Magda
Nie
wrócił.
Całą
noc czekałam. A on nie wrócił.
Nad
ranem, kiedy była już chyba ósma, usłyszałam huk na dole, od
razu zerwałam się z łóżka.
Ja
naprawdę myślałam że to Harry.
Coraz
bardziej zaczynałam się martwić. Nie wrócił przez całą noc. To
do niego na prawdę niepodobne, przecież nigdy tak nie znikał! Tak
samo jak nigdy się tak nie kłóciliśmy...
Na
dole zastałam Patrishię. Nie miała przyjść więc się lekko
zdziwiłam, ale za nic nie chciałam dać po sobie poznać że to nie
na nią czekam.
-
Harry do mnie dzwonił, żebym dziś też przyszła. A drzwi były
otwarte.
-
Mhm, w porządku.- mruknęłam nawet nie zaszczycając jej
spojrzeniem.- Zacznij od parteru, jak skończysz, to daj znać,
powiem ci które pokoje na górze trzeba wyszykować dla gości.
-
Ok, to ja się biorę do roboty.
Paty
poszła do salonu, a ja udałam się do kuchni. Nie mogłam nic
przełknąć. Jedyne na co się wysiliłam to kawa. Musiałam się
jakoś postawić na nogi po prawie nieprzespanej nocy. Mimo tego że
jestem na niego wściekła za wczorajszą kłótnię, to boje się o
niego. A jak coś mu się stało? Przecież ja sobie tego nie
wybaczę.
Poza
tym martwię się też o Emily. Wczoraj nawet nie chciała widzieć
Nialla. Była na niego wściekła. W końcu wyrzuciła z siebie
wszystko co w niej siedziało. A ja byłam wściekłą na niego. Jak
mógł jej coś takiego zrobić? Oczywiście chciał jej wyjaśnić
to wszystko,ale ona za nic nie chciała nawet na niego patrzeć.
Niedługo
po tym jak wróciłam z zakupów, odwiedzili mnie praktycznie
wszyscy. Z tym wyjątkiem że nie było z nimi ani Em ani Nialla.
Zaprosiłam ich do środka, czując się jednocześnie głupio z tego
powodu, że nie było Harrego.
-
Jak ona się czuje?- zapytałam Katie, kiedy zostałyśmy same w
kuchni. Spojrzała na mnie smutno. Nie jest dobrze.
-
A jak może się czuć? Dobrze wiesz, że ciągle wierzyła w to że
będą razem. Właściwie to wyleciała rano do Polski. Może tam
trochę odreaguje.
-
Tyle że to wszystko zniszczyło jej święta.
-
Chyba nie tylko jej.- Kate spojrzała na mnie w sposób jakby
wiedziała o wszystkim. O tym, że Harrego nie ma, że mnie zostawił
na dzień przed świętami i Bóg wie gdzie jest.
-
Gidze jest Harry?- właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, w jak
beznadziejnej sytuacji jestem. Mój chłopak zniknął wczoraj
wieczorem i ciągle go nie ma. Ignoruje moje telefony, nie odpisuje.
Chyba poważnie go zraniłam. Klapnęłam na kuchenne krzesło i
rozpłakałam się jak dziecko.
-
Nie wiem. – Kate do mnie podeszła i przytuliła do siebie.- Katie,
on wczoraj wieczorem wyszedł i nie wrócił rozumiesz? Boję się o
niego.
-
Jak to wyszedł? Pokłóciliście się?
-
I to jeszcze jak.
-
Magda, spokojnie. Za chwilę wróci i będzie dobrze. Przecież cię
kocha.-
Kocha
mnie.
Wierzę
w to, naprawdę a wręcz wiem to na pewno, tylko że ja tak jakby nie
wiem, co mam zrobić. Nie mam pojęcia gdzie on może być. Ciągle
nawiedzają mnie czarne scenariusze. A co jak coś mu się stało?
Może powinnam obdzwonić szpitale? Boję się o niego.
-
Chciałam ci życzyć wesołych świąt. Wyjeżdżamy jutro rano z
Zaynem do Polski.
-
Ja tobie też. Mam nadzieję że w końcu wasi rodzice zaakceptują
wasz związek. – uśmiechnęłam się do niej. Wiem że się
denerwuje wizyta Zayna u jej rodziców. To też nie jest proste, na
szczęście tata z Harrym się lubią. Robin i Anne chyba też mnie
lubią. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie.
-
Chodźmy do chłopców.
-
Meggi. Wesołych świąt! – krzyknął Louis. Podszedł do mnie i
przytulił mnie mocno.- Jamie kazała cię pozdrowić, i przekazać
że przeprasza że ci nie powiedziała wcześniej o nas.- szepnął
mi do ucha a ja się uśmiechnęłam. Przecież się na nią już nie
gniewam.
-
Dzięki Lou, no i oczywiście gdybym jutro zapomniała zadzwonić to
sto lat na urodziny. Wytrzymajcie mi tylko ze sobą z Jamie.
-
Postaram się.
Spojrzałam
na nich wszystkich. Powinnam dziękować Bogu za takich przyjaciół.
Jestem tak ogromnie wdzięczna za nich.
-
No Meg, życz od nas wszystkiego najlepszego Harremu, na pewno się
pogodzicie, jeszcze dzisiaj. – Tym razem to Liam do mnie podszedł
i przytulił.
-
Jedziesz do Wolverhampton?
-
Mhm, dawno nie byłem w domu. Louis też jedzie do siebie, a potem
leci do Paryża. Zayn z Katie do Polski. Więc pewnie zobaczymy się
dopiero na sylwestra co?
-
Na to wygląda. No to wesołych świąt. My już ci nie będziemy
przeszkadzać.
Po
południu zadzwoniła babcia, informując mnie że będą dzisiaj
wieczorem. A ja? Już po prostu nie miałam sił, na to żeby
zastanawiać się co z Harrym. Siedziałam w kuchni nad potrawami na
jutrzejszą wigilię. Teraz to byłam już na niego wściekła! Jak
mógł mnie tak zostawić z tym wszystkim samą?
Trzaśnięcie
drzwi.
Teraz
to na pewno jest on. Wychyliłam głowę żeby widzieć kto przyszedł
i po prostu się przeraziłam. Początkowo zasłoniłam dłonią usta
ze zdziwienia. On był, on cholera jasna...! Był zalany w cztery
dupy! Ledwo stał na nogach. Przytrzymywał się prawą dłonią o
ścianę a drugą usiłował zdjąć buty. Nie widziałam go w takim
stanie od naprawdę bardzo dawna.
-
Harry?- drżącym głosem mimo woli wypowiedziałam jego imię. Po
prostu nie mogłam uwierzyć że doprowadził się do takiego stanu.
Podniósł głowę patrząc prosto w moje oczy. Nie wyrażały
niczego, po prostu patrzył na mnie jakbym nic dla niego nie
znaczyła. A najgorsze było to, że kiedy tylko zorientował się co
robi oderwał ode mnie wzrok. Wyprostował się i lekko chwiejnym
wzrokiem przeszedł zupełnie obojętnie obok mnie. Chciał iść na
górę ale mu na to nie pozwolę. Nie ma nawet mowy żeby mnie tak
traktował.
-
Co ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęłam co spowodowało że się
zatrzymał. Odwrócił się do mnie i prychnął wciskając ręce do
kieszeni. Ja natomiast założyłam ręce pod piersiami patrząc
wprost na niego.- Nie było cię cały noc! Martwiłam się o ciebie!
Gdzie byłeś?
-
Więc?- uniósł obie brwi do góry jakby to, że go o to pytam było
jakieś dziwne. Mam ochotę wyrzucić go przez okno! Gdyby tylko
był odrobinę lżejszy
-
Zachowałeś się jak rozpieszczony, egoistyczny dupek! Zostawiłeś
mnie tutaj samą nie tylko na całą noc, ale też na cały dzień!
Musiałam wszystko robić sama!
-
Mogłabyś tak nie wrzeszczeć?- potarł palcami skronie zamykając
swoje oczy.
-
Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
-
Słuchałbym gdybyś nie krzyczała.
-
Jesteś upity!- mimowolnie krzyknęłam znowu. Po prostu jego
zachowanie wyprowadzało mnie z równowagi.
-
No i co? Chyba mogę się od czasu do czasu napić?- od razu przed
oczami stanęła mi ta sytuacja sprzed dwóch lat. To też było w
grudniu na kilka dni przed świętami. Wtedy kiedy ja mieszkałam w
Polsce, kiedy Kasia była w śpiączce. Wybudziła się, więc
przyjechałam. A co zastałam? Mojego chłopaka upitego, całującego
jakąś inna dziewczynę. Pamiętam to jak Louis go musiał odciągać
od niej bo miał ochotę po prostu ją przelecieć. Nie zdradził
mnie, racja, ale to nie znaczy, że nie bolało. To po tym obiecał
mi, że nie będzie już nigdy tyle pił. Wiadomo, jakieś tam piwo z
chłopcami, lub czasem trochę więcej. Ale to było w domu. Nigdy
już nie wyszedł do clubu ani żadnego baru żeby się schlać.
Nigdy
do wczoraj.
-
Cholera jasna, są święta! Za kilka godzin ma przylecieć moja
rodzina z Polski, a ty wyglądasz jak jakiś menel!
-
Menel?- znowu prychnął podchodząc bliżej mnie- To tylko i
wyłącznie twoja wina.- syknął w moim kierunku. Co się z nim
dzieje?
-
Chyba sobie żartujesz!
-
A gdzieżbym śmiał. Jestem pijany ale mówię śmiertelnie
poważnie. Przez ciebie wczoraj wyszedłem, przez ciebie teraz
śmierdzę wódką, i to przez ciebie wczoraj się pokłóciliśmy.-
uśmiechnął się głupkowato podchodząc bliżej mnie. – No co?
Taka jest prawda! Boli co?- był bezczelny, był odrażający.
I
faktycznie bolało.
Uderzyłam
go w policzek, głowa mu się odruchowo przekrzywiła w prawą
stronę.
-
Wynoś się.- tym razem to ja zmierzyłam go zimnym wzrokiem.
Naprawdę chciało mi się płakać ale z wszystkich sił starałam
się zatrzymać łzy. Nie chciałam przy nim się rozklejać, nie
chciałam być słabsza od niego. Jednak po domu rozniósł się
tylko jego donośny śmiech.
-
Nie kpij sobie kochanie. Zapłaciłem za ten dom nie mało i nie mam
zamiaru się stąd ruszać. - nie wierzę że posunął się do tego
stopnia aby wypominać mi to, że on sam kupił dom. Sam zaproponował
żebym się tu wprowadziła, poza tym częściej ja płacę rachunki
i robię zakupy niż on.
-
Gdyby nie to że wieczorem ma się pojawić tutaj babcia zwyczajnie
bym się wyniosła. To nie ty posprzątałeś cały dom, i nie ty
przygotowałeś jutrzejszą wigilię!
-
To twoja rodzina więc sobie rób co chcesz.
-
Do tej pory to była nasza rodzina, ale chyba już nie dla ciebie. –
szepnęłam tym razem nie ukrywając smutku jaki mi sprawił swoimi
słowami. Bo przecież bardzo lubił moją babcię, ciocię i wujka z
Londynu zresztą też. Zwyczajnie chciał bym poczuła się źle. I
mu się to jak najbardziej udało.
-
A teraz wybacz skarbie, ale pójdę się położyć, bo nie jestem w
najlepszej formie. A chyba oboje nie chcemy żeby zobaczyli mnie w
tym stanie?
Nie
odezwałam się już do niego. Po prostu nie wiedziałam co mam mu
powiedzieć. Mimo iż miałam mu tak dużo do wygarnięcia, nie
chciałam już tego robić. Bo wiedziałam że on wcale nie zamierza
być miły w stosunku do mnie, a co dopiero mnie przepraszać.
Odwrócił się do mnie tyłem po czym wyszedł po tych cholernych
schodach. A ja stałam i patrzyłam jak znika na górze. Było mi
przykro. Bo myślałam że święta będą przyjemnym czasem kiedy
razem będziemy ubierać choinkę śpiewając świąteczne piosenki.
Że to będzie cudowny czas. A tymczasem nic nie zapowiada się na to
żeby było dobrze. Widział jak się czuję, czułam jego zimny
wzrok na sobie. I mimo to nie zrobił nic. Po prostu wyszedł.
Najnormalniej w świecie sobie wyszedł! Mój Harry podszedłby do
mnie widząc że się nie uśmiecham i siedziałby ze mną dopóki
bym się nie uśmiechnęła. A tymczasem to właśnie z jego powodu
tego uśmiechu nie było. Sądziłam że to wszystko będzie
wyglądało inaczej. Przecież jeszcze kilka dni temu było dobrze.
Było naprawdę dobrze, wróciliśmy z naszego domku, tam zresztą
też spędziliśmy wspaniałe chwile.
Westchnęłam
zamykając oczy. To będzie prawdziwa porażka.
Ruszyłam
do kuchni, próbując jakoś zapomnieć o tym co tu się przed chwilą
wydarzało, rozmyślałam nad tym co powinnam jeszcze zrobić. Było
tego całkiem sporo.
Zatrzymałam
się w półkroku.
Nie
mamy choinki.
Zapomniałam
o choince!
Wściekłam
się na niego jeszcze bardziej. Nie dość, że miał mi pomóc w
ogarnięciu domu czego nie zrobił to właśnie on miał załatwić
choinkę. A co zrobił? Nic! Przecież ja o tej porze nie pstryknę
palcami i nie wyczaruje sobie zielonego drzewa. Kupiłam nawet bombki
i wszystkie potrzebne ozdoby. A nie mam choinki.
Gdybym
wiedziała w jakich relacjach będziemy nigdy bym się nie zgodziła
na święta u nas w domu. On pojechałby do Holmes Cheapel, a ja do
babci, do Polski. Nie byłoby żadnego problemu. Choć prawda była
inna. Chciałam spędzić z nim te święta.
Nasze
pierwsze wspólne.
_______________________________________