie zachować. Nie rozmawialiśmy od tamtej rozmowy w parku, od której swoją drogą minęło już naprawdę sporo czasu. Owszem dałam czas jemu żeby się zastanowił nad całą sytuacją, ale cholera! Myślałam że po tym rzekomym czasie on zacznie cokolwiek robić, a tu nic, zupełne nic.
- A więc jesteś z Niallem?- nawet nie zauważyłam że ktoś obok mnie usiadł. Spojrzałam na ową osobę i o mało nie spadłam z krzesła. Emily. Siedziała obok mnie i tak po prostu patrzyła na mnie wyczekując na odpowiedź.
- Nie, nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie mam pojęcia na czym tak naprawdę stoję, co jest teraz między mną a moim blondynkiem.
- Chciałam cię przeprosić.- co? Co ona powiedziała? Matkooo, nie wierzę, naprawdę. - Nie powinnam była tak reagować. Nie pomyślałam o tobie, po prostu czułam się głupio, bo zawsze coś do niego czułam.
- Chyba zwariowałaś. Wyobrażam sobie jak ty musiałaś się czuć. Nie przepraszaj.- uśmiechnęłam się lekko, to nie był dobry czas ani miejsce do czegoś takiego! Nie powinnyśmy rozmawiać o tym kiedy Harry tam leży.
- W każdym razie, chciałam ci tylko powiedzieć że przynajmniej teraz wiem na czym stoję. Właściwie to chyba się w jakiś sposób wewnętrznie uwolniłam. Czuję się pewna tego co mam i co czuję. - taaa... super, szkoda że ja nie.
- Nie mogę powiedzieć tego samego.
Naprawdę mam dosyć tego wszytkiego. Nie wiem czy mogę z nim być.
- Dlaczego? Nawet nie wiesz jak cieszyłabym się gdyby to mnie wybrał.- uśmiechnęła się słabo, popatrzyła mi prosto w oczy a mnie zatkało. Bo cholera, ma rację, i patrząc z jej perspektywy jestem idiotką bo się jeszcze waham.
- Wiem, tylko że ja chcę być pewna że mnie kocha. Że już nie zrani. Rozumiesz o co mi chodzi.
- Tak i się nie dziwię. Ostatnio spotkałam fajnego faceta, nawet zaprosił mnie na randkę. I sama nie wiem czy jestem wyleczona z Nialla. - zauważyłam że niektórzy z obecnych nam się przyglądają. Z resztą co ja się dziwię, pewnie dla nich nie jest normalne to, że my rozmawiamy po tym co odwaliłyśmy ostatnio, powinnyśmy się nienawidzić.
- I co? Poszłaś ?
- Na co?- zapytała zdziwiona a ja się roześmiałam.
- Na randkę.
- Tak, w końcu tak, ale musiałam prosić nie jeden raz. Na początku się nie zgodziłam, ale potem bardzo się starał i nalegał, więc w końcu mu uległam. Ale i tak nie wiem co dalej.
- Na razie się nie angażuj- dziwnie się czułam dając rady akurat Emily, w życiu bym się nie spodziewała że dojdzie do takiej rozmowy. - Przecież możesz się z nim spotykać, na razie nie traktując tego poważnie. Z czasem zobaczysz czy coś z tego w ogóle będzie.- spojrzała na mnie zdziwiona. Chyba w tym momencie zaskoczyłam nawet samą siebie. Nieźle.
- Tak myślisz? Nie jestem przekonana, boję się trochę.
- Jeśli nie spróbujesz będziesz potem żałować że tego nie zrobiłaś. A tak, jeśli nie wyjdzie nic się przecież nie stanie.
- Dobra, ale robię to na twoją odpowiedzialność!- Em zaczęła się przeraźliwie śmiać tak, że chłopcy spojrzeli na nas zdziwieni. Ah, gdyby Niall tu był, to chyba padłby trupem. Haha, o wilku mowa. Wyłonił się zza ściany z dwoma kawami w rękach, obok niego szedł Liam i tez niósł dwa kubki z których aż parowało. Taaak, napiłabym się kawy. Horan podniósł głowę i spojrzał na nas. Stanął w miejscu i nie ruszał się dalej nawet o milimetr.
- jeśli nie dasz mu szansy to osobiście nakopie ci do dupy.- szepnęła Emily nachylając się nad moim uchem. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam się promiennie.
- jeśli tylko będzie mnie chciał. - puściłam do niej oczko.- A tak poza tym, to skoro już się znamy, to może wybierzemy się kiedyś gdzieś same? Na kawę albo jakieś zakupy?- sama nie wierzę że to powiedziałam. I czułam się odrobinę zdenerwowana. A jeśli nie potrzebnie wyskoczyłam z czymś takim?
- jasne.- Kamień z serca.
- Connie, Em, przyniosłem wam kawę, chcecie?- nawet nie wiem kiedy Nialler znalazł się tuz obok nas. Biedak, nie wiedział gdzie podziać wzrok, bo ani na mnie ani na EM go nie chciał utkwić.
- Dzięki Niall, chętnie się napijemy. - podał nam kubki i sam usiadł obok mnie. Emily pokiwała brwiami posyłając mi znaczące spojrzenie.
Nie spodziewałam się że ona będzie taka. Ale tak bardzo cieszę się że nie cierpi.
- Mama Harrego i Gemma ciągle u niego siedzą?- chyba na siłę chciał znaleźć jakiś temat, ale przypomniał mi tym o Harrym. Wróciło do mnie poczucie winy.
- Tak, i pewnie długo nie wyjdą.

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 73

MEGGI
- Wyglądasz cudownie. Bartek padnie z wrażenia.- na środku pokoju, na stołeczku stała Julka w cudownej, pięknej sukni. Chodziłam tylko dookoła niej i się ciągle zachwycałam.
- I tak się czuję. Nie mogę uwierzyć że został tylko ledwo ponad tydzień.
- I będziesz nosić moje nazwisko.- zaśmiałam się cicho. Właściwie to nazwisko mojego brata, ale że mamy to samo no to wszystko wyjaśnione! - Julia Małecka, nieźle brzmi.
- Ty się tak nie ciesz, długo to my takiego samego nazwiska nie będziemy miały.
- Niby dlaczego?
- Jak to dlaczego? Chyba kiedyś zamierzasz wyjść za Harrego?- dla niej to było oczywiste. Dla mnie już nie do końca. Bo choć nie wyobrażam sobie stać przed ołtarzem z nikim innym jak tylko z Harrym, to nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. Nie ukrywam, że spełnieniem marzeń byłoby wziąć z nim ślub.
- A skąd mam wiedzieć czy mi się w ogóle oświadczy?- uniosłam pytająco brwi a Julka wyśmiała mi się prosto w twarz.
- Śmiesz w to wątpić? Skarbie czekam tylko kiedy zadzwoni do mnie żebym pomogła mu wybrać pierścionek.
- Dla mnie to nie jest takie oczywiste. Skąd wiesz czy się zgodzę?
- A nie?
- Nie- wystawiłam jej język. Wiadomo, chcę wyjść za Harrego, chcę kiedyś tam mieć z nim dzieci, chcę żeby to właśnie on był ojcem moich dzieci. Ale nie teraz. Jeszcze jest za wcześnie.
- Ja tez się boję, ale wystarczy mi to, że dzięki twojemu braciszkowi jestem szczęśliwa. Daje mi wszystko czego pragnę i go kocham. Jeśli mi teraz powiesz, że Styles nie jest dla ciebie kimś takim to i tak ci nie uwierzę. - Julka zeszła z krzesła i odwróciła się do mnie tyłem. - Odepnij mnie.
- Jasne- już miałam do niej podchodzić kiedy zadzwonił telefon. Pewnie Harry, nie rozmawialiśmy od kilku dni, nie dzwonił. Kiedy ja próbowałam, nie odbierał, pewnie był zajęty. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
- Hej.
- Meg, tylko się nie denerwuj. - oderwałam od siebie telefon i spojrzałam na niego dla upewnienia. Louis?
- Lou? Co się stało? Coś z Harrym?
- Posłuchaj, wszystko jest już opanowane.
- A było coś do opanowywania? Louis?
- Harry, on jest w szpitalu. - w jednej chwili moje szare komórki się wyłączyły. Bo niby czemu Hazz miałby być w szpitalu? Nie nie, to niemożliwe.
- Co?- nie chciałam słyszeć tego co on mówił, to nie mogło być prawdą.
- Został postrzelony.-
Serce stanęło mi w miejscu. Że co? Mój kochany Harry został postrzelony? Boże, nie wierzę w to, to niemożliwe.
- Co z nim? Louis! Powiedz że nic mu nie jest!- z moich oczu pociekły łzy, nawet nie wiem kiedy.
- Spokojnie Meg, właśnie przewieźli go z sali operacyjnej.
- Miał operację?! I ty dopiero teraz do mnie dzwonisz?! Co z nim?!
- Już w porządku, nie było zbyt ciekawie kiedy go przywieźli, ale wyszedł z tego cały, no prawie.
- Jak to prawie?!
- Nic mu nie jest, po prostu ma parę obrażeń. - mój świat mi się zawalił. Jak to się stało, o co chodzi? Dlaczego w ogóle akurat Harrego postrzelili? Boże, w głowie miałam mętlik, nie potrafiłam posklejać dobrze moich myśli.
- Skąd wiesz? Rozmawiałeś z lekarzem?
- Tak. Powiedział że jego stan jest ustabilizowany, jego życiu nic już nie zagraża. Teraz tylko czekać aż się obudzi.
- To znaczy że wcześniej było zagrożenie że on... ? Louis! Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?! - byłam na niego wściekła, co jeśli coś by poszło nie tak, jeśli operacja by się nie udała, jeśli Harry... Jezu, a mnie by przy nim nie było. Muszę natychmiast tam lecieć, nie ma chwili do stracenia.
- Dobra, jadę na lotnisko, opowiesz mi na miejscu.
- Nie Meg, niepotrzebnie byś tu leciała. Za tydzień jest wesele twojego brata, nie ma po co robić sobie kłopotu.
- To nie żaden kłopot!- wściekłam się jeszcze bardziej- Harry jest dla mnie najważniejszy!
- Wiem, Meg.- Louis westchnął.- Dlatego posłuchaj. Jesteśmy tutaj z nim. Chłopcy Kate i Emily. Przyszła nawet Connie z Niallem. Czuwamy, jeśli coś się stanie, obiecuję że zadzwonię.
- Nie mogę siedzieć tutaj bezczynnie, chcę przy nim być.
- To nie jest najlepszy pomysł. Słuchaj, muszę ci coś jeszcze powiedzieć.- zaczęłam się bać. Co on może mi jeszcze powiedzieć? Harry jest w szpitalu, co gorszego może się stać?
- On wiedział że coś mu się stanie.- po tym jednym zdaniu przypomniałam sobie nasze ostatnie rozmowy. W każdej z nich mówił mi jak bardzo mnie kocha, prosił żebym na siebie uważała. Boże, on wiedział, tylko że nie wiedział kiedy to się stanie. Dlatego każda nasza rozmowa była dla niego pożegnaniem. Przełknęłam głośno ślinę, ledwo łapiąc oddech, przez płacz naprawdę ciężko było mówić. - Znaleźliśmy u was w domu kilka listów z pogróżkami. Ktoś groził Harremu.
- Ale dlaczego? - załkałam cicho i pociągnęłam nosem.
- Ktoś chciał żeby Harry z tobą zerwał i zostawił cię w spokoju, poza tym policja dokładnie przeszukała dom i mieliście założone podsłuchy.
- Co? Nie mówisz poważnie. - powiedziałam kręcąc głową jakby Lou mógł to zobaczyć.
- Niestety. Nie wiem tylko dlaczego Harry nic nie powiedział. Boże, przecież pomoglibyśmy mu, a tak, wystawił się na czyjś celownik.
- Wiadomo kto to był?
- Nie, ale policja go szuka. Meg, lepiej będzie jak zostaniesz w Polsce, przynajmniej dopóki go nie złapią.- tak bardzo chcę być przy Harrym, zdaję sobie sprawę z tego że to może być niebezpieczne. Jednak w tej sytuacji nic mnie to nie obchodzi, mogłabym zaryzykować, mogłabym dla niego zrobić wszystko.
- Lou, chcę żeby on wiedział że go wspieram, żeby czuł moją obecność!
- Magda, znasz go, wiesz, że nie pozwoliłby ci tutaj przyjechać. Proszę, on doskonale wie, że ma dla kogo walczyć. Wyjdzie z tego a kiedy tylko się wybudzi i będzie się dobrze czuł zadzwoni do ciebie sam. - Tomlinson przekonywał mnie jak tylko mógł. Nie rozumiem dlaczego aż tak zależało mu na tym, żebym nie leciała do Londynu, do Harrego. Jednak wiem, że byłby zły gdyby wiedział że przyjadę. Pamiętam że jeszcze kilka dni temu namawiał mnie żebym dłużej została u babci. Znowu to zrobił! Znowu chciał chronić mnie, nie patrząc na to jakie będą tego konsekwencje.
- Ale masz do mnie dzwonić, gdyby cokolwiek się działo, rozumiesz?
- Tak, oczywiście Meg.
- I nie zostawiajcie go samego.

JULKA
Zdążyłam ściągnąć suknię kiedy Magda rozmawiała prze telefon. Jednak kiedy zobaczyłam że płacze, od razu do niej podbiegłam. Rzuciła telefon na łóżko i opadła na ziemię. Zaniosła się tak głośnym płaczem że nie wiedziałam co robić. Przykucnęłam przy niej obejmując ja rękoma. Podniosła się i wtuliła we mnie jeszcze głośniej płacząc. Minęło kilkanaście minut zanim choć trochę się uspokoiła.
- Co się stało?- po moich słowach jeszcze bardziej się rozpłakała. Co się mogło stać? Harry chyba jej nie zostawił ani nie zdradził, prawda? A może komuś się coś stało?
- Meg, coś z Harrym?
- On- załkała znowu- Jest w szpitalu.- zacisnęła oczy z których sączyło się coraz więcej łez. Przytuliłam ją do siebie mocniej. Nie pytam o więcej, bo i tak nie jest w stanie nic mi powiedzieć. Usłyszałam przekręcanie klucza. O matko, jak dobrze, Bartek wrócił. Wszedł uśmiechnięty do pokoju ale kiedy nas zobaczył od razu do nas podbiegł.
- Magda?! Co się stało?!- podniósł ją z ziemi a ona tym razem przylgnęła do niego. Spojrzał na mnie przerażony. Przecież sama nie wiedziałam do końca o co chodzi!- Julka, co jest?
- Zadzwonił ktoś do niej, Harry jest w szpitalu. - Meg tylko zacisnęła kciuki na jego koszulce. Ten objął ją ramionami i pociągnął w stronę kanapy. Usadził ją obok siebie ciągle przytulając. Ucałował ją we włosy, i zaczął lekko kołysać.
- Ciiii, Meg, spokojnie, wyjdzie z tego, przecież Harry jest silny, da sobie radę. - szeptał to wszystko w jej włosy. Byli naprawdę fajnym, wpierającym się rodzeństwem. Rzadko się widywali, ale kiedy już tak było to potrafili sobie pomagać.
- Przynieś jej wodę, albo coś, jeśli możesz.- zwrócił się do mnie, więc go posłuchałam. Czułam się spanikowana, nie wiedziałam kompletnie co mam robić! Nalałam do szklanki trochę wody i wróciłam do nich kiedy akurat Magda ocierała swoje łzy.
- To powiesz nam co się stało?- spojrzała na nas z wymalowanym bólem na twarzy. I niech mi teraz ktoś powie że oni się nie kochają! Tak się nie reaguje kiedy dowiaduje się o tym, że ktoś kogo nie kochasz leży w szpitalu. Po prostu gołym okiem można było zauważyć że Harry jest dla niej najważniejszy.
- Postrzelili go. - powiedziała jąkając się. Spojrzeliśmy na nią z niedowierzaniem. Że co?
- Jak to? Kto to zrobił?
- Nie wiem, Louis powiedział tylko że ktoś mu groził, bo znaleźli u nas listy z groźbami i podsłuchy. Boję się o niego, powinnam do niego lecieć.
- Meg, nie wiem czy to dobry pomysł, skoro mu grozili, to może tobie też coś grozi. - westchnęła tylko i przymknęła oczy.
- Wiem, Louis powiedział to samo, ale nie obchodzi mnie to. Wiem, że on mnie potrzebuje. 
 
    EMILY
Leżałam wyciągnięta na kanapie, byłam wykończona po treningu. Razem z Liamem i Niallem oglądaliśmy jakiś durny teleturniej w telewizji. Już praktycznie przysypiałam, nie miałam siły żeby się ruszyć.
- Ej ludzie, może coś zrobimy?
- A co niby chcesz robić Liam? Ja mam zamiar grzać dupę cały dzień w tym fotelu.
- Niall, po prostu jesteś leniem.
- Możliwe.-mruknął i niczym nie urażony wrócił do oglądania. A mnie zaczęła zastanawiać taka jedna rzecz.
- Ej, Liam, spotykasz się z kimś?- przecież z Danielle zerwali już jakiś czas temu, dość spory czas temu. A ostatnio Liaś chodzi jakby trochę bardziej uśmiechnięty, i częściej wychodzi z domu.
- W jakim sensie?- uniósł brew uśmiechając się głupkowato. Ej to ja powinnam patrzeć na niego jak na debila! Przecież to oczywiste w jakim sensie.
- No, masz kogoś?
- Dziewczynę? Nie.
- To co, chłopaka?- wtrącił się Niall i zachichotał. Payne obrzucił go przenikliwym wzrokiem i również zaprzeczył.
- No to nie wiem, sypiasz z kimś?
- Emily, nie będę ci mówił z kim sypiam a z kim nie.
- No ale dlaczego?- jęknęłam urażona. Bo czy to źle że martwię się o przyjaciela? Powinien sobie kogoś znaleźć.- Ostatnio jesteś jakiś inny, więc myślałam że to jakaś dziewczyna.
- Przecież nie muszę od razu z nią sypiać!- troszkę się zezłościł a mi jednak coś błysnęło. Czyli że...?
- Jednak jest jakaś dziewczyna?! Wiedziałam! - Liam się trochę zmieszał a mnie to jeszcze bardziej utwierdziło w swoim przekonaniu. Spojrzałam na niego czując już smak wygranej. Czyli że jednak ostatni wolny członek One Direction byłby zajęty? No niby Niall nie jest ale chyba będzie z Connie. Nieźle się porobiło.
- Spoko, nikomu nie powiem.- puściłam mu oczko, na co posłał mi uśmiech ale za to Horan wydarł mordę.
- Ale ja powiem! - w tym momencie do pokoju wpadł Louis. - Hej, Tommo, wiesz że Payne ma dziewczynę?!- Uśmiech Nialla od razu zniknął kiedy zobaczył że Louis się nie śmieje. To było podejrzane, on od razu zacząłby się nabijać z Liama.
- Harry jest w szpitalu.- rzucił całkiem poważnie a my od razu wstaliśmy z kanapy.
- Jak to w szputalu?!- wydarłam się głośno, po czym Liam od razu spytał
- Co się stało?
- Został postrzelony.


Mieszanka szoku i zdziwienia i strachu zamajaczyła gdzieś w moim umyśle. Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się wszyscy w szpitalu, pod salą operacyjną gdzie był Harry. Siedziałam na plastikowym krześle, nadal niewiele wiedząc z tego wszystkiego. Louis nic nie powiedział, a kiedy tylko przyjechaliśmy pobiegł szukać kogokolwiek, kto mógłby powiedzieć mu coś o stanie Harrego. Obok mnie siedział Liam. Lada chwila mieli przyjechać Zayn i Katie. Nie wiem jakim cudem ale jest tutaj razem z Niallem Connie. I szczerze mówiąc nie jest tak jak myślałam. Nie nienawidzę jej aż tak bardzo. Minęły z dwie godziny podczas których nic więcej się nie dowiedzieliśmy, jest już pierwsza w nocy a operacja wciąż trwa. To jest dość uciążliwe, bo nie wiemy tak naprawdę co z nim. Jak się okazało Louis musiał jechać do domu Harrego i Meg żeby ogarnąć to co tam się dzieje, policja podobno musi przeszukać dom i to wszystko. Usłyszałam stukot butów. Podniosłam wzrok, i zobaczyłam że w naszą stronę idą Louis, Zayn i Kate. Matko, może wreszcie czegoś się dowiemy.
- Co z nim?- kiedy tylko podeszli do nas, Tommo od razu zapytał o stan Harrego.
- Nic nie wiemy, ciągle trwa operacja.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Czego się dowiedzieliście? Wiadomo co się stało?- zapytała Connie. Dopiero przybyli spojrzeli na nią trochę zdziwieni jej obecnością.
- Znalazła go sąsiadka, usłyszała huk, więc wyszła zobaczyć co się stało. Znalazła Harrego przed domem, zupełnie zakrwawionego. Zadzwoniła po pogotowie więc dość szybko trafił do szpitala. Przynajmniej tyle dobrze.
- Mają sprawcę?
- Nie, będą czekać na zeznania Harrego- powiedział tym razem Zayn. Louis już miał kontynuować ale pod salą pojawiła się Gemma. Spojrzała po naszych twarzach przerażona. Naprawdę jej się nie dziwię. Gdyby mój brat był w spzitalu tez bałabym się o jego zdrowie, a ona widać że była tym wszystkim bardzo przejęta.
- Co z nim?!
- Ma operację.
- Boże, co się stało?
- Nie wiemy, policja powiedziała tylko że go postrzelili, to wszystko.
- Jezus, jak to postrzelili? Meg wie?!- spojrzała na nas pytająco a my tylko sami popatrzeliśmy po swoich twarzach. Jak to się stało, że nikt nie pomyślał o tym by zadzwonić do Meg?! To ją powinniśmy o tym pierwszą poinformować. Przecież ona się załamie, ostatnim czasem się kłócili, a teraz jeszcze to.
- Skoro, nikt jej nie powiedział, może zadzwonimy jak już będziemy cokolwiek wiedzieć. Teraz nawet nie będziemy jej mogli nic konkretnego powiedzieć. - w sumie to Liam miał racje, po co było ją stresować. Kiedy wyjadą z nim z tej cholernej sali i lekarz cokolwiek powie, to jej powiemy.
- Jest jeszcze coś- odezwał się Louis.- Zauważyliście że Harry ostatnio się dziwnie zachowywał?- zapytał nas wszystkich i każdy zaczął się zastanawiać nad tym co powiedział. Inaczej zachowywał? Możliwe, był bardziej zamyślony, może czasem mówił dziwne rzeczy.
- Poprosił mnie żebym miał oko na was, chłopaki, gdyby coś.- odezwał się niepewnie Zayn. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
- Jak to, jakby coś?- zapytała niczego nieświadoma Katie, ale nikt jej nie odpowiedział. Wszyscy wiedzieli o co chodzi.
- No właśnie- westchnął Tommo.- Dlatego że on wiedział. Dostawał groźby, zdjęcia jego i Meg, ktoś ich śledził, obserwował, podsłuchiwał. I dość dobitnie zagroził Harremu że jeśli nie zerwie z Meg to go zabije. - zapadła cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Sama byłam nieźle wstrząśnięta. Nie miałam pojęcia że coś takiego może się dziać! Tylko dlaczego...
- Nic nam nie powiedział.- szepnął Liam.- Boże, przecież coś byśmy zrobili! Nie wiem, cokolwiek!
- Może się bał?- zapytała Katie, ale Gemma od razu zaprotestowała.
- Jakbyście nie znali Harrego.- pokręciła głową, jakby sama nie mogła w to wszystko uwierzyć. Bo pewnie nie mogła.- On chciał ją chronić. Wiedział że jak nam powie, to go ukryjemy albo coś! Jak zawsze nadopiekuńczy Harry wziął wszystko na siebie, nie chciał pozwolić żeby coś stało się Meg.- była jego siostrą, dobrze go znała, może nawet lepiej niż my. Usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach. - Zawsze taki był, pamiętacie kiedy zerwał z nią dla jej bezpieczeństwa? Mieszkał wtedy u mnie, zwierzał mi się. Matko, zrobiłby dla niej wszystko, dla niego liczyło się tylko to, że Meggi będzie bezpieczna.- Louis niepewnie na nas spojrzał, po czym spuścił swój wzrok na telefon który miał w ręce.
- Zadzwonił do mnie. Zdążył jedynie powiedzieć, żebym nie pozwolił za nic Meg teraz wrócić.

__________________________________________________

No więc proszę bardzo rozdział 73. Wiecie co? Dziś pierwsza część obchodzi 100 000 wejść. Czyli razem z tą jest 200 000. To przeogromna liczba. Jestem wam tak bardzo wdzięczna. Zwłaszcza tym, którzy są ze mną już od dawna... Kocham ;p

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 72

HARRY

Patrzyłem na zieloną słuchawkę wyświetlająca mi się na laptopie. Słyszałem wyraźnie charakterystyczną melodyjkę oznajmiającą mi że ktoś dzwoni na Skype. Nie ktoś, ale Meg. A ja zwlekam i nie odbieram, nie wiem co zrobić, cholera jasna.
Zmusiłem się do tego by odebrać. Czułem się tak jakby mnie ktoś po prostu przeciął na pół. A kiedy tylko ujrzałem jej uśmiechniętą twarz to rozsypałem się już całkowicie.
Siedziała na parapecie okryta kocem ściskając jakiś kubek w rękach. Uśmiechnęła się do mnie i po prostu promieniała. Tak bardzo bym chciał żeby była szczęśliwa, żeby mogła być tak wesoła już zawsze.
- Cześć kochanie- powiedziała patrząc na mnie, mimo że to był tylko obraz kamerki to czułem jakby patrzyła wprost na mnie.
- Hej- mruknąłem cicho, nie wiedziałem jak mam to zrobić, jak się pożegnać.
- Kupiłam sobie dziś sukienkę, jest taka w twoim stylu, myślę że ci się spodoba, zresztą muszę jakoś wyglądać w końcu jestem świadkiem. Spotkałyśmy z Julką po drodze tyle twoich fanek. Chyba wszyscy już wiedzą że jestem w Polsce. I wiesz co? Jedna z nich zapytała mnie czy jestem w ciąży. Wyobrażasz to sobie? Bo mi się wydaje że nie przytyłam, a ty co myślisz?- była taka podekscytowana, tak przepełniona pozytywną energią. A ja byłem świadomy tego, że to może być nasza ostatnia rozmowa.
- Nie, skarbie, wyglądasz pięknie. Ale nie jesteś w ciąży?- wtedy to byłaby podwójna odpowiedzialność. Bo już świadomość że mojej Meggi coś grozi jest straszna, a gdybym wiedział, że nosi jeszcze nasze dziecko czułbym się okropnie. Bardzo chciałbym mieć dziecko, ale nie teraz. Nie kiedy wiem, że coś mogłoby mu się stać. W dodatku wiem, że Magda nie jest na to gotowa. Nie okazuje tego, ale gdzieś tam w środku wciąż cierpi po stracie pierwszego dziecka. Chociaż te jej ostatnie zmiany nastroju... ciąża by to wyjaśniała.
- Harry, pewnie, że nie. A co tam u was? Coś się działo? Jak z Niallem?- taaa, z nim wszystko w porządku, gorzej u nas.
- Nie wiem, nic nie mówił, ale chyba lepiej. A ty kochanie? Jak się tam czujesz?Nic się dziwnego nie działo?- nie chcę żeby coś podejrzewała ale muszę o to zapytać. Jeśli jej nikt nie grozi, to dobrze. Chce mieć pewność że tam w Polsce nic się jej nie stanie.
- A co miało by się dziać? Hazz, coś się stało?- zmarszczyła brwi ściskając mocniej kubek. Uśmiechnąłem się lekko dając jej pewność że ze mną w porządku. Bo tak naprawdę z każdym kolejnym słowem rozsypywałem się na coraz drobniejsze kawałeczki.
- Nie, po prostu pytam.
- To dobrze, jeśli coś by było nie tak powiesz mi, tak?
- Oczywiście że tak- skłamałem.
- Jestem teraz u babci, odwiedziłam ją na kilka dni. Wiesz jaka jest babcia, widziałyśmy się w święta, ale nie wybaczyłaby mi gdyby się dowiedziała, że jestem w Krakowie od dwóch tygodni a jej nie odwiedzę.- kamień spadł mi z serca. Wiem, że tam w razie czegoś będzie jeszcze bardziej nieuchwytna.
- Świetny pomysł, dobrze że tam pojechałaś.
- Emm... a co tam u Connie?- stała się jakby bardziej nieśmiała. Może wreszcie zrozumiała, że próbuje tylko pomóc Cons. Uśmiechnąłem się do niej tym razem szczerze.
- Całkiem nieźle, nie widziałem się z nią, ale dzwoniła kilka dni temu. Meg, wiesz, że nic mnie z nią nie łączy. Ty jesteś moją dziewczyną i to ciebie kocham ponad życie. Mógłbym ci oddać wszystko co mam. Chce byś była bezpieczna, błagam uważaj na siebie, dobrze?
- Jasne, ale Harry, dlaczego tak dziwnie mówisz? Co z tobą?- wiedziałem że się zorientuje, zna mnie zbyt dobrze.
- Nic, wszystko jest ok. Naprawdę.
- Harry znam cię, więc mi tu nie kłam! Chodzi ci o nas? Wiem, że nie najlepiej ostatnio się dogadywaliśmy, ale przemyślałam co nieco i miałeś rację. Przesadzałam. Przepraszam za to. Chcę by było jak dawniej, nie chcę żebyśmy na siebie krzyczeli kiedy tylko jesteśmy w jednym pomieszczeniu. - w jednej chwili stała się taka smutna. A mi kompletnie z głowy wyleciały tamte problemy. Mógłbym się teraz nawet przyznać do błędu, przeprosić by tylko została u Bartka aż do ślubu. Tam nic jej nie będzie, a ja jestem w tym momencie najmniej ważny. Nie mogę uciec do Polski, bo wtedy ten ktoś może śledzić mnie i nie tylko ja ale i Meg będzie w niebezpieczeństwie. Muszę tu zostać, nie mam innego wyjścia.
- Słoneczko, to nie ważne, ja też przepraszam, bardzo cię kocham, pamiętaj o tym zawsze, dobrze?
- Wiem to, Hazz. Też jesteś dla mnie najważniejszy, ale nie rozumiem o co ci chodzi.
- Po prostu chce mieć pewność, że będziesz na siebie uważać. Nie mogę cię mieć na oku jak zawsze więc musisz sama o siebie zadbać.- uśmiechnąłem się powstrzymując łzy. Mam tylko nadzieję że tego nie zauważy.
- Jestem już dużą dziewczynką, dam radę.
- Nawet gdyby mnie nie było? Gdybym zniknął?
- Zaczynam się martwić. Styles, mów o co chodzi!- przymknąłem oczy. Nie mogę jej powiedzieć, po prostu nie mogę. Albo tu przyjedzie, albo każe mi do niej lecieć. A jej narazić nie chcę, nie mogę.
- Okruszku- dosłownie to wyszeptałem, czułem że zaraz się rozpadnę i rozkleję na jej oczach. Wprawdzie nie wiem co się stanie, nie wiem czy cokolwiek się stanie. Może to był żart, może nikt nie chce nam nic zrobić. Ale się przestraszyłem, nie chciałbym rozstawać się z Meggi, ona jest moim życiem, po prostu wszystkim.- Nie musisz się martwić. - posłałem jej uśmiech, ona go odwzajemniła, choć zrobiła to niechętnie. Chyba tak średnio mi uwierzyła.
- No dobrze. A jak tam w pracy? Skończyliście w końcu?
- Nie, teraz jest najwięcej pracy, kończymy , ale wiesz, jeszcze poprawki i to wszystko, a potem trochę wolnego.
- A co z promocją płyty?- to pytanie też nie należało do najlepszych. Nie chciałem jej tego mówić, wiedziałem że jej się to nie spodoba.
- Prawdopodobnie trasa.- nie chciałem się na to zgodzić, zwłaszcza że planują dość długą trasę ale szczerze mówiąc to wiele do gadania nie miałem. Tak postanowili i mi pozostało się jedynie dostosować.
- Jakieś szczegóły?
- Jeszcze nic nie postanowili, ale prawdopodobnie gdzieś w kwietniu albo w maju.- o ile nic się nie wydarzy. Ale z każdą chwilą mam wrażenie że to był głupi żart. Chyba za nerwowo na niego zareagowałem.
- Cieszę się że się rozwijacie
- Przecież widzę że ci przykro. Ale lepiej powiedz mi jak tam przygotowania do ślubu?
- Oh, cudownie, wszystko już prawie gotowe. - wolałem zmienić temat. Udawać że jest ok, że cieszę się razem z nią tym wszystkim, że nie przejmuje się niczym innym. Tak po prostu było mi łatwiej.
Rozmawialiśmy pół nocy, aż nie kazała mi iść spać, bo zorientowała się że muszę wstać rano.

I faktycznie kiedy się obudziłem byłem padnięty, ledwo na nogach stoję. Poszedłem pod prysznic, ogarnąłem się i nawet nie zdążyłem zjeść śniadania, po prostu szybko pojechałem do studia.
Wszedłem do środka gdzie zastałem tylko Lou, chyba się szybko wyrobiłem. Przywitałem się z nim i padłem na najbliższą kanapę.
- Widzisz, jak nie ma Meg, to potrafisz przyjść punktualnie.
- Daj spokój, wolałbym żeby była ze mną.- mruknąłem przymykając na chwilę oczy.
- Wiem wiem, pościsz już od dwóch tygodni. - pokiwał brwiami a ja właśnie zdałem sobie z tego sprawę. Ważniejsze od seksu było dla mnie to co między nami było, a teraz to co się dzieje. Ale przespałem się z tym i jestem przekonany że to tylko głupi żart.
- Nie jest tak źle, Lou. - podniosłem się i podszedłem do ekspresu żeby zrobić sobie kawę.- Kiedy przyjeżdża Jamie?
- Już przyjechała. Miała być za dwa tygodnie, ale zrobiła niespodziankę i jest wcześniej.
- No tak, dawno się nie widzieliście.- stwierdziłem po czym skapnąłem się że przecież skoro się nie widzieli to...
- Ty tez dawno tego nie robiłeś co?
- Stary, błagam. Taki związek na odległość to nic fajnego.
- Niech się przeprowadzi.- fajnie by było gdyby Jam tu mieszkała. Teraz Lou mieszka tylko z Niallem i Liamem, no i Emily, ale ona ciągle wyjeżdża na jakieś mecze.
- Fajnie by było, ale ona nie chce.
- No nie gadaj. Nie chce mieszkać ze swoim kochanym Louiśkiem?
- Czy ty się dobrze czujesz?- podszedł do mnie i bezceremonialnie przyłożył dłoń do mojego czoła. Pokręcił zrezygnowany głową.- Tak jak myślałem, zapadłeś na głupotozę.
- I stwierdziłeś to po dotknięciu mojego czoła? Czy może sam już to złapałeś?- zaśmiałem się
- Nie jestem pewien, ale widziałem te objawy u innych.
- Ok, co powinienem zrobić panie doktorze?
- Zalecany seks, wykorzystując fajne zabawki. Po prostu coś innego, bo popadacie w rutynę.- wybuchnąłem śmiechem. No sory, po pierwsze to on coś brał? A po drugie to jaka rutyna?
- Nie narzekam Loui.
- Ja już dobrze wiem, że Meg jest zajebista, mówiłeś nie raz. Ale że tak zawsze jest super? Nie wierzę. - założył ręce na piersi i uniósł jedną brew. I co ja mam mu powiedzieć?
- Nie no, nie zawsze jest cudownie, ale jest ok. Wiesz, dopełniamy się. Oboje gustujemy w podobnych rzeczach. A wy jak tam? W ogóle jaka jest Jam? Tak samo zwariowana jak zazwyczaj? - Louis się trochę zmieszał, a ja zmrużyłem oczy. Wyciągnął rękę i podrapał się po karku, kiedy do mnie to dotarło.
- Nie spaliście razem?
- Jeszcze nie. Jak byłem u niej na święta, nie chciałem naciskać. Wiesz jak jest. Chociaż nie, z tego co pamiętam, to ty od razu zaciągnąłeś Meg do łóżka.
- Jakie od razu?!
- No a nie? Ile byliście razem? Trzy dni?
- Taa trzy dni. W dupie chyba. - mruknąłem znowu siadając na kanapę. Louis zaczął się głośno śmiać, ale mi do śmiechu nie było! Bo przecież my się dłużej znaliśmy zanim poszliśmy do łóżka? Prawda? Może i nie było to jakoś specjalnie długo no ale jednak trochę.
- Hej Harry, Louis, czemu nie zaczekałeś na nas?- do pokoju wparowali Niall i Liam, a Louis się ani trochę nie uspokoił. Spojrzeli najpierw na niego, a potem na mnie ewidentnie oczekując odpowiedzi.
- Nie pytajcie- powiedziałem tylko kiwając głowa na boki.


- To co? Jedziecie do nas?- Liam spojrzał pytająco na mnie i Zayna. Ja oczywiście nie miałem nic przeciwko, w domu i tak siedziałbym sam.
- Ja spoko, a ty Malik?
- Nie wiem, Katie siedzi sama w domu, będzie się wściekać.
- Kiedy ostatnio mieliśmy męski wieczór? Weź nie pękaj, tylko idziesz z nami i koniec. Poza tym wyśle się do niej Jamie i po kłopocie. - stwierdził Louis wymownie na niego patrząc. No w sumie to miał rację.


- Dobraa, Liam idź po piwo!- rozdarł się Horan otwierając drzwi do domu. Jednak zatrzymał się w półkroku widząc stojącą w korytarzu Em. Uniosła brwi i założyła ręce na piersi. No super.
- Macie jakieś plany chłopcy?
- Taaa, upić się i wyluzować a co?
- Nie no nic, pijcie sobie, pijcie, ja wychodzę. - uśmiechnęła się zarzucając włosami do tyłu. Cóż, pozwoliłem sobie i zlustrowałem ją. No nie powiem, niezła z niej sztuka. Piersi podobne do Meg, ale i tak kocham te mojej Meggi. Emily ma ładne nogi, naprawdę fajne. Tyłek mógłby być bardziej kształtny, ale nie jest źle. Poza tym w tej sukience wyglądała dość... pociągająco. Zresztą Em miała niezłą figurę bo trenowała, niejedna dziewczyna by jej pozazdrościła.
- Randka?- Zayn pokiwał brwiami a Emily obrzuciła go uwodzicielskim spojrzeniem.
- Może. - zaśmiała się i zarzuciła na siebie swój czarny płaszczyk. Przeszła obok nas i jeszcze dodała:
- Nie czekajcie na mnie, nie wiem kiedy wrócę.
- No nie dziwię się, na miejscu tego faceta od razu bym cię przeleciał.- Louis musiał oczywiście dorzucić swoje trzy grosze. Wszyscy się zaśmialiśmy, a Emily nic sobie z tego nie robiąc wyszła.
- Liam, zdaje się że miałeś gdzieś iść.-
- No tak, piwo samo nie przyjdzie.- zaśmiał się i po chwili zniknął. Weszliśmy dalej, i rozsiedliśmy się na kanapach. Rozejrzałem się po domu i stwierdziłem że trochę się tutaj zmieniło odkąd tu nie mieszkam. I tak się zacząłem zastanawiać czy...
- Mój pokój nadal tu jest?- uniosłem jedną brew patrząc na Lou i Nialla.
- No, taki jak był, tylko trochę pusty bo nie ma waszych rzeczy. Ale ostatnio byłem tam, i zauważyłem że zostawiliście wszystkie gumki które dostaliście od nas na twoje urodziny.- Boże, kiedy to było! Zupełnie zapomniałem że jedna szuflada ciągle jest pełna gumek. Zaśmiałem się cicho.
- Planujecie coś?- Zayn uniósł brwi trochę zdziwiony. To dziwne że ostatnio wszyscy wspominają o dzieciach. Nie że się nie zabezpieczamy, najzwyczajniej w świecie Meg bierze tabletki, gumki nie są zbyt wygodne.
- Z tego co wiem, to nie. - odezwałem się zdecydowanym głosem.. Liam wszedł do pokoju, i postawił na stole sporo piw. Każdy wziął sobie po jednym i otworzył.
- Szkoda, wydaje mi się że z naszej piątki najbardziej nadawałbyś się na ojca- stwierdził Nialler, a ja się nieźle zdziwiłem. Ale że ja? Racja, miałem być ojcem, Meg była już w ciąży, i bardzo chciałbym mieć takiego małego brzdąca. Ale jestem z nich najmłodszy, i wiem, że każdy z nich będzie równie dobrym ojcem co ja.
- Jak na razie, Meg nie jest gotowa na dziecko. Ciągle boli ją utrata tamtego.
- Hazz, już zawsze będzie cierpieć z tego powodu. Mieliście zostać rodzicami, straciliście swoją córkę, dla niej to naprawdę trudne. - Niall spojrzał na mnie współczująco. Czasem mam wrażenie że wszyscy zapomnieli o tym że mieliśmy mieć dziecko.
- Wiem, nie tylko jej. Nie macie pojęcia jak to jest. Ona była dla nas najważniejsza. Nie urodziła się, ale zdążyliśmy ja pokochać. Daliśmy jej szansę na życie, ale tą szansę jej odebrano, nawet nie zdążyła się urodzić. - chłopscy siedzieli cicho, nikt pewnie nie wiedział co ma powiedzieć. Bo co mieliby mi powiedzieć?
Przecież moja maleńka córeczka przez to nie zmartwychwstanie.

_____________________________________

Obiecałam więc jest 72 :)

A odpowiadając na pytania z poprzedniego rozdziału, to tak: Urządzam ankiety po to żeby poznać wasze zdanie, jeśli nie pasuje komuś to co się tu dzieje to ja do niczego nie zmuszam. Poza tym trudno dogodzić wszystkim, skoro połowa z was chciała Connie. Cóż, przepraszam, jeśli nie tego oczekiwaliście.

 

Mimo iż nie ma tych 34, dziękuję za wszystkie komentarze. Może tutaj wam się uda?

 

I nie mogę się napatrzeć na tą liczbę u góry, to dla mnie ogromne osiągnięcie. I wiecie? Sorki że wyjeżdżam tutaj z prywatą, ale mam jutro ważny dzień i przydałoby się pocieszenie chociaż w postaci miłych komentarzy :)

 A i mam jeszcze prośbę. Nie zostawiajcie kilku komentarzy. Naprawdę wystarczy mi jeden od jednej osoby :) 


Rozdział 71

HARRY
Byłem już zmęczony.
Codziennie haruję od rana do wieczora, nie mam chwili wolnego, nie dziwię się że Meg tak po prostu wyjechała. A teraz coraz mniej chce mi się wracać do domu. Wiem że będzie pusty, wiem że będę sam całą noc, nie czując jej ciepłego ciała. Matko, co z nami się stało? Nie potrafię zrozumieć w którym momencie popełniliśmy błąd? Przecież gdyby nie pojawiła się Connie ciągle byłoby w porządku. Ale nie możemy zwalać winy za to na Cons. Przecież ona nie chciała tego zrobić, zresztą nic nie zrobiła! Najzwyczajniej w świecie podpowiedziałem Horanowi może odrobinę źle. Może powinien wcześniej porozmawiać z Emily? Może tak byłoby lepiej, wszyscy mieliby czas na to by przyzwyczaić się do myśli że Niall kogoś ma. A tak, zrobiło się z tego wszystkiego niezłe bagno.
Było już po dziewiątej kiedy wjeżdżałem do garażu. Oczy zamykały mi się przed kierownicą, ale przecież nie chciałem spowodować wypadku. Zamknąłem drzwi garażowe, i ruszyłem do środka. Zaświeciłem światło, wchodząc do kuchni. Byłem potwornie głodny, potrzebowałem dawki witamin i kalorii, ale też kofeiny. Obiecałem Meg że do niej zadzwonię na Skypie. Przez ostatni tydzień rozmailiśmy jedynie kilka minut przez telefon. Tęsknie za nią, chciałbym żeby tu była zamiast siedzieć tam nie wiadomo z kim! Zrobiłem sobie kilka kanapek i razem z ciepłą herbatą zabrałem na górę. Zamknąłem się w naszej sypialni, jednak coś przykuło moją uwagę. Na łóżku leżała biała koperta, a ja nie pamiętam , żebym coś tu zostawiał. Odłożyłem tace na szafkę obok, i wziąłem do rąk kopertę. Otworzyłem ją i wypadło z niej kilka zdjęć i jakaś kartka. Podniosłem najpierw zdjęcia i od razu podskoczyło mi ciśnienie. TO było... cholera jasna! To były nasze zdjęcia, na niektórych byliśmy razem, na innych byłem albo ja sam, albo Meg. I były to zdjęcia zrobione z ukrycia. Przerzuciłem wzrok na kartkę.

Zerwij z nią , albo może stać się coś niemiłego”

Machinalnie usiadłem na łóżku, jeszcze raz analizując wzrokiem rozrzucone po pościli zdjęcia.
Boże...
W głowie kłębiło mi się tyle myśli, nie wiedziałem o czym myśleć. Pierwsze co, to zdałem sobie sprawę że muszą ją chronić. Ona jest najważniejsza, i nie ważne co by się działo, muszę zapewnić jej bezpieczeństwo. Tylko że kiedy ostatnim razem próbowałem to zrobić, właśnie z nią zerwałem, a potem zrozumiałem że zrobiłem źle, że powinienem był zostać, chronić ją będąc obok, a nie z dala od niej. Tylko że teraz kiedy ona jest w Polsce, nie mam zbytniego pola do popisu. Ten ktoś jasno dał mi do zrozumienia że mam się z nią rozstać. I taka właśnie myśl przebiegła mi przez głowę.
Otworzyłem laptop, który miałem na łóżku, i zalogowałem się na Skype. Muszę z nią natychmiast porozmawiać.

NIALL
Nie jest łatwo. Jak na razie nie dogaduję się zbytnio z chłopakami, choć starają się zachowywać wobec mnie normalnie widzę że nie jest tak jak ma być. Właściwie, to mieszkam z Liamem i Lou, więc tylko ich spotykam na co dzień w domu. Tyle ze teraz dużo pracujemy, Zayna i Harrego ciągle widuję w studiu. Hazz jest przybity, nie zbyt dobrze jest chyba między nim a Meg. Zresztą chyba od dłuższego czasu się kłócą. W końcu sam byłem świadkiem jednej z tych kłótni. Meg wyjechała, on siedzi sam w domu, nie wiem czy dobrze zrobili decydując się na coś takiego. Jakby nie mogli po prostu porozmawiać i sobie wszystkiego wyjaśnić. Chociaż ja tam nie wiem, nie chcę się wtrącać.
Dziś wróciła Emily, a jednocześnie minęło sporo czasu od mojej ostatniej rozmowy z Connie. Muszę porozmawiać z Em, wreszcie jej to wszystko wyjaśnić. Tylko chyba muszę iść na spontana, bo kompletnie nie wiem co mam jej powiedzieć. Sory, Em, ale nie będziemy razem, kocham cię, ale wolę ta drugą? Inteligentnie Horan, inteligentnie. 
Stanąłem przed jej pokojem, uniosłem dłoń i niepewnie zapukałem. Było już późno, mogła spać, ale dopiero co wróciliśmy ze studia, a ja nie chciałem odkładać tej rozmowy w nieskończoność.
Wszedłem do środka i ujrzałem brunetkę siedząca na swoim łóżku, rozpakowywała walizkę.
- Możemy porozmawiać?
- Emmm, nie wiem czy to dobry pomysł.- Ja też nie. W końcu może mnie wywalić, albo co gorsza pobije mnie na przykład. Sam bym się pobił gdybym mógł, bo chyba mi się należy.
- Kiedyś będziemy musieli to zrobić. - szepnąłem wchodząc głębiej. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem bliżej.
- Słucham.
- Em, wiesz że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.- odwróciła głowę w drugą stronę. A co, spodziewałeś się że rzuci ci się w ramiona za to że ją odrzucasz? - To wszystko jest takie zagmatwane. Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Że coś do mnie czujesz?
- Bo nie chciałam wyjść na idiotkę! Jak widać miałam rację bo ty nie czujesz tego co ja! - wstała gwałtownie, po czym odeszła w kierunku okna.
- Mogłaś mi powiedzieć, może coś by z tego było, kiedyś. Teraz jestem z Connie. Nie mogę jej zostawić, ona mnie potrzebuje.
- Jeśli masz zamiar opowiadać mi o niej, to wyjdź.
- Emily, proszę cie. Chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi, nie jestem w stanie zaoferować ci niczego więcej. - odwróciła się do mnie gwałtownie. Nie wiem co widzaiłęm w jej oczach, w jej postawie. Jedyne co mogłem dostrzec, że z całych sił stara się mnie nienawidzić. I pewnie dlatego podeszła do mnie i uderzyła mnie w policzek.
- Nie mam pojęcia za co cię tak kocham. Jesteś dupkiem. Przychodzisz tu żeby powiedzieć mi że wolisz być szczęśliwy z inną. I co myślisz że to mnie zadowoli? Głupia przyjaźń? - ja również wstałem i spojrzałem na dziewczynę . Kompletnie odebrało mi mowę, nie czuję się z tym najlepiej, nie wiem co powiedzieć.
- Nie chcę cie tracić.- szepnąłem podchodząc do niej. Bo nie chciałem, ona zawsze była dla mnie ważną osobą, i zawsze będzie.  Pogłaskałem ją po policzku, kiedy spuściła głowę na dół.
- Bądź ze mną. Daj nam szansę.- spojrzałem na nią bezradnie. Wybrałem już. Ciężko było mi zdecydować, ale wiem, że kocham Connie i to z nią chcę być. Widząc mój wymowny wzrok ponownie opuściła głowę. - Justem taka głupia, jak mogłam w ogóle kiedykolwiek myśleć że coś do mnie czujesz?- Mogłaś, bo coś czuję. Ale nie mogę się do tego przyznać, nie mogę dać jej nadziei.
- Em, nie jesteś głupia, jesteś cudowną dziewczyną, naprawdę piękną, tyle facetów chciałoby z tobą być. Ale to nie jestem ja, przepraszam cię, naprawdę.
- Powiedz mi tylko dlaczego ona? Co ona ma czego ja nie mam?
- Nie wiem Em, po prostu kocham ją. - mówiłem szeptem, nie chciałem jeszcze bardziej jej zranić. I najgorsze jest to że oszukiwałem nie tylko ją ale samego siebie. Czułem coś do Emily, po prostu to co łączyło mnie z Connie było silniejsze.
- A mnie nie kochasz? - spojrzałem w jej oczy widząc w nich miłość i desperację. Domagała się tych dwóch słów których nie mogłem jej dać. Chciałbym kiedyś móc żyć drugi raz i wtedy uszczęśliwiałbym Emily. Zbliżyłem się lekko do niej, nie mogłem jej tego powiedzieć. Jeszce raz spojrzałem w jej oczy, brązowe, jak u Connie. Ale zupełnie inne, one obydwie tak się różniły. Nie tylko wyglądem, ale i charakterami.
I obydwie cholernie mocno mnie pociągały
Pierwszy i ostatni raz chciałem poczuć ten smak. Zawsze chciałem to zrobić, zawsze chciałem sprawdzić jak smakują jej usta.
pocałowałem ją. Pocałowałem jej cudowne usta które aż się o to prosiły. Jej ręce ułożyły się na moim karku, przyciągając mnie bliżej.
- Emily?!- usłyszałem czyjś głos, głos z korytarza. Em oderwała się ode mnie, a ja spanikowany szybko zeskoczyłem z łóżka i pognałem do łazienki. Słyszałem jak drzwi się otworzyły i po chwili głos Liama rozniósł się po pomieszczeniu.
Co ja do cholery jasnej sobie myślałem? Przyszedłem żeby powiedzieć jej że chcę być z Connie, i doszło do tego że ją pocałowałem! Boże, i co ja jej teraz powiem? Przecież ona mnie znienawidzi kiedy ją zostawię. Może powinienem się jeszcze wstrzymać z tą decyzją? Matko, nie! Przecież postanowiłem! 
Moja mała Connie...
Zdradziłem ją, najzwyczajniej w świecie ją zdradziłem. A ona może chce mi to wszystko wybaczyć, a tymczasem ja daję jej kolejne powody do tego, by tego nie robiła.
No po prostu zajebiście, kurwa!
To niby nic wielkiego, pocałowałem ją tylko, przecież to nic nie znaczyło. Matko, mieszam tylko sobie i Emily w głowie. Nie powinienem był tego robić. I w ogóle dlaczego uciekłem do łazienki? Nie uprawialiśmy seksu, ani nic z tych rzeczy, więc sam siebie nie rozumiem.
Kiedy wyszedłem stamtąd zobaczyłem że Liama już nie ma. Emily siedziała na łóżku świdrując mnie wzrokiem. A ja kompletnie nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Jestem skończonym idiotą.
- Przepraszam Em, to nie powinno się wydarzyć.
- Nie, ja tego chciałam. - spojrzałem na nią z bólem w oczach. Najgorsze jest to że ja też tego chciałem. I nic na to nie mogę poradzić.
- Proszę zapomnijmy o tym. Chciałbym żeby było jak dawniej, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Em, nie chcę żebyś się do mnie nie odzywała, wiem, że nie jest ci łatwo, uwierz mi, mi też nie jest, ale poradzimy sobie. I proszę nie obwiniaj o to Connie, ona też nie ma łatwo, potrzebuje mojej pomocy, potrzebuje trochę akceptacji.
- W porządku, przepraszam ale teraz nie umiem tak po prostu zachowywać się przy tobie normalnie.
- Ok, rozumiem, ale przyjaciele, tak?
- Tak- podszedłem do niej i ją przytuliłem. Chciałem żeby poczuła że jej nie odrzucam, po prostu chcę zatrzymać ją przy sobie, tylko że jako przyjaciółkę, nic więcej. Ona też przytuliła się do mnie, mocno, tak, że aż brakowało mi tchu.



KATE

- Przestań, skarbie.- odsunęłam się od niego bo nie chciałam spowodować wypadku. Zayn macał mnie całą, kiedy ja ledwo co widziałam, bo jechaliśmy jakąś boczną drogą.
- Ale co ja robię?
- Nic, wiesz. - jego ręką znów powędrowała tam gdzie nie trzeba więc się roześmiałam.- Zayn!
- No co? Kochanie, próbuję być romantyczny.
- Romantyczny?! Hahaha, Zayn, kotku, jesteś cudowny w łózko, zabawny, cudowny, opiekuńczy, ale nigdy nie powiedziałabym że jesteś romantyczny.
- Słucham?- w jednej chwili oderwał ręce ode mnie i spojrzał na mnie zdziwiony. No co? Taka prawda. Ostatnio kiedy myślałam że szykuje jakąś kolację przy świecach czy coś takiego, on zabrał mnie na nielegalny wyścig. I nie narzekam! Bo ja nie jestem dziewczyną tego typu jak na przykład Meg. Ona i Harry uwielbiają sobie słodzić, i takie tam. Romantyczne kolacyjki, jakieś niespodzianki. Nasz związek jest zupełnie inny. Wiem że Zayn mnie kocha, ale nie okazuje tego w jakiś ckliwy sposób. Po prostu dla niego najlepszą randką jest przejażdżka na motorze, zresztą ostatnio sobie jeden sprawił. I to w nim kocham, ale od czasu do czasu nie narzekałabym gdyby wyszykował coś fajnego.
- Obrażam się, nie będzie seksu przez tydzień.- powiedział to całkiem poważnie a ja go najnormalniej wyśmiałam. On i zero seksu? Dobre żarty. Przecież Malik ubóstwia seks, zresztą jak każdy facet. Nie no, kobiety też lubią się kochać, ale aż tak się tym nie chwalą!
- Tak, tak pewnie- zaśmiałam się ale on ciągle był poważny, więc bez problemu pociągnęłam za jedną stronę mojej bluzki, i wszystkie guziki odleciały powodując że się rozpięła. Jakoś udało mi się ją ściągnąć całkiem. Nigdy nie miałam zbyt dużych piersi, i zawsze zazdrościłam Meg rozmiaru! Matko, wszyscy faceci których spotykałyśmy, czy jacyś nasi koledzy ze szkoły zawsze lecieli na Meg i Emily. Ja też miałam swoich adoratorów, ale nigdy tylu ile one. No może nie zależało to tylko od piersi, ale cóż, nigdy nie doczekałam się tego momentu kiedy urosłyby na tyle by dorównać dziewczynom. Zresztą przecież widzę jak Harry reaguje na biust Meg. Może i przesadzam, ale ja na przykład to dostrzegam. Już nie wspominając o opowieściach Meggi. Nie raz zdradzała trochę z ich życia seksualnego. No i z tego co mówiła jest ono ciekawe.
- Kate! A jak cie ktoś zobaczy?!
- Jak na razie to widzisz mnie tylko ty. - posłałam mu zalotne spojrzenie- ale skoro nie podoba ci się mój stanik mogę go zdjąć.- szepnęłam zerkając na niego. I pewnie bym tego nie zrobiła, gdybym, miała na sobie tradycyjny biustonosz z tym idiotycznym zapięciem z tyłu. No ale cóż, dzięki ci Boże za zapięcia z przodu! Lewą ręką sięgnęłam między piersi i bez problemu uwolniłam moje piersi.
- Czyś ty oszalała?
- Co? Już ci się odwidziało twoje postanowienie?- chyba sobie zapomniał że przed chwilą jeszcze wspominał coś o tygodniu bez seksu.
- Tak, masz, pięć minut, jak nie dojedziemy, to wezmę cie w tym aucie.
- Oh, kochanie, nie tak ostro. Przecież mamy taki wybór, samochód jest mało wygodny.
- Pieprzyć to! Chcę się z tobą kochać.

Nie wiem jakim cudem, naprawdę dziwię się że wytrzymał aż tyle. Właśnie jedziemy windą w której Zayn nie potrafił już zatrzymać swoich popędów seksualnych. Przycisnął mnie do ściany, i ułożył dłonie na moich piersiach.
- Tu są kamery- mruknęłam gdzieś między pocałunkami, ale on nie rozbił sobie z tego niczego.
- To niech spasieniu grubasy sobie patrzą jaką mam seksowną dziewczynę
- Zayn- mruknęłam niezadowolona. Jednak nie chciałam żeby moje piersi oglądali wszyscy którzy mają dostęp do monitoringu.
- Już dobra- mruknął odsuwając się ode mnie. - Albo nie. - znowu się przysunął. Dlaczego my mieszkamy na ostatnim piętrze? Zayn położył dłoń na moim udzie i podciągnął je do góry. Nie miałam wyjścia jak tylko wskoczyć na jego biodra.
- Ok, koniku, no to prosto do sypialni proszę.- szepnęłam mu do ucha zagryzając je. Zayn ruszył do naszego mieszkania a ja sięgnęłam do tylnej kieszeni jego spodni, żeby wyjąć klucze.
Zamiast zanieś mnie na łóżko on poszedł do łazienki. Odstawił mnie na ziemię śmiejąc się cicho.
- Idziemy pod prysznic. - rozkazał- Rozbieraj się.
- No i widzisz? Zero romantyzmu- pokręciłam zrezygnowana głową.- Dzisiaj zrobimy inaczej, ty skombinujesz świece, a ja zajmę się naszą kąpielą.

Niecałe dziesięć minut później leżeliśmy razem w ciepłej wodzie, a nasze nagie ciała oświetlało jedynie światło z świec 

__________________________________

100 000 !!!! 

Nie mogę w to normalnie uwierzyć.

A to wszystko jest waszą zasługą. Dlatego dziękuję!!! z całego serca dziękuję :) 

 

UWAGA! OGŁOSZENIE!!!!

Każdy zostawia komentarz! 


Skoro obchodzimy to jakże cudowne święto, to spróbujecie pobić największą liczbę komentarzy, która wynosi 34? To wcale nie tak dużo, więc wystarczy jak po prostu każdy coś zostawi :) 

Kocham was <3

Wieczorem pojawi się rozdział 72.