HARRY
Najpierw poczułem
niesamowity ból w klatce piersiowej, a zaraz po tym oślepiające
mnie światło. W życiu nie spodziewałbym się że powieki mogą
boleć, ale nie potrafiłem ich unieść, jakby były przyklejone do
rzęs, a mnie kosztowało to nie lada wysiłku. Było ciemno, a
spodziewałem się oślepiającej bieli. Bo chyba powinienem być w
szpitalu? Dobra, chyba jednak w nim jestem. To łóżko jest
strasznie niewygodne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i
zaczerpnąłem powietrza. Jęknąłem głośno nie spodziewając się
takiego bólu. O Jezu, co to miało być? No i chyba wiem czemu jest
tak ciemno, noc, po prostu jest noc. Na kanapie leży Katie z Zaynem,
mają przy mnie dyżury czy jak? I co ja mam teraz zrobić? Obudzić
ich czy co? Jezus, chyba jestem w jakimś szoku. Bo tak serio o czym
ja myślę?
W ogóle nie pomyślałem
co z Meg. Matko, co się się z nią teraz dzieje? Mam nadzieję że
jest bezpieczna. Nie wiem co bym zrobił gdyby tak nie było.
Akurat zobaczyłem
pielęgniarkę przechodzącą obok mojej sali.
-Przepraszam- powiedziałem
cicho, ale chwała Bogu bo mnie usłyszała. Spojrzała zdziwiona w
moja stronę po czym weszła do sali.
- Dawno się pan wybudził?
Należało niezwłocznie zawołać lekarza!
- Mogłaby pani ciszej,
moi przyjaciele śpią?
- Ależ oczywiście,
przepraszam.- spojrzała na mnie skruszona. Oh super, czyli już wiem
że mam tutaj specjalne traktowanie. A to pewnie tylko dlatego że
ktoś z moich bliskich rzucił ordynatorowi małą sumkę. Pewnie
chcieli żeby się mną należycie zajęto. Tyle że ja tego nie
potrzebuję.
- Co mi jest?
- Został pan postrzelony,
pana życie było zagrożone, ale uratowaliśmy sytuację. Operacja
przebiegła bez zbędnych komplikacji. A teraz muszę zawołać
lekarza prowadzącego. On udzieli panu więcej informacji. - No
świetnie, tyle że nie powie mi czy Meg jest w Londynie. Kobieta
wyszła, by po chwili wrócić z facetem zdaje się że po
czterdziestce. Wszedł uśmiechnięty do środka. Chciałem się
odrobinę podnieść żeby usiąść, ale nie za bardzo mogłem.
Cholernie mnie bolało.
- Niech pan nie wstaje-
widząc moje zamiary lekarz mnie powstrzymał. - Wiem że jest pan
młody i w pełni sił, ale nie tym razem.
- Kiedy będę mógł
wyjść?
- Wyjść? Jest pan po
poważnej operacji, nie można tak z dnia na dzień opuszczać
szpitala.
- Ale ja muszę –
westchnąłem.
- A to niby dlaczego?
- Lecę do Polski na ten
weekend.
- Cóż, to najwidoczniej
nie jest jakaś bardzo ważna sprawa, bynajmniej nie ważniejsza od
pańskiego zdrowia.
- Meg jest od wszystkiego
ważniejsza- warknąłem.- Chcę wyjść do piątku, tyle mogę tu
być.
- Widzę, że uparty z
pana człowiek. Zobaczymy jak się będzie pan czuł. Przecież nie
mogę pana wypuścić do domu, kiedy wiem, że nawet nie stanie pan
na własnych nogach, jest pan słaby po operacji. - byłem zły,
przecież ja musiałem jechać na to wesele!
- Nie zgadzam się!-
wydarłem się prosto w twarz temu lekarzowi. A na początku wydawał
się być taki miły.
- Harry?- widać Zayna
obudziły moje krzyki. Przetarł oczy, podniósł się z kanapy. ?No
nawet kanapę tutaj mają! To dziwne, poważnie dziwne.
- Bez obrazy ale wygląda
pan jak siedem nieszczęść. Ledwo pan oddycha, każde zaczerpnięcie
powietrza sprawia ból, wiem o tym. Poza tym jeszcze pan nie wie o
wstrząsie mózgu i skręconej prawej nodze, stłuczonych żebrach.
Może mieć pan lekkie problemy z oddychaniem, wyjęliśmy kulę,
zrobiliśmy co trzeba, ale skutki tego będzie pan czuł przez
najbliższe kilka tygodni. Pana organizm jest osłabiony, nie może
pan wyjść od tak sobie. - on też coraz bardziej się denerwował.
- Przynajmniej ja na to nie pozwolę.
- Harry, dlaczego chcesz
wychodzić?
- Jak to dlaczego?!-
krzyknąłem tak głośno na ile pozwalały mi moje obolałe płuca.
Katie się również przez to obudziła.- Meg mnie potrzebuje! Nie
mogę leżeć tutaj kiedy ona jest... no właśnie gdzie jest Meggi?-
spojrzałem pytająco na Zayna a on był zmieszany, nie wiedział co
ma powiedzieć! Niech mi tylko nie mówi że ją tu sprowadzili. Bo
jeśli tak to ich pozabijam! Naprawdę to zrobię!
- Spokojnie, nic jej nie
jest- odezwała się Kate.- jest w Polsce.
- Na szczęście.-
Odetchnąłem z ulgą.
- Harry, ona jest
bezpieczna, nic jej nie grozi, powinieneś zostać w szpitalu.-
najpierw lekarz teraz Zayn! No pięknie!
- Nigdzie nie zostaję!
Muszę być na tym ślubie! Obiecałem jej rozumiesz?- Wszyscy teraz
patrzyli na mnie jakby czegoś jeszcze wyczekiwali. A co ja miałem
jeszcze im powiedzieć? Widzą jak kocham moją dziewczynę, i nie
pozwolę na to żeby coś jej się stało. Mój oddech przyśpieszył
co wzmogło ból w żebrach. Co z nimi nie tak?
- Hazz, uspokój się. -
oddychałem szybko, zbyt szybko bo czułem że ból w klatce
piersiowej się nasila. Opadłem na poduszkę
- Widzi pan? Nawet ta
rozmowa jest jak na razie zbyt męcząca. Proszę odpocząć,
porozmawiamy rano. - po prostu sobie wyszedł a we mnie się
gotowało. Bo jakim prawem on chce mnie tutaj zatrzymać? Ja muszę
być przy Meg, muszę.
- Harry, proszę zostań
choć kilka dni- szepnęła Kate.- Wisz jak ona się o ciebie martwi?
Wydzwania do nas co chwilę i ciągle pyta czy się nie wybudziłeś.
Zrób to dla niej, wiesz że dobrze się tu tobą zaopiekują, a Meg
tego chce, nie darowała by ci gdybyś od tak sobie wyszedł. -
patrzyła na mnie błagalnie i niemalże mnie przekonała. Ale nie
mogłem nie być na tym cholernym ślubie! I nie pozwolę na to żeby
zatrzymał mnie głupi lekarz!
- A tak poza tym to jak
się czujesz?- w porę Zayn, jakie wyczucie. Nie mam ochoty na nic,
poza snem, lub byciem sam na sam ze swoimi myślami.
- W porządku, trochę
poboli ale przestanie.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo nas przestraszyłeś. Co ty sobie myślał?! Jesteśmy
przyjaciółmi czy nie? Jak mogłeś nam nie powiedzieć?- cholera, i
się zaczęło. A to oznacza tylko jedno Wiedzą, oni wiedzą
wszystko. Pewnie znaleźli te wszystkie groźby które dostałem. Co
prawda pierwszą zignorowałem, ale po drugiej zacząłem wierzyć że
to nie tylko głupi żart.
- Nie mogłem wam
powiedzieć. I nie będę o tym rozmawiał, a teraz przepraszam ale
jestem strasznie zmęczony.
Odwróciłem się tylko
tyłem. Nie wiedziałem tak naprawdę co miałbym im tłumaczyć. Nie
zrozumieli by, gdybym powiedział że to wszystko dla Meg.
Stwierdziliby że to było niepotrzebne, bo jakoś by ochronili by i
mnie i ją. Ale ja w to nie wierzę.
Kiedy obudziłem się po
raz drugi ból wcale nie zmalał. Czułem się potwornie. Ale nie
mogłem dać tego po sobie poznać. Przynajmniej nie przy chłopakach.
- Cześć Hazz- Lou się
nawet nie uśmiechnął, Boże co z nim się dzieje?
- Hej, co z tobą?
- Z nim? To ty leżysz
ledwo żywy, i to z twojej głupoty! Popieprzyło cię do końca!
Myślisz że Meggi by sobie poradziła gdybyś zginął, gdybyś
zostawił ją samą?! Ona cię potrzebuje, my też debilu jeden!-
nawet nie zauważyłem że Cons jest w sali zanim się nie odezwała
i nie zaczęła na mnie wydzierać. A ja popatrzyłem na wszystkich
jeszcze bardziej zdziwiony. Connie jest tutaj z Niallem, czy po
prostu przyszła do mnie? Boże, gdyby Meg ją tu zobaczyła jeszcze
bardziej by się wściekła.
- Trzeba było iść z tym
na policję, zrobić cokolwiek, zamiast czekać na to aż cię
postrzelą!
- Nie czekałem na to.
Chciałem tylko żeby Meg nic się nie stało. - odparłem pewny
siebie patrząc na nich wszystkich. Był tu wprawdzie tylko Louis,
Connie i Liam, ale i tak ciągle na mnie krzyczeli, a moja głowa
pękała mi od środka.
- Ty skończony idioto!
Ona teraz umiera ze strachu! Nawet nie wiesz jak się o ciebie boi! -
wiem, doskonale wiem jak ona się czuje. Wiem że się boi. I właśnie
dlatego nic jej nie powiedziałem, bo dokładnie tak czułaby się
przez ten cały czas gdyby wiedziała.
- Przestańcie się na
niego drzeć. Harry, dlaczego nam nie powiedziałeś?- zapytał tak
po prostu Liam, a ja już kompletnie zgłupiałem.
- Liam, ja ją kocham
rozumiesz? Po prostu kocham, tak jak nikt inny, i nie pozwolę żeby
jej cokolwiek groziło. Mam w dupie to co stanie się mi, zrobiłbym
to drugi raz, byleby tylko ona była bezpieczna.
- Jesteś nadopiekuńczy
Styles! Nie możesz dla niej wszystkiego ryzykować, narażać
swojego życia! Chroń ją, ale w inny sposób! Przecież byśmy
pomogli, Harry, pomyśl czasem.
- Co z tego że byście
wiedzieli? On i tak by mi to zrobił, nie rozumiecie? On chciał mnie
zabić. - zamknęli się, cóż za sukces. Wyraźnie zresztą
usłyszałem to co mi wtedy powiedział. „ Skoro ja nie mogę, ty
tez nie będziesz jej miał”. Może jestem głupkiem, ale on mówił
o Meg. On chciał Meg, a ja nie mogłem na to pozwolić. Dał mi to
zrozumienia może nie wprost, ale wiem, że o to chodziło.
- Wiesz kto to był?-
Connie wręcz pisnęła. Spojrzała na mnie zdziwiona i przerażona.
- Nie. - czy ja wyglądam
aż tak źle? Bo czuję się odrobinę niezręcznie. Już wolałem te
ich krzyki od tych gówno dających współczujących spojrzeń.
Wiem, jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, ale ja potrzebuję Meg, a
nie mogę pozwolić na to żeby tu była. Nie mogę. Po prostu
chciałbym aby chwyciła moją dłoń. I jestem zły na siebie za to
że pozwoliłem na to żebyśmy oboje zachowywali się na tyle głupio
by się kłócić przed jej wyjazdem. Ale wtedy byłem zawalony
pracą, poza tym wiedziałem że nie mogę zostawić Connie,
potrzebowała kogoś, potrzebowała przyjaciela, mnie.
Mam tylko nadzieję że
nie zawiodłem Meg tak bardzo jak myślę.
- Za chwilę ma tu być
twoja mama z Robinem. Reszta czeka na korytarzu, pozwolili wejść
tylko trzem osobom.
- Dobrze, dzięki że
jesteście. - uśmiechnąłem się słabo. To będzie ciężki, długi
dzień. Bo chyba nie będę miał nawet chwili dla samego siebie.
Chwili na to żeby zadzwonić do Meg.
Connie
Od początku wiedziałam
że cholernie mocno ją kocha.
Ale nie sądziłam że aż
tak. Nie raz opowiadał mi o niej, rozklejał się bo nie układało
im się. I to przeze mnie. Może gdyby ona nie wyjechała, może by
do tego nie doszło? Mówiłam mu o wszystkim, naprawdę staliśmy
się przez ten czas sobie bliscy. Ale nie inaczej niż przyjaciele.
Wiem, że jemu zależy na Meg, że kocha ją ponad wszystko. Wiem to.
I wiem że ja mam Nialla, wiem że go kocham.
Spotykaliśmy się często,
może i wykorzystywałam jego dobroć i to że jest taki pomocny, ale
potrzebowałam kogoś, a on sam zaproponował że mi pomoże,
zapewnił że mogę na niego liczyć. Nie mogłam rozmawiać z
Niallem o nim samym, siostra już wróciła do domu dziecka. Za dwa
miesiące kończy osiemnaście lat, a ja nie wiem co mam z tym
zrobić. Potrzebuję pracy, lepszej niż mała sumka jaką oferuje mi
mój szef w kawiarence w której jestem kelnerką. Ledwo mi starcza
na to na co mamie brakuje. A jak Courtney wróci to co ja zrobię?
Muszę się nią przecież zaopiekować. Harry niejednokrotnie
oferował mi pomoc pieniężną, ale ja nie mogę. Wiem że oni
wszyscy mają kupę kasy, dlatego między innymi czuję się tak
niezręcznie. Kiedy tylko Niall zadzwonił i powiedział że Harry
jest w szpitalu musiałam przyjechać. I jestem na niego tak bardzo
wściekła. Ja opowiadałam mu o moich problemach a on? Owszem, mówił
co się dzieje między nim a Meg, prosił o rady, ale nie wspomniał
o tym wszystkim.
Boże, gdyby cokolwiek mu
się stało. Jestem pewna że Magda obwiniłaby mnie. Wiem że uważa
że to ja jestem powodem ich kłótni. Harry nie musiał mi o tym
mówić, sama się domyśliłam. Dlatego starałam się nie dzwonić
do niego prawie w ogóle, on sam przychodził do mnie, potrzebował
wsparcia, więc co? Miałam go wyrzucić?
Teraz spojrzałam na
niego. Nie wiem jak można tak kochać. Tak by leżąc w szpitalu po
postrzale i ciężkiej operacji myśleć jedynie o niej. O tym, żeby
była bezpieczna, kiedy on mógłby zaryzykować po raz kolejny swoje
życie.
Tak bardzo bym chciała
żeby mnie ktoś tak kochał. Wystarczyło by żeby Niall kochał
mnie normalnie, bez gotowości poświęcenia siebie za mnie. Ale on
nie kocha mnie nawet w ten sposób. Nie jestem przekonana czy on w
ogóle coś czuje. Widzę przecież że jest zauroczony Emily.
Tak bardzo chciałbym żeby
była głupią, zapatrzoną w siebie idiotką. Byłoby mi o wiele
łatwiej jej nienawidzić. Ale Em okazała się być miłą, pogodną
dziewczyną. Stara się wszystkich pocieszyć, kiedy ja siedzę
załamana na krześle i boję się odezwać do kogokolwiek, bo wiem
że nikt mnie tu nie chce. Ale nie zostawię Harrego, wiem, że on
siedziałby przy mnie gdybym to ja tam leżała zamiast niego.
- Moglibyście przywieźć
mojego laptopa z domu?- zgaduje że zwraca się do Liama i Lou.
Przecież ja nawet nie wiem gdzie on mieszka.
- Jasne. Chcesz żebyśmy
kogoś poprosili?
- Jak ktoś chce niech
wchodzi, nie będą stać na korytarzu. Poza tym nie musicie sterczeć
tu wszyscy jedźcie do domu, odpocznijcie.
Kiedy wyszłam na korytarz
od razy połowa z nich uniosła głowy. Spojrzeli na mnie pytająco.
Co ja miałam im powiedzieć? Nie wiedziałam co chcą usłyszeć.
Oprócz tych co wcześniej widziałam siedziała tam jeszcze zdaje
się że mama Harrego i jego ojczym. To naprawdę śliczna kobieta,
ale była bardzo zdenerwowana. Podbiegła niemalże do mnie i
wyczekująco spojrzała jakbym miała jej powiedzieć cudowną
wiadomość. Zamiast tego powiedziałam tylko:
- Obudził się.
- I jak się czuje?
- Może pani do niego
wejdzie?
- Aa, no tak, jasne,
dziękuję.
Nie wiedziałam co mam
robić. Chciałam tu być, przy Harrym, ale wiedziałam że nikt mnie
nie chce. Ale ja przecież nie będę słuchać innych prawda?
Zresztą, to że są ode nie lepsi niczemu nie dowodzi. Mam takie
samo prawo do siedzenia tutaj jak oni. I nie zrezygnuję z tego od
tak. Nialler gdzieś się zapodział, zresztą sam nie wie chyba jak
ma się wobec mnie zachować. Nie rozmawialiśmy od tamtej rozmowy w
parku, od której swoją drogą minęło już naprawdę sporo czasu.
Owszem dałam czas jemu żeby się zastanowił nad całą sytuacją,
ale cholera! Myślałam że po tym rzekomym czasie on zacznie
cokolwiek robić, a tu nic, zupełne nic.
- A więc jesteś z
Niallem?- nawet nie zauważyłam że ktoś obok mnie usiadł.
Spojrzałam na ową osobę i o mało nie spadłam z krzesła. Emily.
Siedziała obok mnie i tak po prostu patrzyła na mnie wyczekując na
odpowiedź.
- Nie, nie wiem. -
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie mam pojęcia na czym tak
naprawdę stoję, co jest teraz między mną a moim blondynkiem.
- Chciałam cię
przeprosić.- co? Co ona powiedziała? Matkooo, nie wierzę,
naprawdę. - Nie powinnam była tak reagować. Nie pomyślałam o
tobie, po prostu czułam się głupio, bo zawsze coś do niego
czułam.
- Chyba zwariowałaś.
Wyobrażam sobie jak ty musiałaś się czuć. Nie przepraszaj.-
uśmiechnęłam się lekko, to nie był dobry czas ani miejsce do
czegoś takiego! Nie powinnyśmy rozmawiać o tym kiedy Harry tam
leży.
- W
każdym razie, chciałam ci tylko powiedzieć że przynajmniej teraz
wiem na czym stoję. Właściwie to chyba się w jakiś sposób
wewnętrznie uwolniłam. Czuję się pewna tego co mam i co czuję. -
taaa... super, szkoda że ja nie.
-
Nie mogę powiedzieć tego samego.
Naprawdę
mam dosyć tego wszytkiego. Nie wiem czy mogę z nim być.
-
Dlaczego? Nawet nie wiesz jak cieszyłabym się gdyby to mnie
wybrał.- uśmiechnęła się słabo, popatrzyła mi prosto w oczy a
mnie zatkało. Bo cholera, ma rację, i patrząc z jej perspektywy
jestem idiotką bo się jeszcze waham.
-
Wiem, tylko że ja chcę być pewna że mnie kocha. Że już nie
zrani. Rozumiesz o co mi chodzi.
-
Tak i się nie dziwię. Ostatnio spotkałam fajnego faceta, nawet
zaprosił mnie na randkę. I sama nie wiem czy jestem wyleczona z
Nialla. - zauważyłam że niektórzy z obecnych nam się
przyglądają. Z resztą co ja się dziwię, pewnie dla nich nie jest
normalne to, że my rozmawiamy po tym co odwaliłyśmy ostatnio,
powinnyśmy się nienawidzić.
- I co? Poszłaś ?
- Na co?- zapytała
zdziwiona a ja się roześmiałam.
- Na randkę.
- Tak, w końcu tak, ale
musiałam prosić nie jeden raz. Na początku się nie zgodziłam,
ale potem bardzo się starał i nalegał, więc w końcu mu uległam.
Ale i tak nie wiem co dalej.
- Na razie się nie
angażuj- dziwnie się czułam dając rady akurat Emily, w życiu bym
się nie spodziewała że dojdzie do takiej rozmowy. - Przecież
możesz się z nim spotykać, na razie nie traktując tego poważnie.
Z czasem zobaczysz czy coś z tego w ogóle będzie.- spojrzała na
mnie zdziwiona. Chyba w tym momencie zaskoczyłam nawet samą siebie.
Nieźle.
- Tak
myślisz? Nie jestem przekonana, boję się trochę.
-
Jeśli nie spróbujesz będziesz potem żałować że tego nie
zrobiłaś. A tak, jeśli nie wyjdzie nic się przecież nie stanie.
- Dobra, ale robię to na
twoją odpowiedzialność!- Em zaczęła się przeraźliwie śmiać
tak, że chłopcy spojrzeli na nas zdziwieni. Ah, gdyby Niall tu był,
to chyba padłby trupem. Haha, o wilku mowa. Wyłonił się zza
ściany z dwoma kawami w rękach, obok niego szedł Liam i tez niósł
dwa kubki z których aż parowało. Taaak, napiłabym się kawy.
Horan podniósł głowę i spojrzał na nas. Stanął w miejscu i nie
ruszał się dalej nawet o milimetr.
-
jeśli nie dasz mu szansy to osobiście nakopie ci do dupy.- szepnęła
Emily nachylając się nad moim uchem. Odwróciłam się do niej i
uśmiechnęłam się promiennie.
-
jeśli tylko będzie mnie chciał. - puściłam do niej oczko.- A tak
poza tym, to skoro już się znamy, to może wybierzemy się kiedyś
gdzieś same? Na kawę albo jakieś zakupy?- sama nie wierzę że to
powiedziałam. I czułam się odrobinę zdenerwowana. A jeśli nie
potrzebnie wyskoczyłam z czymś takim?
-
jasne.- Kamień z serca.
-
Connie, Em, przyniosłem wam kawę, chcecie?- nawet nie wiem kiedy
Nialler znalazł się tuz obok nas. Biedak, nie wiedział gdzie
podziać wzrok, bo ani na mnie ani na EM go nie chciał utkwić.
-
Dzięki Niall, chętnie się napijemy. - podał nam kubki i sam
usiadł obok mnie. Emily pokiwała brwiami posyłając mi znaczące
spojrzenie.
Nie
spodziewałam się że ona będzie taka. Ale tak bardzo cieszę się
że nie cierpi.
-
Mama Harrego i Gemma ciągle u niego siedzą?- chyba na siłę chciał
znaleźć jakiś temat, ale przypomniał mi tym o Harrym. Wróciło
do mnie poczucie winy.
-
Tak, i pewnie długo nie wyjdą.