niedziela, 10 sierpnia 2014

Epilog

No i koniec :c

To było częścią mojego życia przez ponad dwa lata i mam nadzieję że choć trochę tak naprawdę się komuś spodobało. Cóż, z biegiem czasu można zauważyć jak bardzo zmienił się styl mojego pisania ale mam nadzieję że zapamiętacie ten z końca opowiadania i ogólnie ta drugą część, która jest znacznie lepsza od pierwszej. 

Kocham was i dziękuję za wszystko!!!

PROSZĘ, NIECH KAŻDY ZOSTAWI KOMENTARZ! 

To dla mnie ważne, więc mam nadzieję że ten ostatni raz się postaracie co?





*****

- Nie wierzę! Jak mogła mi to zrobić!
Śmieje się. On się tylko śmieje. Niall stoi sobie obok mnie cały uchachany, co lepsze razem z Connie śmieją się ze mnie. No przecież ja zwariuję!  Stoję naburmuszony z rękami w kieszeniach spodni i obserwuję jak moja dziewczyna śmieje się do jakiegoś gościa. Moja Meg! Moja rozumiecie? W dodatku wygląda dzisiaj zniewalająco. To nie do opisania, jest dla mnie tutaj najpiękniejsza.Sukienka, którą ma na sobie tak podkreśla jej kształty, że każdy facet będący dzisiaj tutaj na nią spojrzał, mimowolnie. Jest piękna.
- Harry trzeba było się bardziej starać.- Spiorunowałem Nialla wzrokiem. Poluzowałem trochę krawat, który do tej pory był ciasno zawiązany wokół mojej szyi.
Nie powinienem być zazdrosny, kłóciliśmy się o to tyle razy. Nawet poczyniłem trochę postępów i starałem się przy Meggi nie okazywać tego jak bardzo skręca mnie od środka kiedy ktoś płci przeciwnej znajdzie się blisko niej. Ale ona nie widzi tych wszystkich spojrzeń, nie jest świadoma tego, jak cholernie podnieca innych, w tym mnie. Tańczy tam, na środku, otoczona przez dużą grupkę osób z jakimś facetem. To powinienem być ja.
- Ale złapała welon.- uśmiechnęła się Cons.- To co, mam kupować sukienkę na kolejne wesele?- zapytała ruszając brwiami. Swoją drogą to Connie się nieźle zmieniła, przede wszystkim jest bardziej otwarta. Na początku była trochę nieśmiała, ciągle sądziła że nikt z nas nie może jej polubić po tym co było między nią, blondynem i Emily. Nialler zmienia ludzi. Pamiętam ten dzień kiedy przyprowadził ją do domu. Była taka spokojna, nie za wiele mówiła. A teraz? Ma sobie w swoich sidełkach Horanka. No i dobrze mu tak.
- Heeej loczuś- nawet nie wiem kiedy podbiegł do nas Louis. Za nim normalnie podeszła Jamie która zapewne w tym momencie ma ochotę udawać że wcale nie przyszła tu z nim. To dopiero jest niezgodna para. Oni się tylko kłócą! I nie wiem, szczerze mówiąc jak oni dają rade godzić te ich charaktery i ciągle być razem.
- Lou! Mógłbyś zachowywać się jak człowiek? Chociaż raz- jęknęła Jam a ja tym razem się sam zaśmiałem. Lou i spokój? Ohhh, kochana, czeka cię ciężkie z nim życie. Ten człowiek jest największym wariatem jakiego zna ten świat. Jeśli Jam się na to pisze na poważnie- a na to wygląda- to naprawdę ją podziwiam. Chociaż ona też jest porąbana.
- A tak swoją drogą, to zawsze myślałem że to na twoim i Meg weselu będziemy się bawić jako pierwszym. A tu proszę, taką niespodziankę nam Zayn zrobił.- No właściwie to zanim Meggi zaginęła to miałem zamiar się jej oświadczyć. To już było parę lat temu a ja jeszcze tego nie zrobiłem. Ale jest nam dobrze jak jest, do niczego tym razem nie chcę się śpieszyć.
- No, ja też tak sądziłem. Zawsze byliście taką parą idealną. No przynajmniej wtedy kiedy byliście razem. Chociaż jak się rozstawaliście to też, życie samotnie nie szło wam obojgu.- Wszystkich wzrok znowu spoczął na Meggi. Złapała welon Katie, a ja mimo walki nie złapałem krawatu Zayna. Ich taniec się skończył, Meg podziękowała i podeszła do nas. Wyciągnąłem do niej rękę, a kiedy tylko ją ujęła pociągnąłem ją do siebie tak że stanęła do mnie tyłem, więc bezproblemowo mogłem objąć ją w pasie, tak, że jej plecy przylegały do mojego torsu.
- No Hazz, teraz to będziesz musiał naprawdę się oświadczyć.- stwierdziła Chloe. Tak apropo, to NARZECZONA Liama, bardzo miła zresztą, wbiła się w naszą grupę bardzo szybko, wszyscy ja strasznie polubili, może dlatego że była przeciwieństwem Liama. Dominacje w łóżku to z pewnością tam ma ona. Choć czy ja wiem, Payne się trochę rozszalał, więc kto ich tam wie.
- Ohoho, szykuje się kolejne wesele- Zayn musiał dodać swoje trzy grosze. Zresztą nasz pan młody prezentował się dziś całkiem przystojnie. Nawet ja to muszę przyznać. No cholera, Malik ma żonę! To brzmi tak abstrakcyjnie, a jednak to prawda. To niesamowite.
- Nie wiadomo czy się zgodzi.- Connie trafnie zauważyła. Bo przecież nikt nie powiedział że Meg musi się zgodzić gdyby ktoś kiedyś o to zapytał. Ale tym kimś będę ja więc nie ma się co martwić. Prawda?
- Dobra, dobra, to wesele Malików, nie nasze.- na szczęście Meggi skończyła temat naszego ślubu. Przekręciła lekko głowę i posłała mi rozbawione spojrzenie. Ścisnąłem mocniej jej brzuch, gdzie miałem dłonie i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, o ile w ogóle się dało.
- To co ludzie? Rozkręcamy zabawę?- Louis bardziej stwierdził niż zapytał. Pociągnął Meg za rękę tym samym wyrywając  ją z mojego uścisku i jako pierwszy z wszystkich gości wyszedł na parkiet. A ja? Nie będę przecież stał jak kołek. Porwałem Liamowi Chloe i zaciągnąłem na środek.
Po kilku piosenkach zdążyłem zatańczyć już z Jamie, Connie, Emily jak i również z Katie. Ta ostatnia wyglądała dziś naprawdę pięknie. Jako świeżo upieczona żona prezentowała się wspaniale. Ale ja czekałem na moment z moją kochaną. Kiedy zobaczyłem że tańczy z Niallem, postanowiłem wykorzystać to że miałem za partnerkę w tej chwili Connie.
- Odbijamy- powiedziałem zręcznie obracając Connie tak że trafiła w ramiona Horana. Sam chwyciłem Meg za rękę i pociągnąłem do siebie.
- Nareszcie- szepnęła do mojego ucha.- Myślałam już że dzisiejszej nocy nie zatańczymy razem.
- Jesteś tutaj najpiękniejsza- Ja również wyszeptałem te słowa. Zaśmiała się zbliżając do mnie.
- To dzień Katie, nie mój. Spójrz na nich, wyglądają razem uroczo.
- Owszem, wyglądają uroczo.- Przybliżyłem jej biodra do mojego ciała. – A ty wyglądasz seksownie.- Obróciłem ją dookoła wracając potem do tej samej pozycji. Jedną ręką trzymając ją w tali, w drugiej mając jej dłoń. – I mam na ciebie cholerną ochotę.
- Twoja ochota będzie musiała zaczekać do wieczora. – zaśmiała się już nie szeptem, a głośno, tak że tańcząca obok nas para ją usłyszała. Chyba to był ktoś od Katie bo nie znam, ale Meg się zaczerwieniła, więc pewnie ona ich kojarzy.
Tak poza tym to rodzice zarówno Kate i Zayna zostali zmuszeni do zaakceptowania tego że ich dzieci biorą ślub. Po prostu nie dali im wyboru. Oboje stwierdzili że tak czy inaczej będą razem i są w stanie zaryzykować nawet kontakty z rodzicami.
- Złapałaś welon- stwierdziłem spoglądając na głowę Meggi. Miała wczepiony we włosy piękny biały welon.
- A ty ciamajdo, nie złapałeś krawata.- Miała dziś wyjątkowo dobry humor. Śmiała się nawet z każdego mojego żartu!
- Wiesz co to znaczy?
- Że nie jesteś zbyt dobrym łapaczem?
- Nie.- uśmiechnąłem się. – Że kolejnym ślubem będzie ten nasz.- Byłem zadowolony, mając świadomość tego, że po tylu latach razem, jestem jeszcze w stanie przyprawić ją o rumieńce.
- Chcesz się ze mną ożenić?
- Tak.- odparłem śmiało. Oby tylko jej „tak” było równie śmiałe co moje.- O ile ty zgodzisz się wyjść za mnie.
- To oświadczyny?
- Hmm… potraktujmy to jak takie przedoświadczyny. Więc jak?
- Co jak?
- Będziesz moją żoną?
Nie musiałem wtedy nawet szeptać, muzyka była tak głośna, że mówiłem te słowa normalnie. Wszystko wtedy było takie cudowne, takie że aż chciało się oddychać, żyć. Zresztą w ciągu całego mojego życia z Meg tak było.
- Będę.

*****


- No więc… emm, musimy wam coś powiedzieć. – Harry uścisnął mnie delikatnie za rękę pod stołem jednocześnie wstając. Zrobiłam to samo i patrzyłam na pytające spojrzenia naszych rodziców. O dziwo znalazł się tu też ojciec Harrego. Może dlatego   czuję się tak niezręcznie.  Tak samo zresztą wyglądał Bartek. Julka i Gemma wiedziały o co chodzi, więc zaskoczone nie były.
- Zaprosiliśmy was wszystkich na tą kolację bo mamy dla was wiadomość.
- Jesteś w ciąży?- wypalił Robin. Ten to ma prawdziwe wyczucie w sobie. I jaka celność.
- Nie Robin, Meg nie jest w ciąży.- Harry zrobił dziwną minę. Czym on się tak denerwuje? Przecież to nic wielkiego, my tylko...
- Zaręczyliśmy się. – Harry uniósł nasze splecione dłonie do góry, jednak chyba bardziej chodziło mu o pierścionek znajdujący się na moim palcu.
- Naprawdę?! Gratulacje!- Krzyknął mój ojciec podchodząc od razu do nas. Przytulił nas oboje jednocześnie. Cieszę się że on się cieszy ale może nie tak mocno!
- Nie wierzę że się zgodziłaś Meg, wiesz co robisz?- Robin uniósł jedną brew do góry, zupełnie tak jak to robi Harry. To zaskakujące że nie jest biologicznym ojcem Harrego, a on i tak odziedziczył po nim tak wiele nawyków i gestów.
- Tak Robin, jest tego pewna- odpowiedział za mnie Harry. Pewnie dostałoby mu się za to, gdyby nie miał racji.
- To w takim razie trzeba to oblać, Harry przynieś nam jakiegoś szampana.

- Nie znoszę tych wspólnych kolacji naszych rodziców.- szepnęłam wchodząc razem z Harrym do kuchni. Odłożyłam tace z brudnymi naczyniami na stół i odwróciłam się do niego. Po tym jak oświadczył mi się na ślubie Zayna i Kate, zrobił to powtórnie, już oficjalnie, z pierścionkiem kiedy byliśmy w Holmes Chapel. Aż dziwne że jego mama i Robin wtedy nie wyczaili tego co się tam stało.

Byłam na niego wtedy zła, już nawet nie pamiętam za co. Stałam na tarasie na podwórku owinięta kocem z kawą w ręce. Aż tu nie wiadomo skąd mam przed oczami pierścionek. Był zawieszony na sznureczku Razem z kartką.
„Przepraszam”
Nie wiem też w jaki sposób Harry pojawił się na tarasie, bo kiedy odwróciłam się z powrotem zobaczyłam go klęczącego przede mną.
- Nie myśl sobie że jak się zgodzisz to będzie tak zawsze. – wskazał na swoją pozycję przez co się zaśmiałam. Już wtedy miałam łzy w oczach.- Ale mimo to, obiecuję cię kochać i doprowadzać do szaleństwa kilka razy w tygodniu. Wychować małe szkraby, i zapewnić cię że będziesz już zawsze tą jedyną. Nawet jak będziemy mieć po osiemdziesiąt lat, obiecuję nie oglądać się za innymi babciami. Obiecuję być twoim jedynym i sprawiać że ty również nie będziesz miała ochoty oglądać się za innymi. Będę ci robił śniadania do łóżka w co drugi wtorek, i jeśli się na mnie zezłościsz, jestem w stanie nawet wyśpiewywać ci serenady pod oknem. I wyjdę ze skóry by cię uszczęśliwić, ale najpierw ty zrób to ze mną i spraw bym mógł wycałować całe twoje ciało ze szczęścia. Zdaję sobie sprawę z tego, że to beznadziejne oświadczyny, ale skoro się już tyle nagadałem to powiem to w końcu. Poza tym bolą mnie już kolana.- odchrząknął- Więc- Jego oczy przeszyły mnie na wylot. Nie mogłam z siebie wydusić słowa. - Wyjdź za mnie

- Tak, wiem, a ty w dodatku musisz się zawsze wtedy ubierać tak, że mam ochotę cię przelecieć tam przy nich.
- Ciszej, Harry, usłyszą cię.- spojrzałam na swój strój.
Turkusowa sukienka, nic wielkiego, a ta jego wyobraźnia już działa.
- Niech słyszą.- jego zimne palce znalazły się na moich odkrytych plecach. Spojrzałam na niego znacząco ale jedyne co on zrobił to się łobuzersko uśmiechnął.
- Kocham cię okruszku.- szepnął w moje usta nim je pocałował. A całował z pasją której nie wyczuwałam u nikogo innego. No ok, nie całowałam się z nikim innym od dobrych kilku lat, ale i tak mogę z ręką na sercu wyznać, że uwielbiam kiedy to właśnie JEGO usta całują moje. Czuję się wtedy tak cudownie, tylko on potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu.


*****


Zaraz spadnę, normalnie przyrzekam, że jeśli mi ktoś nie pomoże to spadnę. A nie pomoże mi nikt bo musiałby mnie zauważyć. A jak mnie zauważy to nie będzie dobrze. Swoją drogą muszę wyglądać zabawnie w bokserkach, wisząc na ścianie, a właściwie to takiej drabince co podtrzymuje kwiaty.
Wreszcie mi się udało. Uhh, przełożyłem nogę przez barierkę i znalazłem się na balkonie. Kiedy podszedłem do okna, już wiedziałem że mam idealne wyczucie czasu.
Była tam.
Sama.
W bieliźnie.
Zapukałem lekko w okno na co od razu się odwróciła. Kiedy mnie zobaczyła tylko się wytrzeszczyła oczy i podeszła do okna.
- Zwariowałeś tak, co ty tu do cholery robisz?- uchyliła trochę drzwi nadal nie wpuszczając mnie do środka. Przewróciłem oczami i zakładając ręce na siebie oparłem się o framugę.
- Wybacz, biorę dziś ślub, więc nie jestem za bardzo trzeźwo myślący.- założyła czarną bieliznę, uhhh, uwielbiam ją po prostu. Ale coś mi tu unie gra. Czarna, do sukni ślubnej?
- Okay, jeszcze może powiesz że cię do tego zmuszam?
- Praktycznie to tak, jesteś tak cudowna, że zmuszasz mnie swym blaskiem żebym się z tobą ożenił.- Przyciągnąłem jej ciało do swojego sięgając odruchowo do zapięcia stanika. Ale oczywiście Meg mnie lekko odepchnęła.
-Ty poważnie coś brałeś.- stwierdziła odsuwając się ode mnie- Zmuszam cię swym blaskiem?- uniosła brwi do góry- Nie wyjdę za ciebie jeśli jesteś naćpany!- uśmiechnąłem się jeszcze raz ją do siebie przytulając. Mam gdzieś to czy wyglądam na zdrowego umysłowo człowieka czy nie. Chcę ją. Teraz.
- Nic nie brałem, ale mam ochotę wziąć ciebie.
- Chcesz się kochać trzy godziny przed naszym ślubem? Tak w ogóle co to za teksty? Kupiłeś sobie jakiś poradnik „Jak zmusić swoją żonę do seksu?”
- Dokładnie tak, skąd wiedziałaś?- Może i te teksty są tandetne, ale co z tego? Zgodziła się, skoro wychodzi za mnie to i za moje tandetne teksty.-  Będziesz wspaniałą żoną, zawsze wiesz, czego pragnie twój przyszły mąż.- nie przestawałem składać pocałunków na jej dekolcie. Cholera, gdybym tylko mógł zdjąć ten stanik…
- Jesteś nie…
- Meg!- usłyszeliśmy krzyk Nialla z korytarza.
- Na balkon, już!- No bez jaj! Bierzemy dziś ślub a ona mi się każe chować tak jak to robiłem jak miałem szesnaście lat? Mimo iż czułem się strasznie głupio, skierowałem się na balkon. Jednak odwróciłem się jeszcze do niej, zanim tam wyszedłem. Nie ma mowy żeby blondas gapił się na taką Meg.
- Ubierz się. Tylko mi może stawać na twój widok.- Puściłem jej oczko a ta popukała się w czoło i wypchnęła mnie na zewnątrz.
- Naprawdę dziś zachowujesz się dziwnie.- szepnęła.- Zastanowię się czy powiem tak w kościele.
 Horan zaraz tu wejdzie, a ona jest w samej bieliźnie, no na pewno się na to nie zgadzam. Na szczęście zdążyła narzucić na siebie szlafrok, zanim ten wparował do pokoju.
- Nie ma …- urwał w połowie. Hahaha, czyżby pan Nialler zdał sobie sprawę z tego że nie może powiedzieć pani młodej że jej pan młody zniknął z pokoju? To ich wina. Sami kazali mi się szykować w tym pod Meg. Każdy by to wykorzystał. A że zabronili mi się z nią widywać od wczoraj to mnie tylko zmusili do działania.
- Nie masz jakiegoś problemu? Trzeba ci pomóc?- Nono nawet Niall umiał wyjść z sytuacji. Widziałem jak gapi się na Meggi, która stała przed nim w satynowym szlafroczku. Doigrasz się, bracie...
- Nie Horan, dam sobie radę.
- Okay, jak coś to wołaj. No i hmmm nie wiem co powiedzieć. Oboje zasłużyliście sobie na ten dzień. Mam nadzieję że z Harrym będzie wam się żyło zajebiście.
- Dzięki Niall.
Kiedy tylko moje uszy usłyszały trzaśnięcie drzwiami Meggi wyłoniła głowę na balkon. Posłała mi uśmiech a ja od razu podszedłem do niej obejmując ja w pasie. Wzdrygnęła się, pewnie moje dłonie były zimne. Przyciągnąłem ja lekko do siebie tak że jej głowa spoczywała na moim torsie.
Zero słów.
A czuję się świetnie.
Dlatego właśnie nie mam żadnych wątpliwości co do dzisiejszej uroczystości. Jestem tak bardzo szczęśliwy wiedząc że Meggi będzie moja, już oficjalnie.
- Nie mogę się doczekać aż będziesz moją żoną.- Wyszeptałem jej na ucho przez co poczułem mocniejszy uścisk.
- Nie wiem czy wiesz, ale jesteś poszukiwany.- Zaśmiała się.- I nie wiem czy również wiesz, ale twoja narzeczona o tym nie wie. I za chwilę wrobią kogoś w to żeby jej powiedział o ucieczce jej narzeczonego.
- O nie, gdzie on może być?- spojrzałem jej w oczy. W te piękne, szare oczy. Biła od nich głębia i miłość, w każdym tego słowa znaczeniu.
- Zmykaj na dół, bo jeszcze ślub odwołają.- cmoknęła czubek mojego nosa. Chciałem się do niej zbliżyć i ją pocałować ale się odsunęła.
- Będziesz musiał zaczekać, ja całuję tylko mojego męża.
- Ale kocie- To nie fair zdecydowanie nie fair. Po pierwsze całowaliśmy się ostatnio w środę. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że trzy dni mamy się do siebie nie zbliżać na odległość pół metra. A nie kochaliśmy się od dwóch tygodni! Rozumiecie?
Ahhh, noc poślubna.

*****


- Goooool!!!
- Taaaaakk!
- Yeeeaaah!
- Czy oni choć raz mogą się zachowywać normalnie?- Mina Jamie była przedobra. Zmarszczyła brwi uśmiechając się jednocześnie. Robiła tak prawie za każdym razem kiedy Louis zachowywał się głupio, a przyznajmy szczerze, on praktycznie zawsze się tak zachowuje. Spojrzała w kierunku pokoju gdzie oblegali kanapę i pokręciła głową.
- Louis to największe dziecko świata! Wiecie co ostatnio zrobił? Schował mi prostownicę kiedy mieliśmy jechać do jego rodziców. Stwierdził że woli roztrzepane włosy, tak jak wstaję rano.
- Oh Jam, Lou to Lou, on się nigdy nie zmieni- zaśmiała się Chloe. Zresztą Tomlinson jest naprawdę dziwny. Ja bym zabiła Harrego gdyby coś takiego zrobił. I ma szczęście że jeszcze tego nie spróbował.
- No dobra, tak właściwie to co nam chciałaś powiedzieć?- zwróciła się do mnie Katie. No tak, wszyscy przyjechali do mojego i Harrego domu, bo ich zaprosiłam. Nasi kochani opiekuńczy mężczyźni siedzą przed telewizorem i oglądają mecz.
- Jestem w ciąży.- Spuściłam wzrok na paznokcie uśmiechając się do siebie. Długo czekałam na tą chwilę ale to mój mąż zdecydowanie bardziej nie mógł się doczekać. Marzył o dziecku bardzo długo, właściwie odkąd straciliśmy poprzednie.  No ale w końcu stało się.
Wszystkie zaczęły piszczeć jak opętane, Emily mnie wyściskała tak mocno że ledwo jeszcze oddycham. Wiedziały że Hazz chciał tego od dawna, i wreszcie się zdecydowaliśmy.
- Jak zareagował Harry?
- Jeszcze nie wie.- Nie chciałam mu mówić przy wszystkich, chciałam żeby to była nasza chwila. Poza tym chcę zobaczyć jego reakcję.
- Żartujesz? Ohh, jak cudownie, wreszcie Danny będzie miał towarzystwo.- Uśmiechnęła się Connie. To nie do uwierzenia, ale to blondas pierwszy został ojcem. Razem z Connie musieli się bardzo starać, bo Dan przyszedł na świat i jako pierwszy uczynił chłopaków wujkami, a Niallera ojcem. Ma już pół roku, i aktualnie śpi sobie u góry w naszej sypialni.


- Do zobaczenia.- cmoknęłam Connie w policzek i pomachałam Niallolwi który trzymał w ręce fotelik z Dannym. Zamknęłam drzwi i opierając się o nie głęboko westchnęłam.
- Posprzątasz to?- Nie otwierając oczu i tak wiedziałam jaką miał minę. Cholernie mu się nie chciało. – Twoja żona jest cholernie zmęczona, potrzebuję się położyć.- westchnął głośno ale posłał mi uśmiech i machnął ręką w kierunku schodów.
- Idź, ja tu ogarnę i dojdę do ciebie, ok?
- Tak kochanie, dziękuję.- Tym razem to ja jego cmoknęłam w policzek. Udałam się do góry i od razu położyłam się pod cieplutką pierzynką. Chyba powinnam mu to dziś powiedzieć. Jeśli tego nie zrobię będzie na mnie zły za to że wiedziałam dużo dłużej niż on.
 To nie moja wina że już zasypiałam kiedy usłyszałam kroki w pokoju. Harry się po nim krzątał i czegoś szukał. Nie chciało mi się pytać czego, nie mam sił otworzyć oczu. Jednak powiedzieć mu muszę.
- Chodź do mnie- Szepnęłam otwierając oczy. Odwrócił się do mnie ściągając swoją koszulkę. Przeczesał włosy ręką w charakterystyczny dla niego sposób.
- Chciałem iść pod prysznic.
- Zasnę jeśli teraz pójdziesz. Musze ci coś powiedzieć.- rzucił na fotel koszulkę i usiadł na łóżko obok mnie. Podniosłam się i spojrzałam na niego uśmiechając się. Objął mnie ramieniem przybliżając do siebie. Jak ja mam to zrobić?
- Fajny ten synek Horana.- Uśmiechnął się pod nosem a mi zrzedła mina. Co on jakiś jasnowidz czy co? Jakby wiedział co chcę mu właśnie powiedzieć.
- Ty też będziesz tatą.- Spojrzałam wprost na niego posyłając mu znaczące spojrzenie ale mimo to nie zrozumiał o czym mówię.
- Kiedyś na pewno, byłbym cholernie szczęśliwy.
- Harry, będziesz tatą.- Odparłam bardziej dosadnie więc tym razem spoważniał i spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Zamrugał kilkakrotnie nie spuszczając ze mnie wzroku. Zastygł a ja pewnie zaczęłabym panikować gdybym go nie znała. Wiem że tego chce, bardzo.
- Co?- szepnął – Co powiedziałaś?- No Jezu, tak trudno w to uwierzyć?
- Że spłodziliśmy dziecko, które aktualnie znajduje się tutaj.- uniosłam lekko koszulkę do góry i pomasowałam się po brzuchu.
Jeszcze przez co najmniej minutę patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale potem przeniósł swój wzrok na mój brzuch. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał znów na mnie.
- Jesteś w ciąży. – powiedział do siebie. Przetarł swoją twarz dłonią wzdychając. Nie to żebym była niemiła, ale chciało mi się śmiać z jego reakcji. Gadał o dziecku od jakiegoś czasu, a teraz kiedy jego pragnienia się spełniły jest zaskoczony?
- Będę miał dziecko.- Sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu kiedy patrzyłam na niego. Szczerzył się do siebie i wyglądał jakby intensywnie myślał.
- Ekhm- odchrząknęłam- My.
- Co?
- My będziemy mieć dziecko.- odpowiedziałam wskazując na mnie i jego.
- Na pewnie że my. Chyba nie sądziłaś że ta ja będę je rodził. – Przyciągnął mnie do siebie całując w czubek głowy. Poczułam że jego zimne ręce wsuwają się pod moją koszulkę lekko masując mój brzuch. Umm czuje się z tym dziwnie- Od kiedy wiesz?
- Od kilku dni.
- I ja się dopiero teraz o tym dowiaduję?! Przecież teraz tyle roboty przed nami. Trzeba urządzić pokój dla dziecka, kupić wózek, nosidełko, przebierak, smoczki, butelki i te wszystkie potrzebne rzeczy. A łóżeczko? I zabawki, aaa no i trzeba powiedzieć wszystkim, zaraz zadzwonię do mamy.- Już wyciągał telefon kiedy go powstrzymałam. O mój Boże, wpadł w fazę zachowywania się jak wariat.
- Wiem że się cieszysz, ale przystopuj odrobinę. To dopiero piąty tydzień.
- Już piaty tydzień? Ale nic przecież nie widać, poza tym jak się czujesz, byłaś u lekarza?- Potok słów uderzał we mnie z takim natężeniem że połowy tego co mówił nie zrozumiałam. Ale się cholera facet cieszy. I dobrze, przynajmniej będzie się nim dużo zajmował mam nadzieję.
- Byłam, wszystko w porządku, tylko musze po prostu trochę się oszczędzać. Zdrowiej odżywiać, nie pić alkoholu, nie denerwować się, co przede wszystkim tyczy się ciebie, no i takie tam, wiesz, jak to kobieta w ciąży.
- Nie martw się, będę o ciebie dbał i pilnował żebyś się nie przemęczała. – O Boże, to ja już widzę jak on to będzie robił. Niezbyt podoba mi się ta perspektywa. – Nie wiem czy sobie poradzę ale będę się bardzo starał.
- Harry, nie histeryzuj, lubisz dzieci, one lubią ciebie. Wychowanie dziecka jest trudne i na pewno będzie nas to sporo kosztowało, ale razem na pewno sobie poradzimy, a ciąża przypominam ci że nie jest chorobą.
Zrobił przepraszającą minę i delikatnie podwinął moją koszulę nocną. Położył dłoń na moim brzuchu i tak siedział w ciszy, nic nie mówiąc. Po chwili zaczął lekko masować mój brzuch.
- Nie mogę uwierzyć, tam jest moja mała córeczka.
- Albo synek.
- Tak, synek- powtórzył po mnie będąc myślami już gdzieś daleko. Nie odzywał się więc śmiało można było to stwierdzić. Masował tylko ciągle mój brzuch, a ja wpatrywałam się w niego.
- Jesteś dla mnie wszystkim. Moją kochaną żoną, która jest niezastąpiona. Nie wiem jak zniosę te twoje ciążowe humorki, ale uczynisz mnie jeszcze bardziej szczęśliwszym, kiedy urodzisz nam dziecko. 

*****

- Jesteś niemożliwy! A jeśli to będzie chłopiec?- Od godziny jestem zasypywany pretensjami. Normalna kobieta kiedy ktoś zrobiłby jej niespodziankę to pewnie by się ucieszyła.
Ale nie Meg.
Urządziłem pokój dla naszej córeczki, a ona bezczelnie mi mówi że to chłopiec! Uhh, to niedorzeczne! Ja tutaj stworzyłem piękny pokoik, i przyprowadziłem ją tu chcąc zrobić jej przyjemność i niespodziankę. A co mam w zamian? Nic prócz pretensji.
- Meg, to nie będzie chłopiec, chyba wiedziałem co robię kiedy z tobą wtedy spałem!
- Bo jego płeć z pewnością zależy od pozycji seksualnej! Nie denerwuj mnie nawet!
- Ja chciałem tylko żeby dziecko miało już miejsce kiedy przyjdzie na świat.- Jęknąłem podchodząc do niej. Ta odsunęła się ode mnie nagle łapiąc za dół brzucha.
- Ała.- Upadłaby gdybym jej nie podtrzymał.- Harry, coś się dzieje.
- Ale jak? Termin mamy dopiero za dwa miesiące!- Podniosłem ją na ręce, co nie było łatwe biorąc pod uwagę jej spory brzuch. Zaniosłem na łóżko w naszej sypialni i delikatnie ułożyłem ją na pościeli.- Spokojnie, oddychaj kochanie. Lepiej?
- Jezu, przyrzekam że ci urwę jaja jak się nie zamkniesz.- Spojrzała na mnie morderczo. Co ja znowu zrobiłem? Przyzwyczaiłem się do jej głupich humorków, ale niech nie wykorzystuje sytuacji!-  Zawieź mnie do szpitala.- Wydyszała ciężko. Przecież nie możliwe żeby rodziła!- Cholera, rusz dupę!
- Ale.. ale.. ty rodzisz?- Zapytałem cicho trochę przerażony. Tyle razy studiowałem ten moment, miałem być opanowany, i szybko działać a tymczasem stałem jak kołek i patrzyłem na zginająca się w pół Meggi.
- Nie wiem! Chce do szpitala!
- Już, jedziemy skarbie, spokojnie.
- Nie będę spokojna kiedy z naszym dzieckiem się coś dzieje!

Chodziłem podenerwowany po szpitalnym korytarzu. Zdążyłem zadzwonić już do ojca Meg i do moich rodziców. Chłopcy razem z dziewczynami siedzieli już razem ze mną patrząc tylko na mnie. Nie wpuścili mnie do środka. A co jeśli będą jakieś komplikacje?
- Ile to może trwać?!
- Spokojnie Harry, poród może trwać wiele godzin.- Chloe próbowała mnie uspokoić ale jak miałem to zrobić?! Tam właśnie rodzi się moje dziecko!
- Tylko dlaczego nie mogę być przy niej?
- To wcześniak. Coś może pójść nie tak.
- I właśnie dlatego powinienem tam być. – Klapnąłem na krzesło ukrywając twarz w dłoniach. Po chwili jednak usłyszałem krzyczącego ojca Meggi. Biegł w naszą stronę. Boże, jeszcze jedna osoba która będzie mnie wkurzać.
- Gdzie ona jest?
- To już ponad trzy godziny.- Odezwał się Lou. No właśnie trzy godziny. Nigdy w życiu nie byłem tak zdenerwowany, nawet na własnym ślubie. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś im się stało.
- Pan Styles- Usłyszałem czyjś głos więc od razu poderwałem się z miejsca. W drzwiach stała pielęgniarka i uśmiechała się do mnie, ja natomiast byłem blady jak ściana w tym cholernym szpitalu. – Proszę za mną.
Wstałem i bez słowa poszedłem za nią. Do końca życia nie zapomnę tego momentu kiedy wszedłem do sali. Na łóżku leżała cała mokra i spocona Meg, a na jej piersi moje…
Moje dziecko.
- Gratulacje, został pan ojcem.- Głos lekarza rozniósł się po pomieszczeniu, ale do mnie docierało co piąte słowo. Ja ojcem? O mój Boże…
- No niech pan tak nie stoi, tylko przywita się z synem.
Synem?
Meg podniosła głowę patrząc teraz na mnie. Cholera, mamy syna, to chłopczyk. Uśmiechnąłem się podchodząc do nich. Przykucnąłem obok niej i delikatnie dotknąłem jego policzka, nie chciałem go uszkodzić. Spojrzałem na obserwującą mnie Meg i ucałowałem jej czoło.
- Jest śliczny.- Szepnąłem nie mogąc się napatrzeć na niego. Nie spodziewałem się że będzie aż tak mały. Jest taki drobny i taki kochany.
- Cóż, wydaje się że wszystko jest w porządku, jak na wcześniaka, to bardzo dobrze. Będzie musiał zostać trochę dłużej w szpitalu, ale raczej nie będzie problemów- Ulżyło mi kiedy usłyszałem głos lekarza.
- Bardzo cię boli?- Wyobraziłem sobie jej ból, na pewno to nie było łatwe, zważywszy na to że obiecałem jej że będę przy porodzie.- Przepraszam kochanie, ale nie chcieli mnie wpuścić. – Pokiwała tylko przecząco głową, ciągle się uśmiechając. Spojrzała na mnie i przeniosła swój wzrok na małego.
- Chcesz go wziąć?
- Ja?- O boże, przecież nie mógłbym, a jeśli go upuszczę? Albo jakoś źle chwycę, uszkodzę mu główkę, czytałem że u noworodków trzema uważać właśnie na główkę bo pojawia się tam ciemiączko czy coś takiego.
- Chyba nie sądzisz, że tylko ja się będę nim zajmowała?- Meggi spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami, ale i tak widziałem, że są one przepełnione szczęściem. Przecież mieliśmy dziecko!- Urodziłam go, reszta należy do ciebie.
- W porządku. – Magda delikatnie podała mi go na ręce a ja już nie mogłem wytrzymać. Czułem że zaraz się rozpłaczę. Bo czy to nie dziwne że ja mam syna? Podniosłem się delikatnie i spojrzałam na jego twarz. Miał szeroko otwarte oczy i przyglądał mi się. Na jego głowie nie było ani jednego włosa, chociaż jak się bardziej przyjrzałem, to dostrzegłem jakieś blond pasma. Tylko skąd się tam wzięły? Rozglądnąłem się po sali, zobaczyłem że zabiegane pielęgniarki teraz patrzyły na mnie. W końcu sławny Harry Styles ma syna. Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na Meg. Przyglądała mi się i płakała. Mam nadzieje że ze szczęścia. Podszedłem do niej i przysiadłem na skraju łóżka. Meggi podniosła się do pozycji siedzącej, choć widziałem że sprawia jej to ból.
- Hej mały.- szepnąłem, choć wiedziałem że Meggi usłyszała.- Jestem twoim tatą. Będę się opiekował tobą i mamusią. Tylko najpierw będzie mi musiała wytłumaczyć co jest nie tak z twoimi włosami.- Cichy chichot Meg rozniósł się po sali. Spojrzałem w jej w oczy i nachyliłem się lekko cmokając ją w usta.

*****


- Wujek Lou!- Willy podbiegł do Tomlinsona który właśnie pojawił się w naszym domu. Przywarł do jego nóg, choć na razie ledwo co chodził. Cały czas w coś się uderzał. Nie miał jeszcze całego roku, ale uwielbiał Lou, a co śmieszniejsze Jamie uważał za głupią ciocię.
- Hej Tommo. To na pewno nie będzie dla was kłopot?- Harry pojawił się koło mojego boku i objął mnie w talii.- On potrafi być nieznośny.
- Jest twoim synem, przewidzieliśmy to zanim się urodził. – Wziął go na ręce i przytulił do siebie.
- Ej, ma trochę moich genów!- zaprotestowałam ale Lou posłał mi tylko znaczące spojrzenie i postanowił to zignorować.
- Wy się dobrze bawcie, my sobie z małym poradzimy.
- Ale jakby coś się działo to dzwoń. Tu masz jego rzeczy.- Podałam mu torbę z rzeczami naszego synka. – Tylko proszę cię uważaj na niego.- Martwiłam się, mały jeszcze nigdy sam nie zostawał na tak długo z Louim i Jam. Zaczęłam pokazywać wszystko Jamie.
- Dzisiaj już wam raczej nie zaśnie, więc dopiero wieczorem go połóżcie. Dasz mu kaszkę, dwie łyżeczki na sto ml przegotowanej wody. Rano znowu daj mu kaszkę, a między czasie możesz mu dać danonka, nawet dwa. Jakby marudził to daj mu chrupki. Jak się obudzi w nocy to normalnie idziesz do niego, i trochę go polulasz. W torbie są pampersy. Dzisiaj nie musicie, ale jutro trzeba go wykąpać. Louis, pamiętasz, kiedyś ze mną to robiłeś, pamiętasz? Mam nadzieję, ale przypominam, że w łazience jest gąbka którą się wkłada go jego wanienki, nalewacie nie dużo wody, bo mały strasznie chlapie. Jak go wymyjesz to posmaruj oliwką, wszystko masz w torbie. Jego ulubione zabawki też. To chyba wszystko?- spojrzałam pytająco na Harrego, a ten się tylko uśmiechnął. O co mu znowu chodzi? No tak, Jam i Lou robili takie miny jakbym im powiedziała to w jakimś innym języku.
- Nie, to nie jest dobry pomysł- stwierdziłam przymykając oczy. Nie zostawię mojego synka z nimi, już wątpię w to czy sobie z nim poradzą!- Może lepiej nie jedźmy.
- Jedziecie, jedziecie!- krzyknęła Jamie, ale wcale mnie to nie przekonało.- Damy rade, tak Lou?
- Pewnie! Meg, musicie trochę odpocząć. Cały czas siedzisz przy Willu. Potrzebujecie czasu tylko dla siebie.
- A jeśli coś mu się stanie?
- Nic mu nie będzie skarbie- Harry mocniej mnie przytulił obejmując od tyłu.- Chodź do taty.- Wyciągnął ręce do małego a ten uśmiechnął się kiedy Harry uniósł go do góry.- Masz być grzeczny, słuchaj wujka Lou i cioci Jamie, dobrze?- Kiedy Will przytulił się do mojego męża aż się uśmiechnęłam. Wyglądali razem tak słodko.
- Meg, musimy już iść.- Oddał małego Jamie, ale nie mogła się powstrzymać i ucałowałam go jeszcze w główkę.

Szłam obok niego trzymając jego ciepłą dłoń. Po raz kolejny odwiedzaliśmy nasz domek, aktualnie jednak byliśmy w miasteczku znajdującym się niedaleko niego. Znajomy dzwonek księgarni zadzwonił kiedy znaleźliśmy się w środku. Harry posłał uśmiech kobiecie za ladą, a ona wstała i okrążając ją podeszła do nas.
- Harry, Meg! Jak miło was widzieć!- Puściłam dłoń Harrego kiedy pani Elizabeth mnie uściskała. Potem zrobiła to samo z Harrym. Objął mnie w pasie przyciągając bliżej siebie. Odkąd zjawiliśmy się tutaj pierwszy raz byliśmy tutaj bardzo często. Chłopcy w końcu dowiedzieli się o istnieniu domku i byli obrażeni za to ukrywaliśmy go przez tyle lat. A my przyjeżdżaliśmy tutaj kilka razy w roku. Jednak ostatnio byliśmy tutaj ponad rok temu, kiedy jeszcze na świecie nie było Willa. Byłam wtedy w ciąży.
- Jak ja was dawno nie widziałam! Ale nadal pięknie razem wyglądacie!
- Oh, bardzo nam miło, jak zawsze zresztą.- Uśmiechnęłam się.- To może ja pójdę się rozejrzeć?- To już stało się tradycją, że kiedy ja szukałam książek, Harry prowadził rozmowę z panią Elizabeth.  Zajmowało mi to dużo czasu, więc zawsze potem zastawałam ich przy herbacie na tyłach sklepu.
Tak było i tym razem. Z trzema książkami podążyłam do małego pokoiku z tyłu. Siedzieli w dwóch fotelach i Harry chyba opowiadał o małym. Kiedy się pojawiłam obydwoje spojrzeli w moim kierunku.
- Widzę, że przeszkadzam?
- Oh, kochana, oczywiście że nie- Ta kobieta była naprawdę przemiłą osoba. Podeszłam do nich i usiadłam na oparciu fotela Harrego. – Z tego co słyszę to macie wspaniałego synka.- Spojrzała na mnie takim wzrokiem jakby chciała mi cos powiedzieć.- Szkoda że nie wzięliście go ze sobą, chętnie bym go zobaczyła.
- Jak podrośnie na pewno przyjedziemy razem z nim.- Harry ułożył dłoń na moim kolanie podając mi swój kubek z herbatą.

- Dziękuję za te książki.- przytuliłam panią Elizabeth tak jak na przywitaniu. W tej księgarni panował tak cudowny klimat, że mogłabym tu z nią spędzić cały dzień.
- Kochani, tyle dla nas robicie, te książki które mogę ci dać to jedyne nasze podziękowanie.- Ona opiekuje się dziećmi z nowotworem. Stworzyła fundację, poświęca im połowę własnego życia. Ona zajęła się też chorą Hanią, którą poznaliśmy kiedy byliśmy u Bartka. A my po prostu kiedy mamy okazję tu być wpłacamy trochę pieniędzy na konto fundacji. Przecież biedni nie jesteśmy, a te dzieci potrzebują pomocy. Nie wyobrażam sobie co bym zrobiła gdyby to nasz  Will był chory.
- Wie pani, że dla nas to żaden problem.- odezwał się mój mąż. Z powrotem splótł nasze dłonie patrząc na kobietę.
- Ale nikt was do tego nie zmusza. A dla tych dzieci to naprawdę dużo, to co możemy kupić za wasze pieniądze. To nieoceniona pomoc.
- Miło nam że możemy w ten sposób im pomóc.
- Kochani moi, dziękuję jeszcze raz, i bardzo się cieszę że wam się tak układa.
- Do zobaczenia.- Pomachałam jej będąc już na zewnątrz. Harry objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Szliśmy przez środek małego rynku, gdzie stała fontanna, kilka ławeczek. Lubiłam to miasteczko, było takie przytulne.
- Szkoda że nie ma lodowiska.- Zachichotałam przypominając sobie moment kiedy byliśmy na nim pierwszy raz. Cóż, pierwszy i ostatni.
- I bardzo dobrze. Tak jest o wiele lepiej.
- Nie rozumiem dlaczego nie chciałeś pójść jeszcze raz. Przecież wtedy było bardzo zabawnie.
- Nie sądzę. Myślę że dla mnie to było bardziej bolesne przeżycie niż zabawne. Ale mimo że mnie tam wtedy zaciągnęłaś, i tak cie kocham.- ucałował mnie w głowę uśmiechając się sam do siebie.
- Szkoda że nie nagrałam tego jak się jąkałeś kiedy mówiłeś mi że nie umiesz jeździć.
- Oh, daj już spokój.
- Nie, przyznaj że to było zabawne. – wystawiłam do niego język.
- No już ok, było zabawne. Zadowolona?
- Bardzo.- cmoknęłam go w policzek. Wiedziałam że było mu to tak samo trudno powiedzieć jak te kilka lat temu kiedy szliśmy na te łyżwy. – Ale i tak dzięki mnie będziesz jeszcze kiedyś mistrzem tego miasteczka na lodowisku.


*****

- Tato!- poczułem że ktoś siedzi na moich plecach. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić, więc nie byłem bardzo zdziwiony.. Czy jemu to się nigdy nie znudzi? Otworzyłem zaspane oczy i głęboko westchnąłem.
- Willy, złaź ze mnie.
- Ale tato! Mama dzwoniła!- to na mnie podziałało. Odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą twarz Willa. Nadal nie wiem skąd się wzięły te jego blond włosy. No ludzie! Kiedy moi fani go zobaczyli nie mogli uwierzyć że to mój syn. Jedyne co miał chyba do mnie podobne to uśmiech. Oczy to on miał zdecydowanie po Meg, piękne, szaro niebieskie tęczówki wpatrywały się teraz we mnie wyczekująco.
- No tato! Musimy jechać do szpitela!
- Szpitala- poprawiłem go odruchowo. Zresztą wielu rzeczy się nauczyłem przy nim. Kiedy się urodził nasze życie zmieniło się o 180 stopni. – Okay, wstajemy i marsz do łazienki.

Obaj staliśmy przed lustrem myjąc zęby. Will stał na stołku i szczerzył się do mnie w lusterku. Wypluł pastę, i wypłukał usta wodą z jego prywatnego kubeczka z Myszką Micky. Zeskoczył ze swojego podwyższenia i jak zawsze przeszedł na drugą stronę łazienki po krem. Tego nawyku to akurat nauczyła go Meg! Choć usilnie próbowałem go oduczyć. Kiedy ja się goliłem mały smarował twarz kremem, i poszedł wrzucić go z powrotem do szafki.
- Tato, a co to jest?- spojrzałem na niego w lusterku. O ja pierdziele.
- Will, nie ruszaj tego. – Jezus Maria, mój syn za szybko chciałby poznać niektóre rzeczy. Zanim zdążyłem zareagować on rozpakował już paczuszkę w której była prezerwatywa. No pięknie.
- Włóż to z powrotem do szafki.
- Ale co to jest?
- Will, to nie do zabawy, odłóż to.
- No ale co to jest?
- To dla dorosłych.- Podszedłem do niego, zabrałem mu to i włożyłem z powrotem na swoje miejsce.- Idziemy na dół, chodź.
Szybko dałem mu jakieś płatki do jedzenia, w tym czasie pozbierałem wszystkie potrzebne rzeczy i poszliśmy do garażu. Wsadziłem małego do fotelika, zapiąłem pasy i ruszyliśmy do szpitala.
Obaj uśmiechnięci weszliśmy do budynku. Willy uczepił się mojej ręki. Przy znajomych mu twarzach jest bardzo odważny, ale kiedy gdzieś wychodzimy, od razu stoi albo przy mnie albo przy Meg. Podszedłem do recepcji, podniosłem małego i posadziłem go na ladzie.
- W której sali leży Meg Styles?- zapytałem szczerzącej się recepcjonistki. Patrzyła na nas z uśmiechem, jakby nie wiem kogo widziała. No tak, faktycznie wszystkie gazety już zdążyły wspomnieć o naszej nowej córce. A ona najwidoczniej czuła się wyróżniona tym że moja żona leży tutaj i że może poznać mnie i mojego synka.
- I moja siostra!- krzyknął mały, dziewczyna się roześmiała kiedy Will tak się oburzył, a mały spojrzał na mnie zawstydzony. Miał niecałe trzy lata, więc mogę mu to wybaczyć. W przyszłości musi się nauczyć podrywać dziewczyny. I mam nadzieję odziedziczy tą zdolność po tacie.
- Sala 217. Twoja siostra już na ciebie czeka.- Powiedziała do niego, przez co Will na chwilę się ode mnie oderwał i spojrzał na nią. Uśmiechnął się do niej po czym popatrzył na mnie.
- Idziemy tato?
- Mhm, chodźmy, musisz poznać maleńką.- Ja już oczywiście byłem u Meg i u małej, natomiast dziś postanowiłem zabrać ze sobą Willa. Powinien się przyzwyczajać do siostry.

- Mama!- krzyknął wbiegając do sali. Rzucił się na Magdę, choć ta była cała obolała po porodzie. Spojrzałem na nich uśmiechając się. Tęsknił za nią przez te kilka dni, kiedy jej nie było. Nie chciał spać nawet w swoim pokoju, tylko codziennie spał ze mną.
- Cześć kochanie. Pilnowałeś taty kiedy mnie nie było?
- Pewnie! Codziennie go budziłem, bo on jest strasznym leniem.
- Chcesz zobaczyć siostrzyczkę?- Mały tylko pokiwał głowa a Meg wreszcie spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, więc do niej podszedłem. Pocałowałem ją lekko w usta. Wziąłem Willa na ręce i podszedłem do inkubatora który stał po drugiej stronie łóżka Meggi. Nachyliłem się nad śpiąca dziewczynką i pokazałem ją jej braciszkowi.
- Ale mała.
- To twoja siostra.- powiedział Meg a ja się uśmiechnąłem. Mam córkę. Moja małą córeczkę.

Siedzieliśmy całą czwórka w szpitalnej sali. Trzymałem Willa na kolanach, a Meggi karmiła małą. William przyglądał się jej ciągle cały zafascynowany.
- Nie wybraliśmy imienia.- szepnęła Meg.
- Wiem, że nie chcesz Darcy, ale…
- Hazz, nie zgadzam się.- Od razu zaprotestowała. A ja marzyłem odkąd pamiętam o tym że tak właśnie nazwę moją córkę. Nie wiem dlaczego ale od dawna podoba mi się to imię. Może gdybym nie powiedział tego światu i każda fanka by tego nie wiedziała to Meg by się zgodziła.
- Zastanów się, przecież Darcy to bardzo ładne imię.
- Ładne ale nie dla mojej córki. Ja wolałabym żeby nosiła polskie imię.
- Tak, żebym nawet nie umiał wymówić.- No co? Taka jest prawda. Ten cały polski jest bardzo trudny. Znam już dużo słówek, nawet w miarę umiałbym z kimś porozmawiać po polsku. Ale żeby nazywać dziecko polskim imieniem?
- Mamo.- Will na chwilę oderwał się od małej i na nas spojrzał.- Amy już chyba nie chce jeść.- spojrzeliśmy ma niego oboje zdziwieni.
Amy?
- Kto to jest Amy?- Will się uśmiechnął i spojrzał na małą. Obydwoje się domyślaliśmy, ale nie mam pojęcia skąd mu się to wzięło.
- Tak nazwałem moją siostrzyczkę.- znowu oparł się na łokciach i przyglądał temu jak mała mlaska pojedzona i zamyka oczy.
No to zdaje się że imię mamy z głowy.

*****


Walizki stały już w przedpokoju.
Praktycznie wszystko było gotowe. Tylko że ja tego nie chciałam.
Stanęłam w progu i patrzyłam na moją kochaną trójkę. Harry siedział na ziemi z Willem i układał z nim zamek z klocków, a Amy z koroną na głowie tańczyła na środku salonu.
- Tatusiu! Zatańczysz ze mną?- Miała niecałe dwa lata, a była tak kochana i cholernie podobna do Harrego. Ciągle nie doczekał się kręconych włosów, ale Amy miała jego charakter. Tak bardzo mi go przypominała, w ruchach, w tym jak mówiła, po prostu to cały Hazz.
- Żabko, budujemy dla ciebie zamek.- Harry złapał ją i pociągnął na swoje kolana. Ona przytuliła się do niego i zobaczyła mnie. Zerwała się z jego kolan i do mnie podbiegła.
- Mamo, mamo! To ty ze mną zatańcz!- Podniosłam ją na ręce i uśmiechnęłam się do niej. Pogłośniłam muzykę i zaczęłyśmy wirować po pokoju.
- Ej! Uważajcie na mój zamek!- Will wstał, stanął w rozkroku i rozłożył ręce chroniąc swoją budowlę.
- Kochanie.- zatrzymałam się słysząc Harrego. Kiedy tylko ujrzałam jego minę od razu wiedziałam o co chodzi.- Muszę się powoli zbierać.

Próbowałam powstrzymać łzy ale nie umiałam. Kiedy widziałam jak ubiera kurtkę i buty, po prostu nie wytrzymałam. Świadomość że nie zobaczymy się przez tyle czasu mnie dobijała. Wiadomo, w ciągu tego pół roku przyleci do nas parę razy, ale to nie to samo. Dzieci go potrzebują, są do niego bardzo przywiązani. Zresztą nie bez powodu Amy teraz przykleiła się do niego i nie chce go puścić.
- Tatusiu, nie zostawiaj mnie tutaj samej.- Will stał przyczepiony do mojej nogi i patrzył smutny na Harrego i Amy. Mała płakała a ja nie mogłam już na nią patrzeć. Ona tak cierpiała.
- Słoneczko, zostajesz tu z mamusią i z Willem. Obiecuję że przywiozę ci dużą lalkę, dobrze?
- Nie.
- Skarbie.- Harry kucnął, odciągnął ją trochę od siebie i spojrzał na nią.- Jesteś moją córeczkę i bardzo cię kocham. Ale teraz muszę jechać. Jak wrócę to wszyscy razem pojedziemy na wakacje, pobawimy się razem w księżniczki. – Mała niepewnie kiwnęła głową. Harry dał jej buziaka w policzek i w główkę po czym mocno przytulił. Odstawił ją na ziemię i spojrzał na Willa.
- A ty się nie pożegnasz?- Mały podszedł do niego i tak samo mocno jak poprzednio Amy go przytulił. Widziałam jak Harremu szklą się oczy. One Direction już dawno nie miało dłuższej trasy. Dlatego teraz zaplanowano pół roku po Europie. A ja mam zostać sama na cały ten czas.
- Opiekuj się mamą, jak mnie nie będzie to ty jesteś facetem tak?
- Pewnie. Obiecuję. Kocham cię tato.
- Ja ciebie też synku. Bardzo.- Jeszcze raz się przytulili po czym Harry się podniósł i tym razem obdarzył spojrzeniem mnie. Po chwili czułam już na talii jego zimne dłonie. Spojrzał mi w oczy a ja nie mogłam tam stać, po prostu czułam jakąś gulę w gardle, nie mogłam nic powiedzieć.
- Kotku, wiesz, że nie chce was zostawiać. – pokiwałam głową i przylgnęłam głową do jego klatki piersiowej. Gładził mnie po plecach a ja chciałabym zostać tak na dłużej niż pół minuty.
- Będę tęsknić.- szepnęłam. Otulił mnie mocniej a ja jedyne co mogłam zrobić to zamknięcie oczu. Nie mogłam tak po prostu pozwolić mu odejść.
- Poradzimy sobie. Kocham cię i niedługo się zobaczymy. – otarł kciukami moje łzy.
- kocham cię Harry.- przywarł ustami do moich. Całowaliśmy się chwilę bo płacz Amy nie dawał mi spokoju. Harry podniósł ją na ręce i jeszcze raz ucałował.
Staliśmy tam we trójkę i patrzyliśmy jak Harry wsiada do samochodu i odjeżdża.
Do zobaczenia za pół roku.

*****


- Masz być grzeczna, tak?- odwróciłem się do tyłu. Amy miała dwa kucyki na głowie, a w ręce ściskała mały plecak z żabką z przodu.
- Ale przyjedziesz po mnie, jakbym chciała wracać do domu?
- Pewnie że przyjadę- uśmiechnąłem się do niej- Ale wujek Niall powiedział że będziecie się świetnie bawić. Razem z ciocią się wami zaopiekują.
- Możemy już iść?- Will się odrobinę zirytował. Jest strasznie nerwowy, i nie ma w sobie grama cierpliwości!
- Tak, tylko masz pilnować siostry, ok?
- Tato!- jęknął przeciągle z ja się zaśmiałem. Są na etapie ”nienawidzę cię, oddaj to moje!” Także jak na razie dogadać się nie mogą.
- Znowu będzie się całował z Anabell.- naprawdę, nie mam pojęcia po kim on to ma! Na pewno nie po mnie. Mój ośmioletni syn miał już z pięć dziewczyn. A jedną z nich jest córka blondasa i Connie- Anabell.
- Will, ile razy mam ci powtarzać. Jak chcesz się całować, to tak żeby nikt nie widział.
- To Amy się pcha tam gdzie nie trzeba! Zawsze mnie podgląda!
- Wcale nie!- od razu zaprzeczyła. Ale jakoś zobaczyć to musiała...
- A może powiesz tacie z kim jeździłaś ostatnio na rolkach?- faktycznie wychodziła ostatnio na rolki, i to dość często, ale z tego co wiem to sama. Will ją oczywiście podpuszczał na co ona spłonęła zupełnie jak to Meg kiedyś uroczym rumieńcem. Pamiętam te rumieńce Meggi, oczywiście jeszcze je miewa, ale zdecydowanie rzadziej.
- Ona też ma chłopaka!- wykrzyknął Will, a mi zaświeciła się lampka. Muszę pilnować mojej małej córeczki. Na razie to nic takiego, dziecięce zabawy jedynie, przecież co takie dzieci mogą robić?
- Amy, jesteś śliczna. I gdybym nie był twoim tatą to tez chciałbym być twoim chłopakiem- uśmiechnąłem się i puściłem jej oko.

- Już jestem!- krzyknąłem wchodząc do domu. To jeden z nielicznych wieczorów w których jesteśmy sami. Przyzwyczaiłem się do tego życia, mam dwójkę dzieci, żonę. I nie chcę tego zmieniać.
- No wreszcie!- jeszcze jej nie widziałem ale w jej głosie można było wyczuć radość. O mało się nie przewróciłem kiedy wskoczyła na moje biodra oplatając je nogami. Chwyciła moją twarz w dłonie i pocałowała. Cholera, dziesięć lat razem a ciągle jest tak piękna i seksowna. A nawet bardziej niż kiedyś
- Prosto do sypialni, kotku. - szepnęła do ucha. Jej ręce były pod moją koszulką, która po chwili została zgubiona gdzieś na schodach.
- Wiesz co? Idziesz w środę na wywiadówkę do Willa.
- CO? Dlaczego ja?
- Bo to twój syn? Poza tym jak ostatnio byliśmy razem u Amy, to wszystkie inne matki pożerały mi cię wzrokiem.
- Chcesz się mną pochwalić?- uniosłem obie brwi trochę zaskoczony. Nie sądziłem że po dziesięciu latach będę się czuł jak kiedy miałem dziewiętnaście lat. Ale wróć. Przy Meg czuję się tak ciągle.
- Mam przystojnego męża, każdy by chciał.- kiedy znaleźliśmy się w sypialni Meg też nie miała na sobie bluzki. Położyłem ją na łóżku i zawisłem nad nią.
- Nie ma dzieci, nie musimy być cicho, możemy robić wszystko na co mamy ochotę.- wyszeptała do mnie i pociągnął mnie tak, że wylądowałem na niej. Ręką zeszła do paska od moich spodni. Szybko się go pozbyła, po czym zaczęła zsuwać spodnie całując moje usta. Całowanie nam też się nie znudziło. Uwielbiam jej usta, ciągle tak samo cudowne jak kiedyś.
- Komuś ciasno w bokserkach- zaśmiała się zniżając się na ich poziom.
- Komuś tu mokro- odpowiedziałem przewracając ją pode mnie.

Wszedłem w nią lekko, spokojnie. Nasze oddechy mieszały się w powietrzu, a my przylegaliśmy do siebie jak dwa puzzle. Odgarnąłem jej mokre włosy z twarzy i cmoknąłem jej nos. Ona ułożyła ręce na mojej klatce piersiowej, przymykając lekko oczy. Opadłem głową na nią, chowając ją w jej szyi. Obniżyłem ją całując zagłębienie między jej piersiami. Zacząłem się nimi bawić. Były po prostu wymarzone dla mnie. Nigdy nie lubiłem małych piersi, ale za duże to też nie za bardzo. Meg ma po prostu wymarzone dla mnie. Idealne, dlatego uwielbiam je obcałowywać. Niekontrolowanie ścisnąłem lewą pierś za mocno, kiedy wszedłem głębiej. Z ust Meg wydobył się syk.
- Rosalie albo Matthew.- powiedziałem pewny siebie. Meg otwarła oczy nie wiedząc o co mi chodzi. A ja się szeroko uśmiechnąłem.
- Rosie albo Matt- powtórzyłem. - Chcę mieć trzecie dziecko.


*****       
Przeklęłam w myślach kiedy jeden z moich pędzli wypadł mi z pudełka. A żeby go podnieść musiałam odstawić wszystko inne na podłogę. I po to ja się tyle trudziłam, rodziłam trójkę dzieci, żeby teraz żadne z nich nie mogło mi pomóc? No świetnie, zostawcie matkę na pastwę losu, czemu nie? Harry zresztą też nie wiadomo co robi.
- Will!- krzyknęłam mając złudną nadzieję że mnie usłyszy. Znając życie i jakieś dziwne odgłosy z jego pokoju to pewnie gada z tą swoją dziewczyną. Nie miałabym nic przeciwko gdyby nie była ona z Australii. Boże, ten chłopak jest niemożliwy. Poznał ją na jakiejś imprezie, bo ona wpadła tu na weekend z przyjaciółkami. A mój syn po prostu jest zbyt łatwowierny. Zresztą po Harrym, jemu też od zawsze można było wcisnąć każdy kit. No i tak oto jest w związku na odległość, przez co dzień i noc siedzi przed komputerem z słuchawkami na uszach i z nią rozmawia. Harry nie dostrzega w tym nic dziwnego. Kiedy mu powiedziałam że się martwię o Willa to przytulił mnie tylko, pocałował w głowę i powiedział cytuję „ Może on ma coś po swoim ojcu i nie zamierza żenić się z angielką?”  Okay, nasz związek też był niezbyt stabilny, kiedy mieszkałam w Polsce a on tutaj, ale my chodziliśmy razem kilka miesięcy zanim wyjechałam i przynajmniej przeprowadziłam się tutaj niedługo potem. A oni? Nie zanosi się na to żeby ona się tu przeniosła, a naszego Willa na pewno do żadnej Australii nie puszczę.  On ma szesnaście lat, no bez przesady!
Ledwo idąc zeszłam na dół, ale oczywiście tym razem musiała mi wypaść jedna z farb.
- Meg, to ty? – Wywróciłam oczami. No jasne, bo po co się ruszyć z miejsca i mi pomóc. Dzięki skarbie, przydatny z ciebie mąż.
- Taaa.- odkrzyknęłam zbierając się z ziemi.
Weszłam do salonu gdzie zastałam go razem z Rosie. Uśmiechnęłam się do siebie widząc ich razem. Harry klęczał przy stoliku i razem z Rozalie układali puzzle. Wyglądają razem tak słodko. Oboje się odwrócili i kiedy mnie dostrzegli zaczęli OBOJE cicho chichotać.
Rose była odzwierciedleniem Harrego. Odkąd się urodziła jest jego oczkiem w głowie. Amy zawsze była niezależna, wolała każdą czynność zrobić sama, zawsze upierając się że sama sobie poradzi. Nie potrzebowała ani mnie, ani Harrego do tego wszystkiego do czego zaciąga go nasza młodsza córka. Ona uwielbia się z nim bawić, lubi się z nim uczyć, po prostu wszystko byle by robił to z nią jej kochany tatuś. Poza tym ma kręcone włosy, co już do reszty rozczula Harrego.
- Z czego się śmiejecie? – Zmarszczyłam nos podchodząc do nich.
- Bo wyglądasz tak śmiesznie.- Mała odgarnęła ręką włosy z czoła. Kiedy tylko nachylała się nad stolikiem wszystkie opadały jej na puzzle, ale mój mąż oczywiście nie pomyśli o takich aspektach ich wspólnej zabawy.
- Może zwiążę ci włosy? Będzie ci wygodniej.- Zaproponowałam na co mała pokiwała głową, natomiast Hazz wywrócił oczami. Zawsze jej je rozpuszczał, lubił chwalić się tym, że w końcu któreś z jego dzieci wygląda jak mała kopia jego samego.
- Co robicie?- odłożyłam na moment wszystkie moje rzeczy na podłogę i usiadłam na kanapie obok nich. I tak coś w końcu by mi upadło więc już lepiej niech sobie siedzi to wszystko spokojnie na podłodze.
- Prosiłam tatę tak bardzo mocno, żeby poukładał ze mną puzzle, i musiałam mu nawet dać buziaka bo się nie chciał zgodzić! – mała założyła ręce za siebie i wypchnęła dolną wargę do przodu.
- Ale potem obiecałem ci kakao, tego to już mamie nie powiesz?- Harry złapał ją w pasie i położył na kanapie łaskocząc ją. Rosie śmiała się tak przeraźliwie głośno, że byłam prawie pewna że oderwałaby nawet Willa od jego dziewczyny.
- Mamo!- Aż dziwne że jeszcze go nie kopnęła, bo była w tym przeraźliwie dobra. Boże, żeby z niej jakaś bokserka nie wyrosła. – Ratuj!- śmiejąc się zbliżyłam się do Harrego chcąc złapać go za ręce, ale nie było mi to dane, bo jedną z jego rąk przeniósł na mnie, wykorzystując fakt że mam łaskotki wszędzie!
Kiedy w końcu przestał, Rosalie nadal się śmiała leżąc na łóżku, natomiast ja wstałam i usiadłam obok męża. Nachylił się nade mną i cmoknął mnie lekko w usta, po czym złapał za jedną szelkę i szepnął do ucha. – Co takiego sprawiło że masz na sobie to seksowne wdzianko?- Uniosłam brew parząc na niego jak na idiotę. Mimo tylu lat razem on w ogóle nie wydoroślał. No  może trochę, przyznam że jest odpowiedzialnym ojcem, ale kiedy zostajemy sami, mam wrażenie że on cofa się do czasów kiedy byliśmy nastolatkami.
- Nie wiem co widzisz seksownego w dżinsowych ogrodniczkach ubrudzonych farbą.
- Skarbie, jak to co? Ciebie.- objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Rosie wskoczyła mu na kolana i wyłożyła nogi na moje nogi. – Wybierasz się gdzieś?
- Właściwie to tak. Mam ochotę pomalować. – Spojrzał na mnie wykonując tą minę która mniej więcej znaczyła „No tak, oczywiście.” Więc po co pytał? – I jak tak na was patrzę, dwa łobuzy, to chyba zrobię dziś wyjątek. Jeśli chcecie możecie iść ze mną. Przynajmniej pomożesz mi wziąć te rzeczy. – Rose od razu skoczyła mi na szyję całując mój policzek.
- Naprawdę?! Super! Możemy jechać z mamą, tato słyszałeś?!- zeszła ze mnie i zaczęła tańczyć na środku pokoju. Rosie lubiła kiedy zabierałam ją ze sobą, dawałam jej wtedy farby i ona też malowała swoje obrazki. A mi się miło robiło kiedy widziałam że którekolwiek z moich dzieci interesuje to co robię. Ale nie zabierałam jej, ani nikogo innego często ze sobą. Zawsze malowałam samotnie, przeważnie zamykałam się w swojej pracowni, albo w takie wieczory jak ten wychodziłam w różne miejsca.
- Słyszałem, słyszałem, ale wiecie że ja się wam tam na nic nie przydam? Ale i tak pojadę.- Złapał Rose  w pasie i wziął ja na ręce.- To co kwiatuszku, pakujemy się do samochodu? – W trójkę weszliśmy do garażu, Rosie weszła do fotelika, a Harry oczywiście wpakował się za kierownicę, wykorzystując fakt że pakowałam do bagażnika wszystkie moje rzeczy.
- Pasy zapięte?- Spojrzał w lusterku na córkę a mała pokiwała energicznie głową. – No to jedziemy.- Popatrzył na mnie, puścił oczko i jak tylko wrzucił jedynkę, ułożył dłoń na moim kolanie. – Tak właściwie to gdzie?
Zaśmiałam się, z tego że on oczywiście nie wiedział gdzie się wybieramy. Ostatnio Kelly- koleżanka z pracy pokazała mi takie jedno miejsce gdzie mogłabym malować. Konkretniej to dach na jednej ze starych kamienic w dzielnicy gdzie mieszka.
- Rosie, pokażemy tacie nasze osobiste miejsce?- odwróciłam się do niej mrużąc oczy. Już wcześniej mała tam ze mną była. Bardzo się upierała że chce ze mną jechać, więc co miałam zrobić? Mała uśmiechnęła się  złowieszczo, tak jak na pięcioletnią dziewczynkę można się złowieszczo uśmiechać i spojrzała na Harrego w przednim lusterku.
- No nie wiem, czy za to łaskotanie sobie na to zasłużył.



- Chcę wiedzieć skąd ja się do cholery tutaj wziąłem!- Wstałem od tego pieprzonego biurka, tak że krzesło momentalnie znalazło się na ziemi robiąc odrobinę huku w pomieszczeniu. Spojrzałem na współczujące spojrzenie pani Tiny. Jej kruczoczarne włosy wyglądały jakoś mniej czarno, gdzieniegdzie pojawił się siwy włos.
- Uspokój się trochę.- do gabinetu wparował pan Smith. Pewnie usłyszał huk.- Trochę szacunku, dla kobiety która cię wychowała.- szacunek? Kocham ją, naprawdę, ale z całego serca nienawidzę tego miejsca! Byłem tutaj odkąd pamiętam! Wyszedłem dwa lata temu, w moje osiemnaste urodziny.
Głupie zielone ściany zdobiły korytarze, wyjrzałem przez okna stołówki na ogród za domem. Dzieci bawiły się, razem. Przeszedłem obok dalej zupełnie obojętny. Tina powiedziała że jedyne co może zrobić to zaprowadzenie mnie do jakiego archiwum, może będzie tutaj coś o mnie.
- Wejdź- światło rozbłysło w pomieszczeniu, ale nic nie zdołało zabić tego zapachu, który uparcie ciągle znajdował się gdzieś między księgami.
Książka z grubą brązową okładką wylądowała na stoliku. Bałem się tego co mogę usłyszeć, bo wiedziałem że mogę nie usłyszeć nic.
- Christopher Steward, przyjęty 12 lipca 2013 r. Przyniósł go Polak, zostawił mówiąc że to nie jego dziecko, lecz Magdy, i żeby nigdy nie mówić mu tego kim jest, bo to dziecko na pewno nie chciałoby być takim jak jego ojciec. Sława go zniszczy.
Kiedy usłyszałem miły i przyjacielski głos pani Tiny poczułem się źle. Magda, czyżby to była…
moja… matka?
Nie rozumiałem połowy tego co było tam napisane. Poprosiłem o tą kartkę, żebym mógł ja wziąć ze sobą i ewentualnie dokładnie przemyśleć to co jest tam napisane. Przyniósł mnie tutaj ktoś inny? Nie moi rodzice? Chcę ich poznać, chcę zapytać dlaczego mnie oddali. Nic od nich nie chcę, chce tylko wiedzieć co złego zrobiłem, dlaczego musiałem żyć tutaj, będąc traktowany jak sierota.

- Postaram się panu pomóc, nie wiem, czy uda mi się cokolwiek znaleźć, to co tutaj jest napisane to naprawdę niewiele, ale jednak coś, może się udać.- Starszy siwy facet siedział naprzeciwko mnie i dodawał mi swoimi słowami otuchy. Chciałbym żeby się udało, tak bardzo chciałbym. Przyglądał się temu wszystkiemu i po chwili na mnie spojrzał.- Sława go zniszczy? Nie wiesz co to może znaczyć? Może twój biologiczny ojciec jest kimś znanym.

Rzuciłem kluczyki od samochodu na półkę przy drzwiach. Ściągnąłem marynarkę i wszedłem w głąb mieszkania.
- Jestem!- krzyknąłem gdzieś w powietrze mając nadzieję że Courtney jest już w domu. To jedyna osoba którą mam. Tak cholernie zazdroszczę jej tego, że ma na święta do kogo pojechać, że mama, w prawdzie strasznie wkurzająca, ale jednak ją odwiedza, zastając nas zazwyczaj w dziwnej sytuacji.
- No i co?- jej ruda czuprynka wychyliła się z kuchni. Podszedłem do niej i objąłem delikatnie w pasie. Cmoknąłem jej usta i podszedłem do lodówki w celu skonsumowania czegoś konkretniejszego.
- Powiedział że spróbuje, ale niczego nie obiecuje.
- Znajdziesz ich, zobaczysz.- podeszłą do mnie siadając mi na kolanach. Uśmiechnąłem się. Oby tak było, obym mógł ich poznać.

- Mamy ich.- kiedy tylko to usłyszałem myślałem że popłaczę się ze szczęścia. Znaleźli ich. Nareszcie.- Mieszkają na obrzeżach Londynu, mają trójkę dzieci. Will- osiemnaście lat, Amy- szesnaście i Rosie- osiem.- z każdym kolejnym słowem uśmiech na mojej twarzy się powiększał. Mam dwie siostry. I o tym nie wiedziałem, o Matko. I brata, o cholera, mam rodzeństwo! Ale z drugiej strony mają trójkę dzieci, to pewnie szczęśliwa rodzina a ja będę tam tylko dziwnym nowym osobnikiem. Oddali mnie, a resztę zatrzymali. Nie chodzi o to że nie chcieli mieć dzieci, oni nie chcieli właśnie mnie.
- Harry i Magdalena Styles.- Zmarszczyłem brwi, nie wiedziałem co to za imię. A nie wiedzieć jakim imieniem jest imię twojej matki nie było fajnym uczuciem.
- Magdalena?
- Jest Polką. Właśnie to naprowadziło nas na trop. Zresztą nietrudno było ich znaleźć, skoro są sławni.- zaśmiał się detektyw, którego wynająłem. Sławni? O Jezu…
Kiedy tylko znalazłem się w domu wziąłem na kolana laptopa i wpisałem nazwiska moich… emmm rodziców. Wyskoczyło od razu pełno artykułów. Harry należał do One Direction, zespół nie działa już jak za dawnych czasów, praktycznie jest już nieaktywny. Za to jego żona jest rozchwytywaną malarką. No super, pewnie jacyś ważniacy.

Nerwy ściskały mnie w żołądku. Stoję już pod tym cholernym domem od ponad godziny. I teraz ogarnęły  mnie wątpliwości. Po co ja się wpieprzam z butami w ich życie? Są rodziną, mają dwie córki i syna. I tu nagle zjawię się ja. Nie chcę psuć niczego między nimi. A co jeśli mnie odrzucą, lub jeśli mi nie uwierzą? Ich dom jest wielki, piękny, a ja mam przed oczami obdrapane ściany w moim pokoju w domu dziecka. Nie rozumiem dlaczego mnie zostawili? Mieli warunki do wychowania dziecka, niczego im nie brakuje. Więc dlaczego nie jestem z nimi? Wyparli się mnie i tyle, pewnie nie chcieli kogoś takiego jak ja… kto by chciał.
Gdzieś między myślami przeleciała mi twarz Courtney. Ona jedyna.
Zebrałem się w końcu w sobie i otworzyłem drzwi od samochodu. Wszedłem do ich ogródka, coraz bardziej się trzęsąc. Drzwi były wielkie, obok znajdował się dzwonek, który po lekkim wahaniu nacisnąłem. Kiedy otwierały się drzwi nerwowo miętosiłem skrawek koszulki którą miałem na sobie.
Otworzyła mi piękna kobieta. Miała średniej długości brązowe włosy, i niebieskoszare oczy które od razu rzucały się w oczy.
Zupełnie jak moje.
Obdarzyła mnie pięknym uśmiechem a ja wpatrywałem się w nią, czekając na jakiś jej ruch. Nie wiedziałem co zrobić mam ja, przecież nie zastanawiałem się nad tym. Bo nie przypuszczałem że będzie tak podobna do mnie. Wzruszyłem się.
- W czym mogę pomóc?- uśmiechnęła się tak pięknie. Naprawdę niejedna młodsza od niej dziewczyna mogłaby pozazdrościć jej figury. Ja tam zauważyłem nasze podobieństwo i byłem już całkiem pewny. Widocznie ona nie poznała nawet swojego syna...
- Emmm, no bo ja… przyszedłem porozmawiać.- uniosła zaskoczona brwi ku górze. – Zaraz wszystko wyjaśnię, bo ja jestem... no jestem…-
Zaciąłem się. Całkowicie się zaciąłem. Bo co ja mam jej powiedzieć? Przecież mi nie uwierzy, za nic w życiu mi nie uwierzy.
- No kim jesteś? Chyba nie płatnym mordercom?- zaśmiała się otwierając szerzej drzwi. Tak bardzo chciałbym wejść dalej. Chociaż zobaczyć moje siostry no i brata.
- Nie, jestem twoim synem.- Jej twarz przybrała tak zaskoczony wyraz. Patrzyła na mnie zdziwiona, zdecydowanie się czegoś takiego nie spodziewała. Wpatrywała się we mnie tak jak ja przed chwilą w nią. Szukała we mnie tego czegoś, co przekonałoby ją o tym że mówię prawdę. Zobaczyłem w jej oczach łzy. I już wtedy wiedziałem że nie lubię kiedy moja mama płacze. Zrobiła się taka smutna, była wręcz wzruszona. I wtedy zrobiła coś co utwierdziło mnie w przekonaniu że dobrze zrobiłem przychodząc tutaj.



To niemożliwe, całkiem niemożliwe.
Przyciągnęłam go do swojego ciała i mocno przytuliłam. Płakałam w ramię swojemu synowi. Dorosłemu synowi. Mamy syna! Drugiego syna. Czułam że po moim ramieniu tez spływają łzy, on tez płakał. Trwaliśmy tak kilka minut, po czym mocno chwyciłam jego rękę i pociągnęłam do salonu. Na kanapie siedziała Rosie i oglądała jakiś serial. Kiedy go zobaczyła trochę się przestraszyła, ale on pierwszy do niej podszedł. Stanęłam w drzwiach patrząc na nich. Ukucnął przy niej, podał jej rękę i się uśmiechnął. Uśmiechnął się uśmiechem Harrego. Już przy wejściu zobaczyłam jego oczy. Moje oczy. Ale nic nie mówiłam, sądziłam że to przypadek.
- Mamo! Co tutaj robi ten Chris?- Rosalie wyłoniła się zza ciała chłopaka. A więc ma na imię Chris. Ciekawe kto go tak nazwał.
- Rose, daj mu spokój. A ty chodź tu do mnie, muszę cię wyściskać jeszcze raz.- w mgnieniu oka Chris stal przede mną niepewnie się uśmiechając. Wyglądał jak Harry ale nie był jak on. Nieśmiało wpatrywał się w ziemię. Był bardziej wrażliwy, już to widziałam. Objąłem go mocno i przycisnęłam do siebie. Jest moim synem, o którym nie miałam zielonego pojęcia.  Nie mogę w to uwierzyć. Przecież my mieliśmy mieć córkę, i ona przecież zginęła. Ale wprawdzie nie znaliśmy płci, to cholera jasna niemożliwe!
- Mam rozumieć że ci się w końcu znudziłem? - znana chrypka dobiegła do moich uszu. Poczułam jak Chris drgnął kiedy tylko usłyszał jego głos. Zupełnie wyleciało mi przez to wszystko z głowy że Harry pojechał odebrać Amy z lekcji tańca.
- To twój tata- szepnęłam do jego ucha i powoli się od niego oddaliłam. Przetarłam moje zapłakane oczy i spojrzałam w kierunku wejścia do salonu. W drzwiach stał tak jak przypuszczałam mój mąż z naszą córką u boku. Jego rozbawienie chyba zniknęło z jego twarzy kiedy zobaczył że płaczę. O Boże, nawet podczas ślubu nie płakałam aż tak bardzo ze szczęścia.
- Meg? Coś się stało?- szybkim krokiem podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona. Popatrzyłam mu prosto w oczy, próbując mu w jakiś dziwny sposób przekazać że mamy jeszcze jedno dziecko. Boże jak to absurdalnie brzmi. - Skarbie? - spytał dla upewnienia, ale ciągle nie odpowiadałam. - Dlaczego płaczesz?- przeniósł swój wzrok na Chrisa a ja wybuchłam już większym płaczem i po prostu schowałam się w torsie mojego męża. Zamknęłam oczy i próbowałam jakoś uspokoić oddech. Ale ciężko było mi choćby zaczerpnąć powietrze.
Zawsze starałam się być dobrą matką ale Boże, nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się że powinnam była być nią jeszcze dla kogoś. Że nasze pierwsze dziecko za którym tak tęskniliśmy żyje. Bo to on, prawda? Jakim innym cudem znalazłby się tutaj? Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy. Przez myśli przebiegły mi wszystkie chwile z naszej młodości. Moment kiedy Harry, młody Harry stał pod szkołą w Polsce i czekał na mnie dzień przed moimi urodzinami. Jak wszyscy nas obserwowali kiedy rzuciłam mu się na szyję. Wyszykował dla nas kolację a potem zaszłam w ciążę. Zaszłam w ciąże właśnie z Chrisem. Jak opiekował się mną kiedy już mieszkaliśmy razem z chłopakami w ich domu. Jak pojechaliśmy na pierwsze badania. Jezu... tak bardzo za nim tęskniłam. A byłam pewna że nie żyje. Jak mogłam być tak głupia? Po prostu powiedzieli mi wtedy że nasze dziecko umarło a ja to tak po prostu przyjęłam do wiadomości. Nie było to łatwe. Ta noc kiedy to sobie uświadomiłam, w Paryżu, wtedy kiedy Harry tulił mnie do siebie pół nocy mówiąc że już zawsze będziemy mieć naszą księżniczkę w sercach była jedną z najgorszych w moim życiu. I co się okazało? Że to Chris, że on jest naszą maleńką księżniczką.
Kiedy znowu wróciłam do rzeczywistości usłyszałam szept Harrego przy swoim uchu. Dawno mnie takiej nie widział, chyba nawet nie pamiętam takiego momentu kiedy aż tak płakałam. Poczułam jak lekko mnie kołysał i głaskał po plecach i włosach mocno do siebie przyciskając. Zawsze tak robił kiedy płakałam, znał mnie już jak nikt inny.
Uspokój się idiotko! Chris pewnie nie wie co ma robić. A jak na razie tylko ja tutaj wiem kim on jest. Odsunęłam się od Harrego i znów zagłębiłam się w jego oczach. Szukał odpowiedzi. A ja dałam mu ją po kilku sekundach.
- To nasz syn- naprawdę cicho to szepnęłam, ale oczy Harrego w jednej chwili się powiększyły. Uniósł brwi i przeniósł swój wzrok na Chrisa. - Harry, to nasz syn. - zaszlochałam jeszcze raz nie mogąc pohamować kolejnej fali łez. Do Harrego podbiegła Rosalie szarpiąc go za nogę.
- Tato, dlaczego mama płacze? - Zanim zwrócił na nią jakąkolwiek uwagę ujrzałam w jego oczach łzy. Może tego nigdy nie pokazywał, ale wiem, że tęsknił tak jak ja. A może i mocniej? Przecież to miała być jego ukochana księżniczka. Taka jaką jest teraz Amy i Rosie. Tyle że Chris nie do końca taką księżniczkę przypomina. Ale mimo to zawsze nią był. Może dlatego nigdy ani ja ani Harry nie używaliśmy tego określenia w stosunku do naszych córek. Harry pochylił się nad małą i uśmiechnął się do niej.
- Bo jest bardzo szczęśliwa wiesz?- zamknął na chwilę oczy by po chwili wstać i spojrzeć na swojego syna. Sama zrobiłam to samo. Stał z boku lekko zagubiony. Bawił się swoimi dłońmi przy okazji się w nie wpatrując. Harry bez słowa po prostu podszedł do niego i przytulił go po męsku. Odnalazłam wzrokiem Amy która nie za bardzo wiedziała co się dzieje. Podeszłam do niej i stanęłam obok. Nie wiem czy usłyszała słowa które powiedziałam do Harrego, pewnie nie.


- Jak nas znalazłeś? - siedzieliśmy w salonie, na kanapie.  Z jednej strony miałam Chrisa, któremu mocno ściskałam rękę. I nie mogłam przestać się uśmiechać. Z drugiej strony siedział Harry z małą na kolanach. Obejmował jedną dłonią jej drobne ciało a drugą mnie.
- Kiedy wyszedłem z domu dziecka znalazłem poważniejsza pracę, więc w końcu uskładałem trochę na detektywa. To znajomy Courtney, więc odszukał was trochę taniej. - Znowu mimowolnie zamknęłam oczy. Boże, on się wychował w domu dziecka...
- Kim jest Courtney?- zapytała Amy? Była trochę zawstydzona ale jednocześnie ciekawa tego kim jest Chris, poniekąd jej nowy brat.
- To moja dziewczyna.- na te słowa sie uśmiechnęłam. Jak dobrze, że nie jest z tym zupełnie sam. - Mieszkamy razem, pomagają nam trochę jej rodzice, ale nie chcę ich zbytnio wykorzystywać. Już i tak uważają że nie jestem odpowiedni dla ich córki.
- Synku, jesteś jak najbardziej odpowiedni.- Powiedziałam chcąc dać mu trochę otuchy.
- Chris, jeśli potrzebujesz pieniędzy, to wiesz, że to dla nas nie problem. Dam ci ile potrzebujesz. -Harry posłał mu jedno w tych swoich spojrzeń. I dobrze, jak nas już znalazł to mu przecież pomożemy.
- Nie, nie przyszedłem po pieniądze. Nie jest kolorowo, ale radzę sobie sam.- uhh, a jednak uparty tak jak Harry. - Właściwie to... - urwał znów spuszczając wzrok. - Chciałem was tylko o coś zapytać. Po to was szukałem. Chcę tylko wiedzieć dlaczego mnie zostawiliście? Dlaczego musiałem żyć tam przez całe moje życie?- uśmiech zniknął z mojej twarzy. To nie było dobre pytanie. To było okropne pytanie. I gdyby nie to że odnalazłam dziś syna to pewnie uśmiech by zniknął. Ale mimo to i tak zniknął. I naprawdę dziękuję że Harry tak mnie zna. Sam wszystko zaczął tłumaczyć.
- Nigdy cie nie oddaliśmy. - powiedział pewny siebie i spojrzał po kolei na wszystkie swoje dzieci. Will przyszedł chwile temu i tak samo jak my wszyscy nie mógł w to uwierzyć. Teraz siedział na drugiej kanapie razem z Amy i słuchał tego co mówił Harry. - Mieliśmy wtedy niewiele lat, ledwie dziewiętnaście. Nigdy nie opowiadaliśmy wam tej historii- Hazz zwrócił się do dzieci o których wiedzieliśmy. Boże, jak to głupio brzmi. - Bo po tym wszystkim obiecaliśmy sobie że nigdy nie będziemy do tego wracać. To nie było łatwe, ani dla mnie ani dla waszej mamy. Była w ciąży, wiedzieliście tylko, że straciliśmy pierwsze dziecko. Ale nie tak po prostu. Mama została porwana, szukałem jej wszędzie. - Harry schował twarz w dłoniach. To był najgorszy rok w naszym życiu, rok który był straszny, pełen rozpaczy. - Ale to nic nie dało. Powiedzieli że nie żyje, ona i nasze dziecko. - przerwał a wszyscy spojrzeli na nas zdziwieni.- Na kilka miesięcy przestaliśmy koncertować, ja zniknąłem z świata gwiazd na cały rok. Do czasu kiedy nie zobaczyłem jej na naszym koncercie. Wyglądała inaczej, ale poznałem ją. Wtedy wyjaśniliśmy sobie wszystko, okazało się że jej powiedzieli, że była w śpiączce, że wszystko co się wydarzyło było snem. A ja myślałem że nie żyje. I ten dzień wszystko zmienił. Wróciliśmy z Paryża, najpierw do Polski, potem do Londynu, zamieszkaliśmy w nowym domu i żyliśmy dalej.
- Tylko że z tego wynika że nie żyję. - Chris sam dodał sobie to o co chodziło Harremu.
- I myśleliśmy tak aż do dzisiaj. - dodałam a Harry nagle gwałtownie wstał. Popatrzyłam na niego zdziwiona tak jak i dzieci.
- Harry?
- Zabiję gnoja, kurwa, zatłukę. - powiedział to nad wyraz cicho a do mnie dotarł sens jego słów.
Lucas.
Boże, on oddał nasze dziecko do domu dziecka. Nie dość że mnie porwał, zgwałcił to jeszcze to? Zniszczył mu życie... Natychmiast wstałam podchodząc do męża. Zbliżyłam się do niego i ujęłam jego twarz w dłonie.
- Hazz, tu są dzieci, Rosie na ciebie patrzy- szepnęłam- proszę cię, nie przy nich.
- Ale on... Boże, to nie możliwe. Nie mógł zrobić czegoś takiego.
- zrobił to. I wiesz, ze mógłby to zrobić kolejny raz. - Harry powtórnie tego dnia mnie objął. Trząsł się ale tulił mnie do siebie bo wiedział że jako jedyna czuję to co on. Rozszarpałabym tego huja gdybym mogła. Ale on siedzi w więzieniu. I niech tam gnije do końca życia.




Matko, wyglądam jak osioł.
Jęknąłem ściągając z siebie kolejny krawat. Rzuciłem go wściekły na łóżko i usiadłem na nim chowając twarz w dłoniach. Jak nic zrobię z siebie idiotę. Podniosłem głowę gdy do pokoju weszła Courtney. Spojrzała na mnie i westchnęła. Usiadła obok mnie i mnie do siebie przytuliła.
- Skarbie, nie przejmuj się tak.
- Niby jak mam się nie przejmować? Najchętniej bym tam nie szedł ale mama... ona tak nalegała, specjalnie dla mnie to wszytko.
- Widzisz, oni cie kochają, oboje. Mówiłam ci że będzie dobrze- Uśmiechnęła się przekładając nogę nad moimi kolanami po czym na nich usiadła przodem do mnie.- Więc przestań się tak zadręczać! O co znowu chodzi?
- Sama wiesz, ma być tam wiele ludzi. Podobno babcia i dziadek bardzo chcą mnie poznać. Mam ciocię Gemmę, wujka Bartka. Poza tym wszyscy członkowie One Directoin. No i oni wszyscy mają swoje rodziny.
- I w czym problem?- zdziwiła się. Uhh, dobrze mnie znała, nigdy nie miałem z czymś takim problemu, nowi ludzie to była dla mnie przyjemność. Ale nigdy nie chodziło o takich ludzi, przecież to poniekąd... moja rodzina. Poza tym oni są dziani, jak ja mam się przy nich pokazać? Jedyny garnitur jaki mam jest stary i sprany a moje ubrania są... normalne.
- Spójrz na mnie! Nie pasuję tam!
- Jesteś najwspanialszym facetem jakiego znam i nawet tak nie mów. Im zależy na tobie, nie na eleganckich strojach czy pieniądzach.
- Taa... a sami są gwiazdami. Nie widziałaś jeszcze ich domu. Ja nigdy nic nie miałem.
- A ja to co?- odgarnęła mi włosy do tyłu. - Masz mnie. A teraz wstawaj, znajdziemy ci coś w twoim stylu i ładnego. - wstała i pociągnęła mnie za rękę. Otwarła naszą szafę i uniosła brew.- Wolę cię bez tych ubrań- powiedziała śmiejąc się- Ale dziś musisz jakoś wyglądać więc nago nie pójdziesz. - podała mi jakąś koszulkę. - A co do twoich głupich obaw że cie nie polubią- spiorunowała mnie wzrokiem. Ale ja przecież...- To nie masz się co martwić. Raczej ja powinnam się bać. W końcu mam poznać twoich rodziców.
- Sam ich poznałem tydzień temu!- wyrzuciłem ręce do góry patrząc na nią znacząco.
- Oj tam, cicho bądź.

- Wreszcie jesteście!- po raz kolejny otworzyła nam mama. Czy tata tutaj nic nie robi? Matko, chyba nie jest typem pantoflarza? Jeśli tak, obym tego po nim nie odziedziczył... co ja gadam, to chyba zależy od kobiety?- Ty pewnie jesteś Courtney.- po tym jak wyściskała mnie podeszła do mojej dziewczyny i ją przytuliła- miło mi cię poznać. Ja jestem... mamą Chrisa.- uśmiechnęła się odsuwając się w drzwiach byśmy mogli przejść.
Jezus Maria...
W życiu tylu ludzi w jednym domu nie widziałem. Matko... przecież to jest jakieś chore. I  że oni wszyscy tak dla mnie? No super, na prawdę super. I teraz wszyscy się wpatrują jedynie we mnie. Czuję się cholernie głupio. Na szczęście tata podszedł do nas z uśmiechem podał mi rękę po czym przywitał się z Courtney. Przedstawiłem mu ją a on od razu zaczął z nią żartować.
- Widzę że mój syn ma dobry gust. - Puścił do mnie oko. Miałem ładna dziewczynę, to prawda, ale żeby tata? - Pewnie po mnie. - Kiwnął w stronę mamy. Tu to akurat ma rację. Jeśli ona teraz tak wygląda to jestem ciekaw jak wyglądała te dwadzieścia lat temu. A tata? Czy on zawsze miał taką swobodę w rozmowach z kobietami?
- Chodźcie dalej, przedstawię was reszcie.- Najpierw odszedł do zdaje się mojej babci i dziadka? Trudno powiedzieć. Stała tam czwórka staruszków. Znaczy no, mieli z sześćdziesiąt siedemdziesiąt lat ale trzymali się całkiem nieźle. - To moja mama, twoja babcia, i jej mąż Robin.- Wskazał na kobietę, również całkiem zadbaną.- A to mój kochany teść i jego żonka. - Wskazał na pozostałą dwójkę.
- Harry, zmienisz ty się kiedyś? Masz czterdzieści lat, chłopie.
- Ej ej, trzydzieści dziewięć! Nie chcę mówić ile masz ty, Robin. - Mruknął posyłając swojej mamie, mojej babci dziwne spojrzenie.
- W każdym razie miło nam cię poznać Chris. - uśmiechnął się dziadek. Strasznie dziwnie tak ich wszystkich nazywać.- Miejmy nadzieję że nie jesteś taki jak twój ojciec. - Usłyszałem chichot ze strony Courtney. Chyba ona jedyna wiedziała jaki jestem także miała prawo się śmiać. Po chwili podszedł do nas znowu ktoś inny tym razem bardziej w wieku taty.
- O Lou, poznaj Chrisa no i Courtney. To jest Louis, wujek Louis- roześmiał się Harry. - A no i ciocia Jamie, jego żona. Że też się zgodziła. - Pokręcił przecząco głową i znowu się roześmiał. - Teraz żyje pod jej pantoflem. - rzekomy Lou trzepnął go w głowę. Czy mi się wydaje czy oni tak po prostu zachowują się jakby ciągle mieli po dwadzieścia lat? Taaa, całkiem możliwe.
Potem poznałem całą resztę. I naprawdę ich tam sporo było. Prawie nikogo nie zapamiętałem, ale podobało mi się. Czułem się nieswojo, ale ok, nie było tak źle. Było paru moich rówieśników, no może odrobinę młodszych, tez i parę dzieci w wieku Rosie i trochę młodszych.
Siedziałem przy stole i obserwowałem mamę która siedziała obok taty. Obejmował ją ramieniem i rozmawiali chyba z wujkiem Zaynem? Chyba tak. Obok niego siedziały dwie dziewczynki. Miały może po dwanaście lat. I zdaje się że były to bliźniaczki. Fajnie razem wyglądały. Sam próbowałem rozmawiać z Dannym, synem wujka Nialla i Willem, cóż, moim bratem. Dziwnie się z tym czułem. Byli ode mnie odrobinę młodsi, ale mi to nie przeszkadzało. Courtney sama wciągnęła się w rozmowę z Lily, córką brata mamy, były w tym samym wieku więc chyba się dogadywały. Ogarnąłem wzrokiem całą salę. Chyba jestem w stanie powoli zaakceptować fakt że należę do tej rodziny. Będzie ciężko, ale nie zawiodę mamy. Ona też o mnie nie wiedziała, należy jej się chociaż to.  


*****
- Tato, ale ja nie chcę tam wracać, było okropnie. – Nie wiedziałem co mam powiedzieć mojej córce, siedziała smutna przy stole w kuchni i grzebała w spaghetti które zrobiłem. Meg siedzi od rana w pracy bo ma ważne spotkanie i w dodatku ona jest za wszystko odpowiedzialna. Nie mam pojęcia o co chodzi, bo bałem się o cokolwiek z tym związanego pytać, bojąc się że mi coś zrobi. Od kilku dni chodziła zdenerwowana i krzyczała na wszystko co się rusza. Nawet dzieci jej unikały, choć ich w przeciwieństwie do mnie starała  się oszczędzić.
- Tak ci się tylko wydaje, skarbie, to był twój pierwszy dzień, zawsze jest trudny. – uśmiechnąłem się do niej, ale wzrok który mi zaserwowała nie mówił żeby było lepiej. Co się takiego stało że tak zareagowała?
- Nie chcę więcej chodzić do żadnej szkoły- Odsunęła od siebie talerz z obiadem i oparła się gwałtownie o krzesło. – Chcę być w domu z tobą i mamą! Przecież wy mnie możecie uczyć!- Do kuchni weszła Amy uśmiechając się do małej, na co ona nie zareagowała. Nalała sobie soku i oparła o wyspę słuchając tego co mówimy.
- Kochanie. Ani ja ani mama nie mamy odpowiednich umiejętności na to żeby cię uczyć. Musisz chodzić do szkoły, poznasz nowe koleżanki, zobaczysz, będzie fajnie.- Ugh! Gdzie jest Meggi?! Ona zawsze była dobra w takich rozmowach, Will też nie chciał za bardzo chodzić do przedszkola i to Meg go przekonywała, o dziwo, argument, który przemówił do jego młodego rozumu był taki, że będzie tam dużo dziewczyn.
- Ale tato!- jęknęła patrząc na mnie błagalnie. Przecież nie powiem jej że będę ją uczył. No bez jaj.
- Przestań dyskutować, pójdziesz do szkoły jutro i zobaczysz że ci się spodoba.
- Nigdzie nie pójdę! – Rosie krzyknęła to dokładnie w chwili kiedy do kuchni wparował wściekły Zayn. Co kurwa?! Prawie rozwalił mi drzwi!
Byliśmy wszyscy dla niego wyrozumiali, wspieraliśmy go jak mogliśmy, ale on musi się trochę bardziej ogarnąć. To już parę lat odkąd Katie nie żyje. Załamał się, ale dla bliźniaczek się podniósł. Musiał je wychować, i mu się to udało.
- Gdzie on jest?! Zabiję go, kurwa! – Krzyknął a ja wystawiłem oczy ze zdumienia. O co mu chodzi? Wstałem gwałtownie patrząc na przestraszoną dziewczynkę.  Spojrzałem na Amy i wskazałem na Rosie, dając jej znak żeby ją stąd zabrała.
- Zadzwoń po mamę.- Rzuciłem zanim jeszcze wyszły.
Podszedłem do Zayna i spojrzałem na niego pytająco.
- Stary, uspokój się trochę, tu są moje dzieci.
- Uspokój się?! Chyba sobie kuźwa jaja robisz! Nie ma mowy, gdzie on jest?!- Wcześniej się nie zorientowałem ale tuż za Malikiem weszła jego córka, Victoria. I nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie fakt że cała była zapłakana. Spojrzałem na nią, a potem na Zayna.
- Zayn, o co chodzi?
- Jeszcze się pytasz?! Synek ci się jeszcze nie pochwalił co zrobił?!- Na jego twarzy była taka złość jakiej jeszcze w życiu nie widziałem, nawet kiedy dowiedział się że Kate…
Poza tym co do tego ma mój syn?
- Will?
- Tak, cholera, Will! – Chyba usłyszał te krzyki, lub po prostu zawołała go Amy bo zbiegł po schodach a widząc zapłakaną Vicky, zmarszczył brwi, jakby nie dostrzegał Zayna i chciał do niej podejść, ale nim to zrobił jego pięść wylądowała na twarzy mojego syna. William złapał się za nos, z którego ciekła mu krew i nadal patrzył na dziewczynę.
- Tori, co się stało?- odniosłem wrażenie jakby mówił to z uczuciem, jakby córka Zayna coś dla niego znaczyła. Ale przecież to nie możliwe, przecież chyba byśmy wiedzieli gdyby tak było.
Prawda?
- Nie zbliżaj się do  niej na krok.- wysyczał Zayn popychając go. Otrząsnąłem się i podszedłem do nich stając między nimi. Posłałem Willowi pytające spojrzenie chcąc wiedzieć czy wie o co chodzi ale on zdawał się koncentrować swoją uwagę na Victorii i jej ojcu.
- Twój syn postanowił podtrzymać tradycję Styles’ów i zrobił to co ty!
- Co?- zapytał zdziwiony Will. On chyba jednak nie wie co jest grane. Sam chciałbym wiedzieć.
- Jeszcze się pytasz?! Vic jest w ciąży! – Nie ruszyłem się z miejsca kiedy Malik to powiedział. On chyba nie sugeruje że to Will… nie możliwe. Pokręciłem głową chcąc wyrzucić to z głowy ale widząc miny pozostałych w tym Chrisa, który nie wiem kiedy i skąd się tu wziął, ale stał w otwartych drzwiach zacząłem wątpić w nieprawdziwość tej myśli. Zayn wybuchnął ponownie i chwycił Willa za koszulkę przywierając go do ściany. Zamiast mnie natychmiast zareagował Chris. Podszedł do niego, powiedział mu coś cicho i Malik go puścił. Will zrobił krok w stronę Victorii ale zatrzymał się widząc ostrzegawcze spojrzenie Zayna.
Sam byłem wściekły. Jak to mój syn zrobił dziecko córce Zayna?! Oni nie są nawet  razem! Zatłukę go, ja już sobie z nim porozmawiam. Nie tłukłem mu do głowy gadki o zabezpieczeniu, bo wierzyłem że jest na tyle odpowiedzialny by o to dbać, ale nie, oczywiście, po co?! Spojrzałem na niego wściekły, a on widząc moją minę zrobił się jeszcze bledszy. Przeniósł swój wzrok z powrotem na dziewczynę.
- Tori? Naprawdę jesteś w ciąży? – Dziewczyna popatrzyła na niego, jakby nas tu nie było, jakby chciała go przeprosić za to że zaszła w ciążę i będą mieli dziecko. Boże, mój syn będzie miał dziecko, to brzmi tak niedorzecznie. Vic pokiwała tylko głową spuszczając wzrok na swoje buty.  Sam nie wiedziałem co robić. Przeczesałem włosy dłonią wypuszczając powietrze z płuc. Nie dziwię się że Malik jest tak wściekły, gdyby ktoś dotknął Amy w takim wieku, to chyba bym go posiekał na kawałki, wcześniej obcinając mu jaja. Ona ma chłopaka. A jeśli ona z nim…? Nie, nei możliwe, ma tylko siedemnaście lat. A ty może miałeś więcej jak to pierwszy raz zrobiłeś? Moja durna podświadomość nie pomaga. Nie nie nie, ja jestem facetem, to co innego. Taa jasne, a Meg to co? Chyba się zabiję, ona nawet nie miała osiemnastki kiedy pierwszy raz się kochaliśmy. I nie byłem pierwszy. Ale Amy, moja mała córeczka? Nie wierzę że ona już nie jest dziewicą. Boże, jestem gotów rozszarpać każdego, kto ją tknął. A jeśli to był ten jej Toby to go kuźwa wykastruję. Poważnie. Ledwo co przecierpiałem to że w ogóle ma chłopaka, jeśli się dowiem że on ją… nie przejdzie mi to przez myśl. A z pewnością się tego dowiem, oj ja się już o to postaram.
Nawet nie wiem kiedy w domu znalazła się Meggi patrząc na nas zdziwiona. Zayn stał tyłem do nas z głową spuszczoną w dół, opierając się jedną dłonią o ścianę, ja stałem wrośnięty w ziemię, a Will wyglądał jak trup, bledszego to go nigdy nie widziałem. Razem z Tori przesyłali sobie pocieszająco i przestraszone spojrzenia. W ogóle to co między nimi niby jest?
- Co tu się dzieje?- zapytała patrząc na nas, i jedynym który miał głowę na karku był Chris. Meg spojrzała na niego wyczekując odpowiedzi, a on jedynie popatrzył na nią zmieszany.
- Victoria jest w ciąży- rzekł cicho, a Magda wytrzeszczyła na niego oczy patrząc na dziewczynę która spuściła swój wzrok. Potem spojrzała na naszego młodszego syna i widząc jego minę chyba sama doszła do wniosku że on jest ojcem. Boże, jak to brzmi!
- Will?- przełknął głośno ślinę, nie chcąc na nią patrzeć. Oj nie kochany, tak nie będzie. Nawarzyłeś piwa, to je wypij!
- Mamo- jęknął i w jednej chwili do niej przylgnął. Zamknął oczy i po prostu wtulił się w nią a ona głaskała go opiekuńczo po plecach i głowie. Zaczęła coś do niego szeptać, po chwili ona pokiwał głową i odsunął się od niej patrząc na Victorię.
- Kocham ją.- powiedział twardo patrząc uparcie w plecy Zayna. Ten wzdrygnął się na te słowa i powoli odwrócił. Spojrzał na niego lodowatym wzrokiem.
- I dlatego zrobiłeś jej dziecko?! Ile ty masz lat co?! Sami jesteście jeszcze dziećmi, ona nawet nie jest pełnoletnia! – Usiadłem wreszcie na kanapie wpatrując się w wszystko nieobecnym wzrokiem. Nie wierzyłem że to mogło przytrafić się jemu, nie tak go wychowałem. Wpajałem mu szacunek do kobiet, a on co?
- Boże, synu coś ty zrobił?- pokręciłem głową z dezaprobatą przyciągając jego uwagę jak i Meg, która aktualnie znalazła się przy Victorii. Odkąd Katie odeszła Meg starała się przybliżyć do ich córki, i kiedy tylko potrzebowała kobiecej rady, przychodziła z tym do Vic. – Wy nawet nie jesteście razem!
- Jesteśmy –odparł cicho.
- Tego cię nauczyłem?! – wstałem wreszcie podchodząc do niego.- Jak mogłeś być tak lekkomyślny?!
- Okay, uspokójcie się.- Chris wreszcie się wtrącił. Spojrzał na naszą trójkę i uniósł ręce w geście obronnym- To już się stało. Będą mieć dziecko, zamiast się wydzierać, może zastanówmy się co teraz powinniśmy zrobić. – W porządku, ma rację, nic już teraz na to nie poradzę.
- Will?- spojrzał na niego gestem wskazując by mówił. Młodszy syn wypuścił powietrze z płuc i zaczął swoją przemowę.
- Wiem, że jesteście wściekli. Ale razem z Tori sobie poradzimy. Nie zostawię jej, kocham ją i chcę jej pomóc, to tez moje dziecko. Nie wiem jak będzie ale zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ją wspierać.
- Jak chcesz się zająć dzieckiem? Z czego chcesz żyć?- spojrzałem an niego wiedząc że nie ma odpowiedzi. – Boże, jesteście tacy młodzi, Will.
- Tato –spojrzał na mnie.- Mam dziewiętnaście lat.
- Ale moja córka ma siedemnaście, chodzi jeszcze do szkoły! I co ? Teraz ma się tam pokazać z brzuchem? – Zayn znowu nie wytrzymał.- Poza tym Harry, co się dziwisz? Ile ty miałeś jak Meg była w ciąży? Wdał się synek w tatusia. – zakpił a ja nabrałem ochoty by mu przywalić. Ja i Meg to była inna sytuacja. Sam się pieprzył z kim popadnie w tym wieku! A teraz się czepia mnie że moja dziewczyna zaszła w ciążę!
- To była inna sytuacja. Nie mieszkałem już z mamą i byłem na własnym utrzymaniu, dałbym sobie finansowo  i nie tylko radę z dzieckiem.- nie chciałem roztrząsać tego tematu przy Chrisie. To nie jest dobry pomysł. Naprawdę. – I z tego co pamiętam, to bardzo się cieszyłeś z tej ciąży.
- Bo jestem waszym przyjacielem! Co miałem zrobić? – Razem z Meg spojrzeliśmy się na siebie w jednej chwili. Nie mieliśmy pojęcia co chłopaki o tym sądzili. To się dowiedzieliśmy.
- Dajcie już spokój- powiedziała Meg sadzając Vic na kanapie. – Co się stało to się nie odstanie. Po pierwsze i najważniejsze.- zwróciła się do Willa i Vicky.- Chcecie być razem i jesteście pewni że razem chcecie wychowywać to dziecko? Wiecie co się z tym wiąże. Nie zrezygnujecie za rok, ani za dziesięć lat.- Spojrzeli na siebie i się do siebie uśmiechnęli.  Meg podeszła do mnie, więc objąłem ją w pasie patrząc na nasze dzieci.
- Tak.- odpowiedzieli równo na co moja żona się uśmiechnęła odwróciła się do mnie i spojrzała w moje oczy. Uśmiechnęła się wesoło, a w jej oczach zaczęły gromadzić się łzy. Co jest?
- Przypomnij sobie jak z nami było.- szepnęła. – Jak bałeś się mojego ojca, a on nam pomógł i był dla ciebie miły. Pamiętasz? Byliśmy w tej samej sytuacji Harry- przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.- Oni potrzebują naszego wsparcia a nie krzyków. – westchnąłem uśmiechając się do siebie na tamto wspomnienie. Nie byliśmy gotowi na dziecko, ale tak bardzo się cieszyliśmy z tego że je będziemy mieli. Nie byliśmy pewni niczego ale wierzyliśmy że sobie poradzimy. Potem tęskniłem za nim jak za częścią siebie, aż nie urodził się Will. A kiedy dowiedzieliśmy się że Chris żyje to było jakbyśmy dostali drugą szansę, gdyby wtedy Meg nie zaszła w ciążę, nie byłoby Chrisa, może Will i Vicky też dadzą sobie rady. W końcu mają nas, przecież ich nie zostawię.
- Chris, Will- powiedziałem głośno, przyciągając uwagę wszystkich.- Kiedy wasza mam zaszła pierwszy raz w ciążę byliśmy przerażeni. – Uśmiechnąłem się do Meg- Ale niesamowicie szczęśliwi. Kiedy w końcu dotarło do nas że mamy zostać rodzicami cieszyliśmy się jak nikt inny. I Zayn nie zaprzeczysz że też się cieszyłeś. – zaśmiałem się- Vicky, synu, możecie na nas liczyć, razem z mamą zawsze wam pomożemy. – Meggi położyła rękę na moim ramieniu patrząc z dumą na naszego syna.
- Zayn?
- No już dobra! Cieszyłem się!- krzyknął – Ale to była inna sytuacja!
- A dziadek był zły na tatę?- spytał Chris zdaje się że z czystej ciekawości. To dopiero była niezła akcja. Nakrzyczał na mnie przy mamie Meg po czym zaciągnął mnie do pokoju obok, myślałem że mnie tam zatłucze a on zaczął żartować i powitał mnie oficjalnie w rodzinie.
- Nie, raczej nie. – uśmiechnąłem się przypominając sobie tamte chwile.
Pomyśleć że teraz mój syn, w dodatku młodszy będzie miał dziecko!
A ty będziesz dziadkiem.
Co?!


*****

- Kochanie, mógłbyś zapiąć mi zamek?- odwróciłam się do niego tyłem odgarniając włosy na ramię. Spojrzałam na niego w lustrze i mogłam dostrzec jego dołeczki, które wciąż widniały na jego twarzy, mimo iż nie była już taka młoda.
- Mamy już tyle lat a ty wciąż wyglądasz cudownie. –podniósł głowę i spojrzał na nas w lustrze przed nami. Ułożył dłonie na moim brzuchu, i uśmiechnął się na chwilę, bo dosłownie moment później usiadł na łóżku patrząc tępo w ścianę.
- Wiem, że ci ciężko.- szepnęłam kucając przed nim. – Ale sam wiesz, jaka Rose jest z nim szczęśliwa.
- Tak, ale, to moja maleńka, mój kwiatuszek. Nie potrafię oddać jej w inne ręce. Nie dam rady.
- Harry, Tom jest naprawdę miłym chłopakiem, opiekuje się nią, dba o nią, przecież go lubisz.
Rosie dzisiaj bierze ślub, a mój mąż przeżywa to chyba bardziej od niej. Zawsze był z nią zżyty, a teraz czyje jakby ją tracił. Właściwie to Amy i Will już dawno się wyprowadzili, a kiedy została tylko Rose, to już w ogóle stała się oczkiem w głowie Harrego. Kiedy pierwszy raz poszła na randkę chciał ją śledzić.  Kazał przyprowadzić do domu tego chłopca i zrobił mu iście policyjne przesłuchanie.  Zawsze o nią dbał, troszczył się, i kochał niesamowicie mocno. I to się chyba nigdy nie zmieni.
- Ale Meg, nie chcę jej stracić.- schował twarz w dłonie i westchnął głęboko. – Dobrze że ty zostaniesz ze mną do końca.- chwycił mnie za dłoń i posadził sobie na kolanach. Ukrył twarz w moich piersiach jak to miał w zwyczaju i ciasno owinął swoje ręce wokół mojej talii.
- Kochanie, nie stracisz jej. Zobaczysz, będzie wpadać do nas najczęściej z wszystkich dzieci. Ona nas kocha, ciebie kocha. A teraz chce żebyś ją wspierał kiedy będzie kroczyć przez kościół w pięknej białej sukni. I tak, oczywiście, nie zostawię cię. Tyle lat z tobą wytrzymałam, to chyba trochę jeszcze damy radę?
- Kocham cię- westchnął.- Jesteś cudowna. A teraz wybacz, muszę do niej iść.

Stanęłam w drzwiach widząc jak Harry stoi oniemiały na środku pokoju. Rosie odwróciła się do niego nieśmiało się uśmiechając. 
- Kwiatuszku.- szepnął. Podszedł do niej i spojrzał na nią jeszcze raz od stóp do głów. – Wyglądasz niesamowicie. - Widać było że sama powstrzymuje się przed płaczem. Rose i tak długo z nami mieszkała. Ma już dwadzieścia trzy lata, Amy wyfrunęła do swojego mieszkania kiedy tylko skończyła dziewiętnaście.
- Tato- głos jej się trząsł kiedy podeszła do niego i go przytuliła. – Tak bardzo cię kocham. – Harry mocno ją do siebie przytulił jakby nie chciał jej już nigdy puścić. Bo nie chciał. Ona była taka drobna przy nim. Harry był jeszcze bardziej postawny niż kiedyś, a kiedy otulił ją ramieniem wyglądało to tak uroczo, że chyba powinnam była zrobić im zdjęcie. Podeszłam do nich, ale Rose dostrzegła mnie wcześniej. Nadal przytulona do swojego ojca, uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce w moim kierunku. Objęłam lekko Harrego i Rosalie w pasie i przytuliłam do siebie.
Oderwaliśmy się od siebie patrząc na naszą córkę. Naprawdę piękna.
- Wiesz, że zawsze będziesz dla nas najważniejsza?- Hazz przełknął gule w gardle patrząc jej w oczy- Pamiętaj, że zawsze, nie ważne co się stanie, ja i mama będziemy z tobą. Bo bardzo bardzo cię kochamy. I drzwi do domu są zawsze otwarte.
- Dziękuję. – szepnęła uśmiechając się szeroko. – Chcę wam coś powiedzieć.
- Coś się stało?- Harry od razu zaczął się denerwować. Dziś łatwo go będzie wyprowadzić z równowagi.
- Nie, nie tato, ale… jestem w ciąży.- Uśmiechnęłam się kiedy dotarło do mnie że kolejny raz będę babcią. Przytuliłam ja jeszcze raz i pogratulowałam. Spojrzałam na Harrego ale on stał tam z otwartą buzią i po prostu się gapił.
- Tom wie?
- Nie, to mój prezent ślubny. – uśmiechnęła się, jednak trochę posmutniała widząc Harrego. Lekko go szturchnęłam. Co on wyprawia, przecież to jest jej ślub!- Tato? Nie cieszysz się?
- Zwariowałaś kochanie? Oczywiście że się cieszę.- szepnął.- Gratulacje. – uśmiechnął się.- Czuję się coraz starszy.
- No popatrz, a my cię ciągle kochamy- Odwróciłam się zaskoczona słysząc Amy. Weszła do pokoju uśmiechając się znacząco. – No siostra, nieźle wyglądasz.
- Dzięki. Gdzie Laura i Drew?- uśmiechnęła się zakładając włosy za uszy.
- Wykorzystuję trochę Maxa od kiedy wrócił. Są z nim. – Amy była wariatką, jakby odziedziczyła dziewięćdziesiąt procent charakteru Harrego i dziesięć mojego. To niebywałe, jak była do niego podobna pod tym względem.
- No, no, chyba chcecie żeby Tom padł na zawał. Jak cię zobaczy w tym Rosie, to naprawdę nie wytrzyma godziny przed ołtarzem. – Will wszedł razem z Chrisem do środka. Obaj mieli ze sobą dzieci. Wprawdzie Chris miał ze sobą dwójkę, ale Willowi na rękach spał tylko Jake. To ich najmłodszy syn. Już trzecie dziecko.
- Pozwól że zapytam- powiedział podchodząc do niej- Jesteś pewna? W zasadzie nie pytałaś nas o zgodę na wpuszczenie Toma do naszej rodziny ale…
- Will, zamknij się- Chris walnął go w głowę i odsunął na bok. – Rosie, nie słu…
- Ej, mam dziecko na rękach!- Will syknął w jego kierunku wskazując na małego.
- Które śpi, dlatego się zamknij.
- Ej, przestańcie, bo nam się tata wzruszył.  – Amy walnęła ich obu siadając na wolnym krześle. – Tak w ogóle, skoro już tu wszyscy jesteśmy, a do ślubu jeszcze kupa czasu to mam wam coś do oznajmienia.
- No nie, ty tez jesteś w ciąży?- zapytał Harry obejmując mnie w pasie. Oparł głowę na moim ramieniu i szepnął mi do ucha.- Jak je wszystkie będą u nas zostawiać to będziemy musieli opiekunkę wynająć.
- Jak to też?- zapytał William.- Chyba mama nie… - Harry się wyszczerzył kiedy to usłyszał a ja zaczęłam się śmiać.- Jesteś w ciąży?!
- Jesteście pewni że nie podmienił wam go ktoś w szpitalu?- zapytała Amy wywracając oczami.
- Amy! – syknął po raz kolejny Will- Raczej to ciebie podmienili, ani mama ani tata nie wybraliby ci takiego głupiego imienia. Will jest chociaż oryginalne. – wyprostował się dumny i wystawił Amy język. Odwróciłam się do Harrego i zaczęłam się śmiać. Jak to możliwe że nigdy mu o tym nie powiedzieliśmy? Przecież to jego sprawka, że ona się tak nazywa.
- Właściwie to ty Will- odezwał się Harry- Ty ją tak nazwałeś.
- Co?- pisnęła. – Pozwoliliście mu dać mi imię? A jeśli wybrałby jakieś beznadziejne albo…
- A czemu ja nazywam się Rosie?- wystarczyła sekunda złączenia naszych oczu, aby przypomnieć sobie jak to się stało. I oboje z Harrym bardzo dobrze to pamiętaliśmy. Ale nie powiem własnej córce że jej ojciec  kiedy ją płodziliśmy powiedział że chce aby jego córka nazywała się Rosalie. Mi się spodobało i kiedy okazało się że to będzie dziewczynka tak zostało.
- Tata je wymyślił.- Na moje słowa Hazz zaczął się śmiać
- Mhm, to był naprawdę niezły moment na wymyślanie imienia, prawda kochanie?- cmoknął mnie w policzek patrząc na czwórkę naszych dzieci które nic nie rozumiały. I dobrze , nie powinny rozumieć.
- Taaa, ale zastanawiałeś się wcześniej, czy od tak to powiedziałeś?- Nigdy wcześniej go o to nie pytałam. Spojrzałam na niego pytająco a on tylko wzruszył ramionami.
- Tak mi jakoś przyszło na myśl Rosie, ładnie. – uśmiechnął się do Rosalie.
- O czym wy mówicie?
- Nie ważne.- spojrzeliśmy na siebie zachowując jedną z wielu tajemnic dla siebie.
- Okay, to kto jeszcze się dołoży z nowinami? Mama i Amy są w ciąży, a ty Chris, nie jesteś?- spojrzał na niego za co znowu oberwał, i nie mógł oddać bo miał na rękach dziecko.
- Co ty gadasz? Nie jestem w ciąży- Tym razem Amy go walnęła. – I mama też nie, prawda?- Spojrzała na nas a my zgodnie kiwnęliśmy głowami.
- Wy nie- odezwała się Rose patrząc na nich nieśmiało. – Ale ja tak. ­
- Wooo, ten Tom się nieźle postarał. – Poczułam mocniejszy uścisk w mojej talii kiedy Hazz to usłyszał. Chyba bezpieczniej by było nie rozmawiać o tym co Tom robił z Rose przy jej ojcu.
- Gratulacje- Amy ją przytuliła, po czym to samo zrobił Chris.
- A ty Am, co chciałaś powiedzieć?
- Że  wyjeżdżamy z Maxem na wakacje! Uwaga uwaga, na Malediwy! Podobno tam jest pięknie. – Rozmarzyła się posyłając nam wszystkim ciepłe spojrzenie. Czy ten dzień jeszcze czymś zdoła mnie zaskoczyć? Malediwy? To jedno z miejsc gdzie chętnie pojechałabym jeszcze raz. Zamknęłam oczy i poczułam że oczy mnie zaczynając piec.
- Jest pięknie- szepnęłam, ale zdaje się że mnie usłyszeli.
Cudowna plaża, seks w jacuzzi, czerwony od słońca Harry, blondyn o którego był tak zazdrosny, mały rejs jachtem, który wypożyczyliśmy, wyłączone telefony, mała dziewczynka w samolocie, która miała zostać żoną Harrego…
- Co jest mamo?- otworzyłam oczy starając się powstrzymać łzy. Byliśmy tacy młodzi. Tak niedługo  byliśmy razem, ledwie parę miesięcy. A teraz? Mamy czwórkę dzieci, wnuki.
- Okruszku? Wiem że przypominasz sobie jak się ze mnie śmiałaś przez cały wyjazd, ale może powiedz dzieciom o co chodzi.- uśmiechnął się puszczając do mnie oko. Był taki kochany, zawsze był, na Malediwach, podczas całego naszego życia, i teraz też jest.  Posłałam mu jeden z uśmiechów które kochał, wiedziałam o tym. Westchnęłam opierając się bardziej o jego tors.
Tak się cieszę że go mam, że mogłam z nim przeżyć te wszystkie chwile, nigdy przenigdy tego nie zapomnę.
- Kocham cię- szepnęłam odwracając się na moment do niego. Znów przymknęłam oczy i wciągnęłam jego zapach.
Zapach miłości którą darzyliśmy się przez całe nasze życie, aż po wieczność.


*****

Przeżyliśmy dużo pięknych chwil. Byliśmy na wielu randkach, kochaliśmy się w różnych miejscach, jeździliśmy w tyle miejsc.
I to wszystko było tak wspaniałe bo było z tobą.
Nie jestem pewien czy pamiętam wszystko, mimo iż starałem się jak najdokładniej zapamiętywać każdą chwilę.
Dzień w którym przyleciałaś do Londynu po raz pierwszy. Jeden z najpiękniejszych w moim życiu. Wtedy cię poznałem. Teraz nie wyglądam tak jak wtedy, byłem młody, dobrze zbudowany, przystojny. I od tamtej pory nie zwracałaś uwagi na to że z każdym rokiem się starzeję, nawet pod sam koniec widziałaś we mnie tamtego chłopaka. Ty dla mnie również pozostaniesz na zawsze tą dziewczyną, w której się zakochałem. Miałem tyle fanek, cóż, byłem nieprzyzwoicie atrakcyjny, ale to i tak nie było ważne, bo to ty liczyłaś się najbardziej. Dopóki nie pojawiły się kolejne dwie kobiety w naszym życiu.
Amy i Rosie.
Kiedy teraz na nie patrzę widzę ciebie, i uświadamiam sobie za każdym razem to jak jesteś dla mnie ważna.
Ciężko było przyzwyczaić się do tego że cię nie ma. Ale od początku były ze mną dzieci. Im również bardzo ciebie brakuje. Byłaś wspaniałą matką i już zawsze będą cię taką pamiętać.
Kiedy byłaś w ciąży z Willem, wiedziałem że nie mogłaś dać mi nic piękniejszego. I choć jest bardziej bezczelny i zarozumiały niż ja, to ogromnie go kocham.
Wiesz, że nie mogłem sobie wybaczyć tego że nie szukaliśmy wcześniej Chrisa, i tak bardzo się cieszę że on odnalazł nas.
Chciałem cię drugi raz zabrać na Malediwy, wiesz? Nie zdążyłem, więc będę musiał zachować w pamięci tamten wyjazd. To zabawne, że najbardziej pamiętam seks. O Boże, kochanie, kochaliśmy się wtedy całą noc, przespaliśmy pół godziny i musieliśmy wstawać na samolot. I miałem rację mówiąc że nigdy nie zapomnimy tamtej nocy. Ja wciąż pamiętam.
Mam przed oczami wiele chwil.
Jak chciałem cię przeprosić, kiedy przeze mnie rozstaliśmy się na kilka miesięcy. Kiedy tylko cię ujrzałem w drzwiach, zapomniałem że umiem mówić. Widząc cię w moim ulubionym stroju, chwila, mój ulubiony strój to brak stroju, więc wtedy byłaś ubrana w drugi ulubiony strój. Rozciągnięta MOJA koszulka, krótkie szorty i włosy spięte byle jak. Kiedy już odkryłem że mogę się ruszyć, pocałowałem cię, i po tak długiej przerwie wylądowaliśmy w łóżku. Nawet nie zamknęliśmy drzwi i jakaś starsza kobieta zaczęła na nas krzyczeć. Ale miałem to gdzieś. Miałem ciebie w ramionach i reszta była dla mnie obojętna.
Ten dzień w Holmes Chapel, kiedy ściągnąłem cię z łóżka o czwartej nad ranem i poszliśmy na starą stację kolejową. Kazałem wspiąć ci się na murek, a ty panikowałaś jakby to było dziesięć metrów. To był jeden z tych złych dni bo po nim się rozstaliśmy na kilka miesięcy, ale ten poranek był jednym z najpiękniejszych w naszym życiu.
Wiele razy się kłóciliśmy, najczęściej o moją zazdrość i twoje głupie uwagi. Pamiętasz jak nie przyszedłem na przedstawienie Rosie? Darłaś się na mnie przez cały wieczór. Wiem, że ją wtedy zawiodłem, i nie mogłem sobie tego wybaczyć. Ale nie dałbym sobie rady gdyby nie ty. Ty ją przekonywałaś żeby dała mi szansę się wytłumaczyć.
Boże, tyle chwil chciałbym przeżyć jeszcze raz. Chciałbym cię móc jeszcze raz nazwać moim słonikiem, chciałbym abyś z uśmiechem na twarzy spojrzała na mnie i mógłbym kolejny raz zatonąć w twoich oczach. Chciałbym usłyszeć z twoich ust jak wypowiadasz moje imię kiedy było ci ze mną tak dobrze. Chciałbym widzieć cię biegająca po naszej sypialni szukającą jakichś ubrań. Chciałbym móc jeszcze raz wejść do szpitalnej sali i zobaczyć na twoich rękach małego Willa.
Chciałbym jeszcze raz zobaczyć cię zaczytaną na naszym tarasie. Zawsze przynosiłem ci kubek ciepłej kawy i owijałem kocem, kiedy ty nie potrafiłaś się oderwać na moment od książki aby zrobić to sama. Potem siadałem obok, i po prostu tam byłem.
Razem z tobą.
Chwile ciszy, chwile kłótni, chwile sam na sam, i te z naszymi przyjaciółmi, chwile smutku i radości.
Nie wrócą, ale przechowam je dla nas w moim sercu.
Byłaś moim oparciem, ja również starałem się ciebie wspierać jak mogłem. Zależało mi na tym, aby być nie tylko twoim mężem, ale i przyjacielem. Mam nadzieję że się z tego wywiązałem tak jak tego potrzebowałaś.
Brakuje mi ciebie, twojego uśmiechu, twojego głosu, dotyku, pocałunków.
Chciałbym dostać choć chwilę z tobą. Abyś mogła być tu ze mną jeszcze kilka minut. Żebym mógł zamknąć cię w moich ramionach i już nie wypuszczać.
Zawsze byłem twój. I będę. Twój i tylko twój.


Teraz żyję bez ciebie. Mimo to nigdy nie przestaniesz być moim niebem. Wszystkie chwile, nasze wspomnienia, nasze dzieci i wnuki, nasi przyjaciele, jestem z tego dumny.
Bez ciebie ciężko jest nawet oddychać. Ale muszę.
Dla dzieci.

Dla naszej rodziny.

Dla ciebie.

A potem spotkamy się w naszym niebie. I nie opuszczę cię już nigdy.

„Heaven doesn't seem far away anymore right now.”

 _______________________________________________________________

 Dziękuję wam za wszystko. Za komentarze, za rozmowy na twitterze, na gg, wszędzie. Za tyle wejść. Za tyle miłych słów i za każda minutę poświęconą na czytanie mojego opowiadania. 

158 000 !!!!

Jakbym dodała te z pierwszej części to by było coś koło 280 000. To jest jak dla mnie tak ogromna liczba że nie jestem w stanie wam za to podziękować.

To była ogromna przyjemność pisać dla was. Wiem, powinnam teraz podziękować niektórym szczególnym osobom, ale to nei tak że nie pamiętam, czy tego nie widziałam. Ja dobrze wiem, kto zostawiał mi regularnie komentarze i to właśnie wam dziękuję z całego serca. 


Ciężko jest napisać tu cokolwiek ze świadomością że robi się to ostatni raz. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo pewnie byście tego nie przeczytali.

2300 komentarzy. Razem z moimi ale mimo to jest to dla mnie dużo. Dziękuję. 


Cóż, więc pozostało mi oficjalnie ogłosić że to koniec historii o Meg i Harrym. Nie będzie kolejnej części. 

 

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na koniec bloga. Postaram się na nie odpowiedzieć w najbliższym czasie ;*